Przedostatni dzień na wyspie. Musiałem zmienić miejscówkę,
pożegnać wspaniałych gospodarzy i przenieść się do 101 Guesthouse - całkiem
przyzwoite miejsce za niewielką jak na Islandię cenę. Poranek rozpocząłem od
odwiedzenia Harpy, do której tym razem udało się wreszcie wejść. Ponieważ
wystawiono jakiś kiermasz z przecenami poświątecznych pierdółek, kupiłem kilka
najmniej kojarzących się ze świętami. Mam taki mały fetyszyzm, zbieram różne
drobiazgi z miejsc, które odwiedzam. Potem przyszła pora na sesję zdjęciową z
Sun Voyagerem. Nie widziałem za wiele tego świata, ale uważam, że to najlepiej
skomponowana z otoczeniem instalacja, która ma to do siebie, że można ją
fotografować na wiele sposobów i za każdym razem wyjdzie unikatowa fota.
Trudność polega jedynie na tym, żeby ominąć mistrzów pierwszego i drugiego
planu, w związku z tym, żeby zrobić wartościowe zdjęcia Voyagerowi, trzeba się
uzbroić w cierpliwość. Też mieć dobry aparat, mój taki nie jest. Wytrzymałem
dwadzieścia minut z wciąż włażącymi w kadr ludźmi, ale udało się złapać kilka
świetnych ujęć. Później już leniwie spędzany czas do spotkania autorskiego zorganizowanego
przez Iceland News Polska. Termin co najmniej beznadziejny, bo większość
Polonii w Polsce, a poza tym chyba mało kto ma tutaj czas, by w wirze
obowiązków zajmować się literaturą. Tak czy owak bardzo kameralna godzinka i mam
oryginalne zdjęcia, bo autor aż wyskoczył z butów z wrażenia - dosłownie!
Pytanie Justyny Grosel o to, kim jestem, i jak się mogę określić, ponownie
wzbudziło we mnie zamęt i przywołało świadomość, że mając czterdziestkę na
karku, nadal nie wiem, jak się zdefiniować, co o sobie mówić konkretnego. Tu
też myśli mi się jakoś inaczej, wyłącza się czujność obecna na co dzień w
Polsce; myślę, że tutaj jestem po prostu częścią Islandii i moja tożsamość nie
istnieje. Po spotkaniu pożegnalny podarunek od wyspy, czyli nareszcie zorza polarna.
Niewielka i hasająca po niebie tylko ponad kwadrans, ale dała mi dużo radości -
tym bardziej, że mogłem podbiec na pobliskie wybrzeże i widzieć ją bardzo
dokładnie. Z rzeczy pierwszych w moim życiu zorza polarna jest jedną z
najważniejszych. Tutaj w zasadzie cały czas doświadczam jakichś rzeczy
pierwszych. Ten pobyt był dla mnie jakimś bajecznie dobrym snem w arktycznej
tonacji błękitu i bieli. Snem, z którego czas się wybudzić. Pora wracać. Do
następnego razu!piątek, 29 grudnia 2017
wtorek, 26 grudnia 2017
Snæfellsnes zimową porą
Snæfellsnes zimą jest
oszałamiający. Półwysep, o którym mówią, że jest Islandią w pigułce, był dla
mnie dzisiaj wyjątkowo łaskawy. Paleta barw słońca i krajobrazy w zimowej
szacie, których jeszcze nie widziałem. Latem byłem tylko na południu tego
półwyspu. Berenika i Piotrek pokazali mi to oblicze, którego nie znałem. Myślę,
że aby stwierdzić, że zna się Islandię, trzeba ją koniecznie zobaczyć także
zimą. Przede wszystkim teraz, kiedy jest surowa, niedostępna i każda udana
wyprawa gdziekolwiek to składowa szczęścia i uważnego obserwowania prognozy
pogody. To jest inna wyspa niż ta w lecie. Udowadniająca, że człowiek osiedlił
się na niej przypadkiem i musi mieć naprawdę dużo determinacji, by przetrwać.
Latem panują naprawdę cieplarniane warunki i właściwie wszystko jest dostępne.
Dzisiaj - niekoniecznie. Można wyjść na plażę, ale ryzykuje się ścięcie krwi w
lodowatym wietrze, bo niewielki mróz jest tylko teoretycznie. Wiatr zmienia to,
co odczuwamy.
Ale za to widzi się wyraźniej. Kontury są dużo bardziej ostre,
kiedy na chwilę wyłonią się z półmroku lub mgły. Droga w jednej chwili czarna i
przejezdna, za chwilę spowita warkoczami sypkiego śniegu, przy których traci
się poczucie rzeczywistości i tego, gdzie naprawdę jest grunt. Snæfellsnes
zimową porą pozwolił mi zobaczyć wszystko to, co zobaczyć o tej porze roku
można. Tak intensywnego dnia nie miałem od lata 2016. Żaden papieros nie
smakował lepiej niż ten wypalony w rozpadającym się domu na farmie, w którym
żegnaliśmy się ze słońcem. I jeszcze gospodarze, niestrudzony kierowca i jego
towarzyszka. Z tymi ludźmi można jeździć wszędzie, bo wyjadą w plener nawet
mimo zmęczenia. Wiedzą, że każdy dzień na Islandii przynosi nowe możliwości. I
nie ma dwóch tych samych razów, bo każde miejsce odwiedzane ponownie jest inne.
Przepiękna, wzruszająca podróż. Zorza polarna nadal nie jest dla mnie łaskawa,
ale poczekam cierpliwie - jestem tu jeszcze przez dwa dni.Boże Narodzenie w Reykjaviku
Rytm wczorajszego dnia dyktowało słońce. Można spokojnie
spać do południa, jeśli ktoś uzależnia długość snu od tego, czy mu się robi
widno za oknem. Słońce w zimie ma inną definicję, ale też bardziej wyraźny
kształt. Ono jest tutaj w grudniu towarem na tyle deficytowym, że nawet ja -
wielbiciel ciemności - poddałem się temu dziwacznemu wyczekiwaniu na wschód, a
za chwilę na zachód. Różnica między jednym a drugim w grudniu to kilka godzin.
W tym czasie udało mi się pospacerować po Reykjaviku - odwiedzić miejsca, które
znam i dobrze pamiętam, ale także zajrzeć w zaułki i bramy, bo w mieście
popularne okazało się kolorowanie muralami czego się da. Niekoniecznie gdzie
się da, bo na trasie popularnych wędrówek turystycznych i przecinając uliczne
zakątki, udało mi się sfotografować jedynie ze dwadzieścia ciekawych prac.
Niezmiennie fascynuje mnie Sun Voyager na wybrzeżu.
Mogę mu robić zdjęcia bez
końca i za każdym razem wyjdzie inne. Gdyby tylko usunąć stamtąd wszystkich
turystów chociaż na kwadrans, powstałaby wielka sesja. Ale oczywiście
najważniejsze było słońce - jego zachód zapierał dech w piersiach. Reykjavik w
stalowych barwach i w chłodzie prezentuje się dużo bardziej dostojnie niż ten
zapamiętany przeze mnie w lecie. Dzisiejszy spacer w ogóle był dostojny.
Dreptałem w śniegu jak na własnych włościach, kiedy wie się, w którą stronę
skręcić i co się tam zobaczy. Utwierdziłem się jednak w przekonaniu, że
reykjavickie życie na dłuższą metę to nie ta Islandia, której pożądam. Dzisiaj
ruszamy w trasę na Snæfellsnes i pewnie trochę się nasycę taką z bezdrożami i dzikością. Póki
co na sam koniec dnia maleńka, ale moja pierwsza w życiu zorza polarna -
zamigotała tylko przez chwilę, dając nadzieję na powtórkę jutro lub pojutrze.poniedziałek, 25 grudnia 2017
Wigilia na Islandii
Dobrze jest wrócić. Szczęście
doświadczane po raz drugi ma wyjątkowy smak! Po kwietniowych przygodach
przestałem na kilka miesięcy myśleć o Islandii. Przynajmniej nie intensywnie.
Podjąłem próbę ponownego przylotu i jestem. Razem z co najmniej jedną chińską wioską, bo azjatyccy turyści zajmowali jakieś 1/3 miejsc w samolocie. Jestem u wspaniałych gospodarzy, Bereniki
i Piotrka, autorów "Szeptów kamieni", jednej z ważniejszych dla mnie
książek tego roku. Dziś, w dzień wigilii, miałem niepowtarzalną okazję
pojeździć z nimi po okolicy. Zima przyszła dopiero wieczorem, więc udało się
objechać kilka znanych i parę nieznanych mi zakątków w bardziej sprzyjającej
aurze. Jest trochę inaczej z postrzeganiem tego, co wokół. Nie ma tej
ekscytacji pierwszego razu, ale jest większa uważność, czułość do detali. Jeżdżę
z ludźmi, którzy wysiądą razem ze mną z samochodu, by w skupieniu sfotografować
skałkę lub obłoki. To wszystko nadal bardzo przyjemne i ekscytujące, nie ma na
Islandii dwóch tych samych razów. Teraz już rozumiem dużo lepiej niż latem, że układ chmur, naświetlenie
słoneczne, gra kolorów wokół - wszystko jest złudne i trzeba łapać te chwile.
Islandia zimą wcale nie jest taka zimna i nie poczułem jeszcze, co to znaczy
tych kilka godzin dnia, ale ciemność mi nie przeszkadza. Uczy pokory i szacunku
do wyspy. Znowu jestem tu, gdzie czuję się jak w domu, ale coraz trudniej jest
mi wyobrazić sobie na tyle godziwe życie i zajęcie, które umożliwiłyby mi
spokojne życie na Islandii w przyszłości. Bo z rozmów z gospodarzami wynika, że
wcale może nie być łatwo. Jeśli się przenieść, to tylko ze świadomością tego,
że uciekam od zgiełku i stresu. Naprawdę dobrze znowu tutaj być. Mieć
świadomość, że jest się we właściwym miejscu i że nie można wymarzyć sobie
lepszego. Jest też spokój po stresujących dniach poprzedzających lot - z dużą dozą nieufności musiałem dać drugą szansę Wizz Airowi. Przede mną kilka
ekscytujących dni i odkrywanie tego drugiego, zimowego oblicza wyspy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)