niedziela, 10 marca 2024

Ökuskóli 3

 

Na początku chciałem Wam pokazać koszulkę, którą zdobyłem w sklepie Very Finnish Problems. To satyryczna strona, którą od lat obserwuję na Facebooku i od niedawna na Instagramie. Okazuje się, że wiele finish problems to moje problems. Podobno dla Fina największą traumą jest to, gdy ktoś zajmie drugie miejsce obok niego w komunikacji publicznej. Ja może nie cierpię wtedy tak bardzo, ale wreszcie udało mi się znaleźć koszulkę, która oddaje moją osobowość. Tym bardziej że jest z dobrego materiału, nie idzie tygodniami z Chin, bo wysyłana jest z Europy, i sklep oferuje wiele innych ciekawych gadżetów dla introwertyków, którzy czasami chcą zamanifestować, kim są. Oczywiście bardzo dziękuję islandzkiej poczcie za przyłożenie mi cła wynoszącego drugą cenę koszulki, ale tak już jest, jak się mieszka poza Unią Europejską. Przez rok islandzkiego życia doskonale poczułem i zrozumiałem, jak wspaniała jest europejska różnorodność konsumencka. Z drugiej jednak strony -  skoro tutaj rzeczy jest mało i w mniejszym wyborze, można się nauczyć minimalizmu. Dla każdego zakupoholika zamieszkanie na Islandii przez powiedzmy pół roku byłoby doskonałą terapią leczącą uzależnienie.

Ale ja dziś nie o tym, lecz o Ökuskóli 3. To islandzka szkoła jazdy w tak zwanych trudnych warunkach, jednak oferuje dużo więcej niż wiedzę oraz doświadczenie w tym zakresie. Chwaliłem się, że zdobyłem na Islandii prawo jazdy w dwa miesiące, jednakże nie wspomniałem, iż jest ono na razie tymczasowe. Aby uzyskać dokument na stałe, trzeba poza dwoma kursami teoretycznymi online, zdanym egzaminem z teorii, jazdami z instruktorem oraz zdanym egzaminem praktycznym, zaliczyć również Ökuskóli 3. Ja miałem na to aż trzy lata, ale postanowiłem zrobić ten kurs, zanim minie rok, odkąd mam prawo jazdy. Problemem jest to, że ta szkoła jazdy jest tylko w jednym miejscu w kraju, w Hafnarfjörður. Na szczęście wspaniałe związki zawodowe refundują jej koszt (prawie 50 tysięcy ISK), a także zwracają za paliwo, co dla mnie, dojeżdżającego tam z Fiordów Zachodnich, jest oczywiście bardzo cenne. Śmiałem się trochę wcześniej, że przeżyłem zimę na fiordach z codziennym jeżdżeniem po 50 km dziennie, więc taką Ökuskóli 3 miałem już zaliczoną wiele razy. Niekoniecznie. To nic, że wyprowadziłem Marilyn z poślizgu trzy razy. Podczas kursu ma się do wyprowadzenia z poślizgu samochód, który wiruje jak karuzela. Wszystko odbywa się na placu manewrowym, po którym jeździ się „pajączkiem”, czyli samochodem z doczepionymi z czterech stron małymi kółkami, a instruktor wprowadza auto podczas jazdy w stany, które doprowadzają do zawrotu głowy. Znakomite i cenne doświadczenie dla każdego kierowcy. Tym bardziej że w aucie poza instruktorem siedzą trzy osoby. Każdy prowadzi i musi się nauczyć radzić w kilku niebezpiecznych sytuacjach. Opisałem tylko jedną, którą symulują te „pajączki”, ale niezwykle cenne jest to, że gdy prowadzi kolejna i kolejna osoba, zmieniamy tylne siedzenie oraz obserwujemy, jak radzi sobie inny kursant z dwóch różnych perspektyw. Dopiero widząc ręce na kierownicy kolegi, zrozumiałem dwa swoje błędy.

"Pajączek" z placu manewrowego


Druga część kursu jest bardziej teoretyczna, ale nastawiona przede wszystkim na dyskusje. Można między innymi poczuć, jak boli w klatce piersiowej, kiedy usiądzie się w urządzeniu stymulującym zderzenie czołowe z jedynie minimalną prędkością. Niesamowite jest również doświadczenie przebywania w samochodzie, który jest obracany do góry nogami, a właściwie robi dwa obroty, z czego instruktor zatrzymuje nas na chwilę z głowami wiszącymi w dół i paniką w oczach. Otrzymujemy również informację o tym, że jest co najmniej dwadzieścia powodów, dla których zapinanie pasa bezpieczeństwa to absolutny priorytet. Mnie nieco rozbawiły slajdy pokazujące trudne warunki drogowe, bo ten ostatni obrazek z rzekomo najtrudniejszymi, to moja całkiem przyzwoita codzienność dojazdu do pracy, bo widać tam słupki. Dodam, że te małe, nie wysokie. Mogę świetnie jeździć w zawiejach i zamieciach, jednak jazda po mieście to wciąż dla mnie wyzwanie. Tym razem tylko się trochę stresowałem, nie panikowałem. Postanowiłem zjechać Reykjavik i ościenne miasta kilka razy wzdłuż i wszerz. Oczywiście, że popełniłem dwa błędy, które natychmiast skorygowałem i więcej ich nie popełnię, pogubiłem się raz w zjazdach, których wraz z rondami dwupasmowymi jest tam od groma, ale ostatecznie już nie boję się jeździć po rejonie stołecznym, choć z pewnością brakuje mi codziennej praktyki koncentrowania się na wielu bodźcach i komunikatach w ciągu kilku sekund, której to żyjąc na prowincji, po prostu nie mam, bo nie mam gdzie poćwiczyć. I nie ma tu ludzi, którzy jadą za tobą, przed tobą i obok ciebie. Cały czas.

Znakomity kurs także dla doświadczonych kierowców. Uważam, że powinien być obowiązkowy dla zdających prawo jazdy w całej Europie. Żadna teoria ani opowiadanie o jakichś dramatycznych zdarzeniach drogowych nie zastąpią doświadczenia. A ono uzyskuje się w Ökuskóli 3 w kontrolowanych warunkach i jest niezwykle cenne. Czy teraz bardziej boję się jeździć Marilyn? Wprost przeciwnie. Wiem, że jest cudownym autem, którego nie zamienię na żadne inne, ale zdaję sobie sprawę z tego, iż jest również zabójczą metalową klatką. I te dwa oblicza muszę pogodzić w swojej świadomości.

W stolicy zdecydowanie nie mają TEGO


Trzy dni w podróży były dla mnie ogromną radością, bo po raz pierwszy od października wyjechałem z Fiordów Zachodnich. Islandia zafundowała mi znakomitą pogodę, czyli temperaturę na plusie i przejezdne drogi. Oczywiście bardziej interesowały mnie pejzaże oglądane w jej trakcie niż ponowna wizyta w stolicy. Tam spotkałem się z dwójką znakomitych fotografów i wymieniliśmy parę spostrzeżeń na temat islandzkiej codzienności, która wciąż konsekwentnie i uporczywie opowiadana jest jako sielanka. Nie, życie na Islandii nie jest sielanką. Jest bardzo trudne, wymagające również wyrzeczeń, a także anielskiej cierpliwości, gdy o wiele spraw trzeba po prostu walczyć. Coraz częściej myślę o tym, żeby zamiast kolejnej powieści zmierzyć się z literaturą faktu. Opisać mój pierwszy rok emigracyjny na Islandii. Bez lukru i bez instagramowych oraz proponowanych przez biura podróży bzdur. Surowa codzienność w surowym miejscu. Czy jakiś wydawca chciałby taki materiał? Nie wiem. Wiem natomiast, że sam Reykjavik z pobytu na pobyt odstręcza mnie coraz bardziej. I coraz mocniej wrastam w przekonanie, że właśnie Fiordy Zachodnie z ich ciszą oraz izolacją to moja absolutnie dozgonna miejscówka, natomiast wiem, że będzie tu coraz trudniej, gdyż z powodu niskich zarobków po prostu muszę zmienić pracę na lepiej płatną, a nie ma tu takich możliwości zatrudnienia jak choćby w mieście, które odwiedzam z coraz mniejszą radością. Trzymajcie zatem kciuki.

---

Jeśli podoba Ci się ten blog albo Cię inspiruje i chcesz mnie wesprzeć finansowo na emigracji, zapraszam: Jarosław Czechowicz, nr konta w Alior Banku 65 2490 0005 0000 4000 2364 6501

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz