tag:blogger.com,1999:blog-50746338222380363252024-03-27T16:54:21.653-07:00Islandia na zawszeMoja fascynacja, mój punkt odniesienia, moje marzenie.Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.comBlogger118125tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-74314264031828395382024-03-25T00:38:00.000-07:002024-03-25T00:42:16.690-07:00Pytania i odpowiedzi, część 2<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIga6hVCDXL6VKpOL9Gs1ETO6Y9W9BjUmPlNwp9zbCTebBVB_csGfLMU6N1bng0JNd93FsUIh8Sqf1nheoSFD9Ruj-6qEJvwbrVXlhnPsrbN8pRJZ8GKzaECFvV1Ai-m1G3Ey2UE-8pnkPYyF7S7qQrgtpyfMYFEaq0kx2Y3pPaxFHt_jwWHTqWM8SXnA/s4000/IMG_20240323_104518.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIga6hVCDXL6VKpOL9Gs1ETO6Y9W9BjUmPlNwp9zbCTebBVB_csGfLMU6N1bng0JNd93FsUIh8Sqf1nheoSFD9Ruj-6qEJvwbrVXlhnPsrbN8pRJZ8GKzaECFvV1Ai-m1G3Ey2UE-8pnkPYyF7S7qQrgtpyfMYFEaq0kx2Y3pPaxFHt_jwWHTqWM8SXnA/w400-h300/IMG_20240323_104518.jpg" width="400" /></a></div><br /><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Islandia udowodniła, że jeśli
ktoś marzy o wiośnie w drugiej połowie marca, może się bardzo rozczarować.
Dokładnie pierwszego dnia astronomicznej wiosny (na Islandii nie ma czterech
pór roku, zima od razu przechodzi w lato w kwietniu) nad Fiordami Zachodnimi
rozpętało się białe piekło – jakkolwiek dziwnie brzmi to połączenie słów. Śnieg
padał przez cały dzień, a wiatr wiał w porywach do 28-30 metrów na sekundę. Jak
się zatem można zorientować, część dróg została zaraz zamknięta, a pod koniec
dnia zamknięte były wszystkie drogi w regionie, co zdarzyło się ostatnio w
okolicach Bożego Narodzenia. Co ciekawe – region stołeczny czy południe
Islandii nie miały takich pogodowych przygód, można tam było funkcjonować, a
przede wszystkim jeździć samochodem normalnie. Po dwóch dniach załamania
pogodowego we Flateyri wszędzie powstały kilkumetrowe zaspy śniegu i jestem
pełen podziwu dla człowieka odpowiadającego tu za odśnieżanie, gdyż wykonał
kawał dobrej roboty. Na zewnątrz zatem trzeba było na przykład wykopać tunel,
by wyjść z domu. Albo drugi do kontenera na śmieci, który również trzeba było
zlokalizować i odkopać. Moje drzwi wejściowe otwierają się na zewnątrz, w
związku z tym gdybym w czwartek nie pracował wokół nich z łopatą trzy razy
dziennie, oczywiście nie udałoby mi się opuścić mieszkania i musiałby mnie
odkopywać ktoś z ulicy. Taki to islandzki marzec. Nie zanosi się na to, byśmy
pożegnali się ze śniegiem do początku kwietnia, natomiast mam wrażenie, że w
ostatnich dniach spadło najwięcej białego puchu, odkąd zima rozgościła się tu
już w połowie października.<o:p></o:p></span></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIZbA0kSeX9b0VYIwiSHhBbUIACfaUuii1le-VB1ipNiueVZ2SaWH3nzyVqx2potV0q1yFaToo2wkNw69s8aYXby38jtXSGGmHt-ce1zVGQnpcZnvxFC3dA2B5Qr1EzJ17XrDvw5ukVES4CraqZVCy9T3xtCFHllxuXCUroOUx9WsnVmThyKDK2dmC5ZY/s4000/IMG_20240323_102451.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIZbA0kSeX9b0VYIwiSHhBbUIACfaUuii1le-VB1ipNiueVZ2SaWH3nzyVqx2potV0q1yFaToo2wkNw69s8aYXby38jtXSGGmHt-ce1zVGQnpcZnvxFC3dA2B5Qr1EzJ17XrDvw5ukVES4CraqZVCy9T3xtCFHllxuXCUroOUx9WsnVmThyKDK2dmC5ZY/w400-h300/IMG_20240323_102451.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Ale dzisiejszy post miał być
ponownie jak poprzedni poświęcony odpowiedziom na Wasze pytania. Kraina Ciszy
pyta o zaskakujące smaki czy zapachy, które dotąd były nieznane. Smak wody z
kranu jest czymś niezwykłym dla kogoś, kto przybywa z kraju, gdzie mało kto ma
odwagę napić się wody nieprzegotowanej. Ale ten smak znałem już wcześniej, więc
nie był nowy. Woda w Islandii wszędzie jest znakomita i można ją bez wahania
pić. Nalewasz z kranu i serio czujesz, jakbyś pił wodę niegazowaną jakiejś
lepszej marki. Drugi smak, który przychodzi mi do głowy, to smak jagnięciny.
Chyba tak się złożyło, że nigdy w życiu nie jadłem, tutaj spróbowałem tylko dwa
razy, jednak charakterystyczna nuta smakowa na języku pozostała ze mną na
dłużej. Co do zapachów – wiem, że to zabrzmi idiotycznie i jak z klasycznego
przewodnika po Islandii, ale tutejsze powietrze ma zapach i jest to
oszałamiające doświadczenie. Zwłaszcza wtedy, gdy wieje mocno i intensywnie, a
później wszystko się uspokaja. Jest również zapach, który nie jest dla mnie
przyjemny i trudno mi się do niego przyzwyczaić, a chodzi o ryby – wonie z
okolic zakładów rybnych, lecz również smród popularnej tutaj ryby suszonej,
którą zajada się z masłem, a której woń po otwarciu foliowego opakowania
zawłaszcza absolutnie każdą przestrzeń. Fajnie i różnorodnie pachnie też ocean.
Trudno mi to bardziej precyzyjnie opisać, ale czuję różne zapachy, będąc przy
różnych wybrzeżach. Deszcz tutaj też czasem pachnie. Ten najbardziej
intensywny. Na szczęście nie muszę znosić zapachu siarki, gdy odkręcam ciepłą
wodę, ponieważ nie mamy tu źródeł geotermalnych, za to płacimy dość konkretnie
za podgrzewanie wody. A przynajmniej ja płacę.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jola pyta o to, czy możliwy
byłby start tutaj bez ludzkiego zaplecza. Raczej nie, bo trzeba obejść absurdy
systemu, kiedy się tu przylatuje. Na przykład (o ile dobrze pamiętam, bo już
wyparłem te niepotrzebnie stresujące mnie rzeczy z pamięci), żeby mieć
kennitalę, czyli islandzki numer identyfikacyjny, należy mieć adres
zameldowania, a adres zameldowania można mieć wówczas, gdy ma się kennitalę.
Większość Polaków przyjeżdża tu do pracy, zatem wszelkie sprawy formalne
załatwiają za nich głównie pracodawcy. Ja musiałem wykazać, że mam środki na
trzymiesięczne utrzymanie, skoro dopiero zamierzałem szukać pracy na miejscu.
Taki wykaz był oczywiście z polskiego konta, gdyż nie mogłem założyć
islandzkiego bez kennitali i oczywiście należało zainwestować w tłumaczenie
przysięgłe, żeby ten dokument był po angielsku. Ma ważność przez jakiś czas,
ale naturalnie w praktyce można mieć te środki pożyczone od kogoś w dniu
wystawiania zaświadczenia, po czym po chwili ich już tam nie mieć. Zatem de
facto można wlecieć do Islandii bez grosza na koncie, bo sposób sprawdzania
środków na nim jest dość absurdalny (byłem przekonany, że takie coś robię po
prostu w urzędzie, gdy potwierdzam przybycie, i pokazuję aktualny stan
polskiego konta w aplikacji). W wielu sprawach na samym początku pomogli mi
Polacy mieszkający tu od lat. Pierwszy adres zamieszkania, wyrobienie
kennitali, bez której nic tu nie można zrobić, sprawy bieżące. Mieszkanie oraz
praca – to już zasługa Islandczyków. Czy chętnych do zawierania bliższych
relacji, bo o to pyta też Jola? Trudno mi powiedzieć, bo sam takich relacji nie
szukam. Na pewno Islandczyk zachowa wobec ciebie duży dystans, ale to zdrowe
podejście, o ile dystans nie zamienia się w lekceważenie. Dużo zmienia to, gdy
zaczynasz mówić po islandzku – nawet z błędami. Wtedy Islandczycy stają się
bardziej serdeczni. Myślę, że przyjaźnią się jednak z ludźmi, których dłużej
znają. Dla mnie cenne jest to, że odkąd zacząłem dukać po islandzku, nie jestem
już cieniem albo kimś, kogo się mija bez słowa. Islandczycy są bardzo serdeczni
w tym pierwszym podstawowym kontakcie. To, co najbardziej intymne w relacjach,
zostawiają – tak mi się wydaje – bardziej w rodzinie. Nie są tacy, jacy bywają
Finowie, którzy często afirmują, żeby się nawet do nich nie zbliżać, ale na
pewno nie ma tu żadnej wylewności w kontaktach. Jest ciekawość, jak również
wspomniany bezpieczny dystans. Wracając do pierwszego pytania Joli – jeśli
jesteś osobą zaradną, przedsiębiorczą i przede wszystkim umiesz w tak zwane
ogarnianie codzienności, dasz sobie radę, przyjeżdżając do Islandii. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXDClp-ZA1uBV77ehh3p3fnaQVmTc2ndtUWbgAKSMKLFyEcep9GdLOONjrbOHQNieKB36vC2xR8UPEY45P2RnM9tFmMEoMoIqIggFsUcA2wCP_IuhJSMsdGrP-6au_1muxHlVtqz-rLquQjqIYw53ZA6COh5WLmpHbyQ6RIIrteyrPAsh2BLhH-IE_SbA/s4000/IMG_20240323_115414.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXDClp-ZA1uBV77ehh3p3fnaQVmTc2ndtUWbgAKSMKLFyEcep9GdLOONjrbOHQNieKB36vC2xR8UPEY45P2RnM9tFmMEoMoIqIggFsUcA2wCP_IuhJSMsdGrP-6au_1muxHlVtqz-rLquQjqIYw53ZA6COh5WLmpHbyQ6RIIrteyrPAsh2BLhH-IE_SbA/w400-h300/IMG_20240323_115414.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Małgorzata pyta o zwyczaje, do
których ciężko przywyknąć. Owszem, jest ich kilka. Najbardziej denerwuje mnie
mieszanie pojęcia życia na luzie z niekompetencją albo byciem niesłownym. W
sensie ktoś nie wywiązuje się z jakiejś oczywistości lub nie wykonuje swojego
obowiązku zawodowego, za co w Polsce pewnie poniósłby konsekwencje, a
określenie „zapomniałem” czy „ojej, tak się nie stało” ma być równoważne z
przyjęciem, że tu po prostu tak jest i to jest tak zwane wyluzowanie. Trudno mi
przywyknąć też do tego, że praktycznie całą zimę wiele aut jeździ w śniegu i
lodzie. Kierowcy często przecierają tylko lewą stronę przedniej szyby i
ruszają. Nadal nie mieści mi się to w głowie. Wiem, że codzienne odśnieżanie
samochodu jest męczące i zajmujące czas, jednak nigdy nie wyjadę Marilyn,
dopóki nie jest oczyszczona ze śniegu czy lodu w sposób niezagrażający innym
kierowcom na drodze, przede wszystkim jadącym za mną. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Teraz zbliża się moja druga
już islandzka Wielkanoc. Co ciekawe – w Islandii wolne są czwartek i piątek
jako dni świąteczne, polska Wielka Sobota jest normalnym dniem pracy, a potem
znowu są dwa dni wolne tak jak wszędzie. Wiecie oczywiście, że nie będzie
żadnej Wielkanocy, lecz po prostu radość z wolnych dni, choć zimowa pogoda nie
odpuszcza i prawdopodobnie nigdzie daleko, a już na pewno na szutry sobie jeszcze
nie pojadę. Znajduję się w stanie dużego dyskomfortu i niepokoju, wciąż myśląc
o zmianie pracy, która jest konieczna, ale pociesza mnie świadomość, że już za
chwilę długa zima się skończy, a wszelkie drogi będą stały przede mną i Marilyn
otworem. Czekamy oboje z wytęsknieniem.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="background: white; line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">---<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="background: white; line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog albo Cię inspiruje i
chcesz mnie wesprzeć finansowo na emigracji, zapraszam: Jarosław Czechowicz, nr
konta w Alior Banku 65 2490 0005 0000 4000 2364 6501</span></p></div><p><br /></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-31047325505950583802024-03-18T02:34:00.000-07:002024-03-18T02:34:18.276-07:00Pytania i odpowiedzi, część 1<p> <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWrIyP_mR3L7h6WH3NdyC9RP1QVFa8OFvCbKGZp-8gPixOZ9t1ydDnaPRIiQhBv4rzImleVdyx0T4MnaV8Xtrsx7oQKUoCrPt7-JSz2NL9PYH4lYfuNej_6dbSEObxcfjEoQdMAJj-hfdSEI1IdsxAC0lo665401IDx__Eh38652Ec60iGDm6_GTL5JR4/s4080/notka1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWrIyP_mR3L7h6WH3NdyC9RP1QVFa8OFvCbKGZp-8gPixOZ9t1ydDnaPRIiQhBv4rzImleVdyx0T4MnaV8Xtrsx7oQKUoCrPt7-JSz2NL9PYH4lYfuNej_6dbSEObxcfjEoQdMAJj-hfdSEI1IdsxAC0lo665401IDx__Eh38652Ec60iGDm6_GTL5JR4/w301-h400/notka1.jpg" width="301" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Widok na islandzką "wiosnę"</i></span></td></tr></tbody></table></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Pomachałem sobie trochę z
łopatą przed domem, żeby jutro wyjść z niego do pracy i pomyślałem, że w ramach
odpoczynku przygotuję post, który zapowiedziałem na Fb. Prosiłem Was, abyście
umieścili tam pytania do mnie, a ja postaram się na wszystkie wyczerpująco
odpowiedzieć. Ponieważ jestem trochę wyczerpany treningiem cardio w śnieżnych
zaspach (tak, połowa marca na Fiordach Zachodnich to zima w pełni z aktualnie dodatkowo
silnym wiatrem 20-23 metry na sekundę), nie wiem, czy uda mi się zawrzeć
wszystko to, o czym myślałem od czasu przeczytania Waszych pytań, jednak
spróbuję zebrać myśli. Tym bardziej że pytań było sporo, więc rozłożę to jednak
na dwa posty. Jeśli w międzyczasie chcielibyście zapytać o coś więcej, polecam
facebookowy profil „Islandii na zawsze”, gdzie pod przypiętym u góry zdjęciem
można dodać pytanie. Można je wpisać także tutaj w komentarzu.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Barbara pyta o fajne jedzenie
oraz o muzykę. Przyznam się, że nic fajnego poza jagnięciną podczas
ubiegłorocznej kolacji wielkanocnej (tak, Islandczycy celebrują kolację, nie
śniadanie podczas Wielkanocy) nie jadłem na Islandii i jakoś nie rozglądałem
się za lokalnymi przysmakami, bo zwyczajnie nie mam pieniędzy na te dania,
które są zazwyczaj drogie. Na Islandii jest skyr w niezliczonych wersjach
smakowych. Taki prawdziwy skyr, a nie ten podpisywany jako islandzki i
sprzedawany w polskich marketach. Przejadł mi się. Jem tu paradoksalnie bardzo
mało ryb, choć to podstawa islandzkiej kuchni i w wielu miejscach można zjeść
rybne pyszności. Najlepsza ryba dnia tutaj serwowana jest w Húsið, gdzie
koniecznie trzeba zjeść obiad/kolację, jeśli trafi się do Ísafjörður. Nie
jadłem żadnych z tych świństw typu łby, jądra czy mózgi zwierząt, nie znoszę
też suszonej ryby, natomiast moim ulubionym przysmakiem z marketu jest serek
Kotasela, który przyrządzony z cebulką oraz przyprawami, smakuje znakomicie.
Niestety, nie jem tu zdrowo. Nie umiem gotować, nie mam na to czasu. Markety
oferują liczne gotowe dania, które wrzuca się do mikrofali, i w zasadzie tym
się żywię. Dobre jest masło, a co ciekawe - niesmaczne sery. Kupując gotowe
potrawy w Bónusie, zawsze należy sprawdzać datę przydatności do spożycia, bo
już kilka razy kupiłem dania przeterminowane. Islandczycy mają też wiele
rodzajów słodyczy, a szczególną różnorodność można zaobserwować w żelkach.
Przykro mi, ale nic naprawdę wyjątkowego nie można tutaj zjeść, ale ja też nie
jestem Magdą Gessler, więc piszę tylko o tym, czego mój żołądek potrzebuje albo
przeciw czemu się buntuje.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYW26iWpiCCeD70vSpGKHDQZSiCKxVR6S42RA4cIUzAmkTVvfJL1WKtYhYGEuXRhIHjAcfdSZ54XPXS97k4LH6JQ6UzKIba2uGQlaLqLighHBsq-OTi6ufnn60hPwKxqnksXgGl3RqAwI-KNegHoxD7DSbJ2wwZ82ipLTtVVO56ZWd6ljUBCeppK0ikSw/s1500/notka2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1500" data-original-width="1500" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYW26iWpiCCeD70vSpGKHDQZSiCKxVR6S42RA4cIUzAmkTVvfJL1WKtYhYGEuXRhIHjAcfdSZ54XPXS97k4LH6JQ6UzKIba2uGQlaLqLighHBsq-OTi6ufnn60hPwKxqnksXgGl3RqAwI-KNegHoxD7DSbJ2wwZ82ipLTtVVO56ZWd6ljUBCeppK0ikSw/w400-h400/notka2.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Okładka płyty zespołu, o którym mowa</i></span></td></tr></tbody></table><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Co do muzyki – polecałem już i
polecam lokalny zespół Isafjørd. Nie mają jakiegoś wielkiego dorobku
muzycznego, ale to, co do tej pory zaserwowali, bardzo mi się podoba.
Ciekawostką jest to, że wynajmuję dom od piosenkarza z zespołu Celebs, którym
siłą rzeczy się zainteresowałem i podglądam rozwój ich kariery. To oczywiście
zupełnie inny typ muzyki, ale jeśli chcielibyście zobaczyć mojego landlorda na
scenie, zapraszam do obejrzenia ich <a href="https://youtu.be/jmCrGZGOlIo?si=1RqLEqeaeOcKmrAA" target="_blank">występu podczas ubiegłorocznego Söngvakeppnin</a>. Specem od muzyki islandzkiej jest Marcin Kozicki, którego stronę
<a href="https://www.stacjaislandia.pl/" target="_blank">Stacja Islandia</a> serdecznie polecam. Mam wrażenie, że muzyka islandzka dzieli
się na segment mrocznej, melancholijnej, kuszącej bardziej wymagającego
odbiorcę oraz na segment chwytliwego, prostego, bezpretensjonalnego i czasami
sympatycznego popu. Na pewno pomiędzy są jeszcze inne segmenty, ale ja po
prostu nie słucham na co dzień islandzkiej muzyki, natomiast Marcin wie o niej
wszystko.</span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjiJAbGBYBaRi7WeH7x6-AhMTWeX1Cb1bWfmDJ-UjQCVwCxdfq9KsNevfZE1Jqc4hF4FDUkOXiVjhjlnX-L8yR7L94E6qp3yD1GknconGEQZxyuK-6AmLDDJTDo3nxi0VPvcKbBBXnZw5t-P7nmupci17MSRRauuZ6Gn20B_Bpbs8QH6eZ1tY3OZmMsu8/s3804/notka4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3804" data-original-width="2864" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjiJAbGBYBaRi7WeH7x6-AhMTWeX1Cb1bWfmDJ-UjQCVwCxdfq9KsNevfZE1Jqc4hF4FDUkOXiVjhjlnX-L8yR7L94E6qp3yD1GknconGEQZxyuK-6AmLDDJTDo3nxi0VPvcKbBBXnZw5t-P7nmupci17MSRRauuZ6Gn20B_Bpbs8QH6eZ1tY3OZmMsu8/w301-h400/notka4.jpg" width="301" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Plany - zostać tu na zawsze</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Ewelina pyta o plany na
przyszłość. Trudno mi cokolwiek konkretnego napisać. W Islandii żyje się tak,
że zazwyczaj nie antycypuje zbyt wiele. Ale życie chwilą to także nie jest mój
model. W tym momencie mam wrażenie, że utknąłem. Jestem sprzedawcą w sklepie,
który niebawem opuszczę, ponieważ bardzo mało tam zarabiam i zwyczajnie nie
stać mnie na wszystkie miesięczne wydatki. Wspominałem o tym w poprzednim
poście. Nie wiem, jaką alternatywną pracę znajdę i przede wszystkim czy znajdę
coś z godziwą wypłatą, bo tutaj, na Fiordach Zachodnich, możliwości są
niewielkie. Na razie jestem na tym etapie emigracji, że nie snuję planów, lecz
wiem jedynie, że chcę tu zostać. Bardzo bym chciał zarabiać na pokazywaniu
ludziom Islandii, fotografowaniu jej, pisaniu o niej. Tymczasem, żeby mieć na
chleb, paliwo i fajki, muszę pracować tam, gdzie ta praca jest. Kto wie, może
pójdę do przetwórni rybnej, by zaliczyć to klasyczne doświadczenie początku
polskiej emigracji. Nie wiem, co będzie. Finansowa niepewność jest bardzo męcząca.
Mam nadzieję, że nie dojdę do ściany i wydarzy się coś, co po prostu powiększy
liczbę koron na moim koncie. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Sebastian pyta o piwo i puby.
Cóż, piwa w ogóle nie piję, a w Polsce sięgałem sporadycznie po Heinekena. Nie
wiem zatem, jakie rodzaje piwa i w jakiej cenie są na Islandii. Tutaj alkohol
sprzedawany jest w specjalnych sklepach monopolowych (jak we wszystkich krajach
nordyckich) otwartych dość krótko w ciągu dnia, natomiast picie go „na mieście”
to narażenie się na spory wydatek, bo już normalnie w sklepie wyroby alkoholowe
są drogie, natomiast w knajpach droższe pewnie dwukrotnie. W Ísafjörður
odbywają się imprezy w Edinborg Bistro i pewnie jeszcze w jakimś miejscu, ale
tego nie wiem, bo nie bywam. Nie stać mnie jak w Polsce na umówienie się z kimś
i wyjście na wieczorne piwo lub dwa. Poza tym muszę dojechać do domu 25 km,
więc jak to wieczór z alkoholem? We Flateyri mamy klub, w którym można się
napić i potańczyć, stoi nawet za rogiem mojego domu, ale nigdy tam nie byłem.
Vagninn czynny jest obecnie tylko w sobotnie wieczory, lecz w sezonie
turystycznym ożyje. Pewnie się tam kiedyś wybiorę, choć nie mam takiej
potrzeby. Być może zrobię to z czystej ciekawości. Reasumując: w Islandii
lepiej kupić alkohol i zrobić domówkę niż iść szaleć do miasta. Inna sprawa, że
sporo ludzi nie ma tu żadnych problemów finansowych, więc mogą sobie śmiało
pozwolić na to drugie.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Iwona pyta o język islandzki.
Pisałem o nim tutaj wiele razy, więc pozwolę sobie tylko wspomnieć o nowych
spostrzeżeniach. Przede wszystkim w nauce języka obcego pierwszym etapem jest
słuchanie i rozumienie tego, co się słyszy, a dopiero potem mówienie w tym
języku. Ja mam wrażenie, jakbym chciał wejść na ten drugi poziom z pominięciem
pierwszego. Jestem osłuchany z islandzkim na co dzień, ale wciąż naprawdę
niewiele rozumiem. Islandczycy mają też kilka słów, które nic nie znaczą, a
które są używane nagminnie i co więcej – oni dzięki tym słowom precyzują swoją
komunikację. Ukończyłem dwa kursy języka islandzkiego. Znam blisko tysiąc słów.
Potrafię budować bardzo proste zdania, a mimo to wciąż brakuje mi słów. Czasami
próbuję mówić, używając zdań złożonych. Język jest bardzo trudny, a fonetyka
najtrudniejsza. Problemem na przykład w poprawnej odmianie rzeczowników jest
to, że trzeba znać rodzaj, by odpowiednio odmienić, a w islandzkim rodzaje
zdecydowanie nie pokrywają się z rodzajami języka polskiego. Islandzki ma też
dużo słów, które lepią ze sobą trzy lub cztery i tworzą nowe znaczenie. Już
samo poprawne przeczytanie takiego czegoś jest wyczynem, nie mówiąc o użyciu go
w zdaniu. To, co mi niezbędne w pracy w sklepie, mam mniej więcej ogarnięte.
Umiem nawet czasem poprowadzić krótki small talk z klientem po islandzku. Ale
to nadal poziom, któremu daleko do A1. Uczę się powoli, wciąż zapominam to,
czego się nauczyłem, frustruję się z tego powodu, jednak idę do przodu.
Wcześniej czy później się nauczę islandzkiego, bo po prostu nie mam wyjścia,
zostaję tu, chcę mówić językiem ludzi żyjących w tym państwie.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1fv1Wiowg0bslFUPEzLgP7QxXWaq3XaXZE9klalwqgh9qYiqcYRswjqA_wXlFlzqxsSCokqJ8vxF2CX0MZwe4vXCDzlbDKjyaKgjGRYAVRPad3AXBjVsVk3NmgqCQzNxV1o2WMqFb01dQmWZkW0M7fNZyen_nFsSsD7o4ounn43I9S_LK6N9NQ1ySaoU/s4079/notka3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3073" data-original-width="4079" height="301" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1fv1Wiowg0bslFUPEzLgP7QxXWaq3XaXZE9klalwqgh9qYiqcYRswjqA_wXlFlzqxsSCokqJ8vxF2CX0MZwe4vXCDzlbDKjyaKgjGRYAVRPad3AXBjVsVk3NmgqCQzNxV1o2WMqFb01dQmWZkW0M7fNZyen_nFsSsD7o4ounn43I9S_LK6N9NQ1ySaoU/w400-h301/notka3.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Ukończyłem dwa kursy języka islandzkiego</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Odpowiedzi na kolejne pytania
pojawią się w następnym wpisie. Przypominam, że wszystko, o czym tu czytacie,
jest moją prywatną perspektywą. Nie posiłkuję się żadnymi stronami o Islandii,
nie kopiuję ich fragmentów, nie tworzę jednocześnie iluzji pięknego życia na
emigracji, bo ono jest bardzo trudne i będę to stale podkreślał. Tymczasem
czekam końca zimy, ale muszę się uzbroić w cierpliwość. Muszę również zająć się
projektem albo konspektem książki o tym pierwszym emigracyjnym roku. Moje
powieści nie sprzedały się w satysfakcjonującym mnie nakładzie, więc może pora,
aby spróbować z literaturą faktu. Tylko kiedy znaleźć czas na uporządkowanie i
zapisanie doświadczeń emigracyjnych?</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">---<o:p></o:p></span></span></p><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;">
</span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog
albo Cię inspiruje i chcesz mnie wesprzeć finansowo na emigracji, zapraszam:
Jarosław Czechowicz, nr konta w Alior Banku 65 2490 0005 0000 4000 2364 6501</span></span></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-6360663349465355202024-03-10T00:38:00.000-08:002024-03-10T01:08:08.193-08:00Ökuskóli 3<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEho_IkHWJUxyKOOR-mX0JN-_q9vnIvtsvaFqifJt5dPPrr-AJRbfFRqool2QgK3Rz4dkjE8NGKNu_lKCmZC4IX_k1CoZ1L4RCXnt6gEAJZR6zhGje8_RnNgwkZucc6S9gE2wUaK9hYV1MIo-wnWULLIe4g5eFVtUdKzDdczV2IaKCQsKL1lkEYRcfWHxS0/s2505/koszulka.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2505" data-original-width="1879" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEho_IkHWJUxyKOOR-mX0JN-_q9vnIvtsvaFqifJt5dPPrr-AJRbfFRqool2QgK3Rz4dkjE8NGKNu_lKCmZC4IX_k1CoZ1L4RCXnt6gEAJZR6zhGje8_RnNgwkZucc6S9gE2wUaK9hYV1MIo-wnWULLIe4g5eFVtUdKzDdczV2IaKCQsKL1lkEYRcfWHxS0/w300-h400/koszulka.jpg" width="300" /></a></div><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Na początku chciałem Wam
pokazać koszulkę, którą zdobyłem <a href="https://veryfinnishproblems.com/products/born-to-social-distance-unisex-organic-cotton-t-shirt-1?variant=39978222682292" target="_blank">w sklepie Very Finnish Problems</a>. To satyryczna
strona, którą od lat obserwuję na Facebooku i od niedawna na Instagramie.
Okazuje się, że wiele finish problems to moje problems. Podobno dla Fina
największą traumą jest to, gdy ktoś zajmie drugie miejsce obok niego w
komunikacji publicznej. Ja może nie cierpię wtedy tak bardzo, ale wreszcie
udało mi się znaleźć koszulkę, która oddaje moją osobowość. Tym bardziej że
jest z dobrego materiału, nie idzie tygodniami z Chin, bo wysyłana jest z
Europy, i sklep oferuje wiele innych ciekawych gadżetów dla introwertyków,
którzy czasami chcą zamanifestować, kim są. Oczywiście bardzo dziękuję
islandzkiej poczcie za przyłożenie mi cła wynoszącego drugą cenę koszulki, ale
tak już jest, jak się mieszka poza Unią Europejską. Przez rok islandzkiego
życia doskonale poczułem i zrozumiałem, jak wspaniała jest europejska
różnorodność konsumencka. Z drugiej jednak strony - skoro tutaj rzeczy jest mało i w mniejszym
wyborze, można się nauczyć minimalizmu. Dla każdego zakupoholika zamieszkanie
na Islandii przez powiedzmy pół roku byłoby doskonałą terapią leczącą
uzależnienie.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Ale ja dziś nie o tym, lecz o
Ökuskóli 3. To islandzka szkoła jazdy w tak zwanych trudnych warunkach, jednak
oferuje dużo więcej niż wiedzę oraz doświadczenie w tym zakresie. Chwaliłem się,
że zdobyłem na Islandii prawo jazdy w dwa miesiące, jednakże nie wspomniałem,
iż jest ono na razie tymczasowe. Aby uzyskać dokument na stałe, trzeba poza
dwoma kursami teoretycznymi online, zdanym egzaminem z teorii, jazdami z
instruktorem oraz zdanym egzaminem praktycznym, zaliczyć również Ökuskóli 3. Ja
miałem na to aż trzy lata, ale postanowiłem zrobić ten kurs, zanim minie rok,
odkąd mam prawo jazdy. Problemem jest to, że ta szkoła jazdy jest tylko w
jednym miejscu w kraju, w Hafnarfjörður. Na szczęście wspaniałe związki
zawodowe refundują jej koszt (prawie 50 tysięcy ISK), a także zwracają za
paliwo, co dla mnie, dojeżdżającego tam z Fiordów Zachodnich, jest oczywiście
bardzo cenne. Śmiałem się trochę wcześniej, że przeżyłem zimę na fiordach z
codziennym jeżdżeniem po 50 km dziennie, więc taką Ökuskóli 3 miałem już
zaliczoną wiele razy. Niekoniecznie. To nic, że wyprowadziłem Marilyn z
poślizgu trzy razy. Podczas kursu ma się do wyprowadzenia z poślizgu samochód,
który wiruje jak karuzela. Wszystko odbywa się na placu manewrowym, po którym
jeździ się „pajączkiem”, czyli samochodem z doczepionymi z czterech stron
małymi kółkami, a instruktor wprowadza auto podczas jazdy w stany, które
doprowadzają do zawrotu głowy. Znakomite i cenne doświadczenie dla każdego
kierowcy. Tym bardziej że w aucie poza instruktorem siedzą trzy osoby. Każdy
prowadzi i musi się nauczyć radzić w kilku niebezpiecznych sytuacjach. Opisałem
tylko jedną, którą symulują te „pajączki”, ale niezwykle cenne jest to, że gdy
prowadzi kolejna i kolejna osoba, zmieniamy tylne siedzenie oraz obserwujemy,
jak radzi sobie inny kursant z dwóch różnych perspektyw. Dopiero widząc ręce na
kierownicy kolegi, zrozumiałem dwa swoje błędy.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGRxaJfHx7LybzYPIFmLtjDN1mF4jRQI71wOvZed5LH9q58McoXp-VMxbOis9brkmQnRQtdz89zauuDk94jlmkuatE1Oa-25Wv6AoxHxc1pwdY-Xn3OL_Xx0egs5GTrQgFuNFDdKFGsMRt26yP8EC8OEFCF6Jvol4q9M-AHV_l4EW9KxiQHK3P-AINGrc/s638/paj%C4%85czek.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="389" data-original-width="638" height="244" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGRxaJfHx7LybzYPIFmLtjDN1mF4jRQI71wOvZed5LH9q58McoXp-VMxbOis9brkmQnRQtdz89zauuDk94jlmkuatE1Oa-25Wv6AoxHxc1pwdY-Xn3OL_Xx0egs5GTrQgFuNFDdKFGsMRt26yP8EC8OEFCF6Jvol4q9M-AHV_l4EW9KxiQHK3P-AINGrc/w400-h244/paj%C4%85czek.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">"Pajączek" z placu manewrowego</span></i></td></tr></tbody></table><span style="line-height: 107%;"><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Druga część kursu jest
bardziej teoretyczna, ale nastawiona przede wszystkim na dyskusje. Można między
innymi poczuć, jak boli w klatce piersiowej, kiedy usiądzie się w urządzeniu
stymulującym zderzenie czołowe z jedynie minimalną prędkością. Niesamowite jest
również doświadczenie przebywania w samochodzie, który jest obracany do góry
nogami, a właściwie robi dwa obroty, z czego instruktor zatrzymuje nas na
chwilę z głowami wiszącymi w dół i paniką w oczach. Otrzymujemy również
informację o tym, że jest co najmniej dwadzieścia powodów, dla których
zapinanie pasa bezpieczeństwa to absolutny priorytet. Mnie nieco rozbawiły
slajdy pokazujące trudne warunki drogowe, bo ten ostatni obrazek z rzekomo
najtrudniejszymi, to moja całkiem przyzwoita codzienność dojazdu do pracy, bo
widać tam słupki. Dodam, że te małe, nie wysokie. Mogę świetnie jeździć w
zawiejach i zamieciach, jednak jazda po mieście to wciąż dla mnie wyzwanie. Tym
razem tylko się trochę stresowałem, nie panikowałem. Postanowiłem zjechać
Reykjavik i ościenne miasta kilka razy wzdłuż i wszerz. Oczywiście, że
popełniłem dwa błędy, które natychmiast skorygowałem i więcej ich nie popełnię,
pogubiłem się raz w zjazdach, których wraz z rondami dwupasmowymi jest tam od
groma, ale ostatecznie już nie boję się jeździć po rejonie stołecznym, choć z
pewnością brakuje mi codziennej praktyki koncentrowania się na wielu bodźcach i
komunikatach w ciągu kilku sekund, której to żyjąc na prowincji, po prostu nie
mam, bo nie mam gdzie poćwiczyć. I nie ma tu ludzi, którzy jadą za tobą, przed
tobą i obok ciebie. Cały czas.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Znakomity kurs także dla
doświadczonych kierowców. Uważam, że powinien być obowiązkowy dla zdających
prawo jazdy w całej Europie. Żadna teoria ani opowiadanie o jakichś
dramatycznych zdarzeniach drogowych nie zastąpią doświadczenia. A ono uzyskuje
się w Ökuskóli 3 w kontrolowanych warunkach i jest niezwykle cenne. Czy teraz
bardziej boję się jeździć Marilyn? Wprost przeciwnie. Wiem, że jest cudownym
autem, którego nie zamienię na żadne inne, ale zdaję sobie sprawę z tego, iż
jest również zabójczą metalową klatką. I te dwa oblicza muszę pogodzić w swojej
świadomości.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"></span></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrYZcQQ8c8zvXNSQMDhe-w2SPq5L5C0uloPZbHZMti4LDgN8Ef8EFRsD1QRPULNiVfZVjWjP7UBqSMXJUbBL3JNCUuCIJ01TBID4bAA6w56hyphenhyphenzRa9aLvgqvW8-tu1qID-KPC4hdjCgWDgn3fAYAiwOCLuJxImfijQPnuXqQ5iRAc5F0G-oXGiqoo_DS40/s4080/widoczek.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrYZcQQ8c8zvXNSQMDhe-w2SPq5L5C0uloPZbHZMti4LDgN8Ef8EFRsD1QRPULNiVfZVjWjP7UBqSMXJUbBL3JNCUuCIJ01TBID4bAA6w56hyphenhyphenzRa9aLvgqvW8-tu1qID-KPC4hdjCgWDgn3fAYAiwOCLuJxImfijQPnuXqQ5iRAc5F0G-oXGiqoo_DS40/w301-h400/widoczek.jpg" width="301" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">W stolicy zdecydowanie nie mają TEGO</span></i></td></tr></tbody></table><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /><span style="line-height: 107%;"><br /></span></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><span style="line-height: 107%;">Trzy dni w podróży były dla
mnie ogromną radością, bo po raz pierwszy od października wyjechałem z Fiordów
Zachodnich. Islandia zafundowała mi znakomitą pogodę, czyli temperaturę na
plusie i przejezdne drogi. Oczywiście bardziej interesowały mnie pejzaże
oglądane w jej trakcie niż ponowna wizyta w stolicy. Tam spotkałem się z dwójką
znakomitych fotografów i wymieniliśmy parę spostrzeżeń na temat islandzkiej
codzienności, która wciąż konsekwentnie i uporczywie opowiadana jest jako
sielanka. Nie, życie na Islandii nie jest sielanką. Jest bardzo trudne,
wymagające również wyrzeczeń, a także anielskiej cierpliwości, gdy o wiele
spraw trzeba po prostu walczyć. Coraz częściej myślę o tym, żeby zamiast kolejnej
powieści zmierzyć się z literaturą faktu. Opisać mój pierwszy rok emigracyjny
na Islandii. Bez lukru i bez instagramowych oraz proponowanych przez biura
podróży bzdur. Surowa codzienność w surowym miejscu. Czy jakiś wydawca chciałby
taki materiał? Nie wiem. Wiem natomiast, że sam Reykjavik z pobytu na pobyt odstręcza
mnie coraz bardziej. I coraz mocniej wrastam w przekonanie, że właśnie Fiordy
Zachodnie z ich ciszą oraz izolacją to moja absolutnie dozgonna miejscówka,
natomiast wiem, że będzie tu coraz trudniej, gdyż z powodu niskich zarobków po
prostu muszę zmienić pracę na lepiej płatną, a nie ma tu takich możliwości
zatrudnienia jak choćby w mieście, które odwiedzam z coraz mniejszą radością.
Trzymajcie zatem kciuki.</span><span style="line-height: 107%;"><o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">---<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog
albo Cię inspiruje i chcesz mnie wesprzeć finansowo na emigracji, zapraszam:
Jarosław Czechowicz, nr konta w Alior Banku 65 2490 0005 0000 4000 2364 6501</span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-8176149030676838052024-02-25T11:08:00.000-08:002024-02-25T11:08:26.692-08:00Islandzka samotność<p> <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbquFePv9mjVNlHk4C5KFWi-t50u1ixWY0j2C9KSk7mc2tJLrSmu9ah7-msivmz_jg4pBxoKVh5rsPKlWE60pYsXJoQTD_2zsQgolJkkT1tFPhCOOgQsV0UOFcthrigVXE_OHbgHl8cJRW3Wv7NgyteOUoY09RJRCOWc7wbyA_SVUYoWj9qBtn2wmIh1o/s4080/sam1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbquFePv9mjVNlHk4C5KFWi-t50u1ixWY0j2C9KSk7mc2tJLrSmu9ah7-msivmz_jg4pBxoKVh5rsPKlWE60pYsXJoQTD_2zsQgolJkkT1tFPhCOOgQsV0UOFcthrigVXE_OHbgHl8cJRW3Wv7NgyteOUoY09RJRCOWc7wbyA_SVUYoWj9qBtn2wmIh1o/w301-h400/sam1.jpg" width="301" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Islandia to samotność<br /></i></span></td></tr></tbody></table></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Do napisania tego postu
zainspirowało mnie kilka komentarzy na Fb pod poprzednim wpisem. Otóż
otrzymałem sympatyczne życzenia znalezienia tu kogoś bliskiego, żebym nie żył w
pojedynkę, co na Islandii jest naprawdę kosztowne, a wszystkie wyliczenia w tym
temacie zawarłem <a href="http://islandianazawsze.blogspot.com/2024/02/przezyc-na-islandii.html" target="_blank">w poprzednim poście</a>. Chciałbym dziś wyjaśnić, że nie
potrzebuję ani nie szukam tak zwanej drugiej połówki, ponieważ doskonale czuję
się sam ze sobą i właśnie w takim stanie najlepiej mi odbierać piękno Islandii,
która także sama w sobie jest samotnością. Osobna na północnym Atlantyku,
smagana wiatrami, w interiorze często niedostępna, pozwoliła się tu osiedlić
ludziom, lecz ma ich za nic, co pokazały chociażby ostatnio wydarzenia z
erupcjami wulkanicznymi, które zmusiły tysiące mieszkańców Grindaviku do
opuszczenia swoich domów. Islandia jest piękna i groźna, ale ja chciałem dziś
napisać o tym, że stan samotności jako taki nie ma w sobie w zasadzie żadnego
piękna, nie musi niczym grozić, jednak bywa najcenniejszym życiowym
doświadczeniem.<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Wielu ludzi boi się
samotności. Wielu uważa samotność za niezdolność do funkcjonowania w
określonych modelach społecznych, w których istotne jest to, że człowiek tworzy
różnego rodzaju stada i musi być częścią takiego stada, bo tylko wtedy nazywany
jest dojrzałym społecznie. Samotność bardzo często kojarzy się negatywnie. Być
samotnym to być w jakimś stopniu uszkodzonym, niepełnym, niegotowym na relacje,
niespełnionym, depresyjnym, unikającym i w związku z tym innym w rodzaju
dziwaka. Tymczasem jest to przecież stan, w którym najlepiej i najpełniej można
się przyglądać sobie, a silna relacja, jaką się wtedy wytwarza, to relacja… z
samym sobą. Wiadomo, że zaczynaliśmy w jaskiniach i z maczugami jako istoty
stadne, bo było to konieczne do przetrwania, ale od dłuższego czasu świat pełen
jest singli, którzy absolutnie nie cierpią z powodu tego, że są sami, choć
wciąż wpajane jest nam, że to przejaw dekadencji czasów, w jakich żyjemy i że z
tego nie będzie żadnych następnych pokoleń. Nie musi być, bo i po co? Czyż nie
za długo już zawłaszczamy tę planetę? Czy Islandia ma się borykać z obecnością
ludzi w nieskończoność?<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsi4NM0GLRFWhmbQSCOec6yzcUG6fs2HXy1zSJJ7y3peOv7Hz9gpMmUi21HerFZhT7qUG_T1fB8UFv-8KUuIHYh_6nSUeORoF1b1swrPpHY8RIZbE4PgwfPsn1H3z8Lc_7c9F9PjX71uC9lEfzuJ9dKp1_L2BlkgWw4BCTwHzkbikH0W2a0tC8nnu5Pnk/s4080/sam2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4080" height="301" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsi4NM0GLRFWhmbQSCOec6yzcUG6fs2HXy1zSJJ7y3peOv7Hz9gpMmUi21HerFZhT7qUG_T1fB8UFv-8KUuIHYh_6nSUeORoF1b1swrPpHY8RIZbE4PgwfPsn1H3z8Lc_7c9F9PjX71uC9lEfzuJ9dKp1_L2BlkgWw4BCTwHzkbikH0W2a0tC8nnu5Pnk/w400-h301/sam2.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Z nią wszędzie</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Bardzo się cieszę, że coraz
więcej osób zaczyna rozumieć, że samotność nie jest stanem udręki, lecz
wyzwolenia. Nie wynika z tego, że ktoś nie może się do czegoś lub kogoś
dopasować, lecz jest po prostu świadomym wyborem. Angielski psychiatra Anthony
Storr napisał znakomitą książkę o samotności, którą miałem przyjemność
zrecenzować <a href="http://krytycznymokiem.blogspot.com/2010/02/samotnosc-anthony-storr.html" target="_blank">TUTAJ</a>. Storr uznaje samotność za całkowicie normalny stan, w którym
najczęściej w pełni można realizować swoją drogę twórczą. Podkreśla również, że
są dwie zasadnicze sprawy do rozróżnienia: potrzeba samotności a zdolność do
niej. Ta pierwsza cechuje absolutnie każdego – nawet wiecznie otoczonego ludźmi
ekstrawertyka, który bardzo chce przez chwilę pobyć samemu. Ta druga wiąże się
już z wyborem drogi życia. Jestem w pełni odpowiedzialny za swoje życie i chcę
je kreować sam, bo tylko sam więcej w nim zrobię, więcej osiągnę, uzyskam
więcej satysfakcji z tego, co robię i będę przede wszystkim miał czas, by
zaglądać w głąb siebie, nie bojąc się tych konfrontacji. A także uważam, że żyjąc
samotnie, dam ludziom więcej, niż gdybym skupiał się na przykład na
codzienności stworzonej przez siebie rodziny, dzieci, bardzo często tracąc
kontakt ze swoimi prawdziwymi potrzebami. A nie żyłem i nigdy nie będę żyć dla
spraw przyziemnych. Chociaż zamieszkując tutaj, muszę się mierzyć z ich
bezkompromisowością i tym, że często przytłaczają.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Dlatego przybyłem na Islandię
z docelowym pragnieniem obcowania z jej pejzażem solo. Zdecydowanie solo, w
otoczeniu surowego krajobrazu, pośród wiatru i pustki. Zmysły działają mi
inaczej, kiedy jeżdżę po Islandii sam, a inaczej, kiedy na przykład jeżdżę z
kimś i coś mu pokazuję albo ten ktoś pokazuje coś nowego mnie. Są tu miejsca,
do których chcę docierać tylko sam. Takie zakątki, których harmonię burzy już
oddech mnie samego, a co mówić na przykład o dźwiękach rozmawiających ze sobą
osób. Najcenniejszym doświadczeniem podczas odwiedzania różnych miejsc w
Islandii jest doświadczenie ciszy. Dlatego chcę tu być samemu. Ruszać w drogę
wtedy, kiedy poczuję, że to konieczne. Na własnych zasadach, we własnym tempie,
z własną ścieżką, z postojami, całym koniecznym ekwipunkiem oraz otwartym
umysłem. Nie twierdzę, że nie lubię jeździć po wyspie z innymi ludźmi. Najlepiej
jednak jeździ mi się samemu. A poza tym potrzebuję przestrzeni, by między
podróżami znaleźć dostęp do samego siebie. Bo czasami oszałamiające piękno
islandzkiego pejzażu trochę zaburza mi percepcję i czasem tracę wgląd w samego
siebie. Czasami po prostu wracam do domu w stanie jakiegoś emocjonalnego
zamknięcia. Dopiero będąc sam ze sobą, po jakimś czasie zaczynam rozumieć, co
przeżyłem podczas konkretnej wycieczki.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipVE7j49DyGqx_FtuPkiP88SiqkgnSlkCZLoDouVtK2Pg_wJiu3WkEaXYpfnrReMG5sJOWwis5UB5DZpDFR10ciL8Y_EMM97dD7v2ysJbZ37pwye2_b1KkwC-cSp8-FdC0Rp76L2YgEZdfWStXCuisA59ICLyqLWRX5lVPdrTQFLKGouLrZlq_EL2rf9k/s4080/sam3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipVE7j49DyGqx_FtuPkiP88SiqkgnSlkCZLoDouVtK2Pg_wJiu3WkEaXYpfnrReMG5sJOWwis5UB5DZpDFR10ciL8Y_EMM97dD7v2ysJbZ37pwye2_b1KkwC-cSp8-FdC0Rp76L2YgEZdfWStXCuisA59ICLyqLWRX5lVPdrTQFLKGouLrZlq_EL2rf9k/w301-h400/sam3.jpg" width="301" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Wrota do samotnej doliny</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">To nie jest tak, że nie lubię
ludzi, po prostu ich unikam, ale wiem, że muszę funkcjonować w jakiejś
społeczności, bo to bardzo ważne, gdy ludzi jest mało w jednym skupisku, a
natura pokazuje, jak mocno może uprzykrzyć życie. W doświadczaniu Islandii solo
jest coś absolutnie magnetycznego i widać to często w mediach
społecznościowych, gdzie najciekawsze obrazy i relacje powstają na kontach
tych, którzy przemierzają wyspę tylko w towarzystwie swojego samochodu. Mnie
przyciągnęła tutaj przestrzeń. To, że w każdej chwili mogę znaleźć się pośrodku
dzikiej pustki, a tam czeka na mnie jedynie szum wiatru. Dlatego nie wybrałem i
nigdy nie wybrałbym życia w rejonie stołecznym. Jakkolwiek trudno tutaj, na
Fiordach Zachodnich, realizować swoje marzenie o byciu samotnym pośród tych
wspaniałych krajobrazów. Jeśli zrozumieliście, że samotność to dla mnie sposób
twórczego przeżywania świata i coś, dzięki czemu postrzeganie Islandii nigdy mi
nie spowszednieje, bardzo się cieszę. Jeżeli nadal będziecie mi życzyć
znalezienia kogoś, z kim miałbym iść przez życie, którego dalszy scenariusz
stworzyłem bardzo konkretnie w korelacji z islandzką naturą, serdecznie się
uśmiechnę i powtórzę: nie, dziękuję, chcę tu być sam i będę tu sam.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">---<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog
albo Cię inspiruje i chcesz mnie wesprzeć finansowo na emigracji, zapraszam:
Jarosław Czechowicz, nr konta w Alior Banku 65 2490 0005 0000 4000 2364 6501</span></span></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-23408490844785736752024-02-14T11:31:00.000-08:002024-02-14T11:31:36.453-08:00Przeżyć na Islandii<p> <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0849FsWjNr9gMuMrVhY5D4CyEAy4Tj5yQmD8YJKml5SlmxjbDhyROyeF8xFhNbTEZ0buhP2c3R0F6cx3yJIvJ9CmoZfADkuwamPEBhUZSH8wqOnaTF3zWIub-E3wLUQFEOt_6GAVHAd38qSqbgIEgRrsumi-FjKOturWAYWkB8LiO7zIQIzFcF92cCSk/s4080/kasa1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0849FsWjNr9gMuMrVhY5D4CyEAy4Tj5yQmD8YJKml5SlmxjbDhyROyeF8xFhNbTEZ0buhP2c3R0F6cx3yJIvJ9CmoZfADkuwamPEBhUZSH8wqOnaTF3zWIub-E3wLUQFEOt_6GAVHAd38qSqbgIEgRrsumi-FjKOturWAYWkB8LiO7zIQIzFcF92cCSk/w301-h400/kasa1.jpg" width="301" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Krajobraz jest za darmo,<br /></span></i></td></tr></tbody></table></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Napisałem już post o
islandzkich zarobkach <a href="https://islandianazawsze.blogspot.com/2023/07/islandzkie-zarobki.html" target="_blank">TUTAJ</a>, więc nie będę powtarzał tego, co w nim zawarłem.
Mogę jedynie po raz kolejny stwierdzić, że żyć na Islandii w pojedynkę jest
niezwykle ciężko. Zwłaszcza gdy ma się takie „ekstrawagancje” jak nałóg palenia
papierosów czy konieczność comiesięcznego wykupowania lekarstw na choroby
przewlekłe. Dziś chciałem dokonać konkretnego matematycznego rozliczenia, by
pokazać wam, jak skomplikowane jest dopięcie finansowe miesiąca, jeżeli jest
się w sytuacji takiej jak ja. I choć podkreśliłem to w poście, o którym
wspomniałem wyżej, warto nazwać rzecz po imieniu – na islandzkiej prowincji
nawet ze znajomością języka nie ma większych możliwości, aby zwiększyć swoje
zarobki, bo po prostu miejsca oferujące pracę są mocno ograniczone. Najlepiej
byłoby pracować na dwa etaty, czyli poświęcać pracy cały swój czas. Ani w
Polsce, ani tym bardziej tutaj nie żyłem, by pracować, lecz generalnie pracuję,
aby żyć. Chcę również obalić mit, że z Polski wyjeżdża się i zarabia kokosy w
krajach nordyckich.</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jak zatem wygląda matematyka?
Uśredniam moje miesięczne islandzkie zarobki, które są bardzo niskie, ale dużo
niższe niż na przykład zasiłek dla bezrobotnych, na który można przejść po
przepracowanym roku. Jest to zatem około 350 tysięcy islandzkich koron (ISK). W
przeliczeniu na złotówki to imponujące 10 tysięcy, czyli jakieś 2-3 tysiące mniej,
niż zarabiałem w Polsce przed wyjazdem (zaznaczam w tym miejscu, że za tę kwotę
w ojczyźnie generalnie na wszystko było mnie stać i co miesiąc odkładałem).
Zacznijmy zatem odejmować. Wynajem domu we Flateyri to wydatek 165 tysięcy ISK
miesięcznie. Jest to zdecydowanie tanio, albowiem za tę kwotę w regionie
stołecznym bardzo często można wynająć małe mieszkanie, a czasami wręcz pokój w
mieszkaniu dzielonym z obcymi ludźmi. 165 tysięcy za właściwie życie w luksusie
to nie jest dużo. Bo mieć dom dla siebie to marzenie każdego samotnika i
introwertyka. Dlatego ten wydatek nie obciąża mnie jakoś psychicznie, bo
rozumiem, za co płacę i jestem wdzięczny losowi za to, że mogę mieszkać w
takich, a nie innych warunkach.<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8DdLbc45G7HW_jFyUDk0QxjHAV8jlx-OM382hD0_9vkMq0me_cF40oX2g5YgXeyscMjRjfBOI_PszKoTomyNOeeGucRkjmuoftFHmv32-5IXOlNId-z6gLsrDuKrqpuvFkNMoTyU4FFaM-VKcHcxiaW5M4Ks1X5LgXl4m5BY_3_7keOilOpHODvrUGqY/s3786/kasa2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3786" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8DdLbc45G7HW_jFyUDk0QxjHAV8jlx-OM382hD0_9vkMq0me_cF40oX2g5YgXeyscMjRjfBOI_PszKoTomyNOeeGucRkjmuoftFHmv32-5IXOlNId-z6gLsrDuKrqpuvFkNMoTyU4FFaM-VKcHcxiaW5M4Ks1X5LgXl4m5BY_3_7keOilOpHODvrUGqY/w325-h400/kasa2.jpg" width="325" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>islandzkie monety</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jakie dalsze wydatki bolą?
Przede wszystkim opłaty za wodę i elektryczność. Na Fiordach Zachodnich nie
mamy źródeł geotermalnych i za ciepłą wodę płacimy firmie Orkubu. Miesięcznie
przesyłam im prawie 40 tysięcy koron. Mimo tego że sprawdziłem wszystkie grzejniki
w domu, dopasowałem regulację grzania do moich potrzeb zimnoluba, włączam mało
świateł i zużywam stosunkowo niewiele energii – ten rachunek wciąż jest wysoki
i w tym miesiącu na przykład wynosi 37 tysięcy. Jeśli po okresie zimowym nadal
będę płacił tak dużo, poproszę o kontrolę Orkubu, bo wydaje mi się, że coś jest
nie tak z naliczaniem. Tym niemniej trzeba zapłacić. A to oczywiście nie jest
jedyna stała opłata miesięczna. Co miesiąc płacę 20 tysięcy za ubezpieczenie
samochodu. Od marca zmieniam firmę ubezpieczeniową, gdyż okazuje się, że za
trzy tysiące mniej miesięcznie będę miał nie tylko ubezpieczenie, za które
płacę, ale również ubezpieczenie domu i na życie. Wspaniale. Jednakże to wciąż
wydatek. Kolejna kwota to 10 tysięcy ISK za abonament telefoniczny. Myślę, że
cena całkiem przyzwoita za nielimitowane połączenia, a przede wszystkim
internet – bardzo dobrej jakości i dostępny właściwie wszędzie. Do wyżej
wymienionych kosztów dochodzą również koszty paliwa. Jeżdżąc codziennie 50 km w
dwie strony, ogrzewając auto i nie zapuszczając się w zimie nigdzie dalej,
średnio co tydzień muszę tankować za 6 tysięcy ISK. Daje to miesięczny wydatek
w postaci 24 tysięcy ISK. Wszystko powyższe to rzeczy konieczne, czas przejść
do „fanaberii”.<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Fanaberią jest to, że jestem
przewlekle chory na dwie choroby. W związku z tym co miesiąc muszę wydawać
około 8 tysięcy ISK koron na leki, które zażywam na stałe. Dużo droższą
fanaberią jest to, że lubię palić. Na papierosy wydaję średnio 45 tysięcy ISK miesięcznie.
Wiem, że to duża kwota i można byłoby to jednak mieć na koncie zamiast puszczać
z dymem, ale tymczasowo pozwolę sobie przemilczeć myślenie o tym, żebym rzucił
papierosy, bo jest co najmniej kilka powodów, dla których nie chcę tego robić.
Dodatkowe koszty to kupowanie gotowego jedzenia, ponieważ nie umiem gotować i
nie chce mi się na to tracić czasu. Zwykle jest to dodatkowe 7-9 tysięcy ISK
tygodniowo, bo na kupno jedzenia w restauracji tajskiej czy na kupno na
przykład pizzy pozwalam sobie może raz w miesiącu. To już chyba wszystkie
konieczne wydatki, które – jak przypominam – mam zrealizować z pensji 350
tysięcy ISK.<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Przeliczę zatem, jak wygląda
budżet miesięczny, nie dodając kwot za gotowe jedzenie, bo tu rzeczywiście mogę
się ogarnąć i nauczyć gotować jakieś proste potrawy. Lecimy. 350 000-165 000-40 000-20 000-10 000-24 000-8 000-45 000
= 38 tysięcy ISK. Słownie: trzydzieści osiem tysięcy koron. Dokładnie tyle
pozostaje mi na resztę wydatków miesięcznie. Wychodzi konkretnie 1 266 ISK
jednego dnia. Dodać można teraz 40 tysięcy ISK, bo takie dofinansowanie do
mieszkania jako singiel otrzymuję od państwa. Wychodzi zatem kwota 78 tysięcy
ISK. Tak wygląda nieubłagana matematyka. Tak wygląda rzeczywistość w Islandii,
gdzie możesz zarabiać niewiele ponad najniższą krajową. W praktyce zarabianie
350 tysięcy ISK (a naprawdę sporo osób tyle zarabia) pozwala na przeżycie miesiąca
tylko dzięki codziennym wyrzeczeniom. Przy liczeniu każdej korony. Ważeniu w
głowie każdego wydatku – czy mi wolno, czy powinienem. Oczywiście jeśli żyjesz
w parze i macie dwie takie pensje na pokrycie niezbędnych comiesięcznych opłat,
sytuacja wygląda wtedy zupełnie inaczej, a nawet całkiem przyzwoicie. Ale ja
jestem sam. I muszę sobie sam radzić.<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4krqh9A73fYL0chJMkKPkjKd1mu7sbsKZgE0g-Dywpy6nQUhz8jIGzRz21RAmYT-ITTFHzQuw61fKxZo8Vr1ieznvKewcepPTwTXm5W_3oO9bjKkQy6LK1QkwtJvVwrz9bfxHDVKwBTNq3o0L-Du854ZQ9R2JOhY0CWieEPzvyrULcKpm2ECJVxxvlxE/s720/kasa3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="642" data-original-width="720" height="356" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4krqh9A73fYL0chJMkKPkjKd1mu7sbsKZgE0g-Dywpy6nQUhz8jIGzRz21RAmYT-ITTFHzQuw61fKxZo8Vr1ieznvKewcepPTwTXm5W_3oO9bjKkQy6LK1QkwtJvVwrz9bfxHDVKwBTNq3o0L-Du854ZQ9R2JOhY0CWieEPzvyrULcKpm2ECJVxxvlxE/w400-h356/kasa3.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Banknot o najwyższym nominale. Za to nie zrobi się nawet porządnych zakupów</span></i></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Dorabiałem zatem z Polski. Tam
są zleceniodawcy, którzy doceniają moje kompetencje, możliwości oraz
doświadczenie, więc tylko dzięki temu nie zostałem tutaj na lodzie i głodowej
pensji każdego miesiąca. Jednak część zleceń się skończyła. Od stycznia bowiem
moją rezydencją podatkową jest Islandia, więc teraz tylko tutaj mogę rozliczać
dochody, także zagraniczne. A w związku z tym znacznie zwiększyła się stawka
brutto za dotychczasowe prace, na to zaś część zleceniodawców nie może sobie
pozwolić. Co zatem dalej? Cóż, podbieram z puli oszczędności na czarną godzinę.
Z pieniędzy, które absolutnie nie powinny być ruszane. Jak wszystko będzie
wyglądać potem? Nie mam pojęcia. Mam na przetrwanie. Nie mam na żadne
przyjemności. Zastanawiam się nad tym, dlaczego niesie się wieść o tym, jak to
w Islandii dobrze się zarabia, można nieźle odłożyć i mieć sporo kasy. Jeśli
przyjeżdża się tu na jakiś czas, zaciska pasa, a potem zarobione pieniądze
zabiera do Polski i przelicza na złotówki – tak, można być królem życia. Tymczasem
żyjąc tu na stałe i pozwalając sobie tylko na jedno szaleństwo, jakim jest
palenie papierosów, doskonale na co dzień czuje się, co to jest bieda. Wiem,
mieszkam w swoim domu i niczego mi nie brakuje. Ale nie mogę również pozwolić
sobie na nic więcej poza podstawami, bo zwyczajnie nie mam na to pieniędzy. <o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Czy taka perspektywa życiowa
jest irytująca lub frustrująca? Z pewnością tak, jednak staram się o tym na co
dzień nie myśleć. Jestem w ukochanym miejscu i na szczęście obcowanie z
tutejszym krajobrazem nic nie kosztuje. Teoretycznie. Myślę oczywiście nad tym,
co można zmienić, co mógłbym innego robić, co robić więcej. Chcę uczciwie
zapracować na swój byt, ale czasami mam wrażenie, że utknąłem w finansowej
matni. Nie da się żyć komfortowo ze świadomością, że nie ma się zapewnionego
niezbędnego minimum finansowego. Paradoksem jest to, co zasygnalizowałem gdzieś
wyżej – w Polsce za zdecydowanie mniejsze pieniądze mogłem żyć w taki sposób,
że nigdy nie myślałem o tym, czy wystarczy mi na wydatki w danym miesiącu. Wiem
jednak, że Polska to już dla mnie przeszłość. Islandia oczywiście warta jest
każdej ceny, ale nie oznacza to, że mam tu wiecznie żyć na granicy przetrwania.<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">--<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"> </span></span><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog
albo Cię inspiruje i chcesz mnie wesprzeć finansowo na emigracji, zapraszam:
Jarosław Czechowicz, nr konta w Alior Banku 65 2490 0005 0000 4000 2364 6501</span></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></p></td></tr></tbody></table>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-26053218266010220822024-02-10T01:33:00.000-08:002024-02-10T01:33:51.778-08:00Islandzka zima<p> <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOOHE2mPOxqLCvQVfqm8R6qLtBfmRVjx9f7ozQUyHmsckX-TcuiYDRmOvRMrkmK5w1wSTkFI47mJD_GnA1hh6SdcRHwLXk1eY9la06gLneVnQMkc6ZgIZ-kHJ_kXjhOQSygQfBhVOPDo9Fi6pvr8NQijUYTQza_laFZ0vLYqHvh2EEEgfj1tvxJHHCVz4/s4080/zima1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOOHE2mPOxqLCvQVfqm8R6qLtBfmRVjx9f7ozQUyHmsckX-TcuiYDRmOvRMrkmK5w1wSTkFI47mJD_GnA1hh6SdcRHwLXk1eY9la06gLneVnQMkc6ZgIZ-kHJ_kXjhOQSygQfBhVOPDo9Fi6pvr8NQijUYTQza_laFZ0vLYqHvh2EEEgfj1tvxJHHCVz4/w301-h400/zima1.jpg" width="301" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Pięknie. Na zdjęciu.<br /></span></i></td></tr></tbody></table></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Dziś chciałem napisać o
islandzkiej zimie. Zawsze byłem wielkim wielbicielem tej pory roku. Wiecznie
nienasycony tym, że w Polsce miałem zaledwie kilka śnieżnych tygodni w ciągu
całego roku. Najwięcej śniegu jak do tej pory widziałem w północnej Norwegii i
było to dla mnie doświadczenie w pewien sposób graniczne, bo po tej podróży
zdecydowałem się na całkowite zmiany w swoim życiu. O ile wspomnienie potężnej
śnieżnej zimy z Tromsø czy Alty pozostaje wciąż sympatycznym doznaniem turystycznym,
o tyle inaczej już patrzę na to, co mnie zachwycało na Islandii. Zatem pierwsza
zima tutaj w 2017 roku – w pełni kontrolowane określonym początkiem i końcem
doznanie, którego nie mogę porównać do tego, co przeżyłem podczas ostatnich
miesięcy. Nadal z niesamowitą radością witałem zimę po raz drugi na Islandii,
gdy wylądowałem tu pod koniec stycznia ubiegłego roku i przez pierwsze dwa
miesiące mieszkania w Ísafjörður. Ale dzisiaj nie ma we mnie żadnej radości.</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jak jest zatem teraz? Zbliża
się połowa lutego, zima z pewnością potrwa jeszcze ponad miesiąc, ale w chwili
obecnej mam już jej dość. Dużo się mówi o tym, że aby sprawdzić, czy naprawdę
przeżyje się na Islandii, należy tu przeżyć choć jedną pełną zimę. A to oznacza
okres średnio od października do kwietnia. Ponieważ ten cykl jeszcze się nie zamknął,
nie mogę do końca stwierdzić, że przeżyłem pełną islandzką zimę, ale
ostatecznie uznaję, że to zrobiłem, jeśli policzyć luty, marzec i kwiecień
ubiegłego roku z ostatnimi miesiącami. Zatem przetrwałem i mogę po tej próbie
ostatecznie określić, czy chcę tu zostać, mogę tu żyć. Owszem, mogę. Niemniej
jednak wiem, że islandzka zima to doświadczenie bardzo trudne i wymagające
hartu ducha. Zwłaszcza gdy jest się kierowcą i trzeba codziennie przejechać
blisko pięćdziesiąt kilometrów po zaśnieżonych drogach Fiordów Zachodnich, by
po prostu zarobić na chleb.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUsk_lJFrYMYcY8D6h99UQ-RO1LIlrD82hS3AWxl-q0dXTaaeRgzy7mdObmORl9sej7VHdmOENxYSfWndw1w6HzmhrsauhoWRAQqMcgeSEIMkcu1pCX_ukMwA2b8Nyrwy10l4PsCFFOri8EKtQkTIl1S6FBxRorS1Khm5B7smGm7ZTPzSUe86VVTJ7dZM/s4080/zima2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUsk_lJFrYMYcY8D6h99UQ-RO1LIlrD82hS3AWxl-q0dXTaaeRgzy7mdObmORl9sej7VHdmOENxYSfWndw1w6HzmhrsauhoWRAQqMcgeSEIMkcu1pCX_ukMwA2b8Nyrwy10l4PsCFFOri8EKtQkTIl1S6FBxRorS1Khm5B7smGm7ZTPzSUe86VVTJ7dZM/w301-h400/zima2.jpg" width="301" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Czego mam dość? Na pewno nie
mroku i niskich temperatur. Te w ogóle mi nie przeszkadzają, choć teraz, gdy
robi się widno i dzień jest naprawdę długi, doceniam powrót światła – choćby
dlatego, że mogę znowu wykorzystywać czas po pracy, aby cieszyć oczy pejzażem,
a przecież przede wszystkim po to tutaj przyjechałem. Mam dość monotonii. Tego
jak bardzo destrukcyjnie działa na wyobraźnię oraz samopoczucie. Mam dość
codziennego odśnieżania Marilyn. Czasem dwa razy dziennie. Nie pojmuję i nie
pojmę, dlaczego Islandczycy jeżdżą z kilogramami śniegu oraz lodu na
samochodach. Wiem, że też zapewne mają dosyć, ale jest to niebezpieczne, w
Polsce są za to surowe mandaty, a ja nie wyobrażam sobie wyjechać w drogę bez
kompleksowego odśnieżenia auta. Wiadomo, że czasem na dachu zalega taki lód,
którego nie jestem w stanie usunąć. Jednakże zawsze przed każdą, najkrótszą
nawet podróżą, oczyszczam Marilyn z pokrywy śnieżnej najdokładniej, jak się da,
bo po prostu zdaję sobie sprawę z tego, że zaniedbanie tego jest zagrożeniem dla
innych kierowców. Zatem odśnieżanie – często żmudne, męczące, nudne.
Pochłaniające czas. Wciąż takie samo. Niekomfortowe, ale konieczne. Czasem mam
wrażenie, jakbym zdrapywał z Marilyn skórę, bo wiecie, że ją sobie
antropomorfizuję, stąd też przychodzi mi do głowy takie porównanie. Monotonia
czyszczenia auta, które za chwilę znowu jest białe. A potem monotonia wiecznie
białej drogi. Drogi, na której trzeba uważać na wszystko. Drogi, na której nie
widziałem asfaltu od miesięcy. Drogi, którą po prostu trzeba przemierzyć –
nawet wówczas, gdy w zawiei nie widzi się absolutnie niczego i trzeba się
zatrzymać, poczekać na jakąkolwiek widoczność.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Co jeszcze w islandzkiej zimie
jest okrutne? To, w jaki sposób zmienia postrzeganie przestrzeni. Niewiele jest
w zimie dni, kiedy niebo jest czyste. W zasadzie nie pamiętam więcej niż dwóch
takich dni. Z powodu wiecznego zachmurzenia i opadów śniegu w różnym nasileniu
w zasadzie tylko dwa razy w tym sezonie widziałem zorzę polarną, a było to w
październiku i listopadzie. Piękna islandzka zima z Instagrama nie ma nic
wspólnego z ponurą rzeczywistością. Bo codziennie jest absolutnie tak samo –
biało albo szaro, niebezpiecznie na drodze i powtarzalnie, piekielnie
powtarzalnie. Kiedy widzę w prognozie pogody po raz tysięczny informację o snjókoma,
łapię się na tym, że po prostu mnie to dobija. Męczy przesyt – bo śnieg jest tu
obecny absolutnie cały czas przez wiele miesięcy. Przemoczone buty, kurtki,
wieczna wilgoć przenikająca wszędzie. Śnieg przestał być moim przyjacielem,
przestałem adorować, jak pada. Jest elementem wyjątkowo ponurej codzienności. W
przesycie wszystko brzydnie, śnieg również. Wspaniale wygląda na wzgórzach, gdy
zdarza się taki rzadki pogodny dzień, kiedy można obserwować, jak wokół jest
pięknie. Ale na co dzień? Wdziera się pod ubranie, do butów, uderza w twarz,
mrozi dłonie, jest piekielnie męczący i wszechobecny – jakby miał nigdy nie
odejść. Dlatego kiedy się skończy, ani chwili nie zatęsknię za kolejnym. Bo
kojarzy mi się już tylko z mechanicznymi czynnościami zmierzającymi do
przetrwania. Jest codziennie, morzy i męczy, wyznacza wyjątkowo nudną
perspektywę przemijania. I nie można się poddać, nie można powiedzieć sobie
dosyć, trzeba się z tym mierzyć, przywyknąć, nie mieć śniegu za wroga, choć nie
można go nazwać przyjacielem.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1Tnke-8C6JJ7pRYpQX7IILv1f4qzm5OqlIfQfLOxV3esPCSXBEyfL2tbCsbdYfeIDkHJ7ipUTEjEr-hCbgKx8SiGXdDncttQVFtpJrbQt_huVdofPZt0n2-G5h_XCFLHFiLQcH6bhpPWjdk1QueSAe38vQPyN8JQVi9Mh4xbQ0X1MMU8w_yjNxI5VaSE/s4080/zima3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4080" height="301" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1Tnke-8C6JJ7pRYpQX7IILv1f4qzm5OqlIfQfLOxV3esPCSXBEyfL2tbCsbdYfeIDkHJ7ipUTEjEr-hCbgKx8SiGXdDncttQVFtpJrbQt_huVdofPZt0n2-G5h_XCFLHFiLQcH6bhpPWjdk1QueSAe38vQPyN8JQVi9Mh4xbQ0X1MMU8w_yjNxI5VaSE/w400-h301/zima3.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Droga do pracy/domu. Czysta, odśnieżona, widoczna.</span></i></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Wiem, że nie doświadczyłem
jakiejś specjalnie surowej zimy na Islandii. Że kiedyś było dużo trudniej. Że
moją drogę zamykano częściej niż raz czy dwa razy w roku. Wiem, że nie poznałem
zimy w jej pełnej bezkompromisowości czy okrucieństwie. Zawsze udało mi się
odkopać auto, zawsze dotarłem do celu, nie zaliczyłem (odpukać!) żadnej
niebezpiecznej sytuacji na drodze. Ale ta biała monotonia wykańcza. Faktycznie
to doskonały test, czy to kraj dla kogokolwiek – przetrwaj tu zimę, potem
porozmawiamy. Mogę rozmawiać. Jestem gotowy na takie życie, ale tylko ze
świadomością, że od kwietnia do końca września ta przepiękna wyspa
zrekompensuje mi monotonię zimy. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Chciałbym kiedyś porównać
kilka islandzkich zim. Ciekaw jestem, czy za każdym razem będzie się w nich
kryć to niebezpieczne uczucie bycia gdzieś na granicy obłędu. Wyłączenia emocji
i działania jak automat ze świadomością, że to jakaś równia pochyła, że zmierza
się w jakimś niebezpiecznym kierunku, że czasem po prostu nie ma się siły wstać
rano z łóżka i rozpocząć kolejnego nudnego i przewidywalnego dnia pośród bieli.
Nigdy nie miałem depresji, nie mam do niej inklinacji, choć z natury jestem
melancholikiem i bywam dość ponury. Podczas islandzkiej zimy czuję jednak, że
ta granica, za którą traci się kontrolę nad czymkolwiek i można się tylko
osunąć w jakąś egzystencjalną mgłę, jest naprawdę bardzo cienka. Bo islandzka
zima nikogo nie oszczędza. Jest groźna i gotowa zrujnować cię chłodem oraz
powtarzalnością. Wiem, że ogromne znaczenie ma brak światła, który – jak
wspomniałem – mnie nie przeszkadza, jednak rozumiem, że wielu może zniszczyć, a
nawet zabić.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Przeżyłem zatem pełną
islandzką zimę. Jestem zmęczony i spragniony odmiany. Wiem, że czeka mnie to
znowu i znowu. Ale już nigdy nie będę tym człowiekiem, który zimę sobie
romantyzował albo cieszył się z wszechobecnej bieli. Chcę wreszcie złapać tchu,
ruszyć przed siebie moim kochanym samochodem bez świadomości, że za chwilę może
mnie spotkać coś przykrego, bo jazda wiąże się z niebezpieczeństwami. Chcę mieć
nadal zimno i nie potrzebuję słońca, lecz pragnę świata bez śniegu i jego
potwornie przytłaczającej mocy. Muszę na to jeszcze poczekać, ale już bliżej
końca. Chcecie sprawdzić, czy naprawdę kochacie Islandię? Przemieszkajcie tutaj
pełną zimę. A powyższy post to nie narzekanie, bo wiedziałem, na co się piszę,
tylko nie byłem przekonany o tym, że to doświadczenie może być bolesne – także
fizycznie, dla organizmu. Ten post to uczciwe i istotne dla mnie egzystencjalne
sprawozdanie. Wiem, kiedy po prostu trudno jest znieść samego siebie. Dla mnie
jest to okres islandzkiej zimy.</span><span style="font-family: Arial, sans-serif; font-size: 12pt;"><o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">---</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog albo Cię inspiruje i chcesz mnie wesprzeć finansowo na emigracji, zapraszam: Jarosław Czechowicz, nr konta w Alior Banku 65 2490 0005 0000 4000 2364 6501</span></span></p><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"></span><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-46269049097356001532024-02-04T04:27:00.000-08:002024-02-04T04:27:48.965-08:00Marilyn<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKEO0p47jJm7nLYoy9U8mgz_C9DwRdT01rLXPSmnhnR926je8DTyYDFaran_xbKmPFFnzYCn_EKJnGUg_duEnTRiqo9XQ_zyoNaD4DkQnakm3KZtSDMrRtW9VRerAsNuDzEj4BFSdQ7L9XO1KpU69dFnYMYrZ6oPX47ZrRr4l6dfV_OECswaNNqHx50xU/s2048/M01.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1645" data-original-width="2048" height="321" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKEO0p47jJm7nLYoy9U8mgz_C9DwRdT01rLXPSmnhnR926je8DTyYDFaran_xbKmPFFnzYCn_EKJnGUg_duEnTRiqo9XQ_zyoNaD4DkQnakm3KZtSDMrRtW9VRerAsNuDzEj4BFSdQ7L9XO1KpU69dFnYMYrZ6oPX47ZrRr4l6dfV_OECswaNNqHx50xU/w400-h321/M01.jpg" width="400" /></a></div><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Nigdy nie interesowały mnie
samochody. Nie widziałem niczego wartego uwagi w pojazdach, w ogóle nie
pojmowałem tych rozmów o koniach mechanicznych czy grzebania pod samochodowymi
maskami i nadal mnie to nie interesuje. Przez całe życie mieszkałem w mieście,
w którym wszędzie mogłem dojechać komunikacją miejską. Ponad czterdzieści lat
żyłem bez prawa jazdy, w ogóle nie dostrzegałem aut wokół (w sensie
przydatności do czegoś), zawsze odstraszały mnie koszty zrobienia tego
dokumentu w Polsce oraz opowieści znajomych, którzy zostali straumatyzowani
przez instruktorów czy egzaminatorów i z dużym trudem zdobyli prawko, a
niektórzy jak już zrobili, to bali się potem jeździć, tak ich psychicznie
zrujnował cały kurs prawa jazdy. Wybierając się do Islandii, wiedziałem
doskonale, że umiejętność jeżdżenia samochodem będzie tu absolutnie potrzebna i
konieczna. Z całą moją niechęcią, uprzedzeniami i niepokojami odłożyłem sobie
tę szaloną kwotę i zaraz po przylocie na miejsce złożyłem dokumenty, by jak
najszybciej rozpocząć cały proces.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Pisałem już o tym, jak się
robi prawo jazdy na Islandii, więc nie będę się powtarzał. Cenne jest przede
wszystkim to, że związki zawodowe zwracają część kwoty i w sumie nie płaci się
aż tak więcej niż za zrobienie prawka w Polsce. Kiedy z okazji czterdziestych
piątych urodzin zdałem sobie w kwietniu egzamin praktyczny i stałem się
kierowcą, nie spodziewałem się, że zaraz potem zakocham się na zabój. Że
obiektem tej miłości będzie właśnie samochód. Nie, nie samochód, gdyż ona jest
dla mnie jak osoba, najbliższa i najbardziej godna zaufania. Marilyn. Takie
imię dostała. Choć rozglądałem się za autami w Reykjaviku, gdzie jest ich
najwięcej do wyboru, i byłem już bliski dokonania tego wyboru, ona stała
właściwie tuż obok. Należała do rodziny mojego pierwszego landlorda. To była
koincydencja – oni chcieli sprzedać czerwoną Hondę, ja chciałem kupić czerwony
samochód niewiadomej marki, bo kompletnie się na tym nie znałem. I tak się
złożyło, że trafiła w moje ręce, choć – co zabawne – po kupnie musiałem nią
przyjechać ze stolicy na Fiordy Zachodnie, zaliczając pierwszą poważną lekcję
jazdy dosłownie dwa tygodnie po otrzymaniu prawka, ponieważ miała tam malowany
dach.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjazsjjF428lUqA_liCtExtBcSd-lZDiod869gBK942wmphfax39URVBtLaV4aFf6Pt0jMOd7LqQc7WYfN2-GgeBJENCq4HUb67XnruLXDZNkzzLouN3BtwTxy7BqAXAMt0calwA0RMUS8UJWCJDJxQo2lMifgM-uc-PUxzqDXf2y1A1iRwv5kvITx40YQ/s2048/M1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjazsjjF428lUqA_liCtExtBcSd-lZDiod869gBK942wmphfax39URVBtLaV4aFf6Pt0jMOd7LqQc7WYfN2-GgeBJENCq4HUb67XnruLXDZNkzzLouN3BtwTxy7BqAXAMt0calwA0RMUS8UJWCJDJxQo2lMifgM-uc-PUxzqDXf2y1A1iRwv5kvITx40YQ/w400-h300/M1.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jesteśmy razem już prawie rok.
Marilyn sprawdziła się doskonale na każdej drodze i w każdych warunkach
atmosferycznych. Przywiązałem się do niej i zaufałem jej w pełni przede
wszystkim, gdy przyszła zima. To, w jaki sposób wozi mnie po zaśnieżonych i oblodzonych
drogach, pośród zawiei i wiecznego zimowego mroku – to jak prowadzenie za rękę
ślepego, choć dobrze wiem, że wiele zależy od tego, jakim sam jestem kierowcą,
a staram się być ostrożny i nie popełniać żadnych błędów, dzięki temu
(odpukać!) nic złego mi się jeszcze nie przydarzyło na drodze.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli ktoś będzie się śmiać
lub uzna mnie za wariata – trudno. Wierzę w to, że troszczenie się o nią,
rozmawianie z nią podczas jazdy i dziękowanie za każdym razem, gdy dowiezie
bezpiecznie do celu, powoduje, że jeździ się dużo lepiej i bezpieczniej.
Marilyn rozumie moje wahania, rozterki, ale także radości za kierownicą. Ani
razu nie wydarzyło się nic niepokojącego, a każdy z trzech incydentów był
jedynie konsekwencją mojego braku doświadczenia. Bo na przykład jakoś miesiąc
po kupnie Marilyn obiłem jej buźkę, ruszając na neutralu spod domu i uderzając
(lekko) w metalową barierkę sąsiada z naprzeciwka. Jeździła wtedy trochę z
plastrem na froncie, ale wszystko naprawiłem, co oczywiście kosztowało. Wtedy
przypomniałem sobie, że niektórzy sugerowali, aby pierwszy samochód był gratem
do rozbijania. Nie kupiłem grata. Uznałem, że stać mnie na porządne auto i
poświęciłem środki. Okazało się, że nie nabyłem samochodu. Zyskałem najbliższą
mi istotę, która jest dla mnie praktycznie wszystkim, bo tylko dzięki niej czasem
w kilka minut mogę się pozbyć bagażu złych doświadczeń i uciec w plener.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXBtfFfZucAqiZfyzqhSqcBtEo2Oxq5HAAjbXoteoocZU1wte7YaDQh5wmVja7ktniQYMcatqgHJq6iimAHkBgb9uOA-Qcb6lzL_1WQkbpkfj-EF3JfNADPUBXXyP2N2wQAmp62zyWWjywvujYbnm6sQ6G9vM0O4X8CW70jeUvLT1Mo_9xg_CPrCCJ0tU/s2048/M2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXBtfFfZucAqiZfyzqhSqcBtEo2Oxq5HAAjbXoteoocZU1wte7YaDQh5wmVja7ktniQYMcatqgHJq6iimAHkBgb9uOA-Qcb6lzL_1WQkbpkfj-EF3JfNADPUBXXyP2N2wQAmp62zyWWjywvujYbnm6sQ6G9vM0O4X8CW70jeUvLT1Mo_9xg_CPrCCJ0tU/w400-h300/M2.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Marilyn to mój punkt
odniesienia. Marilyn ma tożsamość. Mam pewność, że wybrałem najlepsze auto na
świecie i nigdy nie śmiałbym zamienić go na żadne inne. Co prawda nie znam jej
anatomii, nie umiałbym przy niej zrobić większości rzeczy, bo nadal nie jestem
żadnym fanem motoryzacji ani też nie szarżuję za kółkiem, by coś się ciągle
nadwerężało (póki co starłem jedynie jedno łożysko, jeżdżąc po szutrach). Ale
daję jej to, co mogę dać i to, co jest najlepsze – moją miłość i zaufanie. To
nie jest żadne przenoszenie utajonych emocji i uczuć na żelastwo umocowane na
kółkach. To bezwarunkowe i wspaniałe przywiązanie. Idące za tym poczucie
bezpieczeństwa oraz pewność, że za każdym razem mogę się wymiksować ze świata,
w którym z różnych powodów muszę być, do świata, gdzie być chcę. I tam jesteśmy
tylko razem wraz z oszałamiającym pejzażem. Marilyn to najlepsze, co mi się
przydarzyło na Islandii. Chciałbym, żeby było jeszcze coś więcej, ale to mi na
razie wystarczy.</span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-18969141773224059722024-01-28T22:59:00.000-08:002024-01-28T22:59:39.996-08:00Rok na Islandii<p> <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHGzA4MOcGtG-TEnheA2Ql7c0_oX42j2jdfbKWLdIwNiwovXtyc61P3C-wgRauwAneBqsJpvkauxlvOgsA0-c4witNu3d70ORoZt7027s-cfVgaVqODCi_DopSLhoz4Cpmvo7aBqb5H5k7o9gAixb4YtByS5TeYGrkKlLZ-BGkXoldmOAtvh7QmlRX_Eo/s4080/Isl3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHGzA4MOcGtG-TEnheA2Ql7c0_oX42j2jdfbKWLdIwNiwovXtyc61P3C-wgRauwAneBqsJpvkauxlvOgsA0-c4witNu3d70ORoZt7027s-cfVgaVqODCi_DopSLhoz4Cpmvo7aBqb5H5k7o9gAixb4YtByS5TeYGrkKlLZ-BGkXoldmOAtvh7QmlRX_Eo/w301-h400/Isl3.jpg" width="301" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Droga do pracy. Krajobraz noir.</span></i></td></tr></tbody></table><br /></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Ochłonąłem. Złapałem dystans
do wszystkich negatywnych emocji, które towarzyszyły mi na początku stycznia w
związku z opublikowaniem wywiadu ze mną w Newsweeku. Postanowiłem dalej robić
swoje. Zdecydowałem, że będę wciąż pisał tego bloga, a wiele słów wsparcia pod
postem informującym, że zaprzestaję tej działalności, dało mi do myślenia.
Dlatego jestem z powrotem. I czuję się w obowiązku wyjaśnienia kilku kwestii.
Wspomniany wywiad stał się – niestety – viralem i spowodował, że wiele osób
zaczęło komentować we wrogi sposób treść, z którą się nie zapoznała, bo artykuł
był płatny, a dostępny tylko nagłówek, zmieniany zresztą kilka razy pod kątem
klikalności, co udało mi się zaobserwować. Nie przejąłem się ani jednym
wirtualnym komentarzem kogoś, kogo nie znam, nigdy nie poznam i z czyim zdaniem
nie muszę się liczyć. Przejąłem się, bo tutaj, gdzie mieszkam, po publikacji
wywiadu zaczęły się dziać niezbyt przyjemne dla mnie rzeczy. Nie było moim
celem urażenie kogokolwiek – ani Islandczyka, ani Polaka na emigracji. Nie było
moim celem generalizowanie czy sugerowanie jakichkolwiek diagnoz – to był
wywiad, czyli z natury rzeczy opowieść całkowicie subiektywna, przekazująca
informacje o jednostkowych emocjach i przeżyciach. Nie miałem zamiaru godzić w
kogokolwiek dobre imię, a zostałem potraktowany jak ktoś, kto sieje zło.
Pomijam już dziwne próby interpretacji moich wypowiedzi, jak choćby ta, że
przeszkadza mi codzienne dojeżdżanie do pracy z Flateyri, kiedy o trudnej
drodze wspomniałem jedynie w kontekście pogorszenia się samopoczucia. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Myślę, że ludzie mają problemy
z niuansowaniem różnych kwestii. Bo jeśli mówię, że coś mnie dotyka i boli, to
z automatu jest to uznane za wyraz niechęci do mojej emigracji. Ludzie nie
rozumieją, że tożsamość emigranta może być złożona. Że coś może uwierać i
przeszkadzać, ale to nie znaczy, że ktoś chce z tego powodu opuścić miejsce, w
którym się znajduje. Pozwoliłem sobie powiedzieć o tym, co jest dla mnie
dyskomfortowe, ale i podkreślałem, że wybrałem nowe miejsce do życia świadomie,
nie zamierzam z tego wyboru rezygnować, chcę jedynie podkreślić, jak trudna
bywa emigracja. Wiem, że łatwiejsze do przyswojenia są komunikaty, w których
ktoś jednoznacznie chwali albo potępia, ale mój żywot emigracyjny to mieszanka
rozmaitych, często sprzecznych emocji. To w żadnym stopniu nie oznacza, że
żałuję decyzji o wyprowadzeniu się do Islandii albo że jest mi tutaj źle.
Tymczasem „życzliwi” zachęcają do powrotu, a jeszcze inni wspominają, że dla
takich jak ja (czyli jakich?) najlepszy byłby 101 Reykjavik, a nie Fiordy Zachodnie.
Przykro mi, ale właśnie Fiordy Zachodnie pokochałem, tutaj chcę zostać i będę
wdzięczny za zajęcie się swoim życiem, bo ja moim nikomu nie robię krzywdy ani
nikomu tu nic nie uprzykrzam.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVdPlZI-qtyVBH8XM9yX3vRg498V6XpAvnrLZN08KSY4KafVLbrb3e9tnsFdYRmD-Z8DQerpVGd9BVXCZRN3OMZVYhK4SSadBsA39xc2RMSL1Kmg26aUCjkYWeaSu6DgnTXGX4ZlMfZV6-etQJ8uLC4uNHp5BQPKWdD5JKHFDTZ0WVEjGRD6vehHH6O98/s2592/Isl1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2592" data-original-width="1944" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVdPlZI-qtyVBH8XM9yX3vRg498V6XpAvnrLZN08KSY4KafVLbrb3e9tnsFdYRmD-Z8DQerpVGd9BVXCZRN3OMZVYhK4SSadBsA39xc2RMSL1Kmg26aUCjkYWeaSu6DgnTXGX4ZlMfZV6-etQJ8uLC4uNHp5BQPKWdD5JKHFDTZ0WVEjGRD6vehHH6O98/w300-h400/Isl1.jpg" width="300" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Pierwsze chwile po przylocie rok temu.</span></i></td></tr></tbody></table><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Tymczasem dzisiaj mija rok,
odkąd przybyłem na tę wyspę. To jest zasadniczy powód napisania nowego posta.
29 stycznia 2023 roku lądowałem na lotnisku w Keflaviku z naiwną wiarą, że
wszystko się ułoży, choć nic w zasadzie nie było zaplanowane, miałem jedynie
fundusze na dwa miesiące życia i załatwione na ten czas mieszkanie w Ísafjörður.
I o czym przekonałem się ze zdumieniem, wiara wcale nie była taka naiwna, bo
rzeczywiście się ułożyło. Miniony rok przyniósł mi więcej doświadczeń i
skomplikowanych przeżyć niż całe moje dotychczasowe życie. Przylatując, miałem
w wyobraźni wizerunek miejsca, do którego mnie ciągnęło, ale był to oczywiście
zbiór iluzji, bo o codziennym życiu na Fiordach Zachodnich miałem się dopiero
dowiedzieć. Moja emigracja była prawdopodobnie inna niż większość polskich
emigracji. Wyjeżdżałem z kraju, w którym bardzo dobrze zarabiałem (nie mówię o
zarobkach szkolnych, zresztą przez ostatnie miesiące w Polsce nie pracowałem
już jako nauczyciel na etacie). Miałem uporządkowane życie. Na wszystko było
mnie stać. Miałem własne mieszkanie. Żadna sprawa bytowa nie domagała się
zmiany miejsca. Ale do tej zmiany nawoływała miłość. Dlatego wyemigrowałem, bo
zakochałem się w pejzażu i ta miłość po roku wcale nie zmalała, wszystko mnie
tu wokół zachwyca i nic mi nie spowszedniało. Jednakże tak, przez niektórych
to, co zrobiłem, mogło zostać potraktowane jako fanaberia. Wybrałem, bo jestem
wolny i chciałem zmienić swoje życie. Emigracja to dla mnie próba mierzenia się
z samym sobą, nie potrzeba odcięcia się od jakichś problemów czy ucieczki od
nich. To bardziej tutaj mogę czuć się niepewnie w sensie bytowym – nie mam już
przecież własnego mieszkania, bardzo trudno jest mi się w pojedynkę utrzymać z
islandzkiej pensji i w zasadzie w każdej chwili może wydarzyć się jakaś losowa
sytuacja wymagająca nakładu finansowego, która mnie pogrzebie. Ale myślę przede
wszystkim o tym, co zyskałem: niewyobrażalne piękno krajobrazu na co dzień oraz
pozbawioną już niepokoju świadomość, że jest tak, jak zakładałem przez całe
życie. Z każdą decyzją i każdym działaniem pozostaję sam. Nikt niczego za mnie
nie zrobi. Muszę zaufać sobie, swoim możliwościom i swojemu potencjałowi. Tutaj
jeszcze bardziej wrasta się w tę świadomą samotność, której nie rozumieją
ludzie uznający mnie za dziwaka, ponieważ nie odczuwam potrzeby integrowania
się z innymi. Rok na Islandii spowodował, że stałem się bardziej twardy,
bezkompromisowy. Być może to innym przeszkadza – moją asertywność i pozorną
surowość mylnie odbierają jako konfrontacje, gotowość do ataku. Jednocześnie
mam wrażenie, że ginie gdzieś we mnie ten rodzaj wrażliwości, z którą tutaj
przyjechałem. Na przykład łapię się na tym, że trudniej mi opisać (nawet samemu
sobie, w głowie) piękno obserwowanego pejzażu, a wcześniej nie miałem z tym
problemu. A może chodzi o to, żeby po prostu patrzeć i być szczęśliwym. Mimo
wielu trudnych emocji na co dzień, za każdym razem, gdy zostaję sam z islandzką
naturą, natychmiast poprawia mi się samopoczucie i doskonale widzę horyzont
życiowej ścieżki, bo wiem, po co tu jestem.</span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihvTKkRSyEvBFQqrpVm-SW7KehIBfiXENor8BJhAoiMrFOV3PqWnelV5LXjJtxB2oz_nlnfOQ7x65KdGcbe4Hfh7nM4OXNwlxFqwklflwPGOVG_8bGvlJ0OGLMbhvXhAiv0YxsBO5Q7ldmt1CjFFPbI37xyGb5qibdhc6J42uSyxhKfcbrfi9LHSUGiU0/s4080/Isl2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihvTKkRSyEvBFQqrpVm-SW7KehIBfiXENor8BJhAoiMrFOV3PqWnelV5LXjJtxB2oz_nlnfOQ7x65KdGcbe4Hfh7nM4OXNwlxFqwklflwPGOVG_8bGvlJ0OGLMbhvXhAiv0YxsBO5Q7ldmt1CjFFPbI37xyGb5qibdhc6J42uSyxhKfcbrfi9LHSUGiU0/w301-h400/Isl2.jpg" width="301" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Flateyri. Nowy dom.</span></i></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Rok to niewiele, a
jednocześnie kolosalnie dużo. Na pewno najtrudniejsza była końcówka tego roku.
Surowa zima jest inaczej odbierana, gdy romantyzuje się płatki śniegu, a
inaczej, gdy trzeba codziennie dojeżdżać do pracy. Chociaż się przyzwyczaiłem,
nigdy nie polubię jeżdżenia samochodem zimą, jest to dla mnie po prostu zbyt
stresujące. Ale mam też świadomość, że właśnie przeżyłem pierwszą pełną zimę na
Islandii, a to jedno z kluczowych doświadczeń sprawdzających, czy rzeczywiście
chce się tu zostać. Tak, chcę zostać. I przywitałem słońce z dużą
przyjemnością, gdyż 25 stycznia to był pierwszy dzień od dawna, kiedy słońce
pojawia się tak wysoko, że można je już zobaczyć w Ísafjörður ponad górami.
Czekam do wiosny. Czasu, kiedy znowu wrócę do wycieczek po Islandii, tych
dłuższych i bardziej pasjonujących. Jestem bardzo wdzięczny Islandii i
Islandczykom za to wszystko, co pomogło mi uświadomić, że choć jestem w kraju,
którego do końca nie rozumiem albo z którym nie zawsze się zgadzam, otrzymałem
wszystko, co pozwala na rozpoczęcie nowego, dobrego życia. Muszę tylko
zastanowić się nad tym, w jaki sposób więcej tu zarabiać, a gdy skończy się
zima, będzie już tylko lepiej albo najlepiej. Jestem z siebie dumny, że
przetrwałem ten rok i się nie załamałem. Mam nadzieję, że czeka mnie inny i
bardziej spokojny czas.</span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-65049353929781195602023-12-19T02:49:00.000-08:002023-12-19T02:49:53.334-08:00Koniec roku<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkGarAoc62gU45MxiBJA67TLkHtbsqRNecbXaP6No8rn64g2FyzjB1fya6uweetbYh6zuhr-U45TpYKOm4ISsD1pllU_t1OegSMMpLV-IPYUYfC0qzzf21_2uFuNss6S11IrfGSj7ZHe2_14qqBCZ-EfLQEn6-l86M6ibhAd781zHFz9FAMd3m1ave-PY/s4080/IMG_20231217_151123.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkGarAoc62gU45MxiBJA67TLkHtbsqRNecbXaP6No8rn64g2FyzjB1fya6uweetbYh6zuhr-U45TpYKOm4ISsD1pllU_t1OegSMMpLV-IPYUYfC0qzzf21_2uFuNss6S11IrfGSj7ZHe2_14qqBCZ-EfLQEn6-l86M6ibhAd781zHFz9FAMd3m1ave-PY/w301-h400/IMG_20231217_151123.jpg" width="301" /></a></div><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Ponieważ nie jestem istotą stadną i nie podążam za stadem,
nie będę pisał o wybuchu wulkanu na półwyspie Reykjanes, który na bieżąco
możecie sobie oglądać <a href="https://www.ruv.is/polski/2023-12-19-kamery-ruv-transmituja-erupcje-w-sundhnukar-na-zywo-400087?fbclid=IwAR0RaMoOMICf8c1bEVVlyCe6uEZKVvkIRq7IsDq8Bq07TtTAvcg7BghQC6Y" target="_blank">TUTAJ</a>. Nie będę tego robił również dlatego, że erupcja zagraża
miastu Grindavik, z którego już dawno wysiedlono ludzi. Ludzi borykających się
z ogromnymi problemami od bardzo dawna, a teraz bezradnie patrzących na to, czy
lawa za chwilę pożre ich domy. Dlatego nie ekscytuję się wulkanem, tylko patrzę
na wszystko z przygnębieniem oraz empatią dla poszkodowanych, a zajmę się
swoimi sprawami.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jakby mało było nieprzyjemnych doświadczeń przełomu jesieni i
zimy, po raz drugi dopadł mnie covid. Za pierwszym razem przechodziłem infekcję
bardzo długo. Dopiero po blisko miesiącu kolejny test dał wynik negatywny. Tym
razem wydaje mi się, że będzie to wszystko przebiegało łagodniej i po prostu
musi tak przebiegać, bo nie mam w tej chwili wsparcia w postaci lekarzy z
Luxmedu, którego laryngolodzy sprawnie zajęli się mną wtedy, kiedy covid
zaatakował moje uszy oraz słuch. Przebieg obecnej infekcji jest bardzo podobny.
Po trzech dniach czuję, że znowu jest coś nie tak z uszami. Tylko że teraz i
tutaj niewiele będę mógł z tym zrobić, jeśli będzie się to rozwijać w
niepokojącym kierunku. Wciąż zastanawiam się nad tym, czym tak naprawdę jest
ten wirus. Przez całe swoje życie nie miałem nigdy grypy ani innej infekcji
wirusowej, a przecież prawie dwie dekady pracowałem w szkole, gdzie od
października do kwietnia wciąga się absolutnie wszystko, co przyniosą chorzy
uczniowie. Od ponad ośmiu lat codziennie łykam tran i bardzo dbam o wzmacnianie
naturalnej odporności. Wszystko, na co zachorowałem, wywołane było przez
bakterie. I nagle okazuje się, że mimo szczepienia mój organizm nie daje rady
jedynemu wirusowi, z jakim się spotkał, czyli covidowi. Jak bardzo dalekie od
środowiska naturalnego musi być coś stworzone w jakimś laboratorium, co
zderzyło świat z wielkimi dramatami, a ja mogę się cieszyć jedynie tym, że
konfrontuję się po raz drugi z już łagodniejszą odmianą covida, który w
przeciwieństwie do doświadczeń kilku moich znajomych nie kładzie mnie pod
respirator czy nie wyniszcza w jakiś inny dramatyczny sposób. Bo to naprawdę
dziwne, że organizm z dużą odpornością kolejny raz zostaje zainfekowany tym
samym wirusem, żadnym innym. Nie pozostaje nic poza tym, co na zdjęciu –
kontrola temperatury, saturacji, lek przeciwgorączkowy, krople na coraz większy
katar, smutna pamiątka w postaci kolejnego testu z pozytywnym wynikiem oraz
koszmarne doświadczenie utraty węchu.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlc155j2spHW6zZ9XHSyBhTMmuSaVzj1xLjhv6z9bJXoailnrluTEqhVhxQfmSW0UM-B0IV3bdv8-qDHcJgOPKrcM0LGaf14yVr8o2qft2yUggEYpRI0huWiiGfsLoaTSfygS0lRhELtf4gQ0oLdyUYLS-ksIHiD6Do2-Ot73JhIHl5k54wIUG5jsLleA/s4080/Flateyri.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4080" height="301" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlc155j2spHW6zZ9XHSyBhTMmuSaVzj1xLjhv6z9bJXoailnrluTEqhVhxQfmSW0UM-B0IV3bdv8-qDHcJgOPKrcM0LGaf14yVr8o2qft2yUggEYpRI0huWiiGfsLoaTSfygS0lRhELtf4gQ0oLdyUYLS-ksIHiD6Do2-Ot73JhIHl5k54wIUG5jsLleA/w400-h301/Flateyri.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Grudniowe Flateyri</span></i></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Po publikacji mojego ostatniego postu, w którym – jak
mniemają niektórzy – śmiałem narzekać na kraj, w którym rozpocząłem nowe życie,
poza słowami wsparcia, za które serdecznie dziękuję, pojawiło się sporo
publicznych i prywatnych komentarzy od ludzi, którzy znają moje życie, jego
priorytety, a także mnie samego dużo lepiej ode mnie. Kanapowi mędrcy, którzy
zdecydowali się na wykłady, pouczenia, przestrogi i uszczypliwości. Można
odnieść wrażenie, że wszystko, co tutaj robię, robię niewłaściwie, a tylko dlatego,
że o pewnych sprawach śmiałem napisać publicznie. Wiem doskonale, że jestem na
Islandii gościem, nikt mnie tu nie zapraszał i nikt się mnie tu nie spodziewał.
Zabieram miejsce pracy, mieszkanie i tlen komuś, kto mógłby je mieć i należy mu
się bardziej, gdyż jest stąd. OK. Moja emigracja to mój wybór. Świadomy wybór.
Ale emigracja to nie tylko pokorne zezwalanie na wszystko, co się otrzymuje w
zamian za to, że miało się czelność pokochać inny kraj i zamieszkać w nim.
Wiem, że to może komuś wyglądać tak, jakbym wszedł do czyjegoś domu i zaczął
krytykować wystrój salonu albo podane posiłki. Ja tego jednak nie robię. Moja
sytuacja – w tej metaforze – jest trochę inna, bowiem wszedłem do czyjegoś
domu, usiłuję się załatwić, a nie działa toaleta i raczej muszę o tym
informować gospodarzy, a nie myśleć, że swoje potrzeby fizjologiczne załatwię
we własnym domu. Nie przyjechałem do Islandii z żadną postawą roszczeniową i
wiem, że nic mi się tu nie należy. Serio o wszystko walczę i staram się być
dzielny, uczciwie zarabiam na życie, nie przyjechałem po żaden socjal, niczego
więcej poza podstawowym poszanowaniem mnie jako człowieka nie oczekuję. Jednakże
kiedy płacąc podatki, nie jestem w stanie otrzymać zaspokojenia elementarnych
potrzeb, jak również jestem traktowany wyjątkowo podle tylko dlatego, że na
przykład nie znam języka islandzkiego – mam chyba prawo wyrazić swoją niezgodę
na to. Tymczasem kompletnie nie rozumiem, dlaczego osoby nastawione do mnie
krytycznie (byłem do tego przyzwyczajony przez całe życie i nie jest to dla
mnie żadną nowością teraz) śledzą mój profil, poświęcają czas oraz energię na
różnego rodzaju deprecjonujące mnie i moje decyzje komentarze. To tak jak ja
bym sobie obserwował profil gościa w średnim wieku, który zdecydował się na
emigrację na przykład do Afryki i pisał mu w komentarzach, że to DLA MNIE
szaleńczy kierunek na rozpoczęcie nowego życia, poza tym nie doczytałem tego i
tamtego o tym rejonie, jak również powinienem się biernie dostosować do realiów
nowego życia. PO CO miałbym robić powyższe i tracić na to czas?<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinS9E0n2Dgzzgg14ZrLpAMQ61aJ7zmf_aTkAjRmpI2fvAo-CE-8GadnNaOfPvLXoPLgLIXBtM44df4_CE9kfxZdKbBFuygRP3kEOu0HQh1Fp-uvqmu4CVLyTcrZcxFrQeaCAADulN8QbfJjzhYtyVI5gQhvbq5xKv7WOElLm0rTx7cpjzGN16Anmzn720/s3036/DSC05836.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2035" data-original-width="3036" height="268" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinS9E0n2Dgzzgg14ZrLpAMQ61aJ7zmf_aTkAjRmpI2fvAo-CE-8GadnNaOfPvLXoPLgLIXBtM44df4_CE9kfxZdKbBFuygRP3kEOu0HQh1Fp-uvqmu4CVLyTcrZcxFrQeaCAADulN8QbfJjzhYtyVI5gQhvbq5xKv7WOElLm0rTx7cpjzGN16Anmzn720/w400-h268/DSC05836.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Tymczasem wtulam się w cudowny islandzki mrok (dzień trwa już
tylko trzy godziny), przyzwyczajam do trudnych warunków drogowych, bez
zniecierpliwienia odśnieżam codziennie auto łącznie z dachem, o którym wielu
tutaj zapomina, jeżdżąc ze śniegiem i lodem stwarzającym zagrożenie dla innych
użytkowników ruchu drogowego, ale przede wszystkim staram się znaleźć
wewnętrzną harmonię w świecie, który na razie jest ciemną pustką, ale za jakiś
czas się wyłoni, natomiast teraz, w tej ciemności, jest być może czas, by zajrzeć
w głąb siebie. Podsumować ten rok, dostrzec mnóstwo pozytywów decyzji o
emigracji i przede wszystkim uwierzyć w to, że naprawdę ma się ten piękny
majestat na co dzień obok siebie – nawet jeśli obecnie skryty w mroku. Rok 2023
był rokiem największego przełomu i niewiarygodnych zmian. Przełamywania granic.
Pokonywania słabości. Zrobiłem w tym roku rzeczy, o które nigdy bym siebie nie
podejrzewał. Jestem przekonany, że nowy rok przyniesie na pewno kolejne
wyzwania, jednak to, co niemożliwe – może poza trzaśnięciem drzwiami obrotowymi
– stało się tutaj możliwe dzięki mojej determinacji i umiejętności praktycznego
działania oraz myślenia. Chcę wierzyć, że 2024 rok będzie jeszcze piękniejszy i
że dam Islandii od siebie przynajmniej mały procent tego, co otrzymałem od niej
dla siebie.</span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-71517075952351803132023-12-15T00:58:00.000-08:002023-12-15T00:58:27.831-08:00"Matka siedzi z tyłu", reż. Hilmar Oddsson<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0niyDiZn1jn1bOCjxxgZIQ9BgbhY9X2TfS2ol9Wa059SEwuAHwwTCdjWORjut60rVqpNQO0Hx3dVYEEpVgmd6bPs9d1dRburmv2jsZei2pWBdG_J6UwX1ycuzmSFFgacpKdOhbofJLWv52KSVTjOZSmB0BSn8ocovykgK93z6pHKuos5znPmJTyut7U8/s2161/plakat_matka.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2161" data-original-width="1500" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0niyDiZn1jn1bOCjxxgZIQ9BgbhY9X2TfS2ol9Wa059SEwuAHwwTCdjWORjut60rVqpNQO0Hx3dVYEEpVgmd6bPs9d1dRburmv2jsZei2pWBdG_J6UwX1ycuzmSFFgacpKdOhbofJLWv52KSVTjOZSmB0BSn8ocovykgK93z6pHKuos5znPmJTyut7U8/w278-h400/plakat_matka.jpg" width="278" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Nie jestem przekonany, czy <span class="bio">Hilmar Oddsson
proponuje nam czarną komedię, choć oczywiście bardzo się stara, by sporo jej
elementów pojawiło się tutaj w mniej lub bardziej trafny sposób. O ile rozbraja
nauka szydełkowania więźniów, o tyle scena z dwiema podpitymi kobietami
szukającymi męskiego towarzystwa jest słaba i serio niesmaczna. Ale cały film
jest nadzwyczaj dobry, bo opowiada nie tylko rzeczywistą historię, lecz również
w umiejętny sposób łączy elementy surrealistyczne z podróżą po Islandii. A
dzięki surrealizmowi ciekawiej wygląda portret psychologiczny głównego
bohatera. Natomiast wpatrując się w ten portret, jednak zdecydowanie nie było
mi do śmiechu.<o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="bio"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Właściwie jest to opowieść o relacji.
Trudnej, toksycznej, jednocześnie przepełnionej pozorną harmonią oraz
akceptacją. Matka i podstarzały syn. Mieszkają z dala od cywilizacji na
Fiordach Zachodnich i już w pierwszej scenie widzimy, jak silna jest łącząca
ich więź egzemplifikowana przez wełnę, z której zarobkowo robią islandzkie
swetry. Tajemnice rodzinne odsłaniane są stopniowo, bardzo umiejętnie i z
doskonałym wyczuciem balansu – zachować surowość oraz pozorną filmową flautę, a
opowiadać o najbardziej boleśnie dotykających emocjach z przeszłości, która –
jakby tego chciał bohater – nie odeszła tak po prostu.<o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="bio"><span style="line-height: 107%;"></span></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBtS_l_XEDWh2BWJ4j48DZ4a4qfxUnOqeR8elJ8IJuRZu6Kr5lRhqKB4Tw4xEUgwuAAbDL7aIuOmUCsivRfOwED0_e2CzcrFJh05ms7pe3qSOX-F_X_Bd0xy25QsK_2ZEOBT-s6LhOsp9zIHnw86JnECxrqC9t9RLmL1ewtwqsMTe_Sp6VZ9334aJeCWk/s650/Matka%20-%20film2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="410" data-original-width="650" height="253" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBtS_l_XEDWh2BWJ4j48DZ4a4qfxUnOqeR8elJ8IJuRZu6Kr5lRhqKB4Tw4xEUgwuAAbDL7aIuOmUCsivRfOwED0_e2CzcrFJh05ms7pe3qSOX-F_X_Bd0xy25QsK_2ZEOBT-s6LhOsp9zIHnw86JnECxrqC9t9RLmL1ewtwqsMTe_Sp6VZ9334aJeCWk/w400-h253/Matka%20-%20film2.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="bio"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Nie jest to film jednego aktora,
jednak Þröstur Leó Gunnarsson kradnie tutaj praktycznie każdy kadr. Wyobcowany,
oddalony od rzeczywistości, pragnie spełnić wolę matki, a jednocześnie odkrywa
mroczne tajemnice dotyczące swojego życia. Jest Islandczykiem z krwi i kości.
Dumnie niosącym w sobie każdą cichą skargę, bo przecież nie ma się komu
poskarżyć, jak nie da się wydostać z okolic domu pośrodku niczego, nie
angażując w to sporego wysiłku. Czarno-białe zdjęcia pejzażowe Islandii robią
ogromne wrażenie, nie tylko podkreślając jej dystyngowanie, ale przede
wszystkim zaciemniając koloryt postaci, które wciąż na nowo zaskakują. W
tonacji noir rozgrywa się przed nami trochę slow cinema, ale przede wszystkim
opowieść o islandzkiej tożsamości – skonfrontowanej ze śladami świata spoza
wyspy, bo już w 1980 roku na drogi szutrowe Fiordów Zachodnich, na których
trudno się minąć z autem jadącym z naprzeciwka, wjeżdżają zagraniczni turyści.<o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="bio"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Oddsson ciekawie niuansuje islandzką
przynależność do swojego skrawka ziemi, która jest jednocześnie przestrzenią
wolności, ale i egzystencjalnego zniewolenia. W świecie matki i syna czas toczy
się inaczej, a wieści z kraju i ze świata przybywają z opóźnieniem nagrane na
kasety magnetofonowe. Oboje utknęli w danym miejscu i pozornie jasno określonej
relacji, bo z różnych powodów było to konieczne. Przełom następuje w
zaskakujący sposób, a reżyser z islandzką nonszalancją traktuje szczegóły
swojej filmowej opowieści – na przykład to, że bohater przez kilka dni nie
zmienia ubrania, a pasażerka w aucie nie podlega oczywistym procesom, które
następują w ciągu kilku dni, a o których nie chcę wspominać, by nie psuć
zaskoczenia pojawiającego się w tym filmie już na samym wstępie. Nic to.
Historia opowiedziana jest w konsekwentnym obrazie, ładnie skadrowana,
podzielona na rozdziały i z pięknym portretem islandzkiej natury, która jawi
się tutaj jako wyjątkowo łagodna, bo nawet deszcz jest jakby deszczykiem, a wiatr,
choć go słychać, w żaden sposób nie oddaje tego, co to znaczy wiać na Islandii.<o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><span class="bio"></span></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfw136YMjzJGUcPH7G1GZ2H5M2y0hkltJsCZ0D5ygoTz2bl_6jwVyYF2t5Yg9sYy1jw8VZv5Ck0j0yITEgNrzbAtzAM19eLZ0J-hmHmuHsQKBZkkc-4EMYzB4qrg3J2bK8cfcRqRHjqcjoJgIjUP5opK_r9BW9hlc9YbCZFdy9IoE4uzhxaGazo53k-J0/s1800/Matka%20-%20film.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1013" data-original-width="1800" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfw136YMjzJGUcPH7G1GZ2H5M2y0hkltJsCZ0D5ygoTz2bl_6jwVyYF2t5Yg9sYy1jw8VZv5Ck0j0yITEgNrzbAtzAM19eLZ0J-hmHmuHsQKBZkkc-4EMYzB4qrg3J2bK8cfcRqRHjqcjoJgIjUP5opK_r9BW9hlc9YbCZFdy9IoE4uzhxaGazo53k-J0/w400-h225/Matka%20-%20film.jpg" width="400" /></a></span></div><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /><span style="line-height: 107%;"><br /></span></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><span class="bio"><span style="line-height: 107%;">Film usatysfakcjonuje wielbicieli
kina drogi, twórczości Jima Jarmuscha, na którego powołuje się reżyser,
opowiadając o tym, że ta historia przyszła do niego po dekadach rozmyślań, jak
również każdego, kto lubi absurdalny humor – nie zawsze czarny i nie zawsze
trafnie dobrany do sceny. Dwugodzinny spektakl, w którym wrzące emocje studzi
północny chłód natury, lecz także kino zaskakujących zwrotów akcji i kilku
scen, które naprawdę bawią znakomicie. Każdy rodzaj goryczy niesiony przez
życie przez bohaterów i w odpowiednich miejscach artykułowany zderza się z
licznymi absurdami wynikającymi z tego, że na drodze matki oraz syna, która
dotychczas była monotonna i prozaiczna, zaczynają stawać dziwne postacie, a
wraz z nimi pojawiają się dziwaczne zbiegi okoliczności. W tym wszystkim to
jest jednak bardzo ciepły film. Taki trochę nienordycki w swej słodyczy
zakończenia, jednak ciekawie portretujący ochłodzenia i napięcia w pozornie
harmonijnej relacji. Dlatego zdecydowanie lepiej pasuje tu oryginalny islandzki
tytuł, jednak w tłumaczeniu zdecydowano się odnieść do Barei. Czy słusznie –
warto się przekonać.</span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><span class="bio"><span style="line-height: 107%;">Premiera kinowa w Polsce: 5 stycznia 2024 roku</span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><span class="bio"><span style="line-height: 107%;">Polski trailer znajdziecie <a href="https://youtu.be/qNlayPWVo9E?si=asPNJ1QZmFqQTaLx" target="_blank">TUTAJ</a>, ale nie polecam go oglądać, bo zdradza praktycznie wszystko.</span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><span class="bio"><span style="line-height: 107%;">---------</span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><span class="bio"><span style="line-height: 107%;">Za możliwość przedpremierowego obejrzenia dziękuję Aurora Films</span></span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-67259512700783876212023-11-28T23:08:00.000-08:002023-11-28T23:08:43.389-08:00Dziesięć miesięcy<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhSfpEgF3C8tL1ocyAvVHldo995dxB5nB-yMkgGuzJi5NzCNLu2gcMwqieNnYIqwNBsovqL7ImbOO17fnn0x-XZMxmvni6V-oQ5jGwR70Azf0joVL9_Q8IGRVRdDi6tgEjP8uMhFWdpHAAnws4nrezh2DMHtGaDg-ZVVuGnegpiUgkaWFfxFRRHzvWduA/s2592/IMG_20231127_205210.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2592" data-original-width="1944" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhSfpEgF3C8tL1ocyAvVHldo995dxB5nB-yMkgGuzJi5NzCNLu2gcMwqieNnYIqwNBsovqL7ImbOO17fnn0x-XZMxmvni6V-oQ5jGwR70Azf0joVL9_Q8IGRVRdDi6tgEjP8uMhFWdpHAAnws4nrezh2DMHtGaDg-ZVVuGnegpiUgkaWFfxFRRHzvWduA/w300-h400/IMG_20231127_205210.jpg" width="300" /></a></div><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Bardzo długo tutaj nie
pisałem. Jest pewien rodzaj doświadczeń oraz przeżyć, których po prostu nie da
się zwerbalizować. Ale chciałem przerwać ciszę, bowiem dzisiaj mija dokładnie
dziesięć miesięcy, odkąd przyjechałem na Islandię. To czas zmian i dostosowań.
Ale także doświadczeń czegoś, do czego nie można się dostosować. Bo to, jak
funkcjonuje islandzkie państwo, nie jest w tym momencie dla mnie do przyjęcia.
Każdemu, kto chce wpisać się z mądrością, że masz, co chciałeś albo jak nie
pasuje to wyjedź, polecam darować sobie tę głębię analizy mojej egzystencji.
Skoro jestem tu już dziesięć miesięcy, od dziewięciu płacę temu państwu
podatki, mam prawo oczekiwać czegoś więcej niż to, w jaki sposób traktuje mnie tutaj
„opieka” medyczna, niektórzy otaczający mnie ludzie w instytucjach, a także dostrzegać
i nazywać, jaka jest islandzka mentalność, w której sporo fałszu i nie widzę na
razie co oraz na jakiej zasadzie ma czynić życie tutaj szczęśliwym i spokojnym,
jak gwarantują to wszystkie międzynarodowe rankingi porównujące egzystencję w
różnych krajach. Myślę, że nawet znajomość języka islandzkiego, do której wciąż
mi daleko, zasadniczo nie zmieni nic w mojej sytuacji bytowej. Bo poszukując
tutaj szczęścia, nie mam zamiaru się po prostu dostosowywać. Ludzie
dostosowujący się do tutejszych absurdów i uciążliwości nie są – śmiem
twierdzić – ludźmi szczęśliwymi, lecz dostosowanymi. Do czego? Długo by
opowiadać. To nie jest w najmniejszym nawet stopniu kraj, którego wizerunek
tworzy się w świecie. A już na pewno nie jest nim tu, gdzie mieszkam, na prowincji.<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj4SLVquZ3-btGF6cEyeSDf_fH_SwfHxnaSapb7T6cutBkzzwF6akFQQMgh9u70a4bSEGnN9Ev7UYS46ODSOnEdagpIKIeKISBWzM3dsRkCPZPzR6DaGKADoKwqkW9933GdAWCSeQWilLPliFK-TCQj8bcqueDiUMd8st2t8G_yBFNDDdp3_oaLfK4_ElM/s4608/100_0565.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3456" data-original-width="4608" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj4SLVquZ3-btGF6cEyeSDf_fH_SwfHxnaSapb7T6cutBkzzwF6akFQQMgh9u70a4bSEGnN9Ev7UYS46ODSOnEdagpIKIeKISBWzM3dsRkCPZPzR6DaGKADoKwqkW9933GdAWCSeQWilLPliFK-TCQj8bcqueDiUMd8st2t8G_yBFNDDdp3_oaLfK4_ElM/w400-h300/100_0565.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Muszę pamiętać, że nikogo
tutaj nie interesują moje problemy. Ani w ogóle moja osoba. Pracodawca nie
interesuje się tym, że wybrałem do zamieszkania miejscowość 25 km od miejsca
pracy i że w zimie czasami bardzo trudno do tej pracy dojechać, bo to mój
WYBÓR. Nie interesuje go również moje złe samopoczucie lub choroba, bo jestem w
stanie usłyszeć, że ważniejsze jest, co z godzinami otwarcia sklepu, a nie to,
co mi dolega, gdy idę na pierwsze krótkie zwolnienie lekarskie. W tutejszym
„szpitalu” nikogo nie interesuje moja wieloletnia batalia z bezsennością i nikt
w zasadzie nie chce mi pomóc przynajmniej doraźnie złagodzić braki snu. Nie ma
tu specjalisty, na przykład psychiatry, który pokierowałby moim leczeniem
mądrze, dobrze dobrał leki, nie proponował placebo albo – druga skrajność –
silnie uzależniających środków, bym właśnie z jednego z nich się odtruwał, co
jest bardzo nieprzyjemne i bolesne. Nie mogę też skorzystać z pomocy jakiegoś
specjalisty od zaburzeń snu choćby ze stolicy, bo w Islandii najwidoczniej nie
istnieje coś takiego jak teleporada.<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijpBbHbA1PfzRrjIdJB3V2BTaPmSQa7gd8OqU4TOhGVR-FUZGxw-tdZtNpjoy4WQzpxtSWSKdkC4mTyL5btoaRHQp9nywJKVozB_3HcZ_RUZPR-Rd-9I7GbBppIHx1008IPday3hJFjr0xZDwxYwdTZeQhMwUZTmgbAgt-BDEHD-cG27xftRmNZCFExXM/s4608/100_0573.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3456" data-original-width="4608" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijpBbHbA1PfzRrjIdJB3V2BTaPmSQa7gd8OqU4TOhGVR-FUZGxw-tdZtNpjoy4WQzpxtSWSKdkC4mTyL5btoaRHQp9nywJKVozB_3HcZ_RUZPR-Rd-9I7GbBppIHx1008IPday3hJFjr0xZDwxYwdTZeQhMwUZTmgbAgt-BDEHD-cG27xftRmNZCFExXM/w400-h300/100_0573.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Czasem nie mam już siły prosić
o cokolwiek pięć razy, bo tu wciąż trzeba się z czymś przypominać, wszystko
sprawdzać, wciąż być czujnym i nie wierzyć, że jak ktoś powie, że coś się
załatwi w danym terminie, właśnie wtedy się to stanie. Męczy mnie i morzy to, w
jaki sposób podchodzi się tutaj do praktycznych problemów życia codziennego. Że
dostaję informację, iż każdy ze wszystkim radzi sobie sam. A jednak na przykład
matka z dziećmi ma tu nieporównywalnie łatwiej w każdym miejscu niż singiel,
który nie zamierza się na Islandii rozmnażać.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Sporo frustracji, gniewu,
nieprzyjemnych emocji na co dzień. Przerwa w tym, co dawało mi odskocznię i z
powodu czego tutaj przyjechałem: w zimowych warunkach trudno jeździć gdzieś
dalej nawet na dobrze dobranych oponach, bo jeśli drogi są zaśnieżone, to nie ma
nawet mowy o tym, by zjechać w jakiś punkt widokowy, gdyż nie ma do niego
dojazdu, nie mówiąc o wjechaniu na drogę szutrową, która nie jest obsługiwana
zimą i wjazd tam to jak próba samobójcza. To moja pierwsza zima, podczas której
muszę radzić sobie sam jako kierowca. I choć uczyłem się jeździć w zimie, a
dopiero na krótko przed egzaminem końcowym zobaczyłem asfalt pod kołami, zimowe
jeżdżenie nie ma w sobie niczego przyjemnego, gdyż w moim przypadku jest
podszyte strachem, że w każdym momencie auto może mnie zdradzić. Miałem już dwa
dramatyczne momenty, w których o mało nie wylądowałem w rowie, więc od teraz
gdy widzę padający śnieg, a zwłaszcza padający intensywnie, nie zachwycam się
tym, jak przez całe moje dotychczasowe życie, lecz natychmiast spinam
wewnętrznie na myśl, że za chwilę trzeba będzie jechać do/z pracy w piekielnie
trudnych warunkach.<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCCzDWYuohSSUEyovzYOFQY7MB-0Ki1NQaVOkaIsGDnt5MzzA7wMRWNe1tX4k2qo0L7N1OAMruG62ivcD_YKffuSEopTBJypT_9w_Bu45K4MZyyi6GjUUTiY1OGbhjCkaVFXpZwwEN4wCa_gsRLJpLPZj0ka0O6d-1bva-xdJxHGi1-BKIq3ikoZviByE/s4608/100_0546.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3456" data-original-width="4608" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCCzDWYuohSSUEyovzYOFQY7MB-0Ki1NQaVOkaIsGDnt5MzzA7wMRWNe1tX4k2qo0L7N1OAMruG62ivcD_YKffuSEopTBJypT_9w_Bu45K4MZyyi6GjUUTiY1OGbhjCkaVFXpZwwEN4wCa_gsRLJpLPZj0ka0O6d-1bva-xdJxHGi1-BKIq3ikoZviByE/w400-h300/100_0546.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Ostoją spokoju i przestrzenią,
w której redukuję stresy oraz frustracje, staje się teraz paradoksalnie dom, a
nie wycieczki, kontakt z naturą. Mój dom jest wspaniały i doceniam go za każdym
razem, kiedy słyszę od znajomych, z kim i w jakich warunkach mieszkają, a także
to, jak bezskutecznie poszukują satysfakcjonującego ich lokum w okolicy.
Przeprowadzka do Flateyri była dla mnie jak nowy początek, ale jednocześnie
zbiegła się z tym, że w październiku i listopadzie skumulowane od początku
pobytu na Islandii emocje zaczęły po prostu ze mnie wychodzić, stałem się
nerwowy i drażliwy. Nie było gdzie i z kim przepracować tego, co przeżywam, a
sam kontakt z naturą jako remedium na troski w tej chwili się nie do końca
sprawdza. Nie tylko dlatego, że jest coraz ciemniej i godziny ze światłem to
zwykle czas, gdy jestem w pracy. Nie wiem, czy to ja nie potrafię się dopasować
do państwa islandzkiego i wymagam zbyt dużo, oczekując elementarnej
funkcjonalności, rzeczowości, empatii i logiczności w postępowaniu, czy może rzeczywiście
trafiłem w miejsce, o którym myślenie ukształtowały z gruntu fałszywe i
szkodliwe opowieści o tym, że Islandia jest najszczęśliwszym krajem na świecie.
Jest najpiękniejszą wyspą na świecie, ale jako kraj, w którym funkcjonuję ze
statusem obcokrajowca bez znajomości języka, usiłując przeżyć od pierwszego do
pierwszego, staje się dla mnie źródłem coraz większych frustracji. Nie, nie
wracam do Polski i nie dam żadnej satysfakcji tym obserwatorom, którzy czekają
na tąpnięcie i na to, że mi coś tutaj nie wyjdzie. Po prostu mam gorsze
tygodnie i mam prawo je mieć. A ten post nie jest żadnym wylewem frustracji. Po
prostu coraz mocniej dociera do mnie, że gdybym świadomie i wiedząc wszystko o
tym państwie, miał je wybrać do życia, abstrahując od zimna i pejzażu, po które
przyjechałem, pewnie nigdy bym się na to nie zdecydował. Nie wierzę, że receptą
na szczęście tutaj jest „dostosuj się”. Ale przyjechałem do Islandii właśnie
dla zimna i pejzażu, czuję się u siebie i nikt ani nic nie zniszczy mojego
przekonania, że jestem we właściwym miejscu, a dziesięć miesięcy temu zaczęła
się moja najpiękniejsza – choć trudna – życiowa przygoda.</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">---</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog albo Cię inspiruje, możesz mi postawić wirtualną kawę w ramach wsparcia <a href="https://buycoffee.to/islandianazawsze" target="_blank">TUTAJ</a></span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com29tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-63144933021030553102023-10-02T00:28:00.000-07:002023-10-02T00:28:22.802-07:00U progu października<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBHC4duuU94D-BC_74pO493QbRp4A-G7AgpbyQ5KFdbsd_WUxQmLQ3VDJM91VCSGlwXrjA4CafgO_jo2HNF2C8damEdtMzC_rhJ_KaKXxU_OOacn1IjlsymGJ6EanLMOGhMkAkpQLxAo-a8TXrtUbcOUTLdFbvAmuoRLfmNWzhCVC5YhHRMz_LOvRHUz8/s4080/czytanie.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBHC4duuU94D-BC_74pO493QbRp4A-G7AgpbyQ5KFdbsd_WUxQmLQ3VDJM91VCSGlwXrjA4CafgO_jo2HNF2C8damEdtMzC_rhJ_KaKXxU_OOacn1IjlsymGJ6EanLMOGhMkAkpQLxAo-a8TXrtUbcOUTLdFbvAmuoRLfmNWzhCVC5YhHRMz_LOvRHUz8/w301-h400/czytanie.jpg" width="301" /></a></div><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">To jestem ja bez okularów w
moim nowym kącie czytelniczym. W nowym domu, który uwielbiam, i który usiłuję wykreować
tak, by był dla mnie przestrzenią do odbudowania życiowej energii.
Przeprowadziłem się wreszcie do Flateyri, co było i stresujące, i męczące,
jednakże mam wreszcie przestrzeń oraz ciszę, o których tak marzyłem. Czekam też
na egzemplarze autorskie moich „Ciosów”, które pewnie właśnie przemierzają
Atlantyk. Wydarzyły się same niezwykłe i dobre rzeczy. A jednak nie potrafię
się tym do końca cieszyć.<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1SBSm71c_fJnONh74B-UVxV6M0zS1y0ZeYysZNBPAwCddqCov6eASazI5AtDEE4D5sdiY2gMzyD-c9qNn76UIA4_s1kg4qqfG1H9ChnbFkYdiChp9CeFp9KfmBnQ1scC9ZwfzyTOSsTnZADo29mVHpgxNhyphenhyphenYJUmtPLLEbAJj6HnWnpfgWCEnt7-WAN6g/s4608/100_0436.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3456" data-original-width="4608" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1SBSm71c_fJnONh74B-UVxV6M0zS1y0ZeYysZNBPAwCddqCov6eASazI5AtDEE4D5sdiY2gMzyD-c9qNn76UIA4_s1kg4qqfG1H9ChnbFkYdiChp9CeFp9KfmBnQ1scC9ZwfzyTOSsTnZADo29mVHpgxNhyphenhyphenYJUmtPLLEbAJj6HnWnpfgWCEnt7-WAN6g/w400-h300/100_0436.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>W drodze do pracy</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Nie wiem, czy wynika to z
tego, że we wrześniu pogoda zdecydowanie nie rozpieszczała, a w miarę jasne,
bezdeszczowe i bezwietrzne dni mógłbym policzyć na palcach jednej ręki. Myślę,
że moja swoista zapaść emocjonalna nie ma związku z aurą, bo przecież taka jest
Islandia przez wiele, wiele dni, a słońce, które przeklinałem, wreszcie się
schowało, przyszły też przyjemne wieczory i ciemność. Mam w sobie jakiś
niepokój o to, co będzie dalej. Praca za ok. 340 tysięcy koron i dorabianie z
Polski? Towarzyszy mi nieustannie od kilku tygodni i z pewnością jest powiązany
ze zmęczeniem, jakie wywołuje chroniczna bezsenność. Nic już w zasadzie nie
działa, kiedy chcę zasnąć. Nawet leki, o które wciąż toczę boje z lokalną
służbą zdrowia. Tu nie ma psychiatry, z którym mógłbym konsultować dobór
właściwych leków na sen. Być może przez to dociera do mnie z pełnym
przekonaniem, że jestem tu ze wszystkim zdany tylko na siebie. Mimo obecności
jednej lub dwóch przyjaznych dusz, z każdym problemem i każdym dylematem muszę
sobie radzić sobie sam. Niby całe życie tak było, ale teraz dochodzą do tego
jeszcze surowe warunki. Dlatego trudno jest mi pisać o tym, co przeżywam, bo to
jest bardzo skomplikowane. Żaden kryzys emigracyjny. Po prostu świadomość, że
mimo tego, iż wszystko tak wspaniale się układa, czegoś mi tu brakuje w tej
układance. Że emigrując świadomie w pojedynkę, zawsze jest o wiele trudniej niż
z tak zwaną drugą połową. I być może przez te niepokoje nie jestem w stanie
spać.<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7cuJ8qHGKknzkuSl5PmnIDyuLuueXb9_3I-eqhHmXaPV3XLMtGYkpdGKGIUEMADGqWgrTWx_2-K4DqfT0FdTNY78H61ihJcXC9lwXJxFxXzcvRZ-XAtoktu1LSXeokqVYlNLO5RPBfS28aPBV8MrAuWftcUyuZSlCOyQSQFE7cDEojePeE1Zre9OzzSw/s4608/100_0439.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3456" data-original-width="4608" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7cuJ8qHGKknzkuSl5PmnIDyuLuueXb9_3I-eqhHmXaPV3XLMtGYkpdGKGIUEMADGqWgrTWx_2-K4DqfT0FdTNY78H61ihJcXC9lwXJxFxXzcvRZ-XAtoktu1LSXeokqVYlNLO5RPBfS28aPBV8MrAuWftcUyuZSlCOyQSQFE7cDEojePeE1Zre9OzzSw/w400-h300/100_0439.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Opuszczony dom w drodze do pracy</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jesień na Islandii jest naprawdę
bajeczna. Nie zdawałem sobie sprawę z tego, że uderzy taką liczbą kolorów. To
jest naprawdę obezwładniające. Czasem mam wrażenie, że umrę tu od tego piękna.
Ale teraz najważniejszy jest dom. Miejsce, z którego coraz mniej chce mi się
ruszać, więc pewnie i wycieczki w plener staną się rzadsze. Bo wreszcie jest ta
wielka przestrzeń, którą mogę uznać za swoją i przypomina mi się, że mam naturę
domatora oraz introwertyka, a ostatnie osiem miesięcy gnałem gdzieś do przodu
na wielkiej adrenalinie, która powoli zanika. A właściwie już jej nie ma. Teraz
powinien pozostać spokój, a jest pewien rodzaj lęku. Być może dlatego, że coraz
wyraźniej widzę, że Islandia jako państwo funkcjonuje trochę w kafkowskim
stylu. Z jednej strony stwarza pozory, że wszystko jest łatwe i dostępne dla
obywatela. Z drugiej jednak – kiedy usiłuje się załatwić konkretne sprawy wagi
naprawdę istotnej (jak ciepło w mieszkaniu), można zderzyć się ze ścianą i
wieczną niekompetencją albo lekceważeniem czegoś, co przecież nie powinno być
lekceważone.<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1MBRR3P5vY3v_AEbvGrvrM88Z1Ag5gsv_nanaJRco97zuyTnWimdHUx3UdCfr6GG1REYf7VGeGVqVZFA6zAcxIz3Np6tXRRDWvWsiRFH1tGBeUGpaDdLcrhgMWTMVxK2vbYlr3Ohm3dnDnUlvLvH36R1Yxd-gYq2KD2HzsPDOGawBpL_0cR5v2Kq7tAU/s4608/100_0481.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3456" data-original-width="4608" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1MBRR3P5vY3v_AEbvGrvrM88Z1Ag5gsv_nanaJRco97zuyTnWimdHUx3UdCfr6GG1REYf7VGeGVqVZFA6zAcxIz3Np6tXRRDWvWsiRFH1tGBeUGpaDdLcrhgMWTMVxK2vbYlr3Ohm3dnDnUlvLvH36R1Yxd-gYq2KD2HzsPDOGawBpL_0cR5v2Kq7tAU/w400-h300/100_0481.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Jesień obezwładnia</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Ponieważ bywam czasem w
regionie stołecznym nie tylko po to, by zrobić zakupy w IKEA, lecz słucham
opowieści znajomych i przyglądam się tamtemu światowi, wiem już z pewnością, że
życie emigranta na islandzkiej prowincji jest zupełnie innym doświadczeniem niż
start w nowej ojczyźnie w rejonie stolicy. I jest jeszcze coś więcej:
świadomość, że żyje się pośród niewyobrażalnie wielkiego piękna, ale i
absolutnej surowości. Dlatego dopada mnie czasem poczucie jakiegoś bezsensu.
Bezsensu wykonywanej na co dzień kiepsko płatnej pracy. Bezsensu funkcjonowania
tutaj bez znajomości języka. To jakieś osłabienie, którego istoty nie mogę
zrozumieć. Przez to między innymi zrezygnowałem z kursu języka islandzkiego,
gdy po pierwszych zajęciach zorientowałem się, że rozumiem może z 10 procent
tego, co mówi nauczyciel. Przez to że nie mam siły się uczyć. Jestem
lingwistycznym głupkiem i coraz bardziej tym irytuję sklepową klientelę, bo
faktycznie, ileż można nie rozumieć pewnych prostych zwrotów i nie znać
przynajmniej większości nazw islandzkich artykułów.<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifTjBzxx4EUrJlRn29eitTSoyAuexm5o__sDl7_X9xCLVUkAmx5nf0EBvFue8koIqbS1W7-647AsLItQErqy6J_9n8yJf0u0U_pklykUB4MZRj5_7SSPPD_GSCs_iQCWqmawL1cszbdUybpj5aBBuR9rTxF_296-YID5Y7Gh1-gn10VJqrbd19gq-faXk/s4608/100_0491.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3456" data-original-width="4608" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifTjBzxx4EUrJlRn29eitTSoyAuexm5o__sDl7_X9xCLVUkAmx5nf0EBvFue8koIqbS1W7-647AsLItQErqy6J_9n8yJf0u0U_pklykUB4MZRj5_7SSPPD_GSCs_iQCWqmawL1cszbdUybpj5aBBuR9rTxF_296-YID5Y7Gh1-gn10VJqrbd19gq-faXk/w400-h300/100_0491.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Okolice Onundarfjordur</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Październik to czas na zmianę
opon na zimowe u Marylin, co będzie mnie kosztować, ale ona musi mieć wszystko
luksusowe, i czas oczekiwania zimy. Wątpliwości, jak będą wyglądać drogi wtedy,
kiedy będę musiał przemierzyć te 20 parę kilometrów do pracy, a potem z niej
wrócić. Ale jest też kolejny rodzaj ekscytacji, bo nigdy nie byłem na Islandii
w dwóch najbliższych miesiącach. Mam wrażenie, że najlepszym lekiem na wszystko
byłby tydzień w łóżku z dobrymi książkami. W bezruchu, na który nie mogę sobie
pozwolić. Ale może dzięki różnym wątpliwościom wrócę do bardziej regularnego
pisania tego bloga. Na razie jestem szczęśliwy, że mam swój dom i zaniepokojony
tym, jak czasem poddaję pod wątpliwość słuszność wielu poczynań, które do tej
pory miały miejsce.</span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-28781594429200789302023-09-11T00:23:00.000-07:002023-09-11T00:23:11.839-07:00Wrześniowe refleksje<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1x0LMGGCFBWykZbH2d1HGSX0Vp-Gt3GTSna3VSkjC8hnOa5pr5E-QFQOKvKBVdef2XWChw07UXsTbb5eeUBwmAB7ROmY_FRV5ML9cPEXynda7tT8IKhymvl4jPkTrO-ebZe-aGCvVukR-X_LGTJruuHsg5dEQCS_egkitnxy1xXeQ-oCEPRblr6DVJJM/s4608/G%C3%93RA.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3456" data-original-width="4608" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1x0LMGGCFBWykZbH2d1HGSX0Vp-Gt3GTSna3VSkjC8hnOa5pr5E-QFQOKvKBVdef2XWChw07UXsTbb5eeUBwmAB7ROmY_FRV5ML9cPEXynda7tT8IKhymvl4jPkTrO-ebZe-aGCvVukR-X_LGTJruuHsg5dEQCS_egkitnxy1xXeQ-oCEPRblr6DVJJM/w400-h300/G%C3%93RA.JPG" width="400" /></a></div><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Zaczęło być naprawdę zimno.
Temperatura czasami spada do 3-4 stopni i przypominam sobie, że wcześniej niż
później przywitam się z zimowymi ciuchami. Jak się domyślacie, bardzo mnie do
cieszy, choć przypuszczam, że jeszcze wrócą ciepłe dni. Kiedy ja wrócę na
bloga? Tego nie wiem. Ten wpis będzie na razie ostatni. Jestem na takim etapie
emigracji, że odeszła mi już ochota relacjonowania wszystkiego, co się dzieje,
bo zasadniczo nie dzieje się nic niezwykłego, choć wrzesień będzie czasem wielu
zmian, o czym wspomnę za chwilę. Tak czy owak chcę pobyć sam ze sobą.
Oczywiście pozostanę aktywny na Instagramie oraz Facebooku, gdzie będę od czasu
do czasu popełniał jakieś wrzutki o bieżących sprawach, jednak blog na razie
będzie mieć przerwę. Zamierzoną i zaplanowaną. Bez poczucia winy za to, że
rzadko tutaj piszę. Bo po prostu nie chcę pisać. Wrócę, gdy oswoję się z tym,
kim się tutaj stałem. Myślę, że po ponad pół roku mogę mówić o czymś takim jak
tożsamość emigranta. Kogoś, kto nigdy nie zamierza wracać tam, skąd przybył. Na
Fb pozwoliłem sobie wypisać to, z czego jestem dumny od 29 stycznia, jak
również to, z czego dumny nie jestem. Bilans jest oczywiście pozytywny.
Wszystko odbyło się tak, jak zamierzałem. A teraz chcę w ciszy skupić się na
krótkiej jesieni na Islandii, a także cieszyć tym, że szybko zaczyna zapadać
zmrok.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhN8-aohEyZhewuoVvtHx8FRg2na_YOStEt-sK8DiyeU7UXnj65b3borq9D2TsN5Y-lls5x6sgZ5qQuX02s92_Z2DzOBWHFsOfjTGC8kAZqG1-bCPsDnJCxFJJFNmmjX6Q_eWiNRfoYLLGWUA1hUmcAFZyJ_yQe24TXbTEs-CIG6wPExSRT-T8kH_9B1ic/s3072/Flater.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhN8-aohEyZhewuoVvtHx8FRg2na_YOStEt-sK8DiyeU7UXnj65b3borq9D2TsN5Y-lls5x6sgZ5qQuX02s92_Z2DzOBWHFsOfjTGC8kAZqG1-bCPsDnJCxFJJFNmmjX6Q_eWiNRfoYLLGWUA1hUmcAFZyJ_yQe24TXbTEs-CIG6wPExSRT-T8kH_9B1ic/w400-h300/Flater.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Flateyri, mój nowy dom</td></tr></tbody></table><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Co we wrześniu? Przede
wszystkim przeprowadzka. Zawsze chciałem mieszkać w Ísafjörður, to było moje
największe marzenie i idealne do życia miasteczko. A jednak się przeprowadzam.
Moim nowym domem będzie Flateyri. Domem także w dosłownym sensie, bo po pół
roku mieszkania w małym mieszkanku będę mieć cały dom dla siebie. Wciąż nie
mogę uwierzyć, że to się dzieje. Że spośród wielu kandydatów mój nowy
wynajmujący, który mógłby być moim synem, wybrał właśnie mnie. Zatem niebawem
kolejna wycieczka do Ikei po konkretne zakupy, na które już coraz mniej
środków, ale przede wszystkim oswajanie się z myślą, że nastanie coś, czego
nawet w najśmielszych marzeniach sobie nie wyobrażałem. Będę mieć własny dom na
Fiordach Zachodnich. A Ísafjörður? Cóż, będę codziennie dojeżdżał do pracy,
więc się z nim nie żegnam. Ale doszedłem do wniosku, że to miasto jest dla mnie
za duże. Że potrzebuję żyć w prawdziwej dziczy. W maleńkiej miejscowości
umiejscowionej przy moim ukochanym fiordzie. Moja koleżanka powiedziała mi, że
jak się już wprowadzę i urządzę, to się stamtąd nigdzie nie będę chciał ruszać.
Może i tak będzie. Tymczasem jest wielka ekscytacja oraz oczekiwanie na nowe.
Nie spodziewałem się, że Islandia zaoferuje mi tak dużo. Że przydarzy mi się
coś tak niebywałego. A jednak to się dzieje. W tym domu zamierzam pisać nowe
książki, relaksować się, przyjmować wreszcie gości, a przede wszystkim mieć poczucie
przestrzeni dla siebie, której zaczynało mi brakować.</span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHH54VuIebtys5wA0iLUiEJO6P0yfBlAIqtYOSmfaUGYWNEpM0ZTa1vDue-VY48_9fFPZpkJt6divUehF3EvLZVuleMaGiNc-B-P28SzhlEz0YnPLOTZ6MqzrbBWxK1jjzIIzr0hiyvKkaz2NB3S2kDsYeFQYN-pnS0vSu96NzkK2f3UD-4036hBvSGz0/s4608/100_0346.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3456" data-original-width="4608" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHH54VuIebtys5wA0iLUiEJO6P0yfBlAIqtYOSmfaUGYWNEpM0ZTa1vDue-VY48_9fFPZpkJt6divUehF3EvLZVuleMaGiNc-B-P28SzhlEz0YnPLOTZ6MqzrbBWxK1jjzIIzr0hiyvKkaz2NB3S2kDsYeFQYN-pnS0vSu96NzkK2f3UD-4036hBvSGz0/w400-h300/100_0346.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli uda się skompletować
grupę, we wrześniu ruszam również z nowym kursem języka islandzkiego. Nadal
idzie mi to bardzo opornie, ale skoro spełniłem już wszystkie marzenia i
dokonało się to, co najlepsze, czas zmierzyć się z najtrudniejszym: konfrontowaniem
opornego na taką wiedzę umysłu z językiem. Gdy słucham go codziennie, wyobrażam
sobie ten moment, kiedy islandzki przestanie być dla mnie ciągiem
niezrozumiałych dźwięków, a stanie się narzędziem komunikacji. Zatem we
wrześniu Islenska 2a. Na pewno będzie trudno, ale zakładam, że w grupie oraz ze
świetnym nauczycielem, który uczył nas na kursie Islenska 1b, zrobię jakieś
większe postępy.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRxipYnh5HiGghBN108jnfFKZ0Z8he1zD8vMzYmH1bqAaApb0kgjPSJRn8RGoCp0Xk81FUugOvMik-baYBbZkNPBLUVE7sBHd0YS5QTOkmZ_4KnNO2LGUjTW3YKER1fuH-92UWMxGLNMAKe7Cp2E3oWMCUvZPEE6a6ew8cttdQzKELMoIuZLq98ysff5o/s4608/100_0361.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3456" data-original-width="4608" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRxipYnh5HiGghBN108jnfFKZ0Z8he1zD8vMzYmH1bqAaApb0kgjPSJRn8RGoCp0Xk81FUugOvMik-baYBbZkNPBLUVE7sBHd0YS5QTOkmZ_4KnNO2LGUjTW3YKER1fuH-92UWMxGLNMAKe7Cp2E3oWMCUvZPEE6a6ew8cttdQzKELMoIuZLq98ysff5o/w400-h300/100_0361.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Dziś wpis dekorowany jest
zdjęciami noir. Przychodzi czas na tę Islandię, którą najbardziej kocham: chłodną,
mało przyjazną, melancholijną, groźną w swoim mroku. Tę, której już nie chcą
oglądać turyści, bo jest bezkompromisowa, depresyjna, zasnuta mroczną mgłą i po
prostu bardzo zimna. Te uwielbienia znalazły swoje odzwierciedlenie w
„Ciosach”, które już się drukują i będą trzecią ważną dla mnie sprawą we
wrześniu. Cudownie jest obserwować tę wyspę w czasie, w którym nigdy nie miałem
okazji tutaj być – to najbliższe trzy miesiące. Cudownie jest widzieć, jak z
dnia na dzień znikają turyści, znowu robi się kameralnie, nie trzeba na drodze
mijać aut ani też nie mijają mnie jakieś inne, którym się bardzo spieszy.
Powietrze staje się bardziej rześkie, a ja staram się tym cieszyć mimo
bolesnych nawrotów bezsenności, która potrafi wykończyć. Dlatego pozwólcie, że
na jakiś czas zostanę sobie sam ze sobą i swoimi wrześniowymi radościami. Mam
nadzieję, że do napisania niebawem. Jednakże bardzo trudno jest mi zdefiniować
to „niebawem”. Miejcie piękną jesień i cieszcie się życiem jak ja.</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">---</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog albo Cię inspiruje, możesz mi postawić wirtualną kawkę <a href="https://buycoffee.to/islandianazawsze" target="_blank">TUTAJ</a></span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-29084608626583773942023-08-28T00:41:00.001-07:002023-08-28T00:41:54.879-07:00O urlopie<p> <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfjWjjZl9SpOpZJc3z5XL4DHzY7tRIOz8-qCuOx-mMr6sBY3l8UXs6xAXuh-SIUVhycqrCk3giMMvX7PFZWQfSLm4bPPthYIMM-e6JLGVf-GPmGFOAxecMjlHdlBvbEM4QdXwLxN7etTqF1nNmEVW2VvYmMCR1JQ2a6Vm-eLQHSsErH6CImzrvRWobKS0/s4608/100_0255.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3456" data-original-width="4608" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfjWjjZl9SpOpZJc3z5XL4DHzY7tRIOz8-qCuOx-mMr6sBY3l8UXs6xAXuh-SIUVhycqrCk3giMMvX7PFZWQfSLm4bPPthYIMM-e6JLGVf-GPmGFOAxecMjlHdlBvbEM4QdXwLxN7etTqF1nNmEVW2VvYmMCR1JQ2a6Vm-eLQHSsErH6CImzrvRWobKS0/w400-h300/100_0255.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Przy największym islandzkim wodospadzie</i></span></td></tr></tbody></table></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Za mną sześć dni urlopowej
podróży. Przede mną jeszcze kilka chwil, by złapać oddech w domu przed powrotem
do pracy, ale czuję, że dobrze wykorzystałem ten czas. Cenny czas, bo po prawie
dwóch dekadach nauczycielskiego wolnego przez dwa miesiące, taki krótki okres był
najpierw wyczekiwany, a potem celebrowany. Wybrałem się w podróż po północnej
Islandii – trochę z sentymentu, trochę z ciekawości. Odwiedziłem miejsca, w
których byłem po raz pierwszy siedem lat temu, gdy zachłysnąłem się Islandią
podczas pierwszych odwiedzin i zakochałem w niej od pierwszego wejrzenia. Zatem
Goðafoss, Dettifoss, kanion Ásbyrgi – wyglądają dokładnie tak samo jak przed
laty i zobaczenie ich daje równie wiele frajdy. Co prawda w tym ostatnim
usiłowałem złapać choć kilka minut ciszy, co okazało się niemożliwe, bo wszyscy
turyści zdecydowali się głośno rozmawiać właśnie w TYM miejscu, jakby nie mogli
się nagadać w aucie podczas jazdy. Miło było również ponownie odwiedzić
sympatyczny Húsavík. Z moją radością w pełnym słońcu nie czułem się jednak na
miejscu, kiedy zobaczyłem, jak z kościoła wysypała się duża grupa Islandczyków
ubranych na czarno, wśród której część osób płakała, a część tuliła płaczących.
Pogrzeb. Moje nowe życie dopiero się zaczyna, a czyjeś właśnie się skończyło. Tym
bardziej doceniłem to, co mam. Zwłaszcza że gdyby przyszło mi umrzeć już teraz,
wiem przynajmniej, że umierałbym spełniony. Osiągnąłem i zdobyłem dokładnie
wszystko, co chciałem osiągnąć oraz zdobyć.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwB67okwzm34zUI4dcUdP1tziAnWBXE9yutpqbZceSt0rT_mcFA_uHB2lmMorxsNELw7U1lgmVOdNsFS7I2uSHbhLDw8HLKAvYZZRzTeGgJ3TK343NIf9emhoe9mpaHNaX-LJ_-lngjstt5wzizg3Plvxpdg1U0QA-uH6fjaCu2uSxw-vLgXJvkc25qoI/s4608/100_0228.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3456" data-original-width="4608" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwB67okwzm34zUI4dcUdP1tziAnWBXE9yutpqbZceSt0rT_mcFA_uHB2lmMorxsNELw7U1lgmVOdNsFS7I2uSHbhLDw8HLKAvYZZRzTeGgJ3TK343NIf9emhoe9mpaHNaX-LJ_-lngjstt5wzizg3Plvxpdg1U0QA-uH6fjaCu2uSxw-vLgXJvkc25qoI/w400-h300/100_0228.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Kolory kanionu Asbyrgi</td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Miejsce, które było dla mnie
nowe, to między innymi <span class="ykmvie">Siglufjörður – mała rybacka
miejscowość, której malowniczość mogłem poznać dopiero, gdy stamtąd
wyjeżdżałem, bo w dniu przyjazdu cały fiord spowity był mgłą. Tam też poznałem
przesympatyczną i przedsiębiorczą Polkę, z którą uciąłem sobie miłą pogawędkę.
Zapomniałem wziąć z domu wentylatora, więc pierwszej nocy się trochę męczyłem
(zasypiam dopiero, gdy czuję chłodny powiew, o ile w ogóle zasypiam),
zakładając też, że tak będzie podczas drugiej, bo dopiero trzeciego dnia mogłem
coś kupić w Akureyri. Tymczasem dzięki Karolinie, która po prostu pożyczyła
sprzęt z sąsiedniego hotelu, było mi w Salt Guesthouse jeszcze bardziej
komfortowo. Pomyślałem sobie, że nikt z islandzkiej obsługi nie wpadłby na taki
pomysł. Że coś takiego jest bardzo polskie. Że przynosimy tej wyspie jako
emigranci ogromne pokłady pomysłowości i kreatywności w zlecanych nam
zadaniach. Przekonałem się o tym już kilka razy jako pracownik tutaj, widząc
zasadnicze różnice w postrzeganiu pracy przez Polaków i Islandczyków.<o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCj5URIry3lPk39yXSqHjK6B67QXxlIEw7-g1SKu8GeKQp0COZU5KmR59T6H_3DnQXRoP5BXzvnBVXXjyHLow4z3FLeIeMqE9bQ_Qw2pAJUWLXhzTAJxQC3RM1wlgnkyJmsFQU8M6AnWwtl4ASt5-ASDs7O79cB2-dw_RS2YLk6SE-329WJ6AZBi_vFCc/s4608/100_0220.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3456" data-original-width="4608" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCj5URIry3lPk39yXSqHjK6B67QXxlIEw7-g1SKu8GeKQp0COZU5KmR59T6H_3DnQXRoP5BXzvnBVXXjyHLow4z3FLeIeMqE9bQ_Qw2pAJUWLXhzTAJxQC3RM1wlgnkyJmsFQU8M6AnWwtl4ASt5-ASDs7O79cB2-dw_RS2YLk6SE-329WJ6AZBi_vFCc/w400-h300/100_0220.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Widmo Brockenu</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">To, co
nowe, chłonąłem z wypiekami na twarzy i tam, gdzie nowe, spotykało mnie czasem
coś niezwykłego. Jak widmo Brockenu. Niezwykle rzadkie zjawisko, którego
doświadczyłem przy Öxarfjörður. Tęczowa korona nad moją głową wędrowała po
oceanie w odbiciu mojej sylwetki z klifu. Przeczytałem, że ludzie gór trochę
boją się, gdy doświadczają tego podczas wędrówek, bo widmo Brockenu zwiastuje
jakieś nieszczęście na szlaku. Ja nie chodzę po górach, więc zastanawiam się,
czy to, czego doświadczyłem w tym malowniczym fiordzie, będzie prognozą na
dobrą czy złą zmianę. A może po prostu wydarzyło się przypadkiem. Nie sądziłem,
że spotka mnie coś takiego. Najwidoczniej na Islandii mają mi się przytrafiać
wszelkie wyjątkowe rzeczy.<o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJCJIrwrEiOnbZV8Nre0gWwk4cOasypUNXa8ZN0ZqJccId_O6FKBIn_hXJIj-Rm0TmVkR22zbZxAClcHV1wBCRS4CwuUyhjomBaSpLQ2THwrqfEFu6RMM_zpw6Qzk4PHv1vG9P-PG--1Ua_RQrXj3tplCLMNYjeJkC0ysIf7b5ZmcH32COgCuYBVisk4E/s4608/100_0151.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3456" data-original-width="4608" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJCJIrwrEiOnbZV8Nre0gWwk4cOasypUNXa8ZN0ZqJccId_O6FKBIn_hXJIj-Rm0TmVkR22zbZxAClcHV1wBCRS4CwuUyhjomBaSpLQ2THwrqfEFu6RMM_zpw6Qzk4PHv1vG9P-PG--1Ua_RQrXj3tplCLMNYjeJkC0ysIf7b5ZmcH32COgCuYBVisk4E/w400-h300/100_0151.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Najstarszy islandzki kościół</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Wyjątkowo
też nieprzyjemnie będę wspomniał Akureyri z tego wyjazdu. Za sprawą autostrady
i restauracji. Nieświadomy niczego przemknąłem długim tunelem za tym miastem,
jadąc dalej na północ. Trochę dziwiło mnie to, że w środku dnia roboczego jest
w nim dosyć pusto. Szybko to zrozumiałem, gdy dostałem na koncie rachunek do zapłacenia
– ponad 2 tysiące koron islandzkich za jednorazowy przejazd Vaðlaheiðargöng! Zastanawiam
się, jak opłaty są egzekwowane od turystów jadących zagranicznymi samochodami.
Bo tu nie można przecież zrobić zdjęcia rejestracji, by wrzucić rachunek na konto
bankowe właściciela samochodu (tak, powszechna inwigilacja jest w Islandii
normą). Rozumiem, że za nową inwestycję drogową trzeba przez jakiś czas płacić,
by zwróciły się koszty jej wykonania, ale nie aż tyle! Serio, wolę sobie za to
kupić fajki i hot-doga na stacji benzynowej. Tak więc w drugą stronę wracałem
już inaczej, drogą 84 – nie dość, że jest bezpłatna, to jeszcze oferuje
przepiękne widoki po drodze, więc zdecydowanie warto nadłożyć trochę w trasie.
Drugie nieprzyjemne wspomnienie z Akureyri związane jest z miejscem, którego
zdecydowanie nie polecam. To Sushi Corner, w którym chciałem zjeść surową rybę
z ryżem. Zjadłem, ale na deptaku, trzymając tackę na kolanach. Pojawiłem się w
lokalu przed 15:00 i pani z obsługi od wejścia informowała, że nie działa już
„pociąg”, czyli promocyjne jedzenie sushi jeżdżącego po taśmie w lokalu.
Odpowiedziałem, że mam tę świadomość i chciałem nabyć oraz zjeść normalny
zestaw. Po zakupie ta sama sympatyczna pani poinformowała mnie, że muszę zjeść
moje sushi na zewnątrz, bo oni mają teraz PRZERWĘ. Lokal był rzeczywiście
pusty, a z zaplecza dobiegały radosne śmiechy personelu. Rozumiem, że wielkim
problemem byłoby to, żebym przycupnął z moją porcją przy jednym ze stolików i
po prostu spokojnie ją zjadł. Tak oto z moim ulubionym daniem wylądowałem na
ulicy. Ale za to z Akureyri przywiozłem kilka konkretnych zakupów, bo po raz
pierwszy miałem okazję zajrzeć do sklepu Byko.<o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiakiCBxbDL0KI_62LDcPESehw_mYkK8zv9R_mWhke1ZT407-YW4W4-gvtjkVZ6K0D_QjHP4oUpLN3oCgSV6dPCWX3w83IIezI7HgjCqhde9brkmWtvezX4C3CsXlDvwaMMUEMTzD9WQ5KqR9AX9P-UAU7EhBXBy81_dyYwuQ1N3NgeYew0hMDqJ5gfzM4/s4327/100_0285.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3441" data-original-width="4327" height="318" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiakiCBxbDL0KI_62LDcPESehw_mYkK8zv9R_mWhke1ZT407-YW4W4-gvtjkVZ6K0D_QjHP4oUpLN3oCgSV6dPCWX3w83IIezI7HgjCqhde9brkmWtvezX4C3CsXlDvwaMMUEMTzD9WQ5KqR9AX9P-UAU7EhBXBy81_dyYwuQ1N3NgeYew0hMDqJ5gfzM4/w400-h318/100_0285.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Przy drodze nr 1</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Dwa
ostatnie dni podróży spędzałem już praktycznie w swoim rejonie, na Fiordach
Zachodnich. I kiedy wjeżdżałem do Búðardalur, zdałem sobie sprawę z tego, że
nie muszę poszukiwać islandzkiej magii gdzieś daleko, bo to, co najpiękniejsze
na wyspie, mam tuż obok siebie, mieszkam tutaj. Przy okazji bardzo dziękuję
eSky.pl, dzięki którym mogłem zredagować i opublikować mały przewodnik po
Fiordach Zachodnich. Jeśli dotychczas go nie czytaliście, możecie to zrobić
<a href="https://traveltalks.esky.pl/relacje/w-trzy-dni-na-zawsze-o-najpiekniejszej-i-najstarszej-islandii" target="_blank">TUTAJ</a>. Z nowych miejsc w regionie zachwyciłem się jeszcze okolicami Reykhólar,
a potem już jechałem po każdym znanym szutrze i przez każdy rozpoznawalny
kilometr. Aż do domu, do którego wróciłem z radością oraz ulgą. To był naprawdę
bardzo przyjemny czas, Marylin sprawdziła się doskonale i w nagrodę idzie w
piątek na operację plastyczną: wreszcie zostanie wymieniony wygięty po mojej
niefortunnej kraksie przód i auto będzie wyglądać jak nowe. Portfel odczuje to
znacznie, ale za swoje błędy świeżaka za kierownicą trzeba płacić.<o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXYUNTwNyD54DyC_qeOppTJ4kggAUy3YiKxFIvrrXSIlOgrbfVTKssMjBUN4zOHYGXsL9hvGhTnITQYyMooCskysYmu3XWAUFPvYA6kvpRMNVJj7UPmaLKOnuCm4awSixqMa6aJNS-MvIqGuYYXnKzt2wkVkDoeQdE3VvsZC1g5TUILkitfislEuCbMmo/s3421/100_0321.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2885" data-original-width="3421" height="338" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXYUNTwNyD54DyC_qeOppTJ4kggAUy3YiKxFIvrrXSIlOgrbfVTKssMjBUN4zOHYGXsL9hvGhTnITQYyMooCskysYmu3XWAUFPvYA6kvpRMNVJj7UPmaLKOnuCm4awSixqMa6aJNS-MvIqGuYYXnKzt2wkVkDoeQdE3VvsZC1g5TUILkitfislEuCbMmo/w400-h338/100_0321.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Wzdłuż drogi 619</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Wrzesień
zapowiada się bardzo ciekawie i pełen emocji nie tylko z powodu wydania w
Polsce książki, o której wspominałem w poprzednim wpisie. Wydarzy się
prawdopodobnie także coś, co zdecydowanie zmieni moje życie tutaj. O
szczegółach napiszę w najbliższym czasie. Tymczasem łapię oddech i próbuję
odespać tę wyprawę, czując, że wróciłem do siebie. Nie muszę stąd wyjeżdżać, by
szukać islandzkiego piękna. Ono jest tutaj – najpiękniejsze i najcenniejsze dla
mnie.</span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">---</span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog lub Cię inspiruje, możesz mi postawić wirtualną kawkę <a href="https://buycoffee.to/islandianazawsze" target="_blank">TUTAJ</a></span></span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-85533709890660350032023-08-13T02:03:00.001-07:002023-08-13T02:03:37.534-07:00Rozgoryczenie, radość i zapowiedź<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhykVLeoITPFLoJqdR5I73IZDaP2rCTYLA2DtX21AZMa8UjagOzQuFm0ndSvNW153PAXlI1Q9DWh0d3Ysew7DwyGGXDjqwFVpmhc3RCkTc2mNr0tZFlF16Zm_O1-iGCaDepGDJJCJGxQIAXRPdjo1AGWoh37EhKBYGJ5LYwE6reOn-oSmQMVjfrXUlP2J0/s5472/IMG_9456.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3648" data-original-width="5472" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhykVLeoITPFLoJqdR5I73IZDaP2rCTYLA2DtX21AZMa8UjagOzQuFm0ndSvNW153PAXlI1Q9DWh0d3Ysew7DwyGGXDjqwFVpmhc3RCkTc2mNr0tZFlF16Zm_O1-iGCaDepGDJJCJGxQIAXRPdjo1AGWoh37EhKBYGJ5LYwE6reOn-oSmQMVjfrXUlP2J0/w400-h266/IMG_9456.jpg" width="400" /></a></div><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Zdjęcie Mariusza Zaworki
zrobione przy jednym ze stołecznych murali znakomicie oddaje mój aktualny
nastrój i to pomieszanie radości kolorów tła z cierpką miną. Z każdym tygodniem
coraz mocniej wrastam w przekonanie, że Islandia to był najlepszy życiowy wybór,
bo nigdzie nie jest tak pięknie jak tutaj i te symboliczne kolory oddają stan
mojego umysłu za każdym razem, kiedy zaczynam nową podróż. Ta dłuższa zacznie
się już niebawem, bo od 22 sierpnia będę mieć wreszcie swój wymarzony urlop. I
wtedy zamierzam poświęcić uwagę północy wyspy. Skąd cierpkość? Nie mogę znieść
tego, jak ciężko jest mi się uczyć obcego języka. Jak trudno zapamiętywać
słowa, które słyszę wiele razy. Jak trudno budować zdania wychodzące poza
standardowy zestaw obsługi klienta przy kasie, nie mówiąc oczywiście o
jakiekolwiek pomocy w poszukiwaniu asortymentu, którego nie rozpoznaję lub nie
rozumiem jego znaczenia. Dlatego czuję się czasem bezużyteczny w sklepie, w
którym pracuje mi się z tygodnia na tydzień coraz lepiej, bo lokalsi są naprawdę
wyrozumiali i wiedzą, że czasami musimy się komunikować za pomocą zdjęć. A ja
mam wrażenie, że językowo stoję w miejscu. Właściwie nie powinienem się dziwić.
Przed wyjazdem usiłowałem doskonalić swoją znajomość języka angielskiego i
przez blisko pół roku nie udało mi się przejść z banalnego poziomu A2 na
wyższy. Mimo korepetycji online z bardzo dobrym nauczycielem. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEju7rTK_dPU0HabKm0BI7oWq2NqU1AfPl_UsSVjS3WWoM6YTLUhmxCh8EdVAWnqMR-RmO770xkiMGJxYGJ_A9jegnMEl5XBovCSSAZI4cTdu8I3js0oD-Bpor-O06y32gK1-pmAwDWQ79xbE0TJS7YxIIJD9cICKqfiFGnuXL_79V57tlGs2MQkvsN3PWA/s4080/zach%C3%B3d%20-%20Skalavik.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4080" height="301" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEju7rTK_dPU0HabKm0BI7oWq2NqU1AfPl_UsSVjS3WWoM6YTLUhmxCh8EdVAWnqMR-RmO770xkiMGJxYGJ_A9jegnMEl5XBovCSSAZI4cTdu8I3js0oD-Bpor-O06y32gK1-pmAwDWQ79xbE0TJS7YxIIJD9cICKqfiFGnuXL_79V57tlGs2MQkvsN3PWA/w400-h301/zach%C3%B3d%20-%20Skalavik.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Zachód słońca w Skalaviku</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Teraz też mam takie. Uczę się
pod okiem rodowitej Islandki. Co z tego, skoro wszystko się powtarza – tak jak
nie byłem w stanie nauczyć się lepiej angielskiego, tak mój umysł nie jest
otwarty na podstawy języka islandzkiego. I czuję się jak głupek. Bo nie umiem.
Nie zapamiętuję. Nie potrafię się uczyć ze słuchu, wszystko muszę mieć
napisane. A i tak niewiele z tego zostaje w głowie. Blisko pół roku ze
słuchaniem islandzkiego na co dzień przez osiem godzin powinno już dać jakieś
rezultaty. A nie daje. Wciąż często nie rozpoznaję, gdzie jest koniec, a gdzie
początek zdania w języku mówionym. Czytanie jest raczej dukaniem. Czasem składam
litery w wyrazach jak małe dziecko. I wiem, że nie mam żadnych zdolności do
nauki języków obcych. Nie wiem, czy to wynika z wieku czy ze specyficznych
deficytów w moim mózgu. Naprawdę wszystko mi tu się pięknie udało. Wszystko
poza sukcesywnym uczeniem się języka. I kiedy widzę niepowodzenia, coraz
bardziej się zrażam, na co przecież jako były nauczyciel powinienem znaleźć
radę. Tak czy owak zostaję tu, więc po prostu MUSZĘ nauczyć się islandzkiego,
choć nie mam pojęcia, jak to zrobię. Tymczasem po raz drugi próbujemy zebrać
tutaj grupę chętnych na kurs podstaw języka polskiego dla Islandczyków, który
będę miał przyjemność prowadzić. Nie udało się wiosną, może uda się teraz.
Jeśli znacie na Islandii kogoś zainteresowanego czymś takim, szczegóły
znajdziecie <a href="https://www.frmst.is/nam/Polska_fyrir_byrjendur/" target="_blank">TUTAJ</a>.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6CV2HDRATkibog_gO5UngqUXn6IBAJydupqLO37I0yXZd857OTK8pVE5_jgLSjHYAg3sLeYfTuJRwMaRspS3d5jZDNRjng_hZGit7BTD06FSNCqqlJ7iLr8HP2pWyKYlwuBvOsnR0QnI1VsL_staia4RfifnjZo420fDdGRJncK0a-KHpvoJIA1gVGXs/s4080/zach%C3%B3d%20-%20Bolafjall.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6CV2HDRATkibog_gO5UngqUXn6IBAJydupqLO37I0yXZd857OTK8pVE5_jgLSjHYAg3sLeYfTuJRwMaRspS3d5jZDNRjng_hZGit7BTD06FSNCqqlJ7iLr8HP2pWyKYlwuBvOsnR0QnI1VsL_staia4RfifnjZo420fDdGRJncK0a-KHpvoJIA1gVGXs/w301-h400/zach%C3%B3d%20-%20Bolafjall.jpg" width="301" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Zachód słońca na Bolafjall</span></i></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Tymczasem na Islandii – jak
wspomniałem w poprzednim poście - rozpoczął się sezon na zachody słońca
poprzedzający ten z zorzami polarnymi. Ponieważ zorza polarna to zjawisko
całoroczne, którego po prostu latem nie widać z powodu jasności, z zaskoczeniem,
choć bez zdumienia znalazłem w social mediach ujęcia zorzy, którą kilka osób
uchwyciło tu w obiektywie już w sierpniu. Na razie jednak upajam się magią
zachodów słońca. Nie tylko dlatego, że jest to oszałamiające w tak kapitalnym
pejzażu. Z wielką radością witam powrót mroku. To, że w nocy jest już choć
przez chwilę noc. Że mogę sobie zapalić świeczki czy lampkę, bo robi się przyjemnie
ciemno. W Ísafjörður jest już ciemno dość konkretnie, bo żyjemy w otoczeniu
wysokich wzgórz zasłaniających słońce, które schodzi niżej. Zmęczony wiecznym
dniem z wielką przyjemnością przyjmuję tę odmianę, która przychodzi powoli, ale
konsekwentnie. Dnia ubywa. Słońce jednak wciąż przypieka mocno i gdyby nie
wiatr, który wszystko ratuje, pociłbym się tu z gorąca. Wystarczy mi czasem
wsiąść do nagrzanego samochodu po pracy, by przypomnieć sobie, od czego tu
uciekłem. Tak, wiem, że można sobie założyć takie aluminiowe coś na przednią
szybę i auto nie będzie nagrzane po dłuższym postoju w słoneczny dzień. Tyle że
tego czegoś chyba nie można kupić w Ísafjörður. Jak wielu innych rzeczy. I tak,
wiem również, że można sobie zamówić z Reykjavíku. Jednakże koszty przesyłek
czegokolwiek tutaj są wręcz porażające. Jak koszty życia po prostu, które
kwitnie tu na ciągłych kredytach, a od tego zamierzam trzymać się z daleka.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAhFARNsLUyzkq09GBIzXR0coXBgtvSskLcO7Io9ulToxpFb9BbM3td_G48-AsM3o1gjdjsgsIVJ_hM8k-OCMVd1Szy5xSO6s4cSfCFHfej7Jh9oDF33RQcyvZTkNV_6rccBnzwz-w6BBhgl61QCkvPK-_Z2xLB2xUm2XKH9_SEt6f4Vus0aPGvdX19Jo/s1080/Ciosy%20-%20blog.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1080" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAhFARNsLUyzkq09GBIzXR0coXBgtvSskLcO7Io9ulToxpFb9BbM3td_G48-AsM3o1gjdjsgsIVJ_hM8k-OCMVd1Szy5xSO6s4cSfCFHfej7Jh9oDF33RQcyvZTkNV_6rccBnzwz-w6BBhgl61QCkvPK-_Z2xLB2xUm2XKH9_SEt6f4Vus0aPGvdX19Jo/w400-h400/Ciosy%20-%20blog.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Słońce zajdzie również
metaforycznie, ponieważ pod koniec września ukaże się chyba najbardziej mroczna
z powieści, jakie do tej pory napisałem. „Ciosy” – o szczegółach których nie
mogę jeszcze pisać – to thriller, który zrodził się z mojej fascynacji północną
Norwegią, dokąd miałem przyjemność udać się na początku 2022 roku. Na okładce
znajdziecie polecenia między innymi Roberta Małeckiego, Przemysława
Poznańskiego i Agnieszki Jeż, którzy byli tak mili, że przeczytali to przed
publikacją, i im się spodobało. Mam nadzieję, że ta historia zainteresuje nie
tylko wielbicieli Norwegii. Poruszyłem w niej problem, o którym – mam wrażenie
– nikt jeszcze we współczesnej literaturze polskiej nie napisał tak dosadnie. A
może nikt nie napisał wcale? Jednocześnie będzie to narracja pełna zaskoczeń, a
jedną z głównych ról odegra… zorza polarna, a jakże! Jestem bardzo
podekscytowany, ponieważ patronat medialny nad moją nową powieścią objął portal
Iceland News Polska, dzięki któremu w okolicach premiery uda się zorganizować
spotkanie autorskie dla Polonii w stolicy. Sporo egzemplarzy „Ciosów” trafi na
wyspę dla tutejszych czytelników, natomiast wszystkich zainteresowanych z
Polski mogę poinformować, że oczywiście thriller ukaże się także w formie
e-booka, jak również jako pierwsza moja powieść jako audiobook. Wydawnictwo
Zaczytani przygotowało wszystko bardzo profesjonalnie. Jestem zachwycony oprawą
graficzną „Ciosów”. Tym jak celnie trafia ona w sedno przesłania – w każdym
szczególe tej okładki, na której koniecznie musiała znaleźć się moja ukochana
czerwień. Pomysłów i inspiracji na kolejną powieść (której akcję oczywiście
chcę osadzić w Islandii) jest już bardzo dużo, ale problemem jest brak czasu na
pisanie. Póki co, staram się czytać i recenzować książki, co w połączeniu z
etatem i weekendowymi podróżami małymi oraz dużymi nie daje zbyt wielu
możliwości, by napisać książkę. A tego nie robi się ot tak. Islandia obdarowała
mnie wieloma cudami, jednak z pewnością nie wydłuży mi doby.</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">---</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog lub Cię inspiruje, możesz mi postawić wirtualną kawkę <a href="https://buycoffee.to/islandianazawsze" target="_blank">TUTAJ</a></span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-65743149809082230122023-08-08T00:23:00.000-07:002023-08-08T00:23:40.748-07:00Sierpniowa stolica<p> <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjM_gCmllDFw--Wk7PXQLudMTEPmhc7VxO64V095P7eUNNMsZrJ_HSsdSSagYFjuGN4URwVo2G09NMC1C9-TDnV7IvVYMoLQ2CGujwmD7K1wLVw9uR5b6G46MU7_A2TUGa_wIpToD6YqA_StOq5P7kAZKAj1qiV8oJsaL97CS2YTtCBwSJZ_nWFE0N_1X8/s4370/IMG_9444.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="4370" data-original-width="3522" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjM_gCmllDFw--Wk7PXQLudMTEPmhc7VxO64V095P7eUNNMsZrJ_HSsdSSagYFjuGN4URwVo2G09NMC1C9-TDnV7IvVYMoLQ2CGujwmD7K1wLVw9uR5b6G46MU7_A2TUGa_wIpToD6YqA_StOq5P7kAZKAj1qiV8oJsaL97CS2YTtCBwSJZ_nWFE0N_1X8/w323-h400/IMG_9444.jpg" width="323" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Chłopak z prowincji w wielkim mieście</i></span></td></tr></tbody></table></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Wszystkie zdjęcia
uzupełniające ten wpis poza ostatnim moim są oczywiście autorstwa Mariusza
Zaworki. Umówiłem się z nim i jego drugą połową na sesję miejską w Reykjavíku,
ponieważ wulkan przyciągający uwagę od dłuższego czasu powoli wygasa i nie było
sensu maszerować tam wieczorem. Zwłaszcza że te 430 km z Ísafjörður w aucie
dają w kość. A raczej w prawą nogę, która musi intensywnie pracować właściwie
cały dzień, bo przejechać tę trasę bez przynajmniej kilku przystanków na
podziwianie pejzażu, to w moim przypadku zadanie niewykonalne. Tak więc sobota
w stolicy. Nie zapowiadało się, że zrobimy coś szczególnego. Po prostu mieliśmy
się snuć, rozmawiać (i rozmawialiśmy o wielu ważnych sprawach), chciałem też
poszukać nowych murali. Islandzka stolica jest ich pełna i za każdym razem, gdy
wędruję po centrum, staram się znaleźć nowe malowidła na ścianach. Znalazłem i
teraz. Ale wcale nie murale okazały się największą atrakcją.<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKZZkG0j0m87svnOgfH5ngqYZWhZ6llvkwg2Mm8n8NY6Wm5sE177tNa_TKt2DonhVa26ZZujyRfCnXhUvp25tHj6DN7P1FPDWNd3ayplQh8IZQXlecHlEBKkoEtcT3kNd_7V3_KSZ926d-RwmL6lQEr1Gbzj4_1uFy9rP9oxC3AAjAbtA-bD3yiT_e33c/s4207/IMG_9471.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2962" data-original-width="4207" height="281" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKZZkG0j0m87svnOgfH5ngqYZWhZ6llvkwg2Mm8n8NY6Wm5sE177tNa_TKt2DonhVa26ZZujyRfCnXhUvp25tHj6DN7P1FPDWNd3ayplQh8IZQXlecHlEBKkoEtcT3kNd_7V3_KSZ926d-RwmL6lQEr1Gbzj4_1uFy9rP9oxC3AAjAbtA-bD3yiT_e33c/w400-h281/IMG_9471.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>W emocjach po zobaczeniu islandzkiej artystki</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Pisałem już publicznie o tym,
jak bardzo w tym roku przeżyłem odejścia Tiny Turner i Sinéad O'Connor, bo to
piosenkarki, które ukształtowały moją wrażliwość, nie tylko tę muzyczną. Ale
jest jeszcze jedna pani, którą się od lat fascynuję, choć uważam, że w ostatnie
albumy wdarło się już trochę chaosu i lekko rozczarowują. Nic to, uwielbiałem i
uwielbiam Björk. Nie wyobrażacie sobie zatem mojej ekscytacji tym, że mogłem
zobaczyć ją na żywo. Stać dwa metry obok niej, podziwiać jej wspaniałą kolorową
kreację, patrzeć w twarz skrytą częściowo pod czarnym welonikiem. To była
zdecydowanie najmocniejsza erupcja wulkaniczna na Islandii i prawdziwy wulkan
się do tego nie umywa. A wszystko wydarzyło się przypadkiem. Spotkaliśmy na
Laugavegur (którą od teraz wielbię, bo ma czerwony design) koleżankę Mariusza,
a ona poinformowała nas, że właśnie gdzieś w okolicy trwa impreza, na której
DJ-em jest właśnie Björk. A potem okazało się, że to miejsce jest tuż za
naszymi plecami. A jeszcze później mieliśmy okazję zbliżyć się do artystki,
zanim zniknęła w podziemiach klubu, czyli dokładnie dziesięć minut potem moglibyśmy
o tym tylko pomarzyć. Björk wygląda fantastycznie. Tej kobiecie wiek nigdy nie
wyrządzi żadnej krzywdy. Wiem, że skoro tu zamieszkałem, to prędzej czy później
nadarzyłaby się okazja ujrzenia piosenkarki w jakimś miejscu, jednak
podejrzewam, że nie byłoby to zbyt prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że nie
mieszkam w obszarze stołecznym. Przeżyłem zatem kilka minut prawdziwego
szczęścia. To były tak silne emocje jak te na promie do <span class="ykmvie">Stykkishólmur,
na którym poznałem szwajcarską parę z niepełnosprawnym synem.<o:p></o:p></span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><span class="ykmvie"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfPYcvyMYSgbPbP96akI4KmntxOGBxqAlqUrK2MIcdx2FN5NSUMgybhASYh6xKLU-1NItXJMNcOFVpQJSmlEn_cZrzi32MViUM12F021FtVZsIZQ4vmVVfV1b46WqSeC8RnmXq1-NRI9IyEuQeyAEOQrXRPtVEOHdmt2lam8mtKZLKEjb48c3olI8q-VE/s4037/IMG_9465.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="4037" data-original-width="3416" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfPYcvyMYSgbPbP96akI4KmntxOGBxqAlqUrK2MIcdx2FN5NSUMgybhASYh6xKLU-1NItXJMNcOFVpQJSmlEn_cZrzi32MViUM12F021FtVZsIZQ4vmVVfV1b46WqSeC8RnmXq1-NRI9IyEuQeyAEOQrXRPtVEOHdmt2lam8mtKZLKEjb48c3olI8q-VE/w339-h400/IMG_9465.jpg" width="339" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Uwielbiam ten deptak w takim kolorze</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="line-height: 107%;"><br /></span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;">Niektórzy
z Was zastanawiają się, czemu nie wybrałem do życia </span></span><span style="line-height: 107%;">Reykjavíku
czy okolic jak większość przybywającej tu Polonii. Myślę, że odpowiedzi na to
pytanie udzieliłem już kilka razy. Co więcej – coraz częściej łapię się na tym,
że Ísafjörður jest już dla mnie za dużym miastem. Marzy mi się dom w jakiejś
wiosce, do której oczywiście można dojechać zimą albo przez większość zimowego
czasu, skąd mógłbym tu przyjeżdżać do pracy i gdzie mógłbym mieszkać w
prawdziwej dziczy. Bo wciąż szukam tutaj odcięcia się, wyeliminowania kilku
irytujących bodźców, mentalnego spokoju i ciszy. Wszystko, czego oczekiwałem od
Islandii jako wyspy (podkreślam, bo o państwie będę pisał osobne posty, które
raczej będą krytyczne) oczywiście otrzymałem, ale mam wrażenie, że wciąż
wszystko dzieje się za szybko. Wszystkiego jest za dużo. Mój organizm i umysł
jeszcze to jakoś unoszą, ale nie wiem, czy nie są na jakiejś granicy. Jestem tu
już pół roku i dopiero dzisiaj po raz pierwszy z okazji dnia wolnego obudziłem
się w tym kraju po dziewiątej rano. Codziennie pobudzenie, adrenalina. Potem
momenty, w których chłonę islandzką ciszę, ale to wciąż nadal tylko momenty.
Dlatego marzy mi się dom w jakiejś wsi, w takim absolutnie pozaczasowym
miejscu. Gdzie nie widzę dookoła siebie tego, że mimo wszystko wciąż jestem w
mieście. Marzy mi się choćby tydzień bezruchu. Po prostu. Tymczasem nawet na
urlopie, który mam w dniach 22-30 sierpnia, będę stale w podróży. Bo przecież
nie można tego czasu przeznaczyć na bezruch. Jeszcze tyle Islandii do zobaczenia.
Nawet jeśli są to miejsca, w których już byłem. I wciąż jestem nią tak bardzo
nienasycony.<o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuC1rFNE9ntgDrlOuilJXGlSRT05gl0IpnXmj5mEBLMB-_ndTb2-_xUttBbT8Y6PO2GWORRE7hctfgg8ztkEJNcFZiRpdqy40h5qVgpCu0HYO_Kh9JaA6cvFxjEf3NdlnxTfCHCfsDoSJZnnBk1a55z69YYWx4t9rILc8wb8wzOu_ayWsPKTE7cB3TLyc/s4196/IMG_9488.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="color: #274e13;"><i><img border="0" data-original-height="4196" data-original-width="3097" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuC1rFNE9ntgDrlOuilJXGlSRT05gl0IpnXmj5mEBLMB-_ndTb2-_xUttBbT8Y6PO2GWORRE7hctfgg8ztkEJNcFZiRpdqy40h5qVgpCu0HYO_Kh9JaA6cvFxjEf3NdlnxTfCHCfsDoSJZnnBk1a55z69YYWx4t9rILc8wb8wzOu_ayWsPKTE7cB3TLyc/w295-h400/IMG_9488.jpg" width="295" /></i></span></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Reykjavik w czerwonych okularach</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">A tymczasem rozpiera mnie
duma, bo po raz pierwszy przejechałem islandzką stolicę wzdłuż i wszerz bez
żadnego błędu na drodze, żadnego zawahania i żadnej sytuacji stresowej. Płynnie
oraz przyjemnie. Wciąż jednak koszmarem jest dla mnie parkowanie. Przejechałem
tysiące kilometrów po drogach asfaltowych, żwirowych, jechałem przez błoto, po kamieniach
i przez wodę. Panuję nad autem w każdych warunkach atmosferycznych i przy
każdej prędkości. Natomiast kiedy mam zaparkować, zwłaszcza tyłem, czuję się
jak dziecko we mgle, które niczego się nie umie nauczyć. Chciałem wjechać
przodem między dwa samochody. Za późno wziąłem łuk. Wycofałem się i
zaparkowałem w bardziej odludnym miejscu, zamiast powtórzyć, spróbować, uczyć
się. Około siedemdziesiąt procent moich parkowań jest krzywe, choć staram się,
jak mogę, żeby było jak najbardziej perfekcyjnie. Wszyscy mi mówią, że ta
umiejętność przyjdzie z czasem. W sensie precyzja tej umiejętności, bo przecież
jakbym nie opanował parkowania przodem i tyłem, nie uzyskałbym prawa jazdy.
Może przyjdzie, dzisiaj mnie to bardzo irytuje. Być może jeszcze nie wyczuwam
dobrze mojej Marilyn przy takich subtelnych manewrach, choć doskonale wiemy, jak
współpracować na każdej drodze podczas jazdy. <o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZE_XScJc7y2lgjj-NmWGfS0xtRnZxylrCvktV-fZKxhA1_0rjlV7Bt3ZESjyoBJ4l0aatLIWSP8BiijA4tULRPTHFzKYQvtWwg5NptlBZfQ1aCvxxFPsOcrDZSmIRA_m4Ay750BsBNY_bVlJ3HhVQP4MPpAKSDVhxlEqcSZheuRaG30p3Odcwg_dYMpY/s4080/IMG_20230806_215448.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZE_XScJc7y2lgjj-NmWGfS0xtRnZxylrCvktV-fZKxhA1_0rjlV7Bt3ZESjyoBJ4l0aatLIWSP8BiijA4tULRPTHFzKYQvtWwg5NptlBZfQ1aCvxxFPsOcrDZSmIRA_m4Ay750BsBNY_bVlJ3HhVQP4MPpAKSDVhxlEqcSZheuRaG30p3Odcwg_dYMpY/w301-h400/IMG_20230806_215448.jpg" width="301" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Tak przywitały mnie wieczorem Fiordy Zachodnie</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Tak czy owak dwie doby podróży
minęły wspaniale. Nie zobaczyłem wulkanu, ale nie żałuję. Spotkałem się z
fantastycznymi ludźmi, w stolicy i po drodze, przejechałem po raz kolejny do
domu „dołem”, czyli malowniczą, choć oczywiście dużo więcej niż 61 wymagającą
od samochodu i kierowcy trasą 60. Przywiozłem sobie czerwone okulary, które
zakładam czasami, by ujrzeć świat w magicznej perspektywie. Okulary mają
czerwone szkła, nie oprawki. I chociaż kompletnie do mnie nie pasują, uwielbiam
je nosić. Kolejna mała oraz przyjemna ekstrawagancja. Plus dziewiąta, tym razem
różowa loppapeysa, którą nabyłem w drodze powrotnej (sklep z rękodziełem w <span class="ykmvie">Búðardalur ma najniższe na całej Islandii ceny swetrów, serdecznie
Wam go polecam). I na Islandii zaczęły się już zachody słońca. Zapowiedź
kolejnego sezonu na zorze polarne. Bardzo jestem ciekaw, jak wygląda ta wyspa
podczas krótkiej jesieni. Nigdy tu nie byłem we wrześniu, październiku czy
listopadzie. Na pewno będzie pięknie.</span><o:p></o:p></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><span class="ykmvie">---</span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><span class="ykmvie">Jeśli podoba Ci się ten blog lub Cię inspiruje, możesz wesprzeć mnie finansowo na emigracji, stawiając wirtualną kawkę <a href="https://buycoffee.to/islandianazawsze" target="_blank">TUTAJ</a></span></span></span></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-22587873193388577532023-07-31T00:36:00.002-07:002023-07-31T00:36:57.450-07:00Lipcowa plaża<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-wbF_fUt6egC0SLaJ6hmnnWeqSLR6wO_L1iijCMojmyYvldXEcJuayglAA3da1P7WdLF14cffLW_EGESDGVGvomKrdl2oAbIMzfANoHUPq7aa0jgD8hgRUU0u56kCuWL_Q2r4MEaLnCiDA1yD_HcFgd8sWK5Vf-5pj9L4n551YsCokcudUFfz57XdCIQ/s4080/Raud1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-wbF_fUt6egC0SLaJ6hmnnWeqSLR6wO_L1iijCMojmyYvldXEcJuayglAA3da1P7WdLF14cffLW_EGESDGVGvomKrdl2oAbIMzfANoHUPq7aa0jgD8hgRUU0u56kCuWL_Q2r4MEaLnCiDA1yD_HcFgd8sWK5Vf-5pj9L4n551YsCokcudUFfz57XdCIQ/w301-h400/Raud1.jpg" width="301" /></a></div><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Dzisiaj chciałem napisać kilka
słów o weekendowej wyprawie do Rauðisandur. Byłem tam już oczywiście
wielokrotnie, jak również wspominałem o tym miejscu na blogu, jednak dopiero
teraz doceniam, jak wspaniałe jest nocowanie w pobliżu tej plaży, zostanie tam
na wiele godzin, oglądanie przepięknego zachodu słońca (to oczywiście
określenie na wyrost, na przełomie lipca i sierpnia słońce zachodzi na Islandii
na bardzo krótko i na pewno nie po 21:00, kiedy robiłem zdjęcia, spacerując) i
przede wszystkim możliwość obejrzenia tego miejsca z kilku perspektyw,
niedostępnych przy krótkim pobycie.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMRoHju-1AD7G1OfivIxGaeKdYhcDpz-LxEQfnIh1EjMsbqXSG-QvODRE61mrwBlTLufGJOF-NZSoYhAVaAYRvGJ4EbIThyLIJyulA-dv5GrT_AtfViW-OHoZGXQT6RT6zd27HLDySdl2nHQ7tM4hYVui5WHcRGgEd_rykQOP_TwnhA26_wVDCEdRtuVk/s4080/Raud2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMRoHju-1AD7G1OfivIxGaeKdYhcDpz-LxEQfnIh1EjMsbqXSG-QvODRE61mrwBlTLufGJOF-NZSoYhAVaAYRvGJ4EbIThyLIJyulA-dv5GrT_AtfViW-OHoZGXQT6RT6zd27HLDySdl2nHQ7tM4hYVui5WHcRGgEd_rykQOP_TwnhA26_wVDCEdRtuVk/w301-h400/Raud2.jpg" width="301" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Zakwaterowałem się w małej i
przytulnej kabince niedaleko pola namiotowego. Camping Melanes oferuje trzy
takie domki, są dwuosobowe, ale dość ciasne. Mnie ta przestrzeń wystarczyła,
dwóm osobom może sprawiać pewien dyskomfort. Wszystko bardzo czyste i wygodne,
za naprawdę niską cenę w sezonie. Zdecydowałem się tam nocować po tym, jak
przesympatyczna właścicielka Hótel Breiðavík znajdującego się nieopodal była taka
tylko w bezpośrednim kontakcie, a kiedy nieśmiało zapytałem mailowo, czy jako
stały klient, który nocował tam kilka razy i chętnie będzie wracał, mógłbym
liczyć na jakąś zniżkę, otrzymałem przesympatyczną odpowiedź, że nie ma takiej
możliwości. Zatem Rauðisandur, bo znacznie taniej, ale też zupełnie inaczej niż
w pobliżu plaży Breiðavík. I okazuje się, że bardziej mi się spodobało. Mimo
tego że z Breiðavíku można sobie też szybciutko skoczyć na Látrabjarg, dokąd
zmierzają wszyscy wielbiciele maskonurów, choć podobno dużo więcej jest ich
teraz na wschodzie Islandii. Mimo tego, że Melanes to w zasadzie zamknięta
przestrzeń i wyjazd stamtąd jest drogą w jedną stronę.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLYr5QBbveeyLMnDsc-UsYPNXJELIJlj0EpV9hGz6bqTkD4UM6gm7hYoD-OMf5la9lMe6aPo12plRO0syUQdil-c81Cq8n-VkzPN1ao2qgyCJ-tMKfKFmsr99uQVGmrw8hNOoaZn9BHA6q6NorG0EGhS8whfwXbKSTZRjCtBj2_p3fVN25uUhjJOqFonM/s4080/Raud3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLYr5QBbveeyLMnDsc-UsYPNXJELIJlj0EpV9hGz6bqTkD4UM6gm7hYoD-OMf5la9lMe6aPo12plRO0syUQdil-c81Cq8n-VkzPN1ao2qgyCJ-tMKfKFmsr99uQVGmrw8hNOoaZn9BHA6q6NorG0EGhS8whfwXbKSTZRjCtBj2_p3fVN25uUhjJOqFonM/w301-h400/Raud3.jpg" width="301" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Chodzi o wspomnianą wcześniej
perspektywę. Otóż kiedy ma się tam dużo czasu, bo przyjechało się z noclegiem, można
obejrzeć Rauðisandur z niesamowitego punktu widokowego, który sam w sobie jest
atrakcją. To niewielkie czarne klify, na które trzeba się wspiąć, by mieć
panoramiczny widok na całą plażę. Przedzieloną przez wpływający strumień, więc
niedostępną dla bardzo długiego spaceru. Jednakże już samo miejsce tam wyżej i
zdecydowanie z dala od jakichkolwiek odwiedzających żółty (nie czerwony)
piasek, daje wystarczającą satysfakcję, że oto trafiło się na Islandii w
wyjątkowe miejsce. Samo spacerowanie brzegiem Rauðisandur to oczywiście wyprawa
na dłużej, bo plaża jest bardzo przestrzenna, trzeba przejść kilkaset metrów po
piasku, by dotrzeć do oceanu. Ale wędrówka z Melanes to sama przyjemność.
Oczywiście pod warunkiem dobrej pogody, a słońca nie brakowało.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjz2_SqAktXxrHGyzhEUHzMXPwFl_0j7aPr1q5pLw9XBkJXpXuyALZh2URnA9_R0_z7g1-8dl88BGmrJ9XcQ8B0o8TECCf1qpmfQNgzyQEFJLP8tEA0BaRgV5UHAQ1r6hNbnBVMfs4v1iCftFrvXzy-CETZWUAV19VYH8oouhmMZpIvCl8xoXON0QnmL4c/s4080/Raud4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjz2_SqAktXxrHGyzhEUHzMXPwFl_0j7aPr1q5pLw9XBkJXpXuyALZh2URnA9_R0_z7g1-8dl88BGmrJ9XcQ8B0o8TECCf1qpmfQNgzyQEFJLP8tEA0BaRgV5UHAQ1r6hNbnBVMfs4v1iCftFrvXzy-CETZWUAV19VYH8oouhmMZpIvCl8xoXON0QnmL4c/w301-h400/Raud4.jpg" width="301" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Warto zrelaksować się w tak
nieoczywistym miejscu, które po raz pierwszy pokazała mi Agnieszka
Narkiewicz-Czuryło, za co jestem jej dozgonnie wdzięczny. Mam wrażenie, że
Rauðisandur nie wpisuje się w pocztówkowy wizerunek Islandii, bo wygląda trochę
jak tropiki, a pokazując wyspę, fotografowie koncentrują się na tym, co dla
niej najbardziej charakterystyczne. Pokazując przy tym wciąż jedno i to samo. A
mnie podoba się to, co nieoczywiste. I takim miejscom robię zdjęcia na kanale
instagramowym, do którego możecie dołączyć, klikając <a href="https://www.instagram.com/islandia_na_zawsze/" target="_blank"><b>TUTAJ</b></a>. Wspominam o tym
dlatego, że mam już coraz mniejszą potrzebę pisania tego bloga i wszystko, co w
najbliższym czasie chciałbym Wam stąd opowiadać, opowiedzą po prostu
fotografie.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0ST18CQu3yGNK0hFrFbJqg-o49VhXuUFbDPhP1UXRmmJ29TZ9cbtO6uBqyYx280wjIRADksV4qke-QSTtIW2Ch8in1T2_PQ4TU-PcHu1io30LvIr3yyaxJ5k0e_lVQz-YZjkPhPle46-6MHyx_aMemYOCjb2zUhxZOhftdVYCGVUu6sb3wSlXBnrFqfo/s4080/Raud5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0ST18CQu3yGNK0hFrFbJqg-o49VhXuUFbDPhP1UXRmmJ29TZ9cbtO6uBqyYx280wjIRADksV4qke-QSTtIW2Ch8in1T2_PQ4TU-PcHu1io30LvIr3yyaxJ5k0e_lVQz-YZjkPhPle46-6MHyx_aMemYOCjb2zUhxZOhftdVYCGVUu6sb3wSlXBnrFqfo/w301-h400/Raud5.jpg" width="301" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Wybierając na nocleg Melanes,
pamiętajcie o jeszcze jednej rzeczy. Na cały camping (trzy domki oraz liczni
turyści na polu namiotowym, głównie Islandczycy) jest tylko jeden prysznic. Oczywiście
dostanie się pod strumień ciepłej wody graniczy z cudem, bo prysznic wciąż jest
zajęty. Wiem, że to miejsce pośrodku niczego i wiem, że jest duży problem z
dostarczeniem tam ciepłej wody, jednakże uważam, że skoro robi się tam miejsce
dla tylu ludzi i tak wielu zaprasza, należałoby zadbać przynajmniej o podstawy.
Ostatecznie skorzystałem z zewnętrznego prysznica, z którego leciała w zasadzie
zimna woda i po tym nieprzyjemnym, choć odświeżającym doświadczeniu wiem jedno:
morsowanie zdecydowanie nie jest dla mnie.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaexLT5KDBe7XFMxEeuUrRbVXOUPuihTbWZJsDEtqKFUpjMFi7VjpmiQ_5zjE3WOpJLL4-B0rPWxbXGsJhqzuEMHkPKftVyX9S3ncZw7p1EDuqfw2n3PZECpNgvvPH2Xv70CQI0OK2HBhyzKarMaAA5BQyJuByzAqK6QhLWwPcflsIQpuWTP_sxIiFXeM/s4080/Raud6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4080" data-original-width="3072" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaexLT5KDBe7XFMxEeuUrRbVXOUPuihTbWZJsDEtqKFUpjMFi7VjpmiQ_5zjE3WOpJLL4-B0rPWxbXGsJhqzuEMHkPKftVyX9S3ncZw7p1EDuqfw2n3PZECpNgvvPH2Xv70CQI0OK2HBhyzKarMaAA5BQyJuByzAqK6QhLWwPcflsIQpuWTP_sxIiFXeM/w301-h400/Raud6.jpg" width="301" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Na horyzoncie szykuje się
kilka zmian, ale dopiero gdy nadejdą, będę o nich pisał. Pod koniec września w
Polsce wyjdzie moja nowa książka, bardzo mroczny thriller. W drugiej połowie
sierpnia mam urlop, więc zamierzam pojeździć po Islandii dużo dłużej niż tylko
weekendowo. Jest jeszcze coś, jednak o tym nie napiszę, żeby nie zapeszać.
Bardzo bym Was jednak prosił o trzymanie kciuków, bo być może byłaby to pewna niezwykle
istotna dla mnie zmiana.</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">---</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog lub Cię inspiruje, możesz mi postawić wirtualną kawkę <a href="https://buycoffee.to/islandianazawsze" target="_blank"><b>TUTAJ</b></a></span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-49113262124022746362023-07-23T01:23:00.000-07:002023-07-23T01:23:13.342-07:00Poszukiwania spokoju<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsIBSFQupLO-XDPRJzMKoc_bIQrJcCJPHQsDdk91PdLLRR46XK5erEs6FQ8Dxv4TWv4DeVojqnMvqyDa0ICCVPIev7nmFvtafhuwNj-VdTbWjL9-OalmKYMPu5_vp2nsFzIEJixgTFxrb9E1z1OQgcwB3YTOEcVsWOysjvUGIvw9gpBDmtx64SgD_hCao/s2711/IMG_9217.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2711" data-original-width="2604" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsIBSFQupLO-XDPRJzMKoc_bIQrJcCJPHQsDdk91PdLLRR46XK5erEs6FQ8Dxv4TWv4DeVojqnMvqyDa0ICCVPIev7nmFvtafhuwNj-VdTbWjL9-OalmKYMPu5_vp2nsFzIEJixgTFxrb9E1z1OQgcwB3YTOEcVsWOysjvUGIvw9gpBDmtx64SgD_hCao/w384-h400/IMG_9217.jpg" width="384" /></a></div><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Zdjęcia dodane do dzisiejszego
wpisu pochodzą między innymi z wczorajszej wyprawy nad Dýrafjörður, który
wreszcie chciałem objechać cały. To drugi fiord, jeśli przemieszczać się na
południe od Ísafjörður. Nie tak może spektakularnie piękny jak ten pierwszy,
Önundarfjörður, ale wart objechania ze względu na swoje kameralne piękno.
Blisko cztery godziny byłem tam tylko z ciszą, szumem wody i z owcami, dla
których jest to chyba najspokojniejszy rejon, bo mało kto skręci w lewo i w dół
przed tunelem poprzedzającym ostatnią prostą do wodospadu Dynjandi, a z drugiej
strony – jak się zorientowałem, wyjeżdżając – droga ma zamkniętą bramkę. Na
szczęście bez problemu udało mi się ją otworzyć i wyjechać z fiordu, jednakże
zastanawiam się, czy przypadkiem nie wędrowałem po terenie prywatnym. Raczej
nie. Droga jest ogólnodostępna. Pełna sporych kamieni i szutru, zdecydowanie
dla auta takiego jak Marilyn, czyli z napędem na cztery koła, ale wydaje mi
się, że każdy może nią jeździć. Tymczasem przez całe przedpołudnie nie jechał
nikt.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_3amTlNYejxn2G83_R-Ewiqam7PwVND5BG_qY3N1HDCXRxFmnBHP-zTwgla5_NomBZKdlmbqnJy_CCdQdGzRYGdtAUSGpAFcQ1q35hXnr53HWEsGgctj6u2OWPvhFms3xw_2uYjvPIm8orNSoujBLsKNzNEWMaBKjqI9ztBjB0DbZZ_S0OouJcLJu6qg/s5393/wulkan.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3470" data-original-width="5393" height="258" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_3amTlNYejxn2G83_R-Ewiqam7PwVND5BG_qY3N1HDCXRxFmnBHP-zTwgla5_NomBZKdlmbqnJy_CCdQdGzRYGdtAUSGpAFcQ1q35hXnr53HWEsGgctj6u2OWPvhFms3xw_2uYjvPIm8orNSoujBLsKNzNEWMaBKjqI9ztBjB0DbZZ_S0OouJcLJu6qg/w400-h258/wulkan.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Wulkan w ujęciu Mariusza Zaworki</span></i></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Wszyscy od dłuższego czasu
ekscytują się tym, że na Islandii wybuchł kolejny wulkan Litli-Hrutur, którego
zdjęcia jak lawa zalewają wszystkie social media. Dowiedziałem się o początku
erupcji, gdy wracałem z rejonu stołecznego do siebie. W pierwszym odruchu
pomyślałem sobie „wracam tam w kolejny weekend”. A potem emocje powoli opadły.
Nie dlatego, że skoro zobaczyłem na Instagramie milion zdjęć erupcji, to miałem
już przesyt. Nie o to chodzi. Wiele osób idzie na łatwiznę i lata sobie nad
aktywnym wulkanem dronami, dzięki czemu można wrzucać efektowne rolki i
zdobywać tysiące lajków. Sporo ludzi rusza jednak pieszo w pobliże erupcji.
Jest to długa trasa. Przebył ją między innymi Mariusz Zaworka, mój dobry kumpel
i znakomity fotograf. Pozwalam sobie umieścić tutaj jedno jego zdjęcie.
Zrobione na miejscu, po przebyciu pieszo wielu kilometrów mimo złego stanu
zdrowia. Mariusz wykonał sesję, którą nazwałem dziełem sztuki. Podglądajcie te
zdjęcia u niego. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRW07hfrsqhtUb_y7CgprWMu0MFW2_Z7PZ14zmGyF6JQ27eZskEYToKpwL6JTW6_BCZE-0d-IXBmC4j7x7RiH9w3oXv_FMxiuB9RQx3JREZ-_5AleFhwv8XZxNmRR5ga7pn0CkzQHgeE-_f4E7pKmCjROvSMh8OIBcLl2_DW8UqzvJH7-bw-k88qX6goA/s3072/DSC07632.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRW07hfrsqhtUb_y7CgprWMu0MFW2_Z7PZ14zmGyF6JQ27eZskEYToKpwL6JTW6_BCZE-0d-IXBmC4j7x7RiH9w3oXv_FMxiuB9RQx3JREZ-_5AleFhwv8XZxNmRR5ga7pn0CkzQHgeE-_f4E7pKmCjROvSMh8OIBcLl2_DW8UqzvJH7-bw-k88qX6goA/w400-h300/DSC07632.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Tymczasem ja z całkowitym
spokojem zdecydowałem, że jadę na półwysep Reykjanes ponownie w pierwszy
weekend sierpnia i jeśli do tego czasu wulkan nadal będzie szalał i przede
wszystkim będzie pogoda, także będę jednym z tych, którzy stanęli blisko obok
żywiołu. A dlaczego w ostatnie weekendy wybrałem wycieczki po Fiordach
Zachodnich? Bo potrzebuję miejsc, w których nie ma ludzi, i takich, gdzie można
się wsłuchiwać w ciszę. Dlatego wyprawa wokół Dýrafjörður to było to, czego
naprawdę potrzebowałem. Nie umiem być pośród ludzi, skoro muszę między nimi być
od poniedziałku do piątku z racji swojej pracy. Czuję się w niej coraz bardziej
pewnie, lubię obsługiwać klientów i widzę, że większość akceptuje już
utlendingura (cudzoziemca) za ladą, a komunikacja odbywa się różnymi kanałami,
także poprzez zdjęcia, kiedy moja marna znajomość islandzkiego zawodzi.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSSh1oG6G-9EowkevV7xy4Q8aqs4jblI90wgUc-KUVK5WaXjTfOiwv6_EF5mnXTZIiKZWeNwlYl-GZZcHt5d15a6SXLSZUrKWk0ixH_0OdIy9ASBA970TpmX5ymjU05Mvv3xN4E-P3TeUNU9LIvW8tBwV--I-3Ftcrq10PFVc7hcF7MupaHHhTmsYug2g/s3072/DSC07631.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSSh1oG6G-9EowkevV7xy4Q8aqs4jblI90wgUc-KUVK5WaXjTfOiwv6_EF5mnXTZIiKZWeNwlYl-GZZcHt5d15a6SXLSZUrKWk0ixH_0OdIy9ASBA970TpmX5ymjU05Mvv3xN4E-P3TeUNU9LIvW8tBwV--I-3Ftcrq10PFVc7hcF7MupaHHhTmsYug2g/w400-h300/DSC07631.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Najwspanialsze w odwiedzaniu
takich miejsc jak Dýrafjörður jest to, że całkowicie można zresetować umysł z
wszystkich niedobrych emocji albo wspomnień danego tygodnia. Tak jak już
wspominałem – nie jest dla mnie komfortowe to, jak i za ile pracuję, jednakże
szanuję swoją pracę oraz zdaję sobie sprawę z tego, że mogłem trafić gorzej
albo nie mieć jej wcale. Jednocześnie – co napisałem już na moim prywatnym
profilu facebookowym – łapię się na tym, że sobotni poranek przyjmuję z
niewyobrażalnie wielką dawką adrenaliny. Dlaczego? Gdyż to jest właśnie TEN
dzień. Bo nie muszę być wśród ludzi, wsiadam w auto, wybieram fiord lub jakieś
ciekawe miejsce i sobie tam jadę. A czeka na mnie błogość pejzażu. To naprawdę
działa. Islandia jako wyspa jest po prostu rajem. Jako państwu wiele mogę jej
zarzucić, ale cały czas myślę o tym, że będę mógł to robić z pełną swobodą i
bez unikania spraw drażliwych dopiero wówczas, gdy zdobędę islandzkie
obywatelstwo. Czyli za siedem lat.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg73-TZ-eyXMU2H_YXtkenNwtZHY3_fpmw2Qvep1z0K-NOC3FN5VFfGcTkgw5jpkzwOk2ku2Qsosf25WyO9jJVWhLDESzDG8_mJbRGD4kvDCTBANQwXfu-DVpUPYZYjj0Gd_9UhyfHPQr3RE6MKIDUV7VQ7_FFzUIbPr7Ws93w7VqVvnNca5pEN9pZ4tJo/s3072/DSC07661.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg73-TZ-eyXMU2H_YXtkenNwtZHY3_fpmw2Qvep1z0K-NOC3FN5VFfGcTkgw5jpkzwOk2ku2Qsosf25WyO9jJVWhLDESzDG8_mJbRGD4kvDCTBANQwXfu-DVpUPYZYjj0Gd_9UhyfHPQr3RE6MKIDUV7VQ7_FFzUIbPr7Ws93w7VqVvnNca5pEN9pZ4tJo/w400-h300/DSC07661.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Tymczasem niebawem minie pół
roku, odkąd mieszkam na Islandii. Ani przez sekundę nie zatęskniłem za Polską,
bez żadnego sentymentu myślę o mieszkaniu, które przecież tak dopieszczałem w
każdym detalu i które kiedyś było dla mnie takie ważne. Nie żałuję radykalnej
decyzji o pozbyciu się lokum. Ani pozostałych. Na Facebooku wywiązała się
ciekawa wymiana zdań z jedną z czytelniczek. Zasugerowała ona, że chyba jednak
koszt poniesiony przeze mnie jest za duży: dłużej i ciężej pracuję, nie mam
wiele wolnego czasu, nie mam w zasadzie nic na stałe i w tej chwili żadnego
dorobku poza samochodem. Że może lepiej byłoby żyć wygodnie w Polsce, a tutaj
po prostu sobie przylatywać na odpoczynek. Otóż nie. Po stokroć nie. Po
pierwsze – latałem samolotem wiele razy, ale wciąż panicznie się tego boję. Nie
wyobrażam sobie obrócenia dwa razy po cztery godziny w metalowej puszce po to,
by odwiedzać sobie Islandię w wolnym czasie. Pomijam już koszty biletów
lotniczych. I koszty wynajmu auta tutaj. Po drugie – jestem absolutnie
usatysfakcjonowany pejzażem oraz temperaturami. Tu wciąż jest chłodno (choć
zdarzają się letnie szalone dni, podczas których myślę o tym, co się dzieje z
naszym klimatem), a żeby pobyć sam na sam z islandzką naturą, wystarczy po
pracy wsiąść w samochód i przejechać się zaledwie kilka kilometrów. Mam
słoneczny dzień, dobry na zdjęcia – wybieram odpowiednie do tego miejsce. Mam
chmury i mgłę – też mogę dobrać inny rejon Fiordów Zachodnich, w którym jedno
oraz drugie zagra najlepiej na fotografiach. To chyba oczywiste, jak bardzo się
to różni od logistyki podróżowania turystycznego, bo przecież w Polsce mimo
wszystko żyło się lżej i wygodniej, więc może jednak zrobiłem coś źle. Nie.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIuKD0X9SzFsaw6zzqnPVffatAOloaTXEXnkA4NiT8RhDPushHtAowDEKpRNfqN3AaQwT2YhkDOHUYy1YO_w9N86UwHX1yYvORf5NlNp6jFyDjU1dX2k7F3kQ_CqxT_6BfP7Px4vN11ThV8SqcnX5RUNMXiWp5vDawg2pClBbT6prW_L62ntZLfa05zCA/s3072/DSC07620.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIuKD0X9SzFsaw6zzqnPVffatAOloaTXEXnkA4NiT8RhDPushHtAowDEKpRNfqN3AaQwT2YhkDOHUYy1YO_w9N86UwHX1yYvORf5NlNp6jFyDjU1dX2k7F3kQ_CqxT_6BfP7Px4vN11ThV8SqcnX5RUNMXiWp5vDawg2pClBbT6prW_L62ntZLfa05zCA/w400-h300/DSC07620.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Wiem, co to znaczy ciężkie i
niewygodne życie. Dam sobie radę ze wszystkim, co mnie tu spotka. Chyba że
będzie to choroba lub coś, na co nie będę mieć wpływu. Dlatego tak, być tutaj
na stałe jest warte znoszenia wielu niewygód. Każdy początek emigracyjnej drogi
jest trudny, a znając opowieści ludzi w sytuacji podobnej do mojej, wciąż mam
świadomość, że mi się bardzo poszczęściło. A z czasem na pewno nadejdą zmiany.
29 stycznia odbyłem lot w jedną stronę. Kolejny mogę odbyć rekreacyjnie na
Alaskę lub do Grenlandii. Przyjechałem, zostaję i będzie prędzej czy później
tak, że naprawdę przyjdzie do mnie ten islandzki spokój, po który tu
przyjechałem.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9m6h1nMCBGcgzYnu8a92GE1nRMGgFh6OH9CbiB3UHAUTYHVLZAgK-9pyHMrN0-xaYvLWSnWtmIp4M8mWvjfVvS5f-hkOhPQTWELx78sOwrhS7D4eowqpgZjeh2GPmIUaopVZw7c_NtNYzmQjmr5NpS-_ion2CeZglmGG5TFXrgLel_veVmuTGPzyi-Jw/s4079/obrusy.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2216" data-original-width="4079" height="217" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9m6h1nMCBGcgzYnu8a92GE1nRMGgFh6OH9CbiB3UHAUTYHVLZAgK-9pyHMrN0-xaYvLWSnWtmIp4M8mWvjfVvS5f-hkOhPQTWELx78sOwrhS7D4eowqpgZjeh2GPmIUaopVZw7c_NtNYzmQjmr5NpS-_ion2CeZglmGG5TFXrgLel_veVmuTGPzyi-Jw/w400-h217/obrusy.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Obrusy z owczej wełny</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">I który tak łatwo było znaleźć
w Dýrafjörður. Ledwie kilka razy nacisnąłem na pedał gazu Marilyn i byłem na
miejscu. A potem pojechałem sobie raz jeszcze do lokalnego sklepiku dla
turystów w Þingeyri, o którym już wspominałem, bo sprzedają tam pomalowane
kamienie, ponieważ jest w tym miejscu naprawdę dużo ciekawych rzeczy do
wyszperania i nabycia. Oczywiście są swetry z owczej wełny, ale one są wszędzie
w takich miejscach. Ciekawe są dodatki. Na przykład wełniane, śliczne małe
obrusy, które sobie nabyłem. Podczas pierwszej wizyty ten brązowy, a teraz
szary, bo nie zauważyłem go wcześniej. Ten sklep to raj dla gadżeciarzy, bo są
i bransoletki, i rękawiczki z owczej wełny, i wszelkiego rodzaju pierdoły,
których zbieraczem byłem w Polsce i obiecałem sobie, że nie będę nic zbierał na
Islandii. Jasne.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEguryIDtgCg9strkdbVCRDLww0p5AUtifQWBLIFJrB1hAIVRNHh3J3QPyzoZFjtaKUI0mPQmjGIeir0MrVYK0GmuSdDT-UJ_OLtmyP87cMqg6aOD4B2G04YPxa2oNUVkOIaNrpWHIqiLPNb5nOMMuC73APUpVyrNtq205ZMBNOZS7UnJB3qpFSM4Hc1ij0/s2592/ksi%C4%85%C5%BCka.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2592" data-original-width="1944" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEguryIDtgCg9strkdbVCRDLww0p5AUtifQWBLIFJrB1hAIVRNHh3J3QPyzoZFjtaKUI0mPQmjGIeir0MrVYK0GmuSdDT-UJ_OLtmyP87cMqg6aOD4B2G04YPxa2oNUVkOIaNrpWHIqiLPNb5nOMMuC73APUpVyrNtq205ZMBNOZS7UnJB3qpFSM4Hc1ij0/w300-h400/ksi%C4%85%C5%BCka.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Próbuję tutaj także zrozumieć,
dlaczego aż siedem lat musiało upłynąć, bym podjął taką, a nie inną decyzję.
Lipiec 2016 roku to był czas, w którym zakochałem się w Islandii od pierwszego
wejrzenia. Dziś wiem, jak się tutaj żyje, a nie tylko podróżuje turystycznie.
Ale tego nie ma w wywiadzie, który udzieliłem Oli Kozłowskiej i Mirelli
Wąsiewicz w listopadzie 2022 roku, czyli jeszcze przed przylotem tutaj. Książka
„Islandia i Polacy”, do której tak trochę się dopisałem na końcu, jest już
dostępna i dotarła także do mnie. Bardzo jestem ciekaw historii innych Polaków,
którzy rozmawiali tu z autorkami. Zwłaszcza że w wielu aspektach życie
codzienne w tym kraju diametralnie się różni w zależności od tego, w którym
rejonie się mieszka. Opowieści z okręgu stołecznego mogą czasami tworzyć
idylliczny obraz tego państwa. Tak szanującego choćby orientacje seksualne i
chętnie malującego tęczę w wielu miastach i miasteczkach, a jednocześnie z
automatu pobierającego procent podatku na kościół, bez pytania o to, czy ktoś
jest na przykład ateistą i sobie tego nie życzy. Ciekaw jestem, czy w tej
książce jest jakiś rozmówca Oli i Mirelli, który tak jak ja wybrał prowincję,
nie centrum. Książkę możecie kupić na przykład <a href="https://www.empik.com/islandia-i-polacy-historie-tych-ktorzy-nie-bali-sie-zaryzykowac-kozlowska-aleksandra-mirella-wasiewicz,p1384906731,ksiazka-p" target="_blank"><b>TUTAJ</b></a><o:p></o:p></span></span></p><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: trebuchet;">-<span style="color: #274e13;">--</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog albo Cię inspiruje, możesz mi postawić wirtualną kawkę <a href="https://buycoffee.to/islandianazawsze" target="_blank"><b>TUTAJ</b></a></span></div><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-44972500017517099142023-07-18T00:25:00.002-07:002023-07-18T00:32:28.241-07:00Islandzkie zarobki<p> </p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihL6Efm8T314UfDHzR_nSuj8_GgWDgE3u46dqCEqRY31t6ybpz5F2vwxBiOYyQhn0eqfmsosY_g4BikdKaaLqzhex-P9Dt4QOduxAjNwsl-lHbfv6eM5U-ZC6y6sy-9hIHHgz3U1GwU5NVLaMntWS0nddNEEHmjj4tLZZz4stEn7e87-_rk0aP9xJ5me4/s4361/IMG_9194.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3020" data-original-width="4361" height="278" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihL6Efm8T314UfDHzR_nSuj8_GgWDgE3u46dqCEqRY31t6ybpz5F2vwxBiOYyQhn0eqfmsosY_g4BikdKaaLqzhex-P9Dt4QOduxAjNwsl-lHbfv6eM5U-ZC6y6sy-9hIHHgz3U1GwU5NVLaMntWS0nddNEEHmjj4tLZZz4stEn7e87-_rk0aP9xJ5me4/w400-h278/IMG_9194.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Islandzkie konie są piękne i łagodne. Fot. Mariusz Zaworka<br /><br /></i></span></td></tr></tbody></table><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13;"><span style="font-family: arial; font-size: medium;">Dziś chciałem napisać nieco o
islandzkich zarobkach, dekorując wpis zdjęciami z ostatnich islandzkich wypraw
w towarzystwie mojej ukochanej Marilyn. W Polsce jako nauczyciel otrzymywałem
pensję z góry za miesiąc, z dołu za nadgodziny, a w lipcu i sierpniu miałem
urlop, podczas którego przychodziła normalna wypłata. Wyliczanie tutaj tego,
ile się zarabia, to obecnie dla mnie jakieś Himalaje matematyki. Nie dość, że
liczy się to na godziny i nie wiem, czy istnieje coś takiego jak normalna stała
pensja bez cudowania z przeliczeniami stawek godzinowych, to jeszcze sztuką,
której nie opanowałem, jest zrozumienie, jak wygląda opodatkowanie, jakie są
prawa pracownicze w pierwszych miesiącach, kiedy i na jakich zasadach otrzymuje
się płatny urlop. Bo na przykład będę miał w sierpniu tydzień wolnego, jednak
nikt mi za ten tydzień nie zapłaci. Ale to generalnie nie jest jakiś wielki
problem, bo prędzej czy później się wszystkiego nauczę, a właściwie to
zrozumiem i będę świadom, ile zarabiam, a ile odprowadzam na coś tam. Problemem
jest coś zupełnie innego.</span><span style="font-family: trebuchet;"><o:p></o:p></span></span></span></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; font-family: trebuchet; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhB_zN36WZxowrAD06Z0hnnRJ3hfrIY83_H_eNA2JoJBulHkZLK_BF0xzhTL__EIRUUUYQ9z_vONjsrgiiOMmuxKz5hy6zBoJzGnzb9iu3l726eJgc58UXd4r0Mph88xtCC6Fv1I32vFTg4oCRrXY_nvEJjNxQWg6w_WBryszxbBCvTBkF8YLP-mTz7Rh0/s3072/DSC07460.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhB_zN36WZxowrAD06Z0hnnRJ3hfrIY83_H_eNA2JoJBulHkZLK_BF0xzhTL__EIRUUUYQ9z_vONjsrgiiOMmuxKz5hy6zBoJzGnzb9iu3l726eJgc58UXd4r0Mph88xtCC6Fv1I32vFTg4oCRrXY_nvEJjNxQWg6w_WBryszxbBCvTBkF8YLP-mTz7Rh0/w400-h300/DSC07460.JPG" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; font-family: trebuchet; text-align: center;"><i>Droga 622</i></div><p class="MsoNormal"><span style="font-family: arial; font-size: medium; line-height: 107%;">Otóż pozwoliłem sobie zrobić
małe rozeznanie wśród tutejszych znajomych i okazuje się, że na Islandii
zarabia się naprawdę niewiele. Zarobki między 310 a 430 tysięcy koron otrzymuje
chyba większość pracujących tu ludzi. Ja zarabiam oczywiście najniższą krajową
za godzinę, jednakże przy etacie nie wygląda to tak tragicznie, a kiedy minie
pół roku mojej pracy, będę miał nieco wyższe stawki godzinowe. Jestem
zaskoczony tym, jak niskie są średnie islandzkie pensje. Na jak niewiele sobie
można za nie pozwolić, jeśli nie bierze się nadgodzin (te sobotnie czy
niedzielne są więcej płatne). I jakie eldorado jest tu dla banków, skoro ludzie
mają dzieci (dwójkę lub więcej), swoje domy i samochody, bo niejednokrotnie
rodzina ma dwa auta. Jak można na to wszystko mieć pieniądze przy tak żenująco
niskich wypłatach, jeśli nie weźmie się iluś tam kredytów? Po tym, jak
zrozumiałem, ile wolności daje pozbycie się polskiego kredytu hipotecznego, nie
wyobrażam sobie pakowania się tutaj w kolejny. Może gdyby chodziło o własne
mieszkanie - to tak, ale prawdopodobnie jestem już na to za stary i będę
wynajmował lokum do końca życia. Moimi drogimi ekstrawagancjami tutaj są
palenie papierosów i paliwo do Marylin, która wciąga je jak mechaniczna
alkoholiczka. Od czasu do czasu jakaś nowa loppapeysa. I to w zasadzie
wszystko. Ale za na przykład 360-420 tysięcy koron miesięcznie utrzymać siebie
i swoje dziecko? Nawet jeśli takie wypłaty mnożę razy dwa (mąż i żona albo żona
i żona lub mąż i mąż, żyjemy w normalnym kraju, w którym nikogo nie zastanawia,
jakiej płci ma się partnerkę/partnera), to i tak wciąż nie ogarniam, jak ludzie
tutaj wiążą koniec z końcem i jeszcze mają rezerwy finansowe.</span></p>
<p class="MsoNormal" style="font-family: trebuchet;"></p><div class="separator" style="clear: both; font-family: trebuchet; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggCGmq-iLkHtmk1dcMVXzRHfbiEil5ee92CrBJxhLeeccwb5BBIfMZdyp_2lVApmVjyjIfxqEBykC8YEyPM8yNtgnX7TT6hWrLPOc6R1VzKyQ57Q24ZKyVL8NEx5lewHwvl5rSMzVFxB3JQjSMzQwfRvV34CUCjQSlDKGo7GSsFULYg8qGPNZmsoERcf4/s3072/DSC07428.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggCGmq-iLkHtmk1dcMVXzRHfbiEil5ee92CrBJxhLeeccwb5BBIfMZdyp_2lVApmVjyjIfxqEBykC8YEyPM8yNtgnX7TT6hWrLPOc6R1VzKyQ57Q24ZKyVL8NEx5lewHwvl5rSMzVFxB3JQjSMzQwfRvV34CUCjQSlDKGo7GSsFULYg8qGPNZmsoERcf4/w400-h300/DSC07428.JPG" width="400" /></a></div><p class="MsoNormal"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: arial; font-size: medium;"><br /></span></span></p></div></span><span style="color: #274e13;"><div style="text-align: justify;"><p class="MsoNormal"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: arial; font-size: medium;">Wszystko na Islandii jest dość
drogie. Może rzeczywiście tanie jest jedzenie w supermarketach, ale cała reszta
to naprawdę spore wydatki. Niektóre rzeczy są tańsze niż w Polsce czy Europie,
jednakże na przykład opłaty za hotelowe miejscówki w sezonie powalają na
kolana. A od kwietnia do września ceny wielu produktów oraz usług nagle stają
się tu dwa albo trzy razy wyższe. Inflacja w tym kraju spadła. Wiele rzeczy
jest niedostępnych, ale bez problemu do sprowadzenia z Unii Europejskiej. Zastanawia
mnie to, jak wygląda budżet przeciętnego Islandczyka, który sprawia wrażenie,
że na wszystko go stać. Bo stać. Większość z nich nie zna biedy. Wiele
islandzkich dzieci nie dba o to, co kupują rodzice, bo za chwilę dostaną
następne rzeczy po to, by ich nie szanować. Nie wiem, kto i na jakich
stanowiskach zarabia te wyższe kwoty, takie na przykład od 500 tysięcy wzwyż,
jednak jeśli islandzcy obywatele wiodą syte i dostatnie życie, to na bank…
dzięki bankom. </span></span></p></div></span><span style="color: #274e13;"><div style="text-align: justify;">
<p class="MsoNormal" style="font-family: trebuchet;"></p><div class="separator" style="clear: both; font-family: trebuchet; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoNo43Ur4Mndv3S4whN-eVLOxaYT1IfdLETxjGiODiIxJbM9KhDspOQiYVMQlRz2ODj7ipRF4TjhHHDKpNZphL7jsIN_xMSXGa02CdI5S7BrL2ULNYctm-juDuWuPSsVOt0N6cXrd2mZj8ySaHcmbQXGXJ5L_7oi0sbBu6w4kZt2YaW0RVwix8A17VHVs/s3072/DSC07496.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><br /><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoNo43Ur4Mndv3S4whN-eVLOxaYT1IfdLETxjGiODiIxJbM9KhDspOQiYVMQlRz2ODj7ipRF4TjhHHDKpNZphL7jsIN_xMSXGa02CdI5S7BrL2ULNYctm-juDuWuPSsVOt0N6cXrd2mZj8ySaHcmbQXGXJ5L_7oi0sbBu6w4kZt2YaW0RVwix8A17VHVs/w400-h300/DSC07496.JPG" width="400" /></a></div><br /><p class="MsoNormal"><span style="font-family: arial; font-size: medium; line-height: 107%;">Nie mam problemów z finansami,
po sprzedaży polskiego mieszkania na dobrą sprawę mógłbym tu z rok (tak, tylko
rok po spieniężeniu całego polskiego dorobku życia) nie pracować, jednakże
zawsze liczę uważnie miesięczny budżet, a pracuję, bo to lubię i matka mnie
nauczyła, że każdą pracę należy szanować. Kiedy resztę czasu poświęcam
wycieczkom po Islandii, a w międzyczasie pochłaniam jeszcze parę książek
miesięcznie, wychodzi na to, że nie powinienem narzekać, bo nie mam czasu na
wydawanie pieniędzy i na zbytki. A jednak stale myślę o tym, na co płaci się tu
podatki (na przykład z automatu na kościół i natychmiast się z tego wypisałem)
i jak wiele dodatkowych opłat wdziera się do miesięcznego budżetu. Na przykład
moje ubezpieczenie za samochód. Ponieważ jestem świeżo upieczonym kierowcą,
automatycznie jest najwyższe. Albo jakieś tam opłaty za drogi, bo mam auto.
Abonament za komórkę. Wynajem mieszkania. Wiem, że piszę o czymś, co dotyka
każdego z nas, jednakże chyba przyjechałem tu z naiwnym przekonaniem, że na
Islandii można dobrze zarabiać i całkiem sporo odłożyć. Nie w tym celu, żeby
pojechać na dwa miesiące do Polski i pokazywać, jakim jest się panem w swojej
wiosce, bo wiadomo, jak zagra przelicznik ISK na PLN i jakie wrażenie to zrobi
na tych, co harują w ojczyźnie za złotówki. Myślałem, że tu, mieszkając na co
dzień w Islandii, generalnie po jakimś czasie są zawsze co miesiąc nadwyżki
finansowe i daje to poczucie większego bezpieczeństwa. A okazuje się, że wiele
pensji wystarcza tylko na to, by przeżyć od pierwszego do pierwszego. Nie widzę
również perspektyw (przynajmniej na prowincji) na to, bym zarabiał więcej, niż
muszę wydać każdego miesiąca. Nawet ze znajomością islandzkiego, serio. A skoro
o tym piszę, to trzymajcie kciuki, bo zaczynam lekcje z tutejszą nauczycielką
ze szkoły podstawowej, koleżanką po fachu. Wiem, że zmarnowałem prawie wszystko
to, co oferował mi kurs islandzkiego, bo nie miałem czasu powtarzać i większość
wiedzy oraz umiejętności poszło jak krew w piach. Ale chcę zacząć od nowa,
systematycznie i sumiennie. Nawet jeśli będzie szło opornie. A wiem, że będzie.
Nie mam żadnych zdolności językowych, choć może mam jakieś inne. I naprawdę
chciałbym wiedzieć, jak się tu zarabia dobre pieniądze, nie pożyczając niczego
z banku.<o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: arial; font-size: medium; line-height: 107%;">---</span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: arial; font-size: medium; line-height: 107%;">Jeśli podoba Ci się ten blog albo Cię inspiruje, możesz wesprzeć mnie finansowo na emigracji, stawiając wirtualną kawkę <a href="https://buycoffee.to/islandianazawsze" target="_blank">TUTAJ</a></span></p></div></span></td></tr></tbody></table><p><br /></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-19292836548781312712023-07-13T00:53:00.000-07:002023-07-13T00:53:10.082-07:00Pytania i odpowiedzi<p> <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjitvqABhfAy7dwa64mxj1TaY47bG45hyRiB382UquDkmxU3tWoJgdtVEQJml6VTDzaWNiYSZsRUQXAHQJZbAP223yNkWs6d4_n5NUpm122jL3P3K1PGQu1G-6t2NCydOKYug9wBmYecAH9eAyVF9ndCn5g1fyWuoBT0zC8IncJ7W-pVKhDMd1h5JOzs20/s3072/DSC07206.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjitvqABhfAy7dwa64mxj1TaY47bG45hyRiB382UquDkmxU3tWoJgdtVEQJml6VTDzaWNiYSZsRUQXAHQJZbAP223yNkWs6d4_n5NUpm122jL3P3K1PGQu1G-6t2NCydOKYug9wBmYecAH9eAyVF9ndCn5g1fyWuoBT0zC8IncJ7W-pVKhDMd1h5JOzs20/w400-h300/DSC07206.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><i>Relaks na plaży w Breidaviku</i></span></td></tr></tbody></table></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Poprzedni weekend spędzałem na
południu Fiordów Zachodnich, gdzie delektowałem się ciszą i odludziem najpierw
na plaży w Breiðavíku, a potem przy Rauðisandur, ale to wydaje się już odległą
przeszłością. Bowiem w ostatni weekend zwiedzałem południe Islandii, gdzie
zobaczyłem między innymi Hvalfjörður oraz bajkowe Kleifarvatn – tym razem w
pełnym słońcu, na które starałem się za bardzo nie denerwować. Zanim wróciłem
do domu, obejrzałem po raz kolejny wodospady Hraunfossar i Barnafoss, jednak
tym razem pojechałem jeszcze dalej, by znaleźć magiczne i absolutnie pozbawione
turystów nawet w sezonie miejsce zwane Surtshellir, dokąd jedzie się totalnie
dziką drogą F578, u której kresu można podziwiać imponujące jaskinie lawowe.
Wypadałoby z tych podróży zredagować choć krótkie relacje, jednak wciąż łapię
się na tym, że żyję tu tak intensywnie, iż zdecydowanie nie mam czasu, by tę
intensywność opisywać. Niech zatem zdjęcia z minionych podróży będą uzupełniały
to, co ma być istotą dzisiejszego postu, czyli odpowiedzi na Wasze pytania,
które zadaliście mi na Facebooku.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrpGmHN53kEnfAxvcfXzN4bdBVWgj6SThHM2G22nSwTDr-NbgtBGXo385toDgPBYJxscEFCexFlm9y8UZWSyKa8hp1Ck9VSudpn9OF_usH97kh-XpJi25UpBCCSrjaup_hAItOIkiKWNX2JVn9YvulzqvtB5aLwT3TGgiJ0vmbSNf4piwNCRuhyqWJCq4/s4342/IMG_9203.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3329" data-original-width="4342" height="306" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrpGmHN53kEnfAxvcfXzN4bdBVWgj6SThHM2G22nSwTDr-NbgtBGXo385toDgPBYJxscEFCexFlm9y8UZWSyKa8hp1Ck9VSudpn9OF_usH97kh-XpJi25UpBCCSrjaup_hAItOIkiKWNX2JVn9YvulzqvtB5aLwT3TGgiJ0vmbSNf4piwNCRuhyqWJCq4/w400-h306/IMG_9203.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><i>Hvalfjörður, fot. Mariusz Zaworka</i></span></span></td></tr></tbody></table><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Agnieszka pyta, czy na
Islandii jest jakiś producent notesów. Przyznam szczerze, że tego nie sprawdzałem.
Ponieważ jestem wierny marce Nuuna i musiałem praktycznie wszystkie notesy
zostawić w Polsce, po prostu zamówiłem sobie tutaj z Niemiec dwa moje ulubione
modele. Oczywiście wszystko wyszło bardzo drogo, biorąc pod uwagę również cło,
które zapłaciłem przy odbiorze, ale mam to, czego potrzebowałem, i raczej nie
będę się rozglądał za islandzkimi notesami. Jeśli dowiem się kiedyś, że mają
tutaj coś swojego, na pewno dam o tym znać. Chętnie też zakupię, bo jak
niektórzy z Was wiedzą, lubię się otaczać książkami, ale również ładnymi
notatnikami.</span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBmzxfMLCM-dB6tiUwJyIz0IQdBEW1VnOjcoSdKMMwJ3OdSBJgwSX7-EenY7WXAu_V15Imu2Fg0X_Y9QyWF-8OZIA2is3In9YpJVi89OkV4vtQZhzuMcOUeO_zyu8BjaMvd-ZJKx8OujPMIjjFVAVFF_vBWibfoFqWjRV-cPSqeo8ScHMzVduEJhBqtBI/s3072/DSC07383.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBmzxfMLCM-dB6tiUwJyIz0IQdBEW1VnOjcoSdKMMwJ3OdSBJgwSX7-EenY7WXAu_V15Imu2Fg0X_Y9QyWF-8OZIA2is3In9YpJVi89OkV4vtQZhzuMcOUeO_zyu8BjaMvd-ZJKx8OujPMIjjFVAVFF_vBWibfoFqWjRV-cPSqeo8ScHMzVduEJhBqtBI/w400-h300/DSC07383.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><i>Kleifarvatn</i></span></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Maria pyta o opiekę zdrowotną
na Islandii. Na ten temat pewnie w swoim czasie powstanie osobny post,
natomiast dzisiaj skoncentruję się tylko na tym, co najważniejsze. Może z
opieką zdrowotną w regionie stołecznym jest całkiem nieźle, jednakże u mnie na
prowincji nie jest za dobrze. To trochę eufemistyczne określenie. Byłem tu u
trzech różnych lekarzy. Wszyscy to młodzi ludzie z Danii, którzy nie mówią po
islandzku. Nie to, że bym z nimi w tym języku rozmawiał, ale nie wydaje mi się
komfortowe dla lokalnego starszego Islandczyka, który nie zna angielskiego, bo
wcale nie musi, a jest przecież u siebie, że przychodzi i opowiada o intymnych
problemach w towarzystwie osoby trzeciej, bo przecież potrzebuje tłumacza.
Ubezpieczenie zdrowotne na Islandii otrzymuje się od państwa dopiero po pół
roku. Mnie przyznano nieco wcześniej, to miło. Nie jest istotne, że na przykład
od samego początku mieszkania tutaj pracujesz i płacisz wszystkie należne
składki. Dopiero po pół roku jesteś oficjalnie w systemie jako pacjent. Mimo
tego i tak za każdą wizytę lekarską płaci się małą kwotę. Jeśli chodzi o leki,
które przyjmuję na stałe, nie ma żadnego problemu z ich otrzymaniem, jeśli
posiadam anglojęzyczne zaświadczenie, że zażywam to czy tamto. Zupełnie inaczej
przedstawia się sytuacja z lekami wspomagającymi sen. Wiele miesięcy walczyłem
tu o to, by normalnie spać. Pomógł mi online POLSKI lekarz, bo tutejsi nie
chcieli albo nie mogli wypisać mi leków, które pomagałyby mi zasnąć.
Proponowanie melatoniny i spacerów przed snem osobie, która mówi w wywiadzie,
że od trzydziestu lat praktycznie nie przespała żadnej nocy – trochę słabe,
prawda? Zostawiam ten temat. O islandzkiej służbie zdrowia wypowiem się
szerzej, jak dłużej tu pomieszkam, żeby nie było, że jest dopiero pół roku i
jakim prawem może coś krytykować. Jedno jest pewne: lepiej nie zachorować na
Islandii na nic poważnego.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhr3hXzQ6euPlkBsD4QtGAhh0bplQbcCq0MMZNynUBPRoWX4EzInN9euSU_-v6Hc9hvsPw0yfPFeXxHR5tnHqbalMBc_r8bcj3P_vE8PwLCvqc-KRwN7Raax5tNkdXMJAF4D_B06gxdYabJcvTpSpYdtYGc10pFvjo61CYxk6xsKB2RbI8djXexBnLyA6E/s3072/DSC07440.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhr3hXzQ6euPlkBsD4QtGAhh0bplQbcCq0MMZNynUBPRoWX4EzInN9euSU_-v6Hc9hvsPw0yfPFeXxHR5tnHqbalMBc_r8bcj3P_vE8PwLCvqc-KRwN7Raax5tNkdXMJAF4D_B06gxdYabJcvTpSpYdtYGc10pFvjo61CYxk6xsKB2RbI8djXexBnLyA6E/w400-h300/DSC07440.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><i>Surtshellir</i></span></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Anita zapytała, czy
wulkaniczne wstrząsy są odczuwane w mojej okolicy. Nie, Fiordy Zachodnie, czyli
najstarsza część Islandii, wolne są od jakiejkolwiek aktywności wulkanicznej.
Nic nam się tu nigdy nie trzęsie. Nie mamy również źródeł geotermalnych, co ma
swój wielki plus – ciepła woda na Fiordach Zachodnich nie wydziela
nieprzyjemnego zapachu tak jak na przykład ta używana w rejonie stołecznym.
Zatem w Ísafjörður ani w okolicach nic nam raczej nie wybuchnie, mamy za to
ciszę, przepiękne i majestatyczne góry oraz daleko do każdej innej części
Islandii. Ale dlatego wybrałem właśnie ten rejon. Z powodu jego dzikości,
osobności i zapierających dech w piersiach krajobrazach dosłownie na każdym
kroku.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXCl9td5PkOfSLM6xIw1zwVb8dcWgk5nupZOPpaVZsn4ED_PIWD-0uehBjiNDqkUoza9E8Po3P7I7e2sfWSpeT37zLSOmnv12cnnvAH27lzE67wgZBFZYbdBPUsCPeeKyPqyrPzJvlPIuD4_IU1wAS44vi_WX07A9YlZkgEfFTL1uLGy-iYdmm3abSM4A/s3072/DSC07449.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXCl9td5PkOfSLM6xIw1zwVb8dcWgk5nupZOPpaVZsn4ED_PIWD-0uehBjiNDqkUoza9E8Po3P7I7e2sfWSpeT37zLSOmnv12cnnvAH27lzE67wgZBFZYbdBPUsCPeeKyPqyrPzJvlPIuD4_IU1wAS44vi_WX07A9YlZkgEfFTL1uLGy-iYdmm3abSM4A/w400-h300/DSC07449.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><i>Kolory w podróży do domu</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Kilka osób ciekawi, co się tu
je i co ja tu jem. Miałem przyjemność uczestniczyć w uroczystej islandzkiej
kolacji wielkanocnej. Jadłem wówczas pyszną baraninę z ziemniaczkami na słodko
i parę innych pysznych dodatków. Nie jestem wybitnym smakoszem, nie gotuję, w
Polsce obiady jadałem w szkole, a w domu zamawiałem. Także tutaj nie mam ani
czasu, ani ochoty na gotowanie. W marketach jest mnóstwo gotowych potraw firmy
1944 (rok uzyskania przez Islandię niepodległości), które wrzuca się do
mikrofalówki i są całkiem smaczne. Czy zdrowe – to już inna kwestia. Można
doprawić lub zjeść z jakimiś swoimi dodatkami. W Polsce nie ma aż takiego
wyboru potraw, które są możliwe do zjedzenia w trzy minuty po włożeniu do
mikrofali. Kiedyś bardzo smakowały mi burgery z frytkami na tutejszych stacjach
benzynowych, ale z przykrością muszę stwierdzić, że na przykład jakość tych dań
na stacji Olis w Borgarnes znacznie się pogorszyła. A to stamtąd wspominam
najpyszniejszy islandzki fastfood. Na Islandii jest też coś wspaniałego, czego
nie lubi moja cukrzyca – niesamowity wybór różnego rodzaju słodyczy. Od donutów
i przesłodkich gotowych ciast po cukierki lub wafle. Co ciekawe, odkąd tu
jestem, bardzo rzadko jadam ryby. Nie umiem się szerzej wypowiedzieć na temat
islandzkiej kuchni, ponieważ ten temat średnio mnie interesuje. Wiem, że często
jem szybko i niezdrowo, ale póki co, to się raczej nie zmieni.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZAF1B-SP82P68ePerSIWACMbIr-jTpfRjs2WQI-FolLGolprdsGFp7JFJWyTRp4yt5e2p14yZgEDpWtZdBWNETwBlPxKfPlvnSbspsf6CCzt-NtWaGdT_o4Jwg2TgkYr_sxQ1_HyvsKojkWoocvyC2gd4hW7OReDB8XCIMLtLjvsUAQC0zcXUrSP0Lcs/s4342/IMG_9181.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2759" data-original-width="4342" height="254" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZAF1B-SP82P68ePerSIWACMbIr-jTpfRjs2WQI-FolLGolprdsGFp7JFJWyTRp4yt5e2p14yZgEDpWtZdBWNETwBlPxKfPlvnSbspsf6CCzt-NtWaGdT_o4Jwg2TgkYr_sxQ1_HyvsKojkWoocvyC2gd4hW7OReDB8XCIMLtLjvsUAQC0zcXUrSP0Lcs/w400-h254/IMG_9181.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><i>Spotkanie z islandzkimi konikami, fot. Mariusz Zaworka</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Pojawiło się także pytanie o
to, dlaczego tak lubię zimno i wybrałem ten kraj. Wyjaśniam od razu, że choć
uwielbiam zimno, również je odczuwam. Dlatego zakładam na siebie ciepłe ciuchy,
bo nie jestem morsem. Nie biegam w podkoszulku po śniegu. Mam za to absolutną
odporność na islandzką wełnę, bo swetry z niej zrobione, które tutaj
kolekcjonuję od jakiegoś czasu, mogę śmiało nosić na gołe ciało. Moje ciało
natomiast odczuwa zimno i je przed nim chronię. Ale jednocześnie wolę, by wokół
mnie było minus dwadzieścia stopni niż plus dwadzieścia. I wreszcie mieszkam w
kraju, w którym mogę nosić czapkę czy swetry przez cały rok. Podczas
islandzkiego lata bywa czasami naprawdę gorąco i w słońcu jest nawet 26 stopni,
ale sytuację ratuje jednak wiatr. Bardzo mi się podoba to, że nie ma tu
większych różnic temperatur między dniem a nocą, szczególnie zimą jest to
fantastyczne doświadczenie. Ogólnie na Islandii przez cały rok należy być
przygotowanym na jednocyfrowe temperatury, silny wiatr i intensywne opady. Jest
to idealne miejsce do życia dla kogoś takiego jak ja.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtYgTsWkDOJOja0NigOr5PywQbaKzT5Hb0dhtiORYRnAVOWVT15S6Of5VZPy-3eA0q6iZr3rgBb0gSgAdrTdVlrujpp_Wm5Q78An6so8Xphb70RUHH1jUfAvSie6gO-yJsVoA_iS0FOfDjzilRNcZSGOdL9bmOxBFqfzI4ZFzn8WG9xXpwAwkU18kg5D8/s3072/DSC07422.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtYgTsWkDOJOja0NigOr5PywQbaKzT5Hb0dhtiORYRnAVOWVT15S6Of5VZPy-3eA0q6iZr3rgBb0gSgAdrTdVlrujpp_Wm5Q78An6so8Xphb70RUHH1jUfAvSie6gO-yJsVoA_iS0FOfDjzilRNcZSGOdL9bmOxBFqfzI4ZFzn8WG9xXpwAwkU18kg5D8/w400-h300/DSC07422.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><i>Barnafoss</i></span></td></tr></tbody></table></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Ponieważ pytań nie pojawiło
się zbyt wiele, a i sam zauważyłem, że wygasło nieco zainteresowanie blogiem
osób, które doszły do wniosku, że pokazuję lub opisuję wciąż podobne rzeczy, na
tym dzisiejszy post się zakończy. Choć w sumie powinienem pisać częściej, bo
jest o czym. O tym, jak coraz silniej wrastam w tutejszy pejzaż, jak wiele
codziennych spraw mnie tutaj irytuje i jak fantastycznie jest pozbywać się
balastu jakichkolwiek negatywnych emocji w ciągu zaledwie kilku minut od
momentu, kiedy wsiądzie się w ukochany samochód i ruszy przed siebie w pustkę. O
tym, że zdobyłem tu już mnóstwo inspiracji na nową powieść i prawdopodobnie
będzie to najmroczniejsza z książek ze wszystkich, jakie napisałem. Bo Islandia
to wyspa mroczna w wielu wymiarach. Nie każdy może tu mieszkać. Nie każdy
będzie się tu czuł dobrze – z bardzo wielu powodów, bo jako wyspa jest to raj
na ziemi, ale jako państwo absolutnie nie. Jestem jednak we właściwym miejscu i
pewnie we właściwym czasie. Być może musiałem poczekać te 44 lata, aby znaleźć
miejscówkę, z której nie mam zamiaru się już nigdzie ruszać. Oczywiście poza
wycieczką na Alaskę czy Grenlandię, bo te miejsca jeszcze MUSZĘ zwiedzić. Jeśli
macie do mnie kolejne pytania, możecie je zostawić w komentarzu do tego wpisu.
Na wszystkie odpowiem, choć nie mam pojęcia, kiedy to zrobię.</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">---</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog lub Cię inspiruje, możesz mi postawić wirtualną kawkę <a href="https://buycoffee.to/islandianazawsze" target="_blank">TUTAJ</a></span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-53035936319842855122023-06-26T00:25:00.000-07:002023-06-26T00:25:00.536-07:00Bilans<p> <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWAZnCiGEMtDXpDWq9_Jh7f2DqyZJhp6FJpC8D2lYYLjwUm6jI1gZRw23MKL1vL0EPd-8tzADZ0P4tn-0bbDylS8QFbeT3wg_pl6rVukFdxiR2YPs79SRT04YPcHth6JHs0T_rZv9FrDj3s4hcuz11kQviB2bou-WpA-oP2CZy1duSyVDJQCOzZi3p2E4/s3059/DSC07066.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2026" data-original-width="3059" height="265" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWAZnCiGEMtDXpDWq9_Jh7f2DqyZJhp6FJpC8D2lYYLjwUm6jI1gZRw23MKL1vL0EPd-8tzADZ0P4tn-0bbDylS8QFbeT3wg_pl6rVukFdxiR2YPs79SRT04YPcHth6JHs0T_rZv9FrDj3s4hcuz11kQviB2bou-WpA-oP2CZy1duSyVDJQCOzZi3p2E4/w400-h265/DSC07066.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Relaks na Bolafjall</i></span></td></tr></tbody></table><br /></p><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Urozmaicając mój wpis
zdjęciami z sobotniego nordic walkingu w otulonym mgłą <span class="ykmvie">Suðureyri,
spróbuję dziś wypunktować, czego nie mam, a co mam, i zrobić mały bilans. Oczywiście
będzie to tylko kilka spraw i trochę wybiórczo. Tak się bowiem składa, że już
za kilka dni minie pięć miesięcy, odkąd jestem na emigracji w najpiękniejszym
kraju świata, ale oczywiście nie wszystko poza naturą oraz temperaturami jest
tu piękne, a niektóre rzeczy nawet wyjątkowo brzydkie. Zatem czas na małe
podsumowanie: co straciłem, a co zyskałem.<o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"></span></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKt0xyYF7F02IZW2GRnBX3_cNlWsaGyFluEdNf8Mh8dRdUPFyvsA71-v-SU-kInytKrVSq45S1CxCFicbVsvLv4ZnxOdiPNJHm4JAMjWqs-ZqXOhm7S0Oth615DPDp3PbcjBMAgNsPYRaRu1CwL94CbSj01E7gWvFVpx6tLrTLODsRCoBWVMrN-fW8ll4/s3072/DSC07074.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKt0xyYF7F02IZW2GRnBX3_cNlWsaGyFluEdNf8Mh8dRdUPFyvsA71-v-SU-kInytKrVSq45S1CxCFicbVsvLv4ZnxOdiPNJHm4JAMjWqs-ZqXOhm7S0Oth615DPDp3PbcjBMAgNsPYRaRu1CwL94CbSj01E7gWvFVpx6tLrTLODsRCoBWVMrN-fW8ll4/w400-h300/DSC07074.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Czego
nie mam? Właśnie teraz uświadomiłem sobie najboleśniej, że to pierwszy rok, w
którym nie mam dwóch miesięcy wakacji. Gdy czas pędzi jak szalony do przodu, a
ja pośród obowiązków wręcz kompulsywnie wyrywam te wolne chwile, by nasycić się
wtedy islandzkimi pejzażami, rozumiem bardziej niż kiedykolwiek, jak ważne były
dla mnie te miesiące, w których dało się żyć w swoim tempie, na swoich
zasadach, posiadać czas i mieć okoliczności na prawdziwe spotkania ze sobą, ze
swoimi potrzebami i pragnieniami. Dziś wiem również, że każdy pracujący
człowiek powinien mieć te dwa miesiące wolnego w ciągu roku. Wszak pracujemy,
żeby żyć, a nie żyjemy, aby pracować, prawda? Poznałem ludzi, którzy jakby bali
się wolnego czasu, wyjścia naprzeciw swoim najbardziej intymnym potrzebom,
znalezienia się w oknie czasowym, w którym nic nie trzeba, nie musi się wykonać
żadnego zadania. Tęsknię za dłuższym czasem, kiedy nie będę patrzył na zegarek
i kiedy można się po prostu zatrzymać.<o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"></span></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8GY5N04qBv0AX2iMI5OfcPDaTfnbFCkRxQgVdBtEONCjDNynZtLlgk0o8KJaUp9KZD06kFoS65HT4_O_OSqJ6P8GLv2ZtIXhZAlurSLd0Jchr5xQg1qD8kFMOYQ81N05q8ujY1L2ZZ8itWOaLNUNTR6IzM_qB6wIa5Eoj3Y6KeLIj_excIz-Sch98oRY/s3072/DSC07106.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8GY5N04qBv0AX2iMI5OfcPDaTfnbFCkRxQgVdBtEONCjDNynZtLlgk0o8KJaUp9KZD06kFoS65HT4_O_OSqJ6P8GLv2ZtIXhZAlurSLd0Jchr5xQg1qD8kFMOYQ81N05q8ujY1L2ZZ8itWOaLNUNTR6IzM_qB6wIa5Eoj3Y6KeLIj_excIz-Sch98oRY/w400-h300/DSC07106.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Czego
jeszcze nie mam? Możliwości, by spotkać się z tą małą garstką ludzi, z którymi
chętnie spotykałem się w Polsce. Czasem tęsknię za tym, że można było wyjść ze
znajomymi do miasta albo po prostu zajrzeć do nich, skomentować bieżące sprawy,
wypalić shishę, odreagować stresy i opowiedzieć sobie parę dobrych historii.
Tutaj nie ma szans na tego typu relacje. Albo nie daję sobie do nich prawa. A
może już ich nie potrzebuję. Z pewnością to, że przebywam każdego dnia
roboczego aż osiem godzin dziennie z innymi ludźmi ze względu na specyfikę
wykonywanej pracy, ma duży wpływ na brak „zapotrzebowania” na jakąkolwiek
kontynuację tego w czasie wolnym.<o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"></span></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnRDed11UoSRV2O_LvwRWdNgdggLadNfn_kcfv1vJq_hGm0sjOGxxwiloQpCIdI9h8SdxZwl1KmP8cnGPmssV_y091MoaZFjHA8ZUaIotlbEsXRdDVut3Cx6u8H4M6buQCPGCjhVQJFoJbfAu8iCI7ByNgV5r5ARnB2J5DNVD1-X81yLkrTQ01Q0lv-lI/s3072/DSC07085.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnRDed11UoSRV2O_LvwRWdNgdggLadNfn_kcfv1vJq_hGm0sjOGxxwiloQpCIdI9h8SdxZwl1KmP8cnGPmssV_y091MoaZFjHA8ZUaIotlbEsXRdDVut3Cx6u8H4M6buQCPGCjhVQJFoJbfAu8iCI7ByNgV5r5ARnB2J5DNVD1-X81yLkrTQ01Q0lv-lI/w400-h300/DSC07085.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Nie
mam dostępu do profesjonalnej i prywatnej opieki medycznej oraz kontaktu z
lekarzami każdej specjalizacji wtedy, kiedy tego potrzebuję. Tutaj od dłuższego
czasu usiłuję wytłumaczyć lekarzom, że potwornie się męczę z moją bezsennością,
ale nie widzę ani zrozumienia dla tego cierpienia, ani chęci przepisania mi
skutecznych leków, które znam i wymieniam, lecz których z jakichś powodów nie
mogę tutaj dostać. To jest naprawdę okrucieństwo, kiedy nie jest zaspokajana
podstawowa potrzeba każdego z nas – potrzeba snu i odpoczynku. Mój organizm od
miesięcy nie jest dostatecznie zregenerowany. Nie rozumiem też, dlaczego tutaj
nikt nie jest w stanie mi pomóc. I nikogo nie interesuje ktoś, kto nie może
spać, bo cóż to za schorzenie, cóż do za problem? Może ktoś z Was nie przespał
kiedyś jednej nocy i pamięta, jak się czuł nazajutrz. Otóż ja tak mam od kilku
dekad. W Polsce lekarze byli mi w stanie pomóc. Tu boją się przepisać recepty
na leki, które pomagają.<o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"></span></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhx5DMJ3IeP4tTX6JA2vkuyqlI2y8GKLRUt-0JxzdRNHV9kxtVUnAbc5u3HhMN-6RKCEa3DNr0CU9q1n0XGIBHsT9_g0nfwitX7SaqXIJWPjRrqeHx00M2hC5bGc2lImybJEdcok_DMCpHlQGpxxnBuOsI1lIGe9Q_n2lOtZkSveclFwREfcK7e1kjFKM8/s3072/DSC07083.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhx5DMJ3IeP4tTX6JA2vkuyqlI2y8GKLRUt-0JxzdRNHV9kxtVUnAbc5u3HhMN-6RKCEa3DNr0CU9q1n0XGIBHsT9_g0nfwitX7SaqXIJWPjRrqeHx00M2hC5bGc2lImybJEdcok_DMCpHlQGpxxnBuOsI1lIGe9Q_n2lOtZkSveclFwREfcK7e1kjFKM8/w400-h300/DSC07083.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Co
mam? Komfort nieposiadania żadnych długów. Wraz ze sprzedanym polskim
mieszkaniem pożegnałem mentalne obciążenie, o którym oczywiście na co dzień nie
myślałem dla zdrowia psychicznego. Otóż nic nie jestem już nikomu winien. Ani
złotówki, ani korony. To naprawdę oczyszczająca i bardzo komfortowa
perspektywa. Daje duże poczucie wolności. Podobnie jak posiadanie własnego
samochodu, do którego w każdej chwili można wsiąść i jechać poszukać spokoju
gdzieś dalej. <o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"></span></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkDivcu8Dtv0mAnkgNpBHpZvm1b4jUb5l3W_wZaLIFm13sud2Efry6m4pybww_Yf2AxWMFeOSL2jFq8a-RQHhbA4QWFlnt-r5sSBw5_dpCfds6LfiePA5iAgUGSOAqQ7yA0TZ2QNn9_uuhVHkQauMuImbKtsdf59IM3w4thcFt33e4q6E5eFygwxV4A3M/s3072/DSC07104.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkDivcu8Dtv0mAnkgNpBHpZvm1b4jUb5l3W_wZaLIFm13sud2Efry6m4pybww_Yf2AxWMFeOSL2jFq8a-RQHhbA4QWFlnt-r5sSBw5_dpCfds6LfiePA5iAgUGSOAqQ7yA0TZ2QNn9_uuhVHkQauMuImbKtsdf59IM3w4thcFt33e4q6E5eFygwxV4A3M/w400-h300/DSC07104.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Co
poza tym? Mam Islandię, czyli miejsce, do którego powinienem przeprowadzić się
już dawno temu, ale z różnych powodów tego nie zrobiłem. Świadomość, że mój
wybór jest słuszny, że to właśnie miejsce na drugą połowę życia, zestarzenie
się i śmierć (mam nadzieję, że Islandia za jakiś czas zalegalizuje eutanazję,
bo żyjąc samemu ze świadomością, że na przykład rozwija mi się Alzheimer, nie
śmiałbym nikomu zawadzać i chciałbym zdecydować o swoim odejściu). Mam poczucie,
że jakkolwiek jestem tu traktowany jako obcokrajowiec przez ludzi, Islandia
jako wyspa mnie przyjęła oraz zaakceptowała. Mam zatem świadomość podjęcia
właściwego wyboru i tego, że ryzyko się opłaciło. Po całym roku przygotowań do
przybycia tutaj rozczarowanie byłoby trudne do uniesienia. Choć wiele mam do
zarzucenia Islandii jako państwu, mam absolutną pewność, że znalazłem się we
właściwym miejscu, na właściwej wyspie, że każdego dnia każda skałka wokół,
wiatr oraz chmury przypominają mi, że właśnie wygrałem na loterii drugą, lepszą
połowę życia.<o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"></span></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjynP774vel8wSGo-tpPK0lgKWKANYHvCrpuZB1y7pgrnxUThO3QWpj41a3CJ-QgZgAsEiD9V68agyqEF8FCKlMcQfOoq2Eq_rUv9WmO2UvyywNn623t3NBHZs2Yxb3nZ55GsPgn-KBDH51wpAi0qoqjHWQmZMgcgrvR3o46gHCxk4XClxVWB1Cjexqev0/s3072/DSC07108.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjynP774vel8wSGo-tpPK0lgKWKANYHvCrpuZB1y7pgrnxUThO3QWpj41a3CJ-QgZgAsEiD9V68agyqEF8FCKlMcQfOoq2Eq_rUv9WmO2UvyywNn623t3NBHZs2Yxb3nZ55GsPgn-KBDH51wpAi0qoqjHWQmZMgcgrvR3o46gHCxk4XClxVWB1Cjexqev0/w400-h300/DSC07108.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Co
jeszcze mam? Samoświadomość, jak wiele mogę osiągnąć i jak wiele znieść. A w
zasadzie przekonanie, że jestem twardy oraz zdeterminowany. Chciałem sobie
udowodnić, że po blisko dwudziestu latach robienia w kółko tego samego można
zacząć robić coś innego, ekstremalnie różnego, ciężkiego i niebezpiecznego dla
kogoś, kto okopał się w bezpiecznym życiowym szańcu. I chyba sobie udowodniłem.
A teraz czas na poszukiwanie tego legendarnego islandzkiego chillu i bezstresowego
życia, których doświadczam póki co tylko wtedy, kiedy jestem sam na sam z
naturą. Ale bilans jest dobry. Sporo straciłem, jednakże niewiarygodnie dużo
zyskałem. Resztę niech jak zawsze dopowiadają zdjęcia.</span></span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-32726597091311085502023-06-20T00:44:00.001-07:002023-06-20T00:59:48.724-07:00Po Snæfellsnes<p> </p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbWYMNsMymFLVV_h8AnKSiAb0pvyyej2viLLwAUoooP5mNR_EKaU74OnwGgijteILBx2z9bN2NYDX_4yeSV59T_LCAVtUmgRM3yZvW3td7VeaQVNwlRWTnWAzueCgNSq8QXKVlnqKK_qMICca-AfJ_Nxn-XC8TCe4GHIkWKflnToJf04a3N8kblFxkeCk/s3072/DSC06973.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbWYMNsMymFLVV_h8AnKSiAb0pvyyej2viLLwAUoooP5mNR_EKaU74OnwGgijteILBx2z9bN2NYDX_4yeSV59T_LCAVtUmgRM3yZvW3td7VeaQVNwlRWTnWAzueCgNSq8QXKVlnqKK_qMICca-AfJ_Nxn-XC8TCe4GHIkWKflnToJf04a3N8kblFxkeCk/w400-h300/DSC06973.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Gdzieś za Ólafsvíkiem</span></i></td></tr></tbody></table><br /><p></p><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Na miniony weekend czekałem
bardzo długo. Odliczałem każdy dzień w pracy, by ruszyć na nową wyprawę. Nie
tylko dlatego, że czasem jest mi w niej naprawdę trudno, bo po pierwszych
serdecznościach ze strony lokalsów, coraz częściej jestem traktowany jak
powietrze, jeśli nie mówię po islandzku, a jak wspomniałem w poprzednim wpisie,
nie mówię, bo nie mogę się tak szybko nauczyć. Albo czasem mam ochotę po prostu
wyjść i nie wracać, gdy pakuję klientowi do samochodu dwadzieścia ciężkich bali
drewna i nie słyszę nawet „dziękuję”. Dlatego każda wyprawa po wyspie jest dla
mnie jak oczyszczenie się z wszystkich frustracji, upokorzeń i stresów, jakich
doznaję. Nie, na Islandii nie żyje się bezstresowo. Nie na prowincji, jeśli
przyjedzie się bez znajomości języka islandzkiego. Jestem w stanie wiele unieść
i uniosę, bo nigdy się nie poddaję, ale dopiero teraz zaczynam rozumieć, jak
magicznym kluczem do otwarcia furtki do przynależności jest tu język. Będę
cierpliwie zasuwał, robił swoje, pokornie schylał głowę, uśmiechał się do
każdego niezauważającego mnie klienta i w końcu nauczę się mówić po islandzku.
Ale zrobię to tylko dlatego, by czas między podróżami, kiedy jestem tylko ja i
Islandia, był po prostu znośny. I by zasłużyć na bycie członkiem tutejszej
społeczności, a tej nobilitacji nie uzyskuje się od razu. Tym bardziej nie
nawiązuje się żadnej bliższej relacji z nikim. Ale akurat na tym mi wcale nie
zależy.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikGmeWtOuYsLhqDmS5f68aKnZTT468cliBmHBSCvSAMmJFJ3fA6HMh546CiV3-yPCgjVZUacJbOWpm7TBTvKqCGFFyo6B3PWkar_nV1urDDoLY0k0dNykC7w-298qcP3nPhHIp29nDTAXqAUbOHuUwTW2nP7ySqGn8UAjeiorlfDovIC_9KjalDPKuPBE/s3072/DSC06897.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikGmeWtOuYsLhqDmS5f68aKnZTT468cliBmHBSCvSAMmJFJ3fA6HMh546CiV3-yPCgjVZUacJbOWpm7TBTvKqCGFFyo6B3PWkar_nV1urDDoLY0k0dNykC7w-298qcP3nPhHIp29nDTAXqAUbOHuUwTW2nP7ySqGn8UAjeiorlfDovIC_9KjalDPKuPBE/w400-h300/DSC06897.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Pożegnanie z Fiordami Zachodnimi na pokładzie promu Baldur</span></i></td></tr></tbody></table><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Tak więc wymarzony weekend i
wycieczka na półwysep Snæfellsnes. To tam w towarzystwie Adama i Patrycji,
którzy mam nadzieję, że mnie czytają oraz przyjmą serdeczne pozdrowienia,
odbyłem pierwszą podróż po wyspie w 2016 roku i wówczas zakochałem się w
Islandii na zabój. Znałem więc to miejsce, bo byłem tam potem jeszcze
dwukrotnie, z czego raz zimą. Chciałem jednak objechać sobie ten wspaniały
zakątek wyspy w swoim tempie, na własnych zasadach i przede wszystkim własnym autem.
Zdecydowałem się na podróż w jedną stronę promem Baldur do Stykkishólmur i nie
sądziłem, że na jego pokładzie przeżyję największe wzruszenie na tej wyspie.
Bynajmniej nie wywołane jej krajobrazem. Bardzo mnie denerwuje, jak ludzie na
promach palą i kiepują do wody. Kiedy zatem zobaczyłem stojącego samotnie
mężczyznę, który ukradkiem strzepywał popiół do oceanu, dołączyłem do niego z
moim słoiczkiem i również zapaliłem dla towarzystwa, sugerując, by skorzystał
ze szklanego pojemnika. Zmierzył mnie ponurym spojrzeniem, przytaknął,
paliliśmy. Przyglądałem się ukradkiem jego ogorzałej twarzy. Dużym dłoniom.
Widać było, że jest zaprawiony w boju zwanym życiem. Kiedy skończyliśmy palić,
nieoczekiwanie zapytał, czy chciałbym poznać jego syna. I poszliśmy go poznać.</span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhD4tt4heCnqBZ-gYXmJhjMnoJyx8wjtSfeGEsUn4oq4pBFiUwH_TiTLEvWAeC2DKh3d_3_tU9KYlR7zu74gpi1YC_M7yiGwtS7vQRb17dOOjrEKDMqtRAtc5dE-cFAeuO6KARfDeyXcIw2nq8uOJNeZ3VzrK-9eLg6qTBE5O9GVzaeaWPso6ywPMDYrYc/s2963/DSC06960.JPG"><img border="0" data-original-height="2291" data-original-width="2963" height="309" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhD4tt4heCnqBZ-gYXmJhjMnoJyx8wjtSfeGEsUn4oq4pBFiUwH_TiTLEvWAeC2DKh3d_3_tU9KYlR7zu74gpi1YC_M7yiGwtS7vQRb17dOOjrEKDMqtRAtc5dE-cFAeuO6KARfDeyXcIw2nq8uOJNeZ3VzrK-9eLg6qTBE5O9GVzaeaWPso6ywPMDYrYc/w400-h309/DSC06960.JPG" width="400" /></a></div><p></p><h2 class="qrShPb pXs6bb PZPZlf q8U8x aTI8gc" data-attrid="title" data-dtype="d3ifr" data-local-attribute="d3bn" data-ved="2ahUKEwjdrO2yq9H_AhXqgf0HHUH0BHYQ3B0oAHoECGoQAQ"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr></tr></tbody></table></h2><p></p><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Nastolatek. Nie zapytałem o
wiek, nie śmiałem. Całkowicie sparaliżowany ruchowo. Nie wiem, jak ze
świadomością i umysłem, bo trudno mi to było określić. Kiedy zobaczyłem, jak
oczy tego surowego i krzepkiego faceta zapłonęły miłością, kiedy spojrzał na
syna, nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. A zobaczyłem więcej. Ona wycierała
chłopcu ślinę z ust gestem pełnym czułości. Uśmiechnęła się do mnie, gdy mąż z
dumą wskazał na syna i coś o nim mówił. Ja również się uśmiechnąłem, chwilę z
nimi pobyłem, a potem uciekłem na koniec pokładu, żeby pośród wiatru i huku
morza ukradkiem uronić łzę.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSYDrKtSX9F91nbnn0Yn-vOQ9AS34zO2sT8mgv8KEkH1v-yIHKxDqRILCr1j6yUkLt896IQCZuuniSS5E4LgjE2ur3IKPxhX9H3ghF3FJxdVuzLtpSxM7LYclyotdvPUJ64E5d0dKA3XNX1PiVjlrpk3-WnUhJsOzC9G4mmXfb0UiB0cs3x2lCj3nFLy0/s3072/DSC06984.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSYDrKtSX9F91nbnn0Yn-vOQ9AS34zO2sT8mgv8KEkH1v-yIHKxDqRILCr1j6yUkLt896IQCZuuniSS5E4LgjE2ur3IKPxhX9H3ghF3FJxdVuzLtpSxM7LYclyotdvPUJ64E5d0dKA3XNX1PiVjlrpk3-WnUhJsOzC9G4mmXfb0UiB0cs3x2lCj3nFLy0/w400-h300/DSC06984.JPG" width="400" /></a></td></tr></tbody></table><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Usłyszałem tylko kilka
kurtuazyjnych zdań, ale wystarczyły mi za wszystko. Para Szwajcarów. Jeżdżą z
synem po całej Europie w dopasowanym do jego potrzeb kamperze. Chłopak miał
doskonałe wiatroodporne ubrania, okulary przeciwsłoneczne najlepszej marki. To
byli ludzie, którzy dawno już zakończyli etap pytania „dlaczego my”. To byli
rodzice bezgranicznie kochający swoje dziecko. Taką miłością, jakiej ja nigdy
nie zaznałem, nigdy nie umiałbym kogoś taką obdarować i nigdy takiej nie
otrzymam. Oni poświęcili wszystko, by ich dziecko zobaczyło świat. Źle, nic nie
poświęcili. Tam była doskonała symbioza – między rodzicami, których umocniła ta
miłość, a tym chłopakiem, który otrzymał w życiu to, co najpiękniejsze. I
czułem się zaszczycony, że ten zdystansowany wobec mnie przy papierosie
mężczyzna zdecydował, że jednak warto pokazać mi ich szczęście.</span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6M2cA9ZJSoovJnsiYaU-ot45Se_9UUwLw8frlSs6xiJjULm47AqmKSDSyTON_90r5Ro6-j9fjTHalbrnVCHnfSr23IPKvnbPvPD-dDZxXeAiwDNu6mMOVGxIggkOerk2tPWX2FctNT5dpvpHm7xbBCkMSsrjaD2mn00ZB8LDNq4_iBHNBIZ1Ou3MlRts/s3072/DSC07014.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6M2cA9ZJSoovJnsiYaU-ot45Se_9UUwLw8frlSs6xiJjULm47AqmKSDSyTON_90r5Ro6-j9fjTHalbrnVCHnfSr23IPKvnbPvPD-dDZxXeAiwDNu6mMOVGxIggkOerk2tPWX2FctNT5dpvpHm7xbBCkMSsrjaD2mn00ZB8LDNq4_iBHNBIZ1Ou3MlRts/w400-h300/DSC07014.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Nie miłości życzyłem sobie na
magicznej islandzkiej górze Helgafell, na którą wspiąłem się zaraz po przybyciu
do Stykkishólmur i przejechaniu malowniczego odcinka drogi do wzgórza. Podobno
jeśli pomyśli się trzy życzenia i wejdzie na tę górę bez oglądania się za
siebie i bez wypowiadania ani jednego słowa, wszystkie życzenia się spełnią.
Islandczycy bardzo w to wierzą i ja postanowiłem uwierzyć. Zobaczymy, jaką moc
ma islandzka magia. Podobno spełnianie życzeń działa tylko za pierwszym razem,
zatem można odwiedzać Helgafell ponownie, jednak bez bagażu osobistych
oczekiwań. Mam nadzieję, że życzenia, które wniosłem na szczyt, się spełnią. To
zresztą bardzo malownicza okolica, w której znalazłem ciszę i wytchnienie w
przeciwieństwie do reszty półwyspu.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3ZXlm0Jz9FJ5ueKsAJujZrN8uK71VAyMhiZ5qH3N3BoAvMPRRnzKuthDndIdBMZWTghLrjEKT5MhN3yXtlGYqji0Q1v8w-lY7q_ynrFbfoXAUeRtJtGO3jc87mfXEDU1Japapf-_rLr5O--gKOnHFVIqJfxd5siV8MaeOZO5UTO1hPS_AgTbtreSxypA/s3072/DSC06932.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3ZXlm0Jz9FJ5ueKsAJujZrN8uK71VAyMhiZ5qH3N3BoAvMPRRnzKuthDndIdBMZWTghLrjEKT5MhN3yXtlGYqji0Q1v8w-lY7q_ynrFbfoXAUeRtJtGO3jc87mfXEDU1Japapf-_rLr5O--gKOnHFVIqJfxd5siV8MaeOZO5UTO1hPS_AgTbtreSxypA/w400-h300/DSC06932.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Widok z góry Helgafell</span></i></td></tr></tbody></table><span style="line-height: 107%;"><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Bo Snæfellsnes, jakkolwiek
piękny, jest w czerwcu potwornie zatłoczony. Kiedy każdego dnia przez osiem
godzin obcuje się z ludźmi i ucieka w plener przede wszystkim przed nimi, dość
boleśnie odczuwa się to, że nawet w bardzo kameralnych zakątkach precyzyjnie
wybranych dzięki studiowaniu mapy ze szczegółami, znajdzie się ktoś, kto po
prostu też tam jest. I to wystarczy, bym czuł dyskomfort. Wiem, że Islandia nie
jest moją własnością, jednakże mieszkanie tutaj od lutego – w surowych
warunkach prowincji, na którą dopiero pod koniec marca zaczęli docierać
turyści<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- ukształtowało już we mnie
specyficzny rodzaj potrzeby izolacji w kontakcie z islandzką naturą. Było po
prostu za głośno i za tłumnie, choć cieszę się, że dotarłem do miejsc, w
których do tej pory nie byłem. I chyba wyleczyłem się na razie z podróżowania
po wyspie w sezonie turystycznym. Natomiast ponownie zdobyłem tysiąc kolejnych
punktów doświadczenia kierowcy. Niech zdjęcia opowiedzą historię tego weekendu
lepiej ode mnie.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiq8XgYyjRI3xp-Z4RgUzwv26dJ1z0OT-mLwyjspXojoHhSc7RBXN5olTHlbamYlpBKF0WUANxI1aBUxn49-8pZG4aWOVDfH_8pfyB3RRa1IVRn8-GlF_B8QBYpnK7YE857Zg9qhbXSp4kNQUthQvN_7yf2SCJHtlswPXjRKIlymVOgsk2_aPwtCbZ7oU0/s3048/DSC07007.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2151" data-original-width="3048" height="283" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiq8XgYyjRI3xp-Z4RgUzwv26dJ1z0OT-mLwyjspXojoHhSc7RBXN5olTHlbamYlpBKF0WUANxI1aBUxn49-8pZG4aWOVDfH_8pfyB3RRa1IVRn8-GlF_B8QBYpnK7YE857Zg9qhbXSp4kNQUthQvN_7yf2SCJHtlswPXjRKIlymVOgsk2_aPwtCbZ7oU0/w400-h283/DSC07007.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Tymczasem mam wielką prośbę do
tych komentujących, którzy wysyłają mi prywatne wiadomości z serdecznymi
poradami, co mam zrobić, myśleć, jak reagować i co analizować. Albo żeby nie
narzekać, bo przecież spełniam marzenia. Nie mam ochoty tłumaczyć czegoś tak oczywistego,
że nawet spełnienie największego życiowego marzenia może się łączyć z naprawdę
dużymi trudami początku emigracyjnego życia. Nie mam w zasadzie ochoty
tłumaczyć się nikomu, kto oczekuje, że będę myślał, czuł lub opowiadał ten kraj
w taki sposób, w jaki ona czy on chcą czytać. Jeśli komuś nie podoba się to, co
piszę, może zwyczajnie przestać śledzić stronę i jej social media. Wiem, czego
chcę, po co tu przyjechałem, jaki mam charakter, jakie oczekiwania i w jaki
sposób pisać o swoim emigracyjnym życiu. Bo to moje życie. Jeśli śledzenie go
nie spełnia oczekiwań, być może warto zająć się własnym. Z drugiej strony
bardzo dziękuję za moc wsparcia i ciepłych słów – zwłaszcza od ludzi, którzy
tak jak ja zdecydowali się rzucić wszystko i zamieszkać w innym kraju w wieku
nieco słusznym, nie nastoletnim i nawet nie przed czterdziestką. Dziękuję za
wszystkie nieoczekiwane i sympatyczne spotkania z Polakami: podczas tras, które
przemierzam, ale również w moim sklepie, gdy zaglądają z wizytą po drodze, po
lekturze bloga. Tymczasem serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy chcą mi tu
towarzyszyć bez oceniania i „dobrych” porad. Do kolejnego napisania.</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhT4_LsF4ufhpi73E9xjAybUfTkz6FE0dqv98PygFHPzuLpnTPIYw-lwT-WQLP8nbE_yHVFXpA1nGmMjQVW6GvuRX9VRE2lesewti0Mn9chrJPa9JZvKUlcjbsNJIa4kQ0Su_s7Ebf4OzxpBSwGUfki6TnIm7WHX8Fej4R5XdznoRalt8bHPatgyfIlgDE/s3072/DSC07024.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhT4_LsF4ufhpi73E9xjAybUfTkz6FE0dqv98PygFHPzuLpnTPIYw-lwT-WQLP8nbE_yHVFXpA1nGmMjQVW6GvuRX9VRE2lesewti0Mn9chrJPa9JZvKUlcjbsNJIa4kQ0Su_s7Ebf4OzxpBSwGUfki6TnIm7WHX8Fej4R5XdznoRalt8bHPatgyfIlgDE/w400-h300/DSC07024.JPG" width="400" /></a></div><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span><p></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-5207627499593334282023-06-11T02:37:00.002-07:002023-06-11T03:03:21.560-07:00Czerwcowe refleksje<p> </p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGCBk8ba8_mpGBkYR8apY6Ma4jBFD19cpSabgDidI-lXZMjUOXwzFb5HyvJN7Qyda5H56TQBz1_kko432I9Mb9ZCBccpZk1HoLBQVsMVwj18RacKfzjrA3ro6f7v0nlToIk9ir0jot8lqbvBuXpBK9uxkCQnWgejrgAAltdqrYojmTzJ82RvQwhc1n/s3072/DSC06805.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGCBk8ba8_mpGBkYR8apY6Ma4jBFD19cpSabgDidI-lXZMjUOXwzFb5HyvJN7Qyda5H56TQBz1_kko432I9Mb9ZCBccpZk1HoLBQVsMVwj18RacKfzjrA3ro6f7v0nlToIk9ir0jot8lqbvBuXpBK9uxkCQnWgejrgAAltdqrYojmTzJ82RvQwhc1n/w400-h300/DSC06805.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Na drewnianym pomoście w Holt</span></i></td></tr></tbody></table><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Minęło już dziesięć dni
czerwca, a ja wrastam w milczenie. Jest mi coraz trudniej ze względu na
wszechobecne światło. Nie mam się dokąd przez nim schować. Nie umiem normalnie
funkcjonować, kiedy właściwie całą dobę jest widno. Ale czerwiec na Islandii to
nie tylko wszechpotęga jasności. To także absolutnie potężny zalew turystów.
Tak, byłem nim tu cztery razy i wiem, że każdy z tych ludzi ma prawo obejrzeć
wszystko, czym ja się przed laty zachwycałem, a teraz mogę zachwycać każdym
detalem i w każdej chwili. Jednakże Ísafjörður wyróżnia się czymś, czego być
może nie doświadczają inne regiony wyspy. Otóż wpływają tutaj do portu statki
wycieczkowe. Dwa albo trzy jednego dnia. Na pokładzie jednego jest więcej
turystów niż mieszkańców w Ísafjörður. Spokojne i ciche miasteczko zamienia się
w jakiś potworny kurort na miarę polskiego Władysławowa. Mnóstwo ludzi
wychodzących na ląd błąka się po mieście, wciąż patrząc w telefony albo w ogóle
nie reagując, kiedy na przykład nagle wchodzą na rondo i samochody dają im do
zrozumienia, że nie powinno ich tam być. Ulice stają się zatłoczone. Dosłownie.
Ścisk jest we wszystkich sklepach i miejscach, w których nie spotyka się zbyt
wielu ludzi. Turyści rozsypują się tu na osiem godzin i najczęściej nie ruszają
poza miasto, bo zorganizowane wycieczki po okolicach to dodatkowe koszty.
Praktycznie codziennie jest to samo. W przerwach w pracy, gdy wychodziłem na
papierosa, podglądałem sobie jeszcze jedno zaskakujące mnie widowisko
rozgrywające się nieopodal. Otóż statek ma określoną godzinę wypłynięcia z
portu. Dwie godziny wcześniej ludzie ustawiają się w gigantycznej kolejce w
porcie i po prostu tam stoją. Nie sugeruję oczywiście, aby wykorzystać każdą
minutę pobytu tutaj na jakąś konstruktywną formę aktywności turystycznej, by
potem biec z językiem na brodzie do bramki wejściowej na swój statek. Po prostu moja samotnicza dusza nie ogarnia, jak można po pierwsze wybrać taką formę turystyki, gdzie przez
wiele dni jest się wciąż wśród potężnej gromady obcych ludzi, a po drugie zejść
tutaj zrobić tylko zakupy, pstryknąć kilka (!) zdjęć, a resztę czasu spędzić…w
kolejce. Czy jeśli wejdzie się na pokład statku jako ostatni bez stania w tej
kolejce, to ktoś zabierze komuś kajutę, miejsce?<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9iX8wbNGFhecGfbwQFPpB5zm2FmWxjQFvjcECgWKBjKfISogMmvFFMd1qo4ny5rPnSWBhTHOjKxNGDwBStGFP1LxS2yJX2mcMQyHVowLofk50zKP0CNZuuuQlR67gYsQSxYQR3QIxBXIC1FfR3z5nsvejYm7fGQqM4toTaD072vd89dzEFGeqcc8y/s2809/DSC06819.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2256" data-original-width="2809" height="321" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9iX8wbNGFhecGfbwQFPpB5zm2FmWxjQFvjcECgWKBjKfISogMmvFFMd1qo4ny5rPnSWBhTHOjKxNGDwBStGFP1LxS2yJX2mcMQyHVowLofk50zKP0CNZuuuQlR67gYsQSxYQR3QIxBXIC1FfR3z5nsvejYm7fGQqM4toTaD072vd89dzEFGeqcc8y/w400-h321/DSC06819.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Marilyn w plenerze</span></i></td></tr></tbody></table><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Turyści są również na drogach.
Ponieważ na razie robiłem sobie tylko krótsze wycieczki po okolicy, mogę
wypowiedzieć się o rejonie Önundarfjörður oraz Dýrafjörður, gdzie chcieliśmy
się z Marilyn podelektować tylko naszym towarzystwem. Niestety, jest to
niemożliwe. To już nie kwiecień czy maj, gdzie można było jechać godzinę i minąć
jedno auto. Teraz jest ich bardzo wiele. Ich kierowcy zatrzymują je w zasadzie,
gdzie chcą. Oczywiście, że tu można podziwiać pejzaż na każdym kilometrze,
jednak nie przy głównych drogach i niekoniecznie w miejscach do tego
nieprzeznaczonych, na przykład na zakrętach. Trudno też czasem cieszyć się
komfortem jazdy, gdy przez pierwszy miesiąc przyzwyczaiłem się po prostu do
pustych dróg. Tak, wiem, że Islandia to nie jest moja własność i że jak mi się
nie podoba, to mogę nie jeździć albo zaszyć się w dziczy i nie narzekać. Nie
narzekam. Po prostu sygnalizuję to, co tutaj nowe w tym miesiącu i
niekoniecznie może radować kogoś takiego jak ja.</span></span><p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGw-EMmWhyaZLywnC-r8gkimcDOsvuQ2D1-dVyPKECyarP-s0fHgibEGFoxqILV1f-DF-vlz91GWPUNWAuKzKzW2ob6RFRKcClzZDtM4bsBa29Rw2Tu0Ldx_KQo5cAiqSIA6SB6z7dWdKDAyjKTAxmSJ0hgAPWfcD2hnKZgEuBIZ_QPblkiL4IOg_w/s3072/DSC06840.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGw-EMmWhyaZLywnC-r8gkimcDOsvuQ2D1-dVyPKECyarP-s0fHgibEGFoxqILV1f-DF-vlz91GWPUNWAuKzKzW2ob6RFRKcClzZDtM4bsBa29Rw2Tu0Ldx_KQo5cAiqSIA6SB6z7dWdKDAyjKTAxmSJ0hgAPWfcD2hnKZgEuBIZ_QPblkiL4IOg_w/w400-h300/DSC06840.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet; text-align: justify;"><i>Önundarfjörður</i></span></td></tr></tbody></table><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Wracając jednak do fiordów,
warto napisać więcej o ich otoczeniu. Mam wrażenie, że Önundarfjörður to
najpiękniejszy tutaj. Co jeszcze w nim cenne, to możliwość w zasadzie
objechania go całego w krótkim czasie. Można zacząć od Flateryi, a potem
skierować się ku miejscowości Holt, gdzie znajdziemy urokliwą piaszczystą plażę
z malowniczym drewnianym pomostem, na której obecnie swoje młode wychowuje
mnóstwo ptaków. Można również, jadąc drogą 60 od strony stolicy, przejechać się
dookoła tego fiordu Önundarfjarðarvegur, a potem zobaczyć Holt i Flateyri. Przy
dobrej pogodzie ma się okazję cieszyć naprawdę niezapomnianymi widokami. Góry
są tam dużo łagodniejsze, ale też w pięknej harmonii ze sobą. Önundarfjörður
jest po prostu pomijany, gdy mknie się w kierunku mojego miasta, zazwyczaj
robiąc to na czas, by dojechać do kolejnego większego po Bildudalur centrum
cywilizacji.</span></span><p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"></span></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFhUxpHQ4bH8eqkjmA7GSdDylniHpPiqEEZid1MVUQdVlNOCyMZEQ6x7iwwM8qGqXUlps25sHynzzYbf8UfsI57csxoLBArVcl_hLA_kiebcZXhAhsUHgYzZzIhoaPHvH5nd34b76Gb0Rm_lQgJAy8wBJSzCTAN9o8zYfNXX0cr4uC7_1YitczG4yn/s3072/DSC06876.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFhUxpHQ4bH8eqkjmA7GSdDylniHpPiqEEZid1MVUQdVlNOCyMZEQ6x7iwwM8qGqXUlps25sHynzzYbf8UfsI57csxoLBArVcl_hLA_kiebcZXhAhsUHgYzZzIhoaPHvH5nd34b76Gb0Rm_lQgJAy8wBJSzCTAN9o8zYfNXX0cr4uC7_1YitczG4yn/w400-h300/DSC06876.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet; text-align: justify;"><i>Dýrafjörður</i></span></td></tr></tbody></table><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Z kolei Dýrafjörður to fiord
dużo dłuższy i mocniej wcinający się w ląd. U jego wybrzeża leży </span><span class="ykmvie" style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Þingeyri, mało atrakcyjna miejscowość. Powiem wprost: niewiele tam
malowniczości. Jednakże jest coś, co to miejsce wyróżnia. Mianowicie
przedsiębiorczość i pomysłowość jego mieszkańców. Dlaczego? Wydaje mi się, że
mało kto wpadł na tym świecie na pomysł, by zrobić całorocznego bałwana z
pomalowanych na biało opon. Albo pomalować w radosne wzory kosze na śmieci.
Albo zebrać trochę kamieni, także je pomalować, dodać do tego jakieś napisy i
sprzedawać je turystom za 1000 ISK (ponad 30 zł za kamyczek). W Þingeyri
otwiera się przestrzeń wyzwania dla każdego kierowcy, tam ma początek piękna,
ale i bardzo niebezpieczna droga 622 wijąca się na niektórych odcinkach tuż
przy samym oceanie i oczywiście po urwiskach. Nie boję się jazdy w takich
warunkach. Niepokoi mnie po obejrzeniu filmu ukazującego, jak się tam jedzie jedynie
to, że na tej drodze są stosunkowo długie odcinki, na których po prostu nie
można się minąć z samochodem jadącym z naprzeciwka. Odpuszczę sobie tę trasę w
tym roku, ale za to znalazłem inną. Prowadzi do miejsca, w którym Dýrafjörður
kończy ze swą siłą wdzierania się w ląd. Jest tam cicho, znaleźć można małe
urokliwe wodospady i sporo pasących się owiec. Przede wszystkim nie ma tam
ludzi. Nikt nie widzi, że jadąc z mojego miasta w stronę Dynjandi przed wjazdem
do Dýrafjarðargöng, można skręcić w niewidoczną w zasadzie drogę, którą da się
objechać ostatni odcinek fiordu, wracając potem na 60. W tym miejscu udało mi
się złapać oddech po tym, jak nawet z urokliwego i peryferyjnego Hrafnerseyri
musiałem uciekać, gdy przyjechał tam wielki autokar pełen turystów.</span></span><p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"></span></span></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5qA0vu1_wwbSNDCkmTGnNLeRjWzWr_9_xtVLns10x4cE7tTeLdvOHecqCc2hBja02qIZrc2F4Sz2_vwhyFtzhNz1F2FqiXWj2n-wPxB8OH7bMhijCGZOGp_4m6PnA3lF3oAiEOWW04SiFsP0LakWWiJfQNtceggKHwVK-nWLCYm5KJewJB15UbeLR/s2821/DSC06889.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="2821" height="326" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5qA0vu1_wwbSNDCkmTGnNLeRjWzWr_9_xtVLns10x4cE7tTeLdvOHecqCc2hBja02qIZrc2F4Sz2_vwhyFtzhNz1F2FqiXWj2n-wPxB8OH7bMhijCGZOGp_4m6PnA3lF3oAiEOWW04SiFsP0LakWWiJfQNtceggKHwVK-nWLCYm5KJewJB15UbeLR/w400-h326/DSC06889.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: trebuchet; text-align: justify;"><i><span style="color: #274e13;">Þingeyri i pomysłowy bałwanek</span></i></span></td></tr></tbody></table><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Co
poza tym? Wreszcie mogę sobie nosić na głowie czapkę również w czerwcu.
Nareszcie odpoczywam od wysokich temperatur i całego tego koszmaru
przegrzewania się, który zaczynał się dla mnie w Polsce już od maja. Coraz
częściej biję się z myślami, czy rzeczywiście praca w roli sprzedającego i
pracownika fizycznego w sklepie wielobranżowym jest zajęciem dla mnie. Czy na
dłuższą metę będzie mi sprawiać przyjemność szukanie klientowi na zapleczu
butów przez kwadrans, ponieważ okazały się ostatnie i trzeba porządnie
przeszukać magazyn, a po ich przyniesieniu usłyszenie, że on jednak wolałby
przymierzyć inne, które trzeba odnaleźć, porzucając przyniesione. Albo
wysłuchiwanie od kilku klientów, że pracuję za wolno (tak, wolę póki co zrobić
coś wolniej niż się pomylić), wciąż (!!) nie nauczyłem się islandzkiego, jakby
to była nauka jazdy samochodem do opanowania w dwa miesiące albo że na przykład
nie znajduję precyzyjnie danego pudełeczka z danym czymś tam, czego nazwy nie
znam nawet w języku polskim, choć przyprowadzam klienta w rejon właściwych
pudełeczek, zakładając, że znajdzie pośród nich to, czego szuka, skoro
przychodzi ze specyfikacją tej rzeczy określonej dokładnym kodem na opakowaniu.
To jednak chwile, które choć niemiłe, przemijają. Większość lokalnej klienteli
chyba zaakceptowała obcokrajowca za kasą i mam nadzieję, że są zadowoleni z
mojej obsługi. Ja zaś cieszę się, że po raz pierwszy pracując fizycznie, nie
padłem po miesiącu i daję radę. Bo tutaj lepiej na nic nie chorować. Ale o tym
będzie pewnie kiedyś osobny post.</span></span></span><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">---</span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog lub Cię inspiruje, możesz wesprzeć mnie finansowo na emigracji, stawiając wirtualną kawkę <a href="http://buycoffee.to/islandianazawsze" target="_blank">TUTAJ</a></span></span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-66123026208189228772023-05-29T08:22:00.001-07:002023-05-29T08:22:57.092-07:00Weekend i pejzaż<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9xc2ep3p_j7lDcd7FkcgPb78pidzt-UHWovfntD4-uFesWWi8w9rTAjCofwGbqeSAxC9Glvdj8W6BXU-wTIHToBNzcS8b21zxTNCJN5noUVRG5tlHoujTCTVfPH1xTNZDed7ybaxs8Xk2DayTpPxJhKd0pQzpAfexxKcvQ5W4SwfJNe7IJR1v1Rrc/s3072/DSC06633.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9xc2ep3p_j7lDcd7FkcgPb78pidzt-UHWovfntD4-uFesWWi8w9rTAjCofwGbqeSAxC9Glvdj8W6BXU-wTIHToBNzcS8b21zxTNCJN5noUVRG5tlHoujTCTVfPH1xTNZDed7ybaxs8Xk2DayTpPxJhKd0pQzpAfexxKcvQ5W4SwfJNe7IJR1v1Rrc/w400-h300/DSC06633.JPG" width="400" /></a></div><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Mam wrażenie, że od pewnego
czasu to jest tak, że próbuję przetrzymać codzienność prozy życia na wdechu, bo
myślę już o kolejnym wyjeździe. Problem polega na tym, że w czasie wolnego
weekendu nie mogę pojechać gdzieś dalej, bo opuszczenie Fiordów Zachodnich to w
zasadzie cały dzień, a żeby jeździć po całej wyspie, muszę mieć więcej wolnego.
A nie mam. Codzienna praca wywołuje we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej
strony z tygodnia na tydzień czuję się w niej coraz bardziej pewnie i odnajduję
tę przyjemność związaną z obsługą klientów, jest to bardzo satysfakcjonujące i
daje poczucie, że jest się potrzebnym. Zwłaszcza gdy osoba kupująca wychodzi z
uśmiechem na ustach i jest zadowolona, że znalazłem lub zasugerowałem jej
produkt, który spełnia oczekiwania. Z drugiej jednak strony wciąż nie umiem (bo
nie rozumiem) rozgryźć niuansów związanych ze śrubkami, nakrętkami i innymi
metalowymi rzeczami, których ani nazw ani przynależności nie znam nawet w swoim
języku. Ponadto wszystkie te produkty są w pudełeczkach, a nie wszystkie
pudełeczka mają kody QR. I żeby było trudniej, klient często przychodzi,
kładzie na ladę jakąś śrubę i pyta, czy ją dostanie. Wówczas jestem naprawdę
jak dziecko we mgle. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEAW_9s4Q3az3WtyQWxdrD-VgdhhX_j452_zWCSmSn1hJhlTSenSbAWzh1ajJXUkN0o5GY3tCFCsIneSuGIVFDHD_kIumYlWvwriz4gc9eOLmOUA7rMBTQLr10R9ucUlOTyGh-vnQsA0EfQpBOMvdBIASXxHfPh3hT__6_4sTishJg480-Fb2F0EfV/s3072/DSC06639.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEAW_9s4Q3az3WtyQWxdrD-VgdhhX_j452_zWCSmSn1hJhlTSenSbAWzh1ajJXUkN0o5GY3tCFCsIneSuGIVFDHD_kIumYlWvwriz4gc9eOLmOUA7rMBTQLr10R9ucUlOTyGh-vnQsA0EfQpBOMvdBIASXxHfPh3hT__6_4sTishJg480-Fb2F0EfV/w400-h300/DSC06639.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Droga 612</span></i></td></tr></tbody></table><br /><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Potrafię sprzedać ciuchy,
buty, materiały budowlane, segment sanitarny czy płyny i dodatki do samochodów.
Jednak kiedy widzę, że ktoś przychodzi z czymś metalowym i nie wiem, czy to do
auta, do łodzi, do łazienki czy do czegoś jeszcze innego, miewam mocne chwile
zwątpienia. Tym bardziej że trudno jest mi się komunikować z klientami, gdy nie
znam islandzkiego, a nie znam, bo naprawdę nie mam się kiedy uczyć. Słuchanie
tego języka przez osiem godzin dziennie jest OK, jednak wszyscy mówią jak dla
mnie za szybko i przede wszystkim nie zawsze wyraźnie. Zorientowałem się, że
najwięcej rozumiem z islandzkiego, którym posługują się polscy klienci. Mówią
wolno, z polskim akcentem i przede wszystkim słyszę praktycznie każdy wyraz
osobno, a nie w zbitce językowej. Mózg osoby w moim wieku nie jest w stanie
przyswoić nowego języka w kilka miesięcy, a mam wrażenie, że niektórzy są już
zirytowani tym, iż dalej nie posługuję się islandzkim. Jak? W jaki sposób? Po
kilku miesiącach? Wiem, że pracuję w islandzkim sklepie na islandzkiej
prowincji, jednak nie da się tak po prostu wskoczyć w nową mowę. Nie mam
zdolności językowych, choć bardzo chcę znać tutejszy język. I poznam go, ale
nie ogarnę tego w kilkadziesiąt dni.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYDxiYmQaexuWiqnAdoASTHKEpXLgp9UC3cOwkhQFZbCUwI1w6L99vlXnZDHn5_l_3c16GJf0us9Z2gP3c32i7cZ5QwApVjApkjdEEzHCUKJdwXv0LxMY3FpXC0B7J3wEkxxUt9_Jry74l4xG0Ff-KbB7LmNw5NvAQHP0_gub9E3pZqS8urLkI-lEn/s2904/DSC06652.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1798" data-original-width="2904" height="248" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYDxiYmQaexuWiqnAdoASTHKEpXLgp9UC3cOwkhQFZbCUwI1w6L99vlXnZDHn5_l_3c16GJf0us9Z2gP3c32i7cZ5QwApVjApkjdEEzHCUKJdwXv0LxMY3FpXC0B7J3wEkxxUt9_Jry74l4xG0Ff-KbB7LmNw5NvAQHP0_gub9E3pZqS8urLkI-lEn/w400-h248/DSC06652.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Droga 615</i></span></td></tr></tbody></table><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Dlatego czasem bywa bardzo
frustrująco. Niekiedy myślę sobie, co ja robię, dlaczego taka praca zajmuje mi
ogrom czasu, dlaczego nie mogę robić czegoś choć podobnego do tego, co robiłem
w Polsce. To znaczy robię to online, ale nie ma na to czasu. I sił umysłowych,
kiedy osiem godzin dziennie nosi się kartony, rozpakowuje towary, dodaje
produkty do systemu, sprzedaje je i robi jeszcze milion innych rzeczy. Jeśli
tak jak ja do niedawna myśleliście, że sprzedawca w wielobranżowym sklepie
spędza leniwie czas, czekając tylko na kolejnego klienta, który mu przyniesie
towar z półki, by go sprzedający mógł po prostu zeskanować i zamknąć swoją
pracę w kilku klikach na urządzeniach elektronicznych, jesteście w wielkim
błędzie.</span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmPryY9dbAD2zXNr3IObfw1y0Qp7gDkw-vHCkKnLndq5SotZzd40LYEppKTf9UNKftVmMeov7SDg-RQ28vhv6_GuumX4Dxhy9ldTPC_o-TdPIeUV6jqFMIF7QOMedID4wrzTtCoH3zOjBkWD4ruD78PAFpzQuu4r7Ivi-GO9ZBfbtyy9fe6UEOUGA1/s3072/DSC06675.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmPryY9dbAD2zXNr3IObfw1y0Qp7gDkw-vHCkKnLndq5SotZzd40LYEppKTf9UNKftVmMeov7SDg-RQ28vhv6_GuumX4Dxhy9ldTPC_o-TdPIeUV6jqFMIF7QOMedID4wrzTtCoH3zOjBkWD4ruD78PAFpzQuu4r7Ivi-GO9ZBfbtyy9fe6UEOUGA1/w400-h300/DSC06675.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Kollsvik - plaża</td></tr></tbody></table><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Ale miało być o odskoczni, nie
o prozie życia. Weekendowa wędrówka po Fiordach Zachodnich była tak wspaniała,
że kiedy wróciłem do domu, do przepięknego przecież pejzażu, byłem bliski
rozpłakania się z żalu za minionymi dwiema dobami. Jeżdżę już coraz bardziej
pewnie i nie boję się żadnych dróg. Zwłaszcza szutrowych prowadzących na
przykład nad urwiskami. Po prostu koncentruję się na drodze i powoli sunę
naprzód. Marilyn jest cudownym autem, którym przejechałem tutaj w ciągu miesiąca
ponad 2000 kilometrów i którego możliwości, wytrzymałość, a przede wszystkim
doskonałe amortyzatory pozwoliły przejechać najtrudniejsze odcinki islandzkich
dróg. A te są w opłakanym stanie. Liczba dziur na drogach – nieważne czy
głównych czy szutrowych – jest po prostu przerażająca. Rozumiem, że lód z
deszczem rozsadzają i niszczą nawierzchnię, reszty dopełnia wiatr i niskie
temperatury, ale naprawdę nikt z tym nic nie robi albo robi niewiele. Jeśli
Islandia tak ochoczo przygarnia pieniądze turystów, może jakiś procent z nich
mogłaby zainwestować w poprawę stanu dróg, którymi ci turyści jeżdżą.
Przemierzane przeze mnie drogi 615 oraz 619 nie są oczywiście uczęszczane i na
obu minąłem się chyba raptem z trzema samochodami (mijanie innych aut na wąskich
drogach z kamieni i błota to temat na osobną opowieść), jednakże jazda przez
nie jest prawdziwym koszmarem. Nawet w dobrym SUVie. Jeśli chodzi o drogę 619,
to serio jest może ze trzy miejsca, kiedy da się przejechać jakieś 400 metrów w
miarę po normalnej nawierzchni.</span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj21zJ0lwMo_J8t7-hSL3p51jTlK45pMywZeUQ6XHnJQuxhc6-G4ybtUf3vywE795YaKetJJ8WLh_hagCjJuEJOC35PHMjKLJT5MgQ4-rNWw6lqxIBVHueauGmElcyj7Dz9nuwHcZ484UEnR-E3pna4NlfU0WfvE6mZQ_T0mBat3ogpNipJvf9yWWbo/s3072/DSC06729.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj21zJ0lwMo_J8t7-hSL3p51jTlK45pMywZeUQ6XHnJQuxhc6-G4ybtUf3vywE795YaKetJJ8WLh_hagCjJuEJOC35PHMjKLJT5MgQ4-rNWw6lqxIBVHueauGmElcyj7Dz9nuwHcZ484UEnR-E3pna4NlfU0WfvE6mZQ_T0mBat3ogpNipJvf9yWWbo/w400-h300/DSC06729.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Droga 619</i></span></td></tr></tbody></table><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Mimo tego wszystkiego
niezmiernie urokliwa jest droga 615 do Kollsvíku. Jeśli jedziecie do Látrabjarg
i macie trochę czasu w nadmiarze, przed skręceniem na drogę bezpośrednio tam
polecam Wam pojechać prosto i doświadczyć czegoś niebywale pięknego oraz kameralnego
jednocześnie. Jedzie się praktycznie samym wybrzeżem, ale droga wije się też do
góry, skąd można oglądać majestat okolicy. Miejsce docelowe to boska plaża
przypominająca oczywiście tę w Breiðavíku (po której spacerowałem później samotnie
ponad godzinę wieczorem), jednak jest mniejsza i ma chyba więcej uroku. W
dolinie mieszkają ludzie. Nie wiem, jak oni sobie tam dostarczają produkty
żywnościowe i całą resztę, bo mieszkać na takim odludziu to już prawdziwe
wyzwanie, ale jednak stoi tam kilka zamieszkanych domów. Nikomu jednak nie
zakłóca się prywatności.</span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8ts749eH1J6SjNmJx4lQigi4VtMIl2VpZfZX9EdFYZuVFYf35ZOETr_cDpEp5SC2JxjHEKo1vdJEvR4bqOaR5wrFuPdTcZedBoBRiq1meCX4MuN-tbW63rxfs8j60APMZR5xeN_7zMdIYHa5ulA1eEkWR2MJQyL4oAVmfgucjoJOPZChUWS9Ftg8H/s3072/DSC06733.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8ts749eH1J6SjNmJx4lQigi4VtMIl2VpZfZX9EdFYZuVFYf35ZOETr_cDpEp5SC2JxjHEKo1vdJEvR4bqOaR5wrFuPdTcZedBoBRiq1meCX4MuN-tbW63rxfs8j60APMZR5xeN_7zMdIYHa5ulA1eEkWR2MJQyL4oAVmfgucjoJOPZChUWS9Ftg8H/w400-h300/DSC06733.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet; text-align: justify;"><i>Samúel Jónsson's Art Farm</i></span></td></tr></tbody></table><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Droga 619 wiodąca do Samúel
Jónsson's Art Farm to już odcinek wymagający przede wszystkim wiele od
samochodu, dopiero w drugiej kolejności od kierowcy. Po odkryciu drogi 635 ta
szutrówka będzie chyba moją drugą ulubioną. Pejzaż oszałamia. Bardzo
zróżnicowana trasa. Dla auta z naprawdę wysokim zawieszeniem, ale znajdą się
miejsca, by się zatrzymać, ochłonąć po koszmarze prowadzenia w tragicznych
warunkach i podziwiać widoki. Na końcu świata znajduje się piękne muzeum, które
co prawda było zamknięte wewnątrz, lecz już samo oglądanie tego, co na
zewnątrz, pozwalało poczuć się jak w jakimś innym, pastelowym i lekko
surrealistycznym świecie. By ruszyć drogą 619, trzeba dojechać do Bildudalur i
być wypoczętym. To jest co prawda tylko niecałe 50 km w obie strony, jednak
bardzo eksploatuje. Zwłaszcza gdy ktoś tak jak ja stara się jechać uważnie i
trochę jakby grał kierownicą w Tetris: ile dziur uda się ominąć, w ile się
wpadnie. Poza tym nawierzchnia przestaje nią być na niektórych odcinkach i po
prostu jedzie się w błocie. Ale absolutnie warto zobaczyć Selárdalur. Mnie nie
przeszkadzał nawet deszcz, który chwilami był ulewny. To kolejna z takich tras,
na których lekkie przerażenie drogą miesza się z ekscytacją tym, co wyłoni się
zza kolejnego zakrętu. I żaden z tych zakrętów nie zawodzi, bo jest piękniej i
jeszcze piękniej.</span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQquW6QMXuZUk1o7Qyij7NRIqaUvFnjeNU6XB_lw1twf8yp14HqPJIGkh97LaLBT0oH-dcS8mckwJfG4-Hjkw4xLPEoKtlakzoiPHDe2CClPiqQx27zbvyAl8an4VUhiUA-X5sczyPK8W4FIpIPc1BsXXBLItoQBN1QaZngtt8AY087ASUhLlc71vd/s3072/DSC06744.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQquW6QMXuZUk1o7Qyij7NRIqaUvFnjeNU6XB_lw1twf8yp14HqPJIGkh97LaLBT0oH-dcS8mckwJfG4-Hjkw4xLPEoKtlakzoiPHDe2CClPiqQx27zbvyAl8an4VUhiUA-X5sczyPK8W4FIpIPc1BsXXBLItoQBN1QaZngtt8AY087ASUhLlc71vd/w400-h300/DSC06744.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Licznie pojawiają się już owce z młodymi</i></span></td></tr></tbody></table><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Co dalej? Nie wyobrażam sobie
teraz spędzania weekendów w Ísafjörður. Jest tu tyle fantastycznych miejsc do
odkrycia. Uwielbiam jeździć samochodem. Uwielbiam te puste bezdroża, na których
czuję się po prostu szczęśliwy. Po to tu przyjechałem. By przemierzać
przestrzeń, zatrzymywać się co kilka minut, patrzeć na ten majestat, czuć się
przy nim małym i jednocześnie wiedzieć, że tak, to jest to, co chcę robić przez
resztę życia. To jest to, co daje mi prawdziwe spełnienie. I zamierzam temu
poświęcać każdą wolną chwilę.</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">---</span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog lub Cię inspiruje, możesz mnie wesprzeć finansowo na emigracji, stawiając wirtualną kawkę <a href="http://buycoffee.to/islandianazawsze" target="_blank">TUTAJ</a></span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5074633822238036325.post-81947108008219358332023-05-18T09:19:00.000-07:002023-05-18T09:19:08.824-07:00Samotnie w drodze<p> <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_-uAKD7Hp5dzPlwHaFR34xyTgEoVoMpz5jeKskKdygMFs21435lKw2QxtoXvlldJWYNiEryDBnJiqt-AEeWHYlde-MPzUo_0WKzZ7SnGggNAfjrVx6K6Rfyl3gwwwP8HzoSivpkCvYyMg_bDjQsN0hQOLPqgEG0CQ2wNQ0ETXEQYhIF0ZOgQHmIn8/s3072/DSC06576.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_-uAKD7Hp5dzPlwHaFR34xyTgEoVoMpz5jeKskKdygMFs21435lKw2QxtoXvlldJWYNiEryDBnJiqt-AEeWHYlde-MPzUo_0WKzZ7SnGggNAfjrVx6K6Rfyl3gwwwP8HzoSivpkCvYyMg_bDjQsN0hQOLPqgEG0CQ2wNQ0ETXEQYhIF0ZOgQHmIn8/w400-h300/DSC06576.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Droga 635</span></i></td></tr></tbody></table></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Czas mknie do przodu jak
szalony. Znowu chciałbym jakoś regularnie pisać tutaj o tym, co przeżywam, ale
wciąż przegrywam z każdym kolejnym dniem. Mimo tego że właściwie nie ma tu już
nocy, bo lekki mrok zapada jakoś po drugiej, a o piątej jest całkowicie widno.
W każdym razie za mną kolejna wyprawa po Fiordach Zachodnich, tym razem
samotna. Marilyn jak zawsze dała radę. A ja zawróciłem z jednej trasy, kiedy
zrozumiałem, że warunki pogodowe nie pozwolą na jej kontynuowanie. I że
Islandia w połowie maja może zaskoczyć zimą w pełnym wydaniu.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Miniony weekend koncentrował
się u mnie przede wszystkim na trasie 61 do <span class="ykmvie">Hólmavíku, a
kolejnego dnia na drodze 643 – jednej z najbardziej malowniczych i najbardziej
niebezpiecznych na Islandii. Sobota przebiegała spokojnie oraz błogo. Odbiłem
kilka razy na drogi szutrowe i o ile 633 spodobała mi się bardzo, wiodąc wzdłuż
nieoczywistego odludzia, o tyle zakochałem się totalnie w drodze 635, która
wije się ponad czterdzieści kilometrów pośród oszałamiającego dech krajobrazu.
Patrząc na mapę, można odnieść wrażenie, że 635 nie będzie oferować jakichś
spektakularnych atrakcji. Krajobraz jest w miarę płaski, Fiordy Zachodnie
dopiero się zaczynają w swym nieoczywistym kształcie i jedyne, co widać na
horyzoncie to oczywiście majestatyczny Hornstrandir. ALE! Jadąc 635, otrzymuje
się to, co na Islandii najcenniejsze: ciszę i przestrzeń, w których wiatr ma
swój smak, a całość jest wręcz wymarzona do samotnej podróży. Tak, jest płasko,
pozornie zupełnie zwyczajnie, jednak z każdym kolejnym kilometrem wzmaga się to
poczucie, że obcuje się z tym, co na tej wyspie najbardziej intymne. Z takim
rodzajem pustkowia, które oddziałuje na wyobraźnię wyczuloną na niuanse. Na
przykład na to, jak kształtuje się linia brzegowa oraz co oferuje tafla wody w
fiordzie. Nie przemierzyłem tej trasy całej, bo zakończyłem podróż przy
malowniczym Melgraseyrarkirkja, lecz zdecydowanie wrócę tam ponownie, by
dojechać do samego końca. Tam gdzie kończy się marzenie każdego introwertyka –
mieć pejzaż tylko dla siebie.<o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEik_4GDvvEQ17TZfnAjUgza4bvdcQZ3MmQL2UhzJ3VCDWU44gDTe7H3Qb8PW_rjaHPzC1YL2ntFeT2PiLUTez8UWG5JqkPWn_7BMILGoz5nNmGg1cMtf7H4MYYRK68xeyENjSooE_X6PDlC1jF-7eiLeuHx3xIDOnztRcUzSHxUd1TQvYLD5sWILtcT/s3072/DSC06598.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEik_4GDvvEQ17TZfnAjUgza4bvdcQZ3MmQL2UhzJ3VCDWU44gDTe7H3Qb8PW_rjaHPzC1YL2ntFeT2PiLUTez8UWG5JqkPWn_7BMILGoz5nNmGg1cMtf7H4MYYRK68xeyENjSooE_X6PDlC1jF-7eiLeuHx3xIDOnztRcUzSHxUd1TQvYLD5sWILtcT/w400-h300/DSC06598.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Droga 643 w połowie maja</span></i></td></tr></tbody></table></span></span></span><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="color: #274e13;"><span style="font-family: trebuchet;">Kolejnego
dnia chciałem się zmierzyć z wymagającą drogą 643, którą miałem już przyjemność
jechać dwa lata temu do samego Norðurfjörður, ale tym razem nie siedziałem na
wygodnym siedzeniu pasażera. Ruszyłem z mieszanymi uczuciami, bo jednak w
śniegu i dużym wietrze. Zakładałem sobie, że skoro jadę do jednego z
najbardziej mrocznych zakątków Islandii, na pewno zyskam wiele cennych zdjęć we
mgle. Cóż, nie była to mgła, zaczynała się regularna zima. Im piękniej było
wokół mnie, tym straszniej, bo śnieg sypał dość obficie i wszystkie góry
momentalnie stały się białe. Kiedy niecałe 12 kilometrów przed Djúpavíkiem koła
Marilyn zaczęły grzęznąć w śniegu, a ja przestałem widzieć w bieli szuter,
zdecydowałem się odpuścić i zawrócić. Za dużo mam szacunku do majestatu
islandzkiej natury, by gdziekolwiek szarżować. Samo zawrócenie dużego i
ciężkiego auta na wąskiej drodze, na której z jednej strony była przepaść, a z
drugiej wielki rów, było dla mnie doświadczeniem co najmniej stresującym.
Powoli, z trzema poprawkami, dałem jednak radę. I bardzo się cieszę, że
wróciłem bezpiecznie, po raz kolejny udowadniając sobie, że jestem rozumnym
kierowcą, który nigdy nie narazi życia i zdrowia w ekstremalnych warunkach. Ani
nie będzie ekstremalnie testował swojego samochodu, jakkolwiek znakomity by był.</span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Po
powrocie kilka dni kursowałem między Ísafjörður a Súðavíkiem, bo w tym drugim
mieszkałem tymczasowo, ciesząc się ogromnym metrażem samodzielnego mieszkania
dla siebie. I podczas jednego z przejazdów spotkała mnie przykra niespodzianka,
a Marilyn kolejna krzywda. Jadąc przepisowo 90 km/h na godzinę po wąskiej i
krętej drodze, zacząłem być wyprzedzany przez ciężarówkę z przyczepą długości
samej ciężarówki. Nawet nie zorientowałem się, kiedy ten wariat do mnie
podjechał ani kiedy zaczął szalony manewr wyprzedzania grubo ponad setką. Nie
wiem, czy to przyczepa, w każdym razie Marilyn oberwała i została jej kolejna
blizna w postaci uszkodzonej obudowy lusterka. Było to dla mnie traumatyczne
doświadczenie, bo wydarzyło się na drodze, która – jak większość na wyspie –
nie doświadcza piratów drogowych. A to był po prostu szaleniec. Kiedy potem
próbowałem go dogonić i chociaż zapamiętać numer rejestracyjny, zniknął mi z
pola widzenia po dwóch zakrętach. Niebywałe! Tu, gdzie mija się średnio pięć
samochodów dziennie, jadąc spokojnymi, choć przecież wymagającymi drogami.<o:p></o:p></span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibmM8KcwDeK2j2YMfuRlycSbcT-KgNDayNnD0qBlfVRht9uGwOXG4wNKET_vBWjOTjiXMmJnIj9bvsnRnvaS0fQ2LIbP9vHWMbCEBBejF4DTpiOV0P0M3xVlmTc6NjQmcf7cImL1b6c8ryjuRuyqgZuNnKZmYGwB7C5pNxOct28u2Bq5LOA1Vdw1Pq/s2848/DSC06611.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2294" data-original-width="2848" height="323" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibmM8KcwDeK2j2YMfuRlycSbcT-KgNDayNnD0qBlfVRht9uGwOXG4wNKET_vBWjOTjiXMmJnIj9bvsnRnvaS0fQ2LIbP9vHWMbCEBBejF4DTpiOV0P0M3xVlmTc6NjQmcf7cImL1b6c8ryjuRuyqgZuNnKZmYGwB7C5pNxOct28u2Bq5LOA1Vdw1Pq/w400-h323/DSC06611.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="color: #274e13;">Majestat Atlantyku przy drodze 643</span></i></td></tr></tbody></table><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Mam
wrażenie, że odkąd 20 kwietnia po raz pierwszy odpaliłem Marilyn, zdobyłem już
więcej doświadczenia za kierownicą niż wielu ludzi z prawem jazdy przez całe
życie. A na kolejny weekend planuję następną wyprawę. Tym razem znowu w
kierunku Látrabjargu, ale tym razem z noclegiem i przede wszystkim wielką
ekscytacją, by spokojnie zbadać drogę 615 do Kollsvíku. I by zrobić sobie także
długi spacer plażą w Breiðavíku.</span></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">A
piszę jedynie o podróżach, bo po to właściwie tutaj przyjechałem, to mi daje
spełnienie i największe szczęście. Proza życia nie jest warta opisu. Wciąż
pracuję na tym samym stanowisku, wciąż za najniższą islandzką krajową i wciąż
usiłując połączyć to z pracą online z Polski. Trochę byłem ostatnio na
walizkach, więc tęskni mi się za spokojem i bezpiecznymi czterema ścianami. Za
pozwoleniem mojego gospodarza w tę niedzielę dodaję mojemu lokum krwistego
charakteru i maluję jedną ze ścian na żywą czerwień, jak również rozpakuję i
skręcę wreszcie zakupy z Ikei, które na razie czekały w kartonach. Za czym
tęsknię? Za normalnym snem. Od dwóch tygodni nie jestem w stanie spać dłużej
niż kilka godzin podczas nocy. To będzie miało swoje konsekwencje. Jednocześnie
przypomina mi się, co usłyszałem od jednego lekarza – moja bezsenność ma tak
głębokie podłoże, iż prawdopodobnie nigdy organizm już nie prześpi całej nocy.
Mimo islandzkiej błogości. Ale nie można mieć wszystkiego.</span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">---</span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;">Jeśli podoba Ci się ten blog lub Cię inspiruje, możesz wesprzeć mnie finansowo na emigracji, stawiając wirtualną kawkę <a href="http://buycoffee.to/islandianazawsze" target="_blank"><b>TUTAJ</b></a></span></span></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span class="ykmvie"><span style="line-height: 107%;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8t4K175sqy2Cjd2-r2dwXeXDcmAePMmDwq0U4e-WGjQ89SL6Qo_pZcyEoxKe5YkjpmWJJRkFGsR8IGQyI4amdYYaqYdug0EWkPqA4Ku3TMxrmABMsjW7A-dgnZmHN3iMzbbUMORveCJ3dI2a3UwxW_Bdo0VxQ_vlP5ExDW8d1SvJgXQCzOVtQ4hyY/s3072/DSC06544.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2304" data-original-width="3072" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8t4K175sqy2Cjd2-r2dwXeXDcmAePMmDwq0U4e-WGjQ89SL6Qo_pZcyEoxKe5YkjpmWJJRkFGsR8IGQyI4amdYYaqYdug0EWkPqA4Ku3TMxrmABMsjW7A-dgnZmHN3iMzbbUMORveCJ3dI2a3UwxW_Bdo0VxQ_vlP5ExDW8d1SvJgXQCzOVtQ4hyY/w400-h300/DSC06544.JPG" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #274e13;"><i>Przy drodze 633</i></span></td></tr></tbody></table><br /><span style="color: #274e13; font-family: trebuchet;"><br /></span></span></span></p><p></p>Jarosław Czechowiczhttp://www.blogger.com/profile/17521549098339912971noreply@blogger.com1