niedziela, 2 kwietnia 2023

Zmiany


 Nowy miesiąc, nowe zmiany. To, co najważniejsze, wreszcie się dopełniło. Wystawione od września polskie mieszkanie zostało sprzedane. Towarzyszy mi wiele rozmaitych emocji. Bardzo czekałem na tę sprzedaż. Pod koniec ubiegłego roku zacząłem już całkiem tracić wiarę, że się uda, bo polski rynek nieruchomości właściwie stanął w miejscu. Potem podjąłem dość odważną decyzję, że jednak ruszam do Islandii bez kapitału sprzedanego lokum, po prostu z oszczędnościami na dwa miesiące. I kiedy te dwa miesiące się kończą, przychodzi konkretny zastrzyk finansowy z Polski. To naprawdę dużo zmienia, daje komfort i pozwala na to, by wreszcie rozglądać się tu za samochodem. Oczywiście czerwonym, z napędem na cztery koła. Zakupię go na pewno w tym miesiącu, tylko będę musiał w tym celu polecieć do Reykjaviku. A następnie ruszyć w pierwszą długą podróż, sprowadzić go tutaj i sprawdzić się za kółkiem. Tymczasem świadomość sprzedanego mieszkania poza wielką radością przynosi też odrobinę egzystencjalnego lęku. Tak oto dokonało się wszystko, co miałem zaplanowane. Dorobek całego polskiego życia spieniężony i teraz już nie ma żadnego odwrotu. Jestem tutaj, zostaję i muszę naprawdę rozważnie zastanowić się nad dalszą przyszłością. Tym bardziej że islandzkie zarobki są naprawdę niewielkie. Pracowałem ciężko każdego dnia marca i te skromne wypłaty (jedna jeszcze nie wpłynęła) informują mnie o tym, że wcale nie będzie różowo. Ale teraz najważniejsza jest satysfakcja, bo nie ma już żadnych niewiadomych, wszystko stało się jasne i tylko ode mnie zależy, co zrobię z dalszym nowym życiem, które zdecydowałem się rozpocząć.

Może napiszę parę słów o tym, dlaczego trudno jest przetrwać na Islandii z pensją minimalną. Otóż bardzo trudno jest tu komuś, kto decyduje się na emigrację w pojedynkę – tak jak ja. Jeśli jest się z kimś, to wszystkie opłaty automatycznie dzielą się na dwa, zatem nawet przy dwóch pensjach z najniższą krajową jest zdecydowanie łatwiej i można wieść przyzwoite życie. Niezwykle trudno jest być tu komuś, kto pali papierosy. Ich ceny są bardzo wysokie i znacząco uszczuplają skromny budżet. Ponieważ mam możliwość zarobkowania również z Polski, moja sytuacja nie jest może tragiczna, niemniej jednak gdy później dojdą jeszcze wydatki na paliwo (nie kupuję samochodu, by jeździć nim z domu do pracy i z powrotem), może być jeszcze trudniej. Tak, nie byłem do końca świadom tego, że za najniższą stawkę godzinową na Islandii emigrant singiel może sobie opłacić tylko mieszkanie, miesięczne skromne zakupy spożywcze i od biedy kilka paczek fajek. I to jest wszystko. Nie byłoby w tym nic frustrującego, gdyby nie fakt, że trzeba na tę skromną pensję naprawdę dużo pracować. Cały marzec byłem w pracy praktycznie dziesięć godzin dziennie i dopiero teraz widzę, jak niewiele za tę pracę dostanę. I tak, wiem, że w Polsce pracuje się czasem dłużej za głodowe stawki, nie musicie mnie uświadamiać. A tymczasem nie mam możliwości zdobycia lepiej płatnej formy zatrudnienia. Przynajmniej nie na prowincji, bo może w regionie stołecznym byłoby inaczej. Od kwietnia pracuję w pełnym wymiarze godzin w jednym sklepie, tym islandzkim. Przyjrzę się ponownie na początku maja, jak to wszystko finansowo wygląda na koncie. Choć wiem, że przecież niewiele się zmieni w porównaniu z pierwszym miesiącem pracy.

Tak czy owak do wskazanego wyżej czasu, kiedy absorbowały mnie obowiązki, doliczyć trzeba kurs islandzkiego, który również jest bardzo zajmujący. Po pierwszych zajęciach, podczas których kłębiło się we mnie sporo wątpliwości, odnalazłem się na kursie i znalazłem na nim swoje miejsce. Umiem już zadać kilka prostych pytań i odpowiedzieć paroma prostymi zdaniami po islandzku. Nieodmiennie fascynują mnie dźwięki tego języka. Nie wiem, czy do końca kursu opanuję te podstawy, które powinienem opanować, ale najważniejsza jest teraz dla mnie swoboda kontaktu z islandzkim klientem, więc na tej sferze znajomości islandzkiego chcę się koncentrować. To naprawdę piękny język i wierzę w to, że będę mógł swobodnie się w nim komunikować. Widzę, jak ludzie, dla których podstawowym językiem jest angielski, mają problemy z islandzką fonetyką. To duże wyzwanie. Także opanowanie rodzajów (rzeczowniki islandzkie mają często zupełnie inne rodzaje niż polskie), koniugacja i przede wszystkim poprawność wymowy. Islandczycy w moim sklepie mówią dużo i szybko, więc trudno jest mi korzystać z tego, co słyszę, ale zakładam, że ukończenie kursu da mi więcej pewności siebie.

Tymczasem przede mną jeszcze ukończenie kursu prawa jazdy. Planuję ostatni egzamin w moje urodziny, ale nie mam jeszcze potwierdzenia, że będzie to dokładnie 11 kwietnia. Zależy mi na tym, by zdać to szybko i zdobyć plastik do portfela nie tylko dlatego, że ćwiczę dwa razy w tygodniu na dwóch samochodach. Nie mogę się po prostu doczekać, kiedy kupię własne auto i będę mógł je prowadzić. Kiedy uzyskam tę oczekiwaną tutaj wolność – świadomość, że w każdej chwili, na przykład po dniu ciężkiej pracy, mogę wsiąść w samochód i po kwadransie być w zupełnej pustce, w otoczeniu oszałamiającej natury. W ciszy, którą tak tu uwielbiam. Już niedługo będę miał tę namiastkę całkowitej swobody. Możliwości, które pozwolą mi być na Islandii w dokładnie takim wymiarze, jaki sobie zaplanowałem. No i rzeczywiście idzie wiosna, na Fiordach Zachodnich coraz cieplej. Kwiecień przyniesie dużo zmian.

---

Jeśli podoba Ci się ten blog albo Cię inspiruje, możesz wesprzeć mnie finansowo na emigracji, stawiając wirtualną kawkę TUTAJ

1 komentarz:

  1. Jesli myslisz o uzywanym samochodzie, to lepiej uderzac do Akureyri - samochody sa tam duzo mniej pordzewiale niz w regionie stolecznym ;-)

    OdpowiedzUsuń