|
Moje królestwo! |
Pojawił się impuls do ponownego
pisania. W krótkim czasie fp bloga na Facebooku polubiło drugie tyle odbiorców.
Zakładam, że jest to "sprawka" Bite of Iceland oraz Marty i Adama,
autorów strony, którzy niebawem zadebiutują także jako pisarze na polskim rynku
wydawniczym z książką "Rekin i Baran" - będę jej patronował
medialnie. Pośród polubień znalazły się także te od użytkowników spoza Polski.
Nie mam kompetencji, by pisać swoje notki także po angielsku, więc bardzo mi
przykro, że część odbiorców będzie wykluczona z tego, o czym opowiadam. Mam
jednak nadzieję, że moje pisanie o Islandii znajdzie nowych czytelników. Także
takich, z którymi będę mógł porównać perspektywę patrzenia na wyspę.
Za niecałe pięć tygodni znowu ją
odwiedzę. Ponoć to szaleństwo lecieć na Islandię na długi weekend i moja dobra
przyjaciółka stwierdziła, że tego nie rozumie. Wylot z Katowic 28 kwietnia to
efekt spontanicznej decyzji, jaką podjąłem późnym latem, gdy okazało się, że z
moich okolic będzie można wydostać się na wyspę. Najlepiej byłoby latać z
samego Krakowa, ale to na razie marzenia - myślę, że nie tylko moje. Tak czy
owak mam w planie trzy islandzkie dni i zastanawiam się, czy jakiekolwiek
ustalenia dotyczące tego czasu warto robić już teraz, nie znając prognozy
pogody. Obserwowałem tegoroczną islandzką zimę i właściwie to jej nie było.
Przynajmniej nie w takim wymiarze, w jakim panoszyła się na wyspie od zawsze.
Zastanawiam się zatem, jaki będzie kwiecień, a właściwie jego końcówka. Pewnie,
że liczę na zimę, której wciąż mi mało, i która w Polsce bezpowrotnie już
odeszła. Nie chciałbym jednak zasypanych śniegiem dróg, bo zależy mi na tym,
żeby się poruszać, a nie tkwić w Reykjaviku, który już latem ubiegłego roku
dość dobrze zbadałem. Musi być aktywnie, bo jest krótko i nie wiem, kiedy
będzie następny raz!
Pierwszy z planów jest
najbardziej ambitny. Chodzi o dostanie się na Látrabjarg, gdzie mnie jeszcze
nie było.
|
Latrabjarg |
Najdalej na zachód wysunięty punkt Islandii może być jednak trudny do
zdobycia o tej porze roku. Jeśli z powodu śniegu zamknięta będzie szutrówka,
zawsze warto pojechać do Patreksfjordur, by poczuć choć przez chwilę klimat moich
ukochanych Fiordów Zachodnich. Cała wyprawa to jednak logistyczne wyzwanie,
jeśli będzie się jechało ze stolicy bez samochodu 4x4, i należy jeszcze do tej
stolicy wrócić. Jeśli aura pozwoli, część trasy przepłyniemy promem ze
Stykkisholmur. Jeżeli Islandia będzie łaskawa. Kolejny plan jest bardziej prawdopodobny
do zrealizowania. Chciałbym ponownie pojechać na południe i przejść się te
kilka kilometrów do wraku Dakoty, którego nie widziałem, gdy spieszyliśmy się
na oglądanie Jökulsárlón i ograniczał nas czas.
|
Wrak Dakoty |
Poza wrakiem - powrót nad
czarną plażę, jakieś spokojne snucie się w okolicach krajowej jedynki albo
bardziej ambitnie - podjechanie pod Svartifoss, którego też nie widziałem
latem. Park Narodowy Skaftafell to też piękne miejsce ominięte przez nas latem.
No, ale w zamian wdychaliśmy z zachwytu na Vestmannaeyjar, który to archipelag
wielu turystów omija. Ostatni z planów wydaje się pewny do wykonania. Chodzi o
zwiedzenie Hveravellir, być może też wykąpanie się w gorących źródłach - do tej
pory skutecznie ich unikałem tak jak jedzenia rzekomo islandzkich specjałów,
których nie spożywają sami Islandczycy. Dwa pełne dni i kawałek trzeciego to
naprawdę niewiele, ale liczę na to, że Patrycja i Adam dadzą się wyciągnąć w
plener. Może też nakręcimy drugi taneczny klip, kto wie.
|
Hveravellir |
Odliczając dni do wyjazdu, zaczynam
czytać książki o Islandii. Mam przed sobą pierwszą z nich, w kwietniu wyjdzie
kolejna i w maju wspomniana już przeze mnie na wstępie. Myślę, że to będą trzy
zupełnie różne publikacje o wyspie. Na pewno będę o nich pisał. Tymczasem
zasuwam nieco rolety, bo słońce, którego nie znoszę, kolejny dzień z rzędu
panoszy mi się po mieszkaniu. Oby do kwietnia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz