niedziela, 19 marca 2017

Reaktywacja!

Moje królestwo!
Pojawił się impuls do ponownego pisania. W krótkim czasie fp bloga na Facebooku polubiło drugie tyle odbiorców. Zakładam, że jest to "sprawka" Bite of Iceland oraz Marty i Adama, autorów strony, którzy niebawem zadebiutują także jako pisarze na polskim rynku wydawniczym z książką "Rekin i Baran" - będę jej patronował medialnie. Pośród polubień znalazły się także te od użytkowników spoza Polski. Nie mam kompetencji, by pisać swoje notki także po angielsku, więc bardzo mi przykro, że część odbiorców będzie wykluczona z tego, o czym opowiadam. Mam jednak nadzieję, że moje pisanie o Islandii znajdzie nowych czytelników. Także takich, z którymi będę mógł porównać perspektywę patrzenia na wyspę.

Za niecałe pięć tygodni znowu ją odwiedzę. Ponoć to szaleństwo lecieć na Islandię na długi weekend i moja dobra przyjaciółka stwierdziła, że tego nie rozumie. Wylot z Katowic 28 kwietnia to efekt spontanicznej decyzji, jaką podjąłem późnym latem, gdy okazało się, że z moich okolic będzie można wydostać się na wyspę. Najlepiej byłoby latać z samego Krakowa, ale to na razie marzenia - myślę, że nie tylko moje. Tak czy owak mam w planie trzy islandzkie dni i zastanawiam się, czy jakiekolwiek ustalenia dotyczące tego czasu warto robić już teraz, nie znając prognozy pogody. Obserwowałem tegoroczną islandzką zimę i właściwie to jej nie było. Przynajmniej nie w takim wymiarze, w jakim panoszyła się na wyspie od zawsze. Zastanawiam się zatem, jaki będzie kwiecień, a właściwie jego końcówka. Pewnie, że liczę na zimę, której wciąż mi mało, i która w Polsce bezpowrotnie już odeszła. Nie chciałbym jednak zasypanych śniegiem dróg, bo zależy mi na tym, żeby się poruszać, a nie tkwić w Reykjaviku, który już latem ubiegłego roku dość dobrze zbadałem. Musi być aktywnie, bo jest krótko i nie wiem, kiedy będzie następny raz!

Pierwszy z planów jest najbardziej ambitny. Chodzi o dostanie się na Látrabjarg, gdzie mnie jeszcze nie było.
Latrabjarg
Najdalej na zachód wysunięty punkt Islandii może być jednak trudny do zdobycia o tej porze roku. Jeśli z powodu śniegu zamknięta będzie szutrówka, zawsze warto pojechać do Patreksfjordur, by poczuć choć przez chwilę klimat moich ukochanych Fiordów Zachodnich. Cała wyprawa to jednak logistyczne wyzwanie, jeśli będzie się jechało ze stolicy bez samochodu 4x4, i należy jeszcze do tej stolicy wrócić. Jeśli aura pozwoli, część trasy przepłyniemy promem ze Stykkisholmur. Jeżeli Islandia będzie łaskawa. Kolejny plan jest bardziej prawdopodobny do zrealizowania. Chciałbym ponownie pojechać na południe i przejść się te kilka kilometrów do wraku Dakoty, którego nie widziałem, gdy spieszyliśmy się na oglądanie Jökulsárlón i ograniczał nas czas.
Wrak Dakoty
Poza wrakiem - powrót nad czarną plażę, jakieś spokojne snucie się w okolicach krajowej jedynki albo bardziej ambitnie - podjechanie pod Svartifoss, którego też nie widziałem latem. Park Narodowy Skaftafell to też piękne miejsce ominięte przez nas latem. No, ale w zamian wdychaliśmy z zachwytu na Vestmannaeyjar, który to archipelag wielu turystów omija. Ostatni z planów wydaje się pewny do wykonania. Chodzi o zwiedzenie Hveravellir, być może też wykąpanie się w gorących źródłach - do tej pory skutecznie ich unikałem tak jak jedzenia rzekomo islandzkich specjałów, których nie spożywają sami Islandczycy. Dwa pełne dni i kawałek trzeciego to naprawdę niewiele, ale liczę na to, że Patrycja i Adam dadzą się wyciągnąć w plener. Może też nakręcimy drugi taneczny klip, kto wie.
Hveravellir


Odliczając dni do wyjazdu, zaczynam czytać książki o Islandii. Mam przed sobą pierwszą z nich, w kwietniu wyjdzie kolejna i w maju wspomniana już przeze mnie na wstępie. Myślę, że to będą trzy zupełnie różne publikacje o wyspie. Na pewno będę o nich pisał. Tymczasem zasuwam nieco rolety, bo słońce, którego nie znoszę, kolejny dzień z rzędu panoszy mi się po mieszkaniu. Oby do kwietnia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz