![]() |
Jakkolwiek bywa dziwnie, Holt zawsze koi |
Zmierzam do tego, że czasami jakkolwiek jest mi przytulnie samemu, czuję się dziwnie po wyjeździe kogoś, kto mnie odwiedził. Sam dom przechodzi powoli metamorfozę. Wraz z właścicielem i jego rodziną malujemy go i odświeżamy przed moim ewentualnym kupnem. Na razie będzie to kolor żółty, ale w przyszłości planuję intensywny pomarańczowy. Myślałem o czerwonym, jednak czerwony jest dom obok i wyglądałoby to dziwnie. Planuję mnóstwo zmian, ale to miejsce najpierw musi być moje, nie wynajmowane. Na razie daleka do tego droga. A ja dość dziwnie się czuję, że przez ostatnie tygodnie było tutaj tyle życia i powróciła cisza, którą uwielbiam, jednak wraz z nią jakiś rodzaj pustki.
Te zdarzenia uświadomiły mi, że nie mam tu nikogo, kto z takim zapałem i radością po prostu jeździłby ze mną po okolicach. Każdy jest zajęty swoim życiem. Ja pracą, nieustającą walką z bezsennością i przekonywaniem siebie, że to życie idealne. A chyba nie jest takie do końca. Bo czasem brakuje bratniej duszy, z którą można wybrać się na krótszą albo dłuższą wycieczkę. Towarzystwo Marilyn to jednak towarzystwo maszyny do przemieszczania się. Co z tego, że w trakcie każdej podróży zrobię sporo fajnych zdjęć. Zostają dla mnie i randomowych widzów w social mediach. A tutaj mało kto przyjechał po to, by odwiedzać sobie po raz ósmy czy czternasty to samo miejsce w regionie.
Szczęście moich gości z widokiem na fiord
Poza tym niepokoi mnie klimat Islandii w tym roku. W maju było bardzo gorąco. W czerwcu, podczas urlopu i zaraz potem – po prostu ciepło, lecz dla mnie za ciepło. Lipiec buchnął potężnym żarem, bo pojawiły się dni z temperaturami powyżej 20 stopni. Nie taki klimat wybrałem sobie do życia. Zdziwiony jestem też tym, że od dłuższego czasu w ogóle nie wieje wiatr. W sensie tak konkretnie i po islandzku. W ostatnich dniach doświadczamy na Fiordach Zachodnich niezwykłego zjawiska. Na półwyspie Reykjanes po raz kolejny nastąpiła erupcja szczelinowa, ale tym razem po raz pierwszy po niej chmura toksycznych oparów dotarła setki kilometrów dalej, na Fiordy Zachodnie. Nie cieszy mnie więc kolejny dzień we mgle, którą kocham, bo wiem, że to nie jest mgła, lecz szkodliwe dla zdrowia i „wiszące” w powietrzu opary, które uniemożliwiają oglądanie czegokolwiek wokół.
Lipiec to też czas, w którym zamarły wszelkie współprace z polskimi pracodawcami. Na wysłane podanie o gotowości do pracy w turystyce przy obsłudze gości z promów wycieczkowych nie dostałem żadnej odpowiedzi, choć załączyłem również rekomendację biura, które zlecało mi do tej pory grupy, którym pokazywałem okolice. Do końca miesiąca generalnie pracuję, chcę wziąć kilka dni wolnego w sierpniu, ale to wciąż – jakkolwiek sympatyczna – tylko praca w supermarkecie. Nie dzieje się właściwie nic, co zapowiadałoby zmianę mojego trybu życia, a przede wszystkim jego statusu finansowego. W żaden sposób nie skarżę się na swój los, bo gdybym tylko mógł normalnie spać, każdy dzień byłby dla mnie zjawiskowy jak zjawiskowa jest islandzka natura. Chodzi mi bardziej o to, że pod wpływem czasu zaczynam odczuwać, że dzielenie z kimś radości bycia w islandzkim pejzażu może być dużo bardziej satysfakcjonujące niż robienie to w samotności. A poza tym często słyszę, że początki emigracji są trudne i potem bywa lepiej. Nie wiem, jak długo ma trwać ten początek u mnie, jednakże jest to już grubo ponad dwa lata i w zasadzie ani nie robię, ani nie szukam aktywności związanych z moimi kwalifikacjami. Taki trochę dziwny czas, choć oczywiście cieszę się ogromnie, że skończył się dzień polarny i niedługo będzie coraz więcej mroku.
Skalavik po raz pierwszy w tym roku
Nie wiem też za bardzo, jakie są losy moich audiobooków – „Gorszej” i „Toksyczności”. Nie dostaję za wiele informacji zwrotnych, że ktoś te książki przesłuchał, bo nie miał na nie czasu, kiedy wyszły w formie papierowej. Martwi mnie też to, że islandzki urząd podatkowy przyłożył mi konkretny podatek przede wszystkim za to, że dorabiam z Polski, a jestem islandzkim rezydentem podatkowym. Na szczęście tutaj wysoką niedopłatę można sobie rozłożyć na wiele miesięcy i jest to odcinane od pensji, jednakże kwota jest wysoka i na pewno każdego miesiąca będę czuł tę podatkową ratkę. Ogólnie w Islandii są trzy progi podatkowe. Wkraczając do drugiego, co przydarzyło mi się z powodu lepszych zarobków, szybko można się zorientować, że tak naprawdę system dość łatwo twój portfel zrówna znowu z tym pierwszym progiem podatkowym.
Praca z moim nauczycielem islandzkiego, którego jednocześnie uczę języka polskiego, na razie zamarła w okresie letnim. Wciąż mam wrażenie, że cofam się, a nie rozwijam językowo. Pomijam już to, że w ogóle nie pracuję nad angielskim, który jest na tak samo słabym poziomie, na jakim był, ale martwi mnie słabość mojego mózgu w przyswajaniu islandzkiego. Wiem, że wszystko przychodzi z czasem, zwłaszcza przyswojenie trudnego języka. Jednak czuję się dość kiepsko, mówiąc jak dziecko i wciąż często nie rozumiejąc tego, co ktoś do mnie mówi, gdy mówi szybko (bo niby dlaczego miałby zwalniać?). Poza tym czekam już tej pory, kiedy słońca jest mniej niż mroku, a próbując zasnąć, myślę o pozytywach mojej emigranckiej codzienności.
---
Jeśli podoba Ci się ten blog i chcesz mnie wesprzeć na emigracji, możesz to zrobić TUTAJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz