Dobrze jest wrócić. Szczęście
doświadczane po raz drugi ma wyjątkowy smak! Po kwietniowych przygodach
przestałem na kilka miesięcy myśleć o Islandii. Przynajmniej nie intensywnie.
Podjąłem próbę ponownego przylotu i jestem. Razem z co najmniej jedną chińską wioską, bo azjatyccy turyści zajmowali jakieś 1/3 miejsc w samolocie. Jestem u wspaniałych gospodarzy, Bereniki
i Piotrka, autorów "Szeptów kamieni", jednej z ważniejszych dla mnie
książek tego roku. Dziś, w dzień wigilii, miałem niepowtarzalną okazję
pojeździć z nimi po okolicy. Zima przyszła dopiero wieczorem, więc udało się
objechać kilka znanych i parę nieznanych mi zakątków w bardziej sprzyjającej
aurze. Jest trochę inaczej z postrzeganiem tego, co wokół. Nie ma tej
ekscytacji pierwszego razu, ale jest większa uważność, czułość do detali. Jeżdżę
z ludźmi, którzy wysiądą razem ze mną z samochodu, by w skupieniu sfotografować
skałkę lub obłoki. To wszystko nadal bardzo przyjemne i ekscytujące, nie ma na
Islandii dwóch tych samych razów. Teraz już rozumiem dużo lepiej niż latem, że układ chmur, naświetlenie
słoneczne, gra kolorów wokół - wszystko jest złudne i trzeba łapać te chwile.
Islandia zimą wcale nie jest taka zimna i nie poczułem jeszcze, co to znaczy
tych kilka godzin dnia, ale ciemność mi nie przeszkadza. Uczy pokory i szacunku
do wyspy. Znowu jestem tu, gdzie czuję się jak w domu, ale coraz trudniej jest
mi wyobrazić sobie na tyle godziwe życie i zajęcie, które umożliwiłyby mi
spokojne życie na Islandii w przyszłości. Bo z rozmów z gospodarzami wynika, że
wcale może nie być łatwo. Jeśli się przenieść, to tylko ze świadomością tego,
że uciekam od zgiełku i stresu. Naprawdę dobrze znowu tutaj być. Mieć
świadomość, że jest się we właściwym miejscu i że nie można wymarzyć sobie
lepszego. Jest też spokój po stresujących dniach poprzedzających lot - z dużą dozą nieufności musiałem dać drugą szansę Wizz Airowi. Przede mną kilka
ekscytujących dni i odkrywanie tego drugiego, zimowego oblicza wyspy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz