poniedziałek, 25 marca 2024

Pytania i odpowiedzi, część 2

 


Islandia udowodniła, że jeśli ktoś marzy o wiośnie w drugiej połowie marca, może się bardzo rozczarować. Dokładnie pierwszego dnia astronomicznej wiosny (na Islandii nie ma czterech pór roku, zima od razu przechodzi w lato w kwietniu) nad Fiordami Zachodnimi rozpętało się białe piekło – jakkolwiek dziwnie brzmi to połączenie słów. Śnieg padał przez cały dzień, a wiatr wiał w porywach do 28-30 metrów na sekundę. Jak się zatem można zorientować, część dróg została zaraz zamknięta, a pod koniec dnia zamknięte były wszystkie drogi w regionie, co zdarzyło się ostatnio w okolicach Bożego Narodzenia. Co ciekawe – region stołeczny czy południe Islandii nie miały takich pogodowych przygód, można tam było funkcjonować, a przede wszystkim jeździć samochodem normalnie. Po dwóch dniach załamania pogodowego we Flateyri wszędzie powstały kilkumetrowe zaspy śniegu i jestem pełen podziwu dla człowieka odpowiadającego tu za odśnieżanie, gdyż wykonał kawał dobrej roboty. Na zewnątrz zatem trzeba było na przykład wykopać tunel, by wyjść z domu. Albo drugi do kontenera na śmieci, który również trzeba było zlokalizować i odkopać. Moje drzwi wejściowe otwierają się na zewnątrz, w związku z tym gdybym w czwartek nie pracował wokół nich z łopatą trzy razy dziennie, oczywiście nie udałoby mi się opuścić mieszkania i musiałby mnie odkopywać ktoś z ulicy. Taki to islandzki marzec. Nie zanosi się na to, byśmy pożegnali się ze śniegiem do początku kwietnia, natomiast mam wrażenie, że w ostatnich dniach spadło najwięcej białego puchu, odkąd zima rozgościła się tu już w połowie października.



Ale dzisiejszy post miał być ponownie jak poprzedni poświęcony odpowiedziom na Wasze pytania. Kraina Ciszy pyta o zaskakujące smaki czy zapachy, które dotąd były nieznane. Smak wody z kranu jest czymś niezwykłym dla kogoś, kto przybywa z kraju, gdzie mało kto ma odwagę napić się wody nieprzegotowanej. Ale ten smak znałem już wcześniej, więc nie był nowy. Woda w Islandii wszędzie jest znakomita i można ją bez wahania pić. Nalewasz z kranu i serio czujesz, jakbyś pił wodę niegazowaną jakiejś lepszej marki. Drugi smak, który przychodzi mi do głowy, to smak jagnięciny. Chyba tak się złożyło, że nigdy w życiu nie jadłem, tutaj spróbowałem tylko dwa razy, jednak charakterystyczna nuta smakowa na języku pozostała ze mną na dłużej. Co do zapachów – wiem, że to zabrzmi idiotycznie i jak z klasycznego przewodnika po Islandii, ale tutejsze powietrze ma zapach i jest to oszałamiające doświadczenie. Zwłaszcza wtedy, gdy wieje mocno i intensywnie, a później wszystko się uspokaja. Jest również zapach, który nie jest dla mnie przyjemny i trudno mi się do niego przyzwyczaić, a chodzi o ryby – wonie z okolic zakładów rybnych, lecz również smród popularnej tutaj ryby suszonej, którą zajada się z masłem, a której woń po otwarciu foliowego opakowania zawłaszcza absolutnie każdą przestrzeń. Fajnie i różnorodnie pachnie też ocean. Trudno mi to bardziej precyzyjnie opisać, ale czuję różne zapachy, będąc przy różnych wybrzeżach. Deszcz tutaj też czasem pachnie. Ten najbardziej intensywny. Na szczęście nie muszę znosić zapachu siarki, gdy odkręcam ciepłą wodę, ponieważ nie mamy tu źródeł geotermalnych, za to płacimy dość konkretnie za podgrzewanie wody. A przynajmniej ja płacę.

Jola pyta o to, czy możliwy byłby start tutaj bez ludzkiego zaplecza. Raczej nie, bo trzeba obejść absurdy systemu, kiedy się tu przylatuje. Na przykład (o ile dobrze pamiętam, bo już wyparłem te niepotrzebnie stresujące mnie rzeczy z pamięci), żeby mieć kennitalę, czyli islandzki numer identyfikacyjny, należy mieć adres zameldowania, a adres zameldowania można mieć wówczas, gdy ma się kennitalę. Większość Polaków przyjeżdża tu do pracy, zatem wszelkie sprawy formalne załatwiają za nich głównie pracodawcy. Ja musiałem wykazać, że mam środki na trzymiesięczne utrzymanie, skoro dopiero zamierzałem szukać pracy na miejscu. Taki wykaz był oczywiście z polskiego konta, gdyż nie mogłem założyć islandzkiego bez kennitali i oczywiście należało zainwestować w tłumaczenie przysięgłe, żeby ten dokument był po angielsku. Ma ważność przez jakiś czas, ale naturalnie w praktyce można mieć te środki pożyczone od kogoś w dniu wystawiania zaświadczenia, po czym po chwili ich już tam nie mieć. Zatem de facto można wlecieć do Islandii bez grosza na koncie, bo sposób sprawdzania środków na nim jest dość absurdalny (byłem przekonany, że takie coś robię po prostu w urzędzie, gdy potwierdzam przybycie, i pokazuję aktualny stan polskiego konta w aplikacji). W wielu sprawach na samym początku pomogli mi Polacy mieszkający tu od lat. Pierwszy adres zamieszkania, wyrobienie kennitali, bez której nic tu nie można zrobić, sprawy bieżące. Mieszkanie oraz praca – to już zasługa Islandczyków. Czy chętnych do zawierania bliższych relacji, bo o to pyta też Jola? Trudno mi powiedzieć, bo sam takich relacji nie szukam. Na pewno Islandczyk zachowa wobec ciebie duży dystans, ale to zdrowe podejście, o ile dystans nie zamienia się w lekceważenie. Dużo zmienia to, gdy zaczynasz mówić po islandzku – nawet z błędami. Wtedy Islandczycy stają się bardziej serdeczni. Myślę, że przyjaźnią się jednak z ludźmi, których dłużej znają. Dla mnie cenne jest to, że odkąd zacząłem dukać po islandzku, nie jestem już cieniem albo kimś, kogo się mija bez słowa. Islandczycy są bardzo serdeczni w tym pierwszym podstawowym kontakcie. To, co najbardziej intymne w relacjach, zostawiają – tak mi się wydaje – bardziej w rodzinie. Nie są tacy, jacy bywają Finowie, którzy często afirmują, żeby się nawet do nich nie zbliżać, ale na pewno nie ma tu żadnej wylewności w kontaktach. Jest ciekawość, jak również wspomniany bezpieczny dystans. Wracając do pierwszego pytania Joli – jeśli jesteś osobą zaradną, przedsiębiorczą i przede wszystkim umiesz w tak zwane ogarnianie codzienności, dasz sobie radę, przyjeżdżając do Islandii.



Małgorzata pyta o zwyczaje, do których ciężko przywyknąć. Owszem, jest ich kilka. Najbardziej denerwuje mnie mieszanie pojęcia życia na luzie z niekompetencją albo byciem niesłownym. W sensie ktoś nie wywiązuje się z jakiejś oczywistości lub nie wykonuje swojego obowiązku zawodowego, za co w Polsce pewnie poniósłby konsekwencje, a określenie „zapomniałem” czy „ojej, tak się nie stało” ma być równoważne z przyjęciem, że tu po prostu tak jest i to jest tak zwane wyluzowanie. Trudno mi przywyknąć też do tego, że praktycznie całą zimę wiele aut jeździ w śniegu i lodzie. Kierowcy często przecierają tylko lewą stronę przedniej szyby i ruszają. Nadal nie mieści mi się to w głowie. Wiem, że codzienne odśnieżanie samochodu jest męczące i zajmujące czas, jednak nigdy nie wyjadę Marilyn, dopóki nie jest oczyszczona ze śniegu czy lodu w sposób niezagrażający innym kierowcom na drodze, przede wszystkim jadącym za mną.

Teraz zbliża się moja druga już islandzka Wielkanoc. Co ciekawe – w Islandii wolne są czwartek i piątek jako dni świąteczne, polska Wielka Sobota jest normalnym dniem pracy, a potem znowu są dwa dni wolne tak jak wszędzie. Wiecie oczywiście, że nie będzie żadnej Wielkanocy, lecz po prostu radość z wolnych dni, choć zimowa pogoda nie odpuszcza i prawdopodobnie nigdzie daleko, a już na pewno na szutry sobie jeszcze nie pojadę. Znajduję się w stanie dużego dyskomfortu i niepokoju, wciąż myśląc o zmianie pracy, która jest konieczna, ale pociesza mnie świadomość, że już za chwilę długa zima się skończy, a wszelkie drogi będą stały przede mną i Marilyn otworem. Czekamy oboje z wytęsknieniem.

---

Jeśli podoba Ci się ten blog albo Cię inspiruje i chcesz mnie wesprzeć finansowo na emigracji, zapraszam: Jarosław Czechowicz, nr konta w Alior Banku 65 2490 0005 0000 4000 2364 6501


1 komentarz:

  1. Polecam pracę na lotnisku praca państwowa, kurs języka za darmo.
    Nazwa firmy Isavia.

    OdpowiedzUsuń