piątek, 29 grudnia 2017

Wspomnienie z 27 grudnia

Przedostatni dzień na wyspie. Musiałem zmienić miejscówkę, pożegnać wspaniałych gospodarzy i przenieść się do 101 Guesthouse - całkiem przyzwoite miejsce za niewielką jak na Islandię cenę. Poranek rozpocząłem od odwiedzenia Harpy, do której tym razem udało się wreszcie wejść. Ponieważ wystawiono jakiś kiermasz z przecenami poświątecznych pierdółek, kupiłem kilka najmniej kojarzących się ze świętami. Mam taki mały fetyszyzm, zbieram różne drobiazgi z miejsc, które odwiedzam. Potem przyszła pora na sesję zdjęciową z Sun Voyagerem. Nie widziałem za wiele tego świata, ale uważam, że to najlepiej skomponowana z otoczeniem instalacja, która ma to do siebie, że można ją fotografować na wiele sposobów i za każdym razem wyjdzie unikatowa fota. Trudność polega jedynie na tym, żeby ominąć mistrzów pierwszego i drugiego planu, w związku z tym, żeby zrobić wartościowe zdjęcia Voyagerowi, trzeba się uzbroić w cierpliwość. Też mieć dobry aparat, mój taki nie jest. Wytrzymałem dwadzieścia minut z wciąż włażącymi w kadr ludźmi, ale udało się złapać kilka świetnych ujęć. Później już leniwie spędzany czas do spotkania autorskiego zorganizowanego przez Iceland News Polska. Termin co najmniej beznadziejny, bo większość Polonii w Polsce, a poza tym chyba mało kto ma tutaj czas, by w wirze obowiązków zajmować się literaturą. Tak czy owak bardzo kameralna godzinka i mam oryginalne zdjęcia, bo autor aż wyskoczył z butów z wrażenia - dosłownie!
Pytanie Justyny Grosel o to, kim jestem, i jak się mogę określić, ponownie wzbudziło we mnie zamęt i przywołało świadomość, że mając czterdziestkę na karku, nadal nie wiem, jak się zdefiniować, co o sobie mówić konkretnego. Tu też myśli mi się jakoś inaczej, wyłącza się czujność obecna na co dzień w Polsce; myślę, że tutaj jestem po prostu częścią Islandii i moja tożsamość nie istnieje. Po spotkaniu pożegnalny podarunek od wyspy, czyli nareszcie zorza polarna. Niewielka i hasająca po niebie tylko ponad kwadrans, ale dała mi dużo radości - tym bardziej, że mogłem podbiec na pobliskie wybrzeże i widzieć ją bardzo dokładnie. Z rzeczy pierwszych w moim życiu zorza polarna jest jedną z najważniejszych. Tutaj w zasadzie cały czas doświadczam jakichś rzeczy pierwszych. Ten pobyt był dla mnie jakimś bajecznie dobrym snem w arktycznej tonacji błękitu i bieli. Snem, z którego czas się wybudzić. Pora wracać. Do następnego razu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz