niedziela, 6 kwietnia 2025

Kwiecień zaskoczeń

 

Kwiecień na Fiordach Zachodnich nadal nie przyniósł zimy, ale wciąż mam nadzieję, że jeszcze przyjdzie. Jeżdżenie po asfalcie o tej porze roku jest co najmniej dziwne. Tak czy owak natura jak zawsze obezwładnia bez względu na to, czy tutejsze góry są białe czy tylko lekko sprószone śniegiem. Czeka mnie wymiana opon letnich, które muszę sobie kupić nowe, bo Marilyn ma być w pełni sprawna i funkcjonalna, zanim w czerwcu ruszę na urlop i po raz pierwszy od ponad dwóch lat życia tutaj zobaczę wreszcie między innymi islandzkie Fiordy Wschodnie. Tanie noclegi zapewniają związki zawodowe. Nie muszę się martwić kosmicznymi cenami na Booking. Mam domek letniskowy na tydzień i mieszkanie w Akureyri na trzy dni. Będzie to zatem podróż niskobudżetowa (pomijając spalone paliwo).

Chciałem się odnieść do sprawy, która zelektryzowała mnóstwo osób. Chodzi o to, że próbuję zebrać jakiś procent kwoty wkładu własnego na zakup domu. Mogę korzystać tylko z PayPal (link do wpłat znajdziecie TUTAJ), ponieważ nie mam polskiego konta. Wiele osób zarzuca mi, że to, co robię, jest niestosowne. Bo robię to publicznie. Po pierwsze – nikogo nie zmuszam do żadnych wpłat. Po drugie – liczba negatywnych komentarzy pod informacją o tym, co robię, jest odwrotnie proporcjonalna do tychże wpłat. Załączam informację o zebranej do tej pory kwocie. Dwieście złotych przeznaczyłem na urlopowe paliwo. A teraz kilka słów wyjaśnienia dla zniesmaczonych.

 


Ceny nieruchomości na Islandii osiągają kosmiczne ceny. Ja mieszkam na prowincji, gdzie niczego już się nie buduje. Wynająłem piękny dom, który pokochałem całym sercem. Mój wspaniały landlord pobiera ode mnie dosłownie symboliczną kwotę wynajmu. Tymczasem za rok chce ten dom sprzedać. Kupić coś innego w okolicy. A ja nie chcę się stąd wyprowadzać. Nie zamierzam mieszkać w schowku na szczotki, bo udało mi się znaleźć cudowne miejsce do życia. Nie jestem żebrakiem, nie oczekuję od innych załatwiania oczywistych życiowych spraw. Jakkolwiek lubię swoją pracę, zarabiam bardzo mało. Koszt domu to około 30 milionów koron. Islandzkie banki nie są jak polskie – osobie zbliżającej się do pięćdziesiątki spokojnie dadzą kredyt hipoteczny na trzydzieści lat. Będę zatem sam zarabiał na swoje utrzymanie, jak robię to do tej pory. Nie interesuje mnie, czy dożyję spłaty tej hipoteki, bank po prostu przejmie nieruchomość i sprzeda ją w lepszej cenie. Interesuje mnie to, by mieć ten dom, bo nic wspanialszego w okolicy mi się nie trafi. Islandzka instytucja HMS proponuje pożyczki na zakup nieruchomości z odroczonym terminem spłaty, natomiast obejmuje ona nowe mieszkania, choć jest duża szansa, że w wiosce na Fiordach Zachodnich, otrzymam tę dotację mimo tego, że dom jest stary (zamierzamy go jednak z landlordem odświeżyć, między innymi pomalować z zewnątrz). Mam nadzieję, że się uda.

To nie jest tak, że zdrowy chłop zdolny do pracy oczekuje, że ludzie kupią mu dom. Od początku mojej kariery zawodowej pracowałem solidnie i uczciwie. Nigdy nie wziąłem złotówki/korony bez opodatkowania. Spełniłem swoje marzenie o życiu na Islandii, a wisienką na torcie będzie dom, który mój landlord chce sprzedać właśnie mnie, nikomu innemu. Wszystko, co tu osiągnąłem, osiągnąłem ciężką pracą. Nikt nie ma prawa oceniać mnie ani mojego życia. Nikt nie wie, jak trudno mi tu było i nie obchodzą mnie opinie kanapowych mędrców o moim życiu. Dlatego komentarze o tym, że zwyczajnie i życzliwie proszę ludzi o wsparcie, są dla mnie niezrozumiałe z kilku powodów. Każdy, kto wpłaci choć drobną kwotę (a sami widzicie, że pięćset złotych to jest kropla w morzu potrzeb, choć i tak jestem wdzięczny za każdą złotówkę), jest u mnie mile widziany – może zaplanować podróż na Islandię i zatrzymać się w tym pięknym domu, o którego posiadanie walczę. Nie, nie da się kupić mieszkania w Islandii tak łatwo jak w innych krajach europejskich. Nie, nie zamierzam wracać do Polski, dlatego chcę osiąść tutaj. Jeśli kogoś boli, że po prostu proszę o wsparcie, bardzo mi z tego powodu przykro. Ludzie zbierają w necie na naprawdę śmieszne rzeczy. Ja może miałbym większy budżet, ale kiedy w Polsce wydarzyła się powódź, wszystkie oszczędności przelałem na powodzian. Dlatego teraz dziękuję ludziom dobrego serca i bez względu na to, ile negatywnych komentarzy na mnie spadnie, pewnie jeszcze parę razy poproszę o wsparcie. Bo nie widzę w tym niczego niestosownego. Nie siedzę tu na żadnym socjalu (a mógłbym, za rok na przykład wziąć rentę z powodu chronicznej bezsenności), uczciwie pracuję na PKB tego państwa, ale nawet w swoim sklepie widzę, że ceny rosną nie z roku na rok, lecz z miesiąca na miesiąc. Wiem, że to nie jest dobry czas na kupowanie domu w Islandii. Ale innego nie będzie, bo zegar tyka, a ja drugiego życia nie otrzymam. Zatem zamiast komentować moje działania (przecież żadne z Was nic nie wpłaci, bo to obciach prosić o coś takiego) zajmijcie się może realizowaniem własnych marzeń, a nie klikaniem w klawiaturę z przekonaniem o tym, że nieźle mu dowaliłem/dowaliłam.


 

A teraz o czymś cudownym. We Flateyri odbył się festiwal literacki - Bókmenntahátíð Flateyrar. Tak, na końcu wyspy pojawili się różni pisarze oraz ludzie kultury. Miałem przyjemność wziąć udział w ciekawym panelu literackim, jak również u siebie w domu zgromadzić publikę, której przeczytałem po polsku fragment „Gorszej”, a potem zaprezentowałem, w jak estetyczny sposób polscy wydawcy wydają powieści i opowiedziałem trochę o polskim rynku książki, co zdumiało co najmniej część słuchaczy (żenujący procent od ceny okładkowej książki trafiający do kieszeni autora czy to, że zaledwie kilkunastu pisarzy w Polsce może z pisania żyć). Bardzo ciekawe wydarzenie pokazujące, że nawet tu, na krańcu islandzkiej mapy, mogą się dziać rzeczy tak wartościowe. Bardzo dziękuję za organizację imprezy wenezuelskiej pisarce Helen Cova, która jak ja mieszka we Flateyri i oddała festiwalowi całe swoje serce.

Powoli można wjeżdżać w niektóre drogi szutrowe, więc udaję się czasem na dłuższe wycieczki. Staram się również jak mogę brać dodatkowe godziny pracy. Ograniczam wydatki. Uczę się minimalizmu. Wszystko z marzeniem o własnym domu i zbliżającym się urlopie. To, co jeszcze jest cennego w mojej pracy w markecie, to niesamowity przegląd ludzkich osobowości. Od niebywałej serdeczności po totalną ignorancję, bez odpowiadania na „dzień dobry” czy z rozmawianiem cały czas przez telefon. Myślę, że powoli przyzwyczajam się, że Islandia funkcjonuje diametralnie inaczej niż Polska i niczego w tym nie zmienię, jeśli nie pójdę na kompromisy z samym sobą. To najpiękniejsza wyspa na świecie, jednakże miłość do natury muszę jakoś pogodzić z tym, że w państwie i społeczeństwie także mam obowiązek się odnaleźć. Bez względu na to, ile we mnie introwertyzmu i jak bardzo cenię sobie samotne życie. Wiem, że wygrałem nowe. I wiem, że nikomu nie robię krzywdy, prosząc o wsparcie. Miejcie dobrą wiosnę w Polsce, tutaj ona szybko nie przyjdzie. Zresztą w Islandii są dwie pory roku – zima i lato.


 

I jeszcze z rzeczy, które bardzo mnie ucieszyły – moje dwie powieści, czyli „Toksyczność” oraz „Gorsza” ukażą się niebawem w formie audiobooków. Ponieważ te formaty książek są bardzo popularne od jakiegoś czasu, niezmiernie się cieszę, że ważne dla mnie powieści wydane w 2019 i 2021 roku zyskają nowe życie, nowych czytelników (a raczej słuchaczy). Być może to, co wydarzyło się zupełnie niespodziewanie, to sygnał dla mnie, bym nie porzucał jednak myśli o tym, by kiedykolwiek napisać kolejną książkę. Islandia nauczyła mnie pokory, twardości, determinacji i zdecydowania. Wciąż jednak uczy tego, by nie zakładać czegoś na stałe ani głosić, że czegoś nigdy nie zrobię.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz