Islandia to samotność |
Do napisania tego postu
zainspirowało mnie kilka komentarzy na Fb pod poprzednim wpisem. Otóż
otrzymałem sympatyczne życzenia znalezienia tu kogoś bliskiego, żebym nie żył w
pojedynkę, co na Islandii jest naprawdę kosztowne, a wszystkie wyliczenia w tym
temacie zawarłem w poprzednim poście. Chciałbym dziś wyjaśnić, że nie
potrzebuję ani nie szukam tak zwanej drugiej połówki, ponieważ doskonale czuję
się sam ze sobą i właśnie w takim stanie najlepiej mi odbierać piękno Islandii,
która także sama w sobie jest samotnością. Osobna na północnym Atlantyku,
smagana wiatrami, w interiorze często niedostępna, pozwoliła się tu osiedlić
ludziom, lecz ma ich za nic, co pokazały chociażby ostatnio wydarzenia z
erupcjami wulkanicznymi, które zmusiły tysiące mieszkańców Grindaviku do
opuszczenia swoich domów. Islandia jest piękna i groźna, ale ja chciałem dziś
napisać o tym, że stan samotności jako taki nie ma w sobie w zasadzie żadnego
piękna, nie musi niczym grozić, jednak bywa najcenniejszym życiowym
doświadczeniem.
Wielu ludzi boi się
samotności. Wielu uważa samotność za niezdolność do funkcjonowania w
określonych modelach społecznych, w których istotne jest to, że człowiek tworzy
różnego rodzaju stada i musi być częścią takiego stada, bo tylko wtedy nazywany
jest dojrzałym społecznie. Samotność bardzo często kojarzy się negatywnie. Być
samotnym to być w jakimś stopniu uszkodzonym, niepełnym, niegotowym na relacje,
niespełnionym, depresyjnym, unikającym i w związku z tym innym w rodzaju
dziwaka. Tymczasem jest to przecież stan, w którym najlepiej i najpełniej można
się przyglądać sobie, a silna relacja, jaką się wtedy wytwarza, to relacja… z
samym sobą. Wiadomo, że zaczynaliśmy w jaskiniach i z maczugami jako istoty
stadne, bo było to konieczne do przetrwania, ale od dłuższego czasu świat pełen
jest singli, którzy absolutnie nie cierpią z powodu tego, że są sami, choć
wciąż wpajane jest nam, że to przejaw dekadencji czasów, w jakich żyjemy i że z
tego nie będzie żadnych następnych pokoleń. Nie musi być, bo i po co? Czyż nie
za długo już zawłaszczamy tę planetę? Czy Islandia ma się borykać z obecnością
ludzi w nieskończoność?
Bardzo się cieszę, że coraz
więcej osób zaczyna rozumieć, że samotność nie jest stanem udręki, lecz
wyzwolenia. Nie wynika z tego, że ktoś nie może się do czegoś lub kogoś
dopasować, lecz jest po prostu świadomym wyborem. Angielski psychiatra Anthony
Storr napisał znakomitą książkę o samotności, którą miałem przyjemność
zrecenzować TUTAJ. Storr uznaje samotność za całkowicie normalny stan, w którym
najczęściej w pełni można realizować swoją drogę twórczą. Podkreśla również, że
są dwie zasadnicze sprawy do rozróżnienia: potrzeba samotności a zdolność do
niej. Ta pierwsza cechuje absolutnie każdego – nawet wiecznie otoczonego ludźmi
ekstrawertyka, który bardzo chce przez chwilę pobyć samemu. Ta druga wiąże się
już z wyborem drogi życia. Jestem w pełni odpowiedzialny za swoje życie i chcę
je kreować sam, bo tylko sam więcej w nim zrobię, więcej osiągnę, uzyskam
więcej satysfakcji z tego, co robię i będę przede wszystkim miał czas, by
zaglądać w głąb siebie, nie bojąc się tych konfrontacji. A także uważam, że żyjąc
samotnie, dam ludziom więcej, niż gdybym skupiał się na przykład na
codzienności stworzonej przez siebie rodziny, dzieci, bardzo często tracąc
kontakt ze swoimi prawdziwymi potrzebami. A nie żyłem i nigdy nie będę żyć dla
spraw przyziemnych. Chociaż zamieszkując tutaj, muszę się mierzyć z ich
bezkompromisowością i tym, że często przytłaczają.
Dlatego przybyłem na Islandię
z docelowym pragnieniem obcowania z jej pejzażem solo. Zdecydowanie solo, w
otoczeniu surowego krajobrazu, pośród wiatru i pustki. Zmysły działają mi
inaczej, kiedy jeżdżę po Islandii sam, a inaczej, kiedy na przykład jeżdżę z
kimś i coś mu pokazuję albo ten ktoś pokazuje coś nowego mnie. Są tu miejsca,
do których chcę docierać tylko sam. Takie zakątki, których harmonię burzy już
oddech mnie samego, a co mówić na przykład o dźwiękach rozmawiających ze sobą
osób. Najcenniejszym doświadczeniem podczas odwiedzania różnych miejsc w
Islandii jest doświadczenie ciszy. Dlatego chcę tu być samemu. Ruszać w drogę
wtedy, kiedy poczuję, że to konieczne. Na własnych zasadach, we własnym tempie,
z własną ścieżką, z postojami, całym koniecznym ekwipunkiem oraz otwartym
umysłem. Nie twierdzę, że nie lubię jeździć po wyspie z innymi ludźmi. Najlepiej
jednak jeździ mi się samemu. A poza tym potrzebuję przestrzeni, by między
podróżami znaleźć dostęp do samego siebie. Bo czasami oszałamiające piękno
islandzkiego pejzażu trochę zaburza mi percepcję i czasem tracę wgląd w samego
siebie. Czasami po prostu wracam do domu w stanie jakiegoś emocjonalnego
zamknięcia. Dopiero będąc sam ze sobą, po jakimś czasie zaczynam rozumieć, co
przeżyłem podczas konkretnej wycieczki.
To nie jest tak, że nie lubię
ludzi, po prostu ich unikam, ale wiem, że muszę funkcjonować w jakiejś
społeczności, bo to bardzo ważne, gdy ludzi jest mało w jednym skupisku, a
natura pokazuje, jak mocno może uprzykrzyć życie. W doświadczaniu Islandii solo
jest coś absolutnie magnetycznego i widać to często w mediach
społecznościowych, gdzie najciekawsze obrazy i relacje powstają na kontach
tych, którzy przemierzają wyspę tylko w towarzystwie swojego samochodu. Mnie
przyciągnęła tutaj przestrzeń. To, że w każdej chwili mogę znaleźć się pośrodku
dzikiej pustki, a tam czeka na mnie jedynie szum wiatru. Dlatego nie wybrałem i
nigdy nie wybrałbym życia w rejonie stołecznym. Jakkolwiek trudno tutaj, na
Fiordach Zachodnich, realizować swoje marzenie o byciu samotnym pośród tych
wspaniałych krajobrazów. Jeśli zrozumieliście, że samotność to dla mnie sposób
twórczego przeżywania świata i coś, dzięki czemu postrzeganie Islandii nigdy mi
nie spowszednieje, bardzo się cieszę. Jeżeli nadal będziecie mi życzyć
znalezienia kogoś, z kim miałbym iść przez życie, którego dalszy scenariusz
stworzyłem bardzo konkretnie w korelacji z islandzką naturą, serdecznie się
uśmiechnę i powtórzę: nie, dziękuję, chcę tu być sam i będę tu sam.
---
Jeśli podoba Ci się ten blog albo Cię inspiruje i chcesz mnie wesprzeć finansowo na emigracji, zapraszam: Jarosław Czechowicz, nr konta w Alior Banku 65 2490 0005 0000 4000 2364 6501
Chłopie, Ty powieściopisarz jesteś ??! Przecież tego tekstu nie da się czytać!! Jest długi jak flaki z olejem !!! Zacząłem - bo nic nie wiem o Islandii - i zaraz przestałem ! Nie jestem dziennikarzem, tylko normalnym czytelnikiem i potencjalnym beneficjentem różnych treści. Sorry - ale ten tekst jest do dupy...Przykro mi
OdpowiedzUsuńPiękny i mądry tekst, zmusza do refleksji i zastanowienia, niektórzy wybierają sami taki sposób na życie, innych zmuszają zawirowania życiowe , ale daje się polubić taki stan i szybkie , hałaśliwe życie obok nas jest już męczące.
OdpowiedzUsuń"..Jeśli zrozumieliście, że samotność to dla mnie sposób twórczego przeżywania świata i coś, dzięki czemu postrzeganie Islandii nigdy mi nie spowszednieje, bardzo się cieszę....". Rozumiem.
OdpowiedzUsuń