poniedziałek, 15 kwietnia 2024

Zimowy kwiecień

 

Czekając na koniec bieli

Tegoroczny kwiecień na Fiordach Zachodnich nie rozpieszcza. Mamy połowę miesiąca, a dopiero za kilka dni w prognozie planowane są wreszcie temperatury dodatnie i opady deszczu, a nie śniegu. Pod koniec marca nierozważnie zasugerowałem tutaj mojej znajomej, że to już końcówka męczącego mnie jeżdżenia samochodem w zimie. Okazało się, iż jeszcze dużo tej zimy – z zaryciem w głębokim śniegu na poboczu włącznie, co zakończyło się wyciąganiem mojej Marilyn przez przejeżdżającego obok ziomka za pomocą liny, którą na szczęście wraz z łopatą zawsze wożę w bagażniku. Ubiegłoroczny kwiecień był zupełnie inny. Przed rokiem o tej porze śnieg leżał jedynie w wyższych partiach gór. Dziś nadal wszędzie go pełno i nie ma jak stopnieć, bo lekki mróz wciąż trzyma. W związku z tym moja pierwsza zima jako kierowcy znacznie się przedłuża. I żal mi jedynie, że z tego powodu lata będzie mniej. Że wciąż są zamknięte szutrówki, którymi tak uwielbiam jeździć, a na które prawdopodobnie nie wjadę jeszcze w tym miesiącu. Najbardziej jednak dotyka ta monotonia codzienności. Nie w sensie pejzażu tak w ogóle, bo każdy słoneczny dzień to u mnie kolejne kilkanaście nowych zdjęć w telefonie, ale bardziej w znaczeniu tej wszechobecnej bieli, która zaczyna trochę dobijać. Plus słońce tak jak przed rokiem. Widno jest już od wczesnych godzin rannych do 22:00, a wszystko dopiero się rozkręca. Trudny czas dla mnie. O innym stopniu trudności niż długa zima, bo tym razem z aurą będzie walczyć mój organizm nieznoszący słońca, a nie mój samochód, który mi tak dzielnie służył podczas tej przedłużającej się zimy.



Nowym wyzwaniem cieplejszej pory będzie pierwsze zlecenie turystyczne. Przypływa do nas sporo statków, a część pasażerów wybiera się na zorganizowane wycieczki autokarowe po okolicy. Będę mieć przyjemność prowadzić taką grupę po raz pierwszy. Mam nadzieję, że zleceniodawca oraz ci ludzie będą zadowoleni i uda mi się działać tak częściej. Bo przecież nie ma nic piękniejszego niż zarobić pieniądze na czymś, co jest lekkie, przyjemne i całkowicie powiązane z pasją, więc to nie jest w zasadzie żadna praca. Sam nie mogę wozić komercyjnie turystów po Fiordach Zachodnich moją Marilyn, bo do tego jest potrzebna specjalna licencja. Nie mam też uprawnień przewodnika, choć jestem w stanie pokazać w regionie prawie wszystko i trochę o tym opowiedzieć. Może więc w przyszłości zarobkowanie w branży turystycznej będzie możliwe, jeśli ktoś mi po prostu zleci taką usługę, gdzie nie jestem za kierownicą, lecz prowadzę grupę i opowiadam. Nie wiem, czy wystarczy mi na to życia, ale idealnie byłoby na przykład otworzyć działalność gospodarczą, biuro podróży specjalizujące się w pokazywaniu tylko islandzkich Fiordów Zachodnich. Nie wiem też, czy jestem na tyle przedsiębiorczy, by taki projekt zrealizować, i czy nie pożre mnie żywcem konkurencja, ale byłoby to dla mnie coś naprawdę wspaniałego. Bo póki co niebawem będę rozglądał się za nową pracą na stałe, gdyż za obecną pensję po prostu nie jestem w stanie żyć.



Wczoraj pomyślałem sobie, że bardzo chciałbym tu też komuś pomagać, więc wysłałem zgłoszenie do ośrodka, w którym opiekuje się ludźmi samotnymi i poszukują tam pracowników. Nie jestem pewien, czy uda mi się zdobyć taką pracę, zwłaszcza po godzinach, jednak może tak się stanie, kto wie. Mam wrażenie, że ludzie tutaj bywają na tyle zamknięci w sobie, że nie są w stanie dać do zrozumienia, jakie są ich prawdziwe potrzeby, czego by oczekiwali od innych ludzi, a przede wszystkim, czy i w jakim zakresie potrzebują pomocy. Włącza się mój syndrom Dorosłego Dziecka Alkoholika, jednak nic na to nie poradzę. Poza tym uważam, że życie na islandzkich Fiordach Zachodnich uczy, by pomagać zawsze, instynktownie i bezinteresownie. Zawsze zwalniam, gdy widzę stojący na poboczu samochód, zwłaszcza na światłach awaryjnych. To niesamowite, że wjeżdżając w mijankę w tunelu jednokierunkowym, by sprawdzić z tyłu, czy zabrało się ze sklepu portfel, widzi się dwa zatrzymujące się auta, których kierowcy dają do zrozumienia, że są gotowi pomóc, bo przecież kto stoi bez sensu w tej mijance. Albo tak jak z tym, o czym wspomniałem wyżej – podjeżdża Islandczyk, praktycznie bez słowa zajmujemy się umocowaniem liny, wyciąga mnie ze śniegu, ja dziękuję, on jedzie dalej. Tak po prostu.

Tymczasem czekam na islandzkie lato, które planowo rozpoczyna się 25 kwietnia (to wtedy dzień wolny) oraz jakąś odmianę losu. I pomaluję sobie łazienkę na czarno-czerwono. I zamierzam traktować siebie trochę lepiej niż dotychczas, gdy niektórzy ludzie wciąż są wobec mnie tacy, jacy byli mimo życzliwości z mojej strony. Pewnie będzie to też jedyny kwietniowy wpis, ale nie mam większej potrzeby pisania w tym czasie, natomiast nie chcę, by blog zarósł wirtualnym kurzem.

---

Jeśli podoba Ci się ten blog albo Cię inspiruje i chcesz mnie wesprzeć finansowo na emigracji, zapraszam: Jarosław Czechowicz, nr konta w Alior Banku 65 2490 0005 0000 4000 2364 6501