Relaks na plaży w Breidaviku |
Poprzedni weekend spędzałem na
południu Fiordów Zachodnich, gdzie delektowałem się ciszą i odludziem najpierw
na plaży w Breiðavíku, a potem przy Rauðisandur, ale to wydaje się już odległą
przeszłością. Bowiem w ostatni weekend zwiedzałem południe Islandii, gdzie
zobaczyłem między innymi Hvalfjörður oraz bajkowe Kleifarvatn – tym razem w
pełnym słońcu, na które starałem się za bardzo nie denerwować. Zanim wróciłem
do domu, obejrzałem po raz kolejny wodospady Hraunfossar i Barnafoss, jednak
tym razem pojechałem jeszcze dalej, by znaleźć magiczne i absolutnie pozbawione
turystów nawet w sezonie miejsce zwane Surtshellir, dokąd jedzie się totalnie
dziką drogą F578, u której kresu można podziwiać imponujące jaskinie lawowe.
Wypadałoby z tych podróży zredagować choć krótkie relacje, jednak wciąż łapię
się na tym, że żyję tu tak intensywnie, iż zdecydowanie nie mam czasu, by tę
intensywność opisywać. Niech zatem zdjęcia z minionych podróży będą uzupełniały
to, co ma być istotą dzisiejszego postu, czyli odpowiedzi na Wasze pytania,
które zadaliście mi na Facebooku.
Hvalfjörður, fot. Mariusz Zaworka
Agnieszka pyta, czy na Islandii jest jakiś producent notesów. Przyznam szczerze, że tego nie sprawdzałem. Ponieważ jestem wierny marce Nuuna i musiałem praktycznie wszystkie notesy zostawić w Polsce, po prostu zamówiłem sobie tutaj z Niemiec dwa moje ulubione modele. Oczywiście wszystko wyszło bardzo drogo, biorąc pod uwagę również cło, które zapłaciłem przy odbiorze, ale mam to, czego potrzebowałem, i raczej nie będę się rozglądał za islandzkimi notesami. Jeśli dowiem się kiedyś, że mają tutaj coś swojego, na pewno dam o tym znać. Chętnie też zakupię, bo jak niektórzy z Was wiedzą, lubię się otaczać książkami, ale również ładnymi notatnikami.
Maria pyta o opiekę zdrowotną
na Islandii. Na ten temat pewnie w swoim czasie powstanie osobny post,
natomiast dzisiaj skoncentruję się tylko na tym, co najważniejsze. Może z
opieką zdrowotną w regionie stołecznym jest całkiem nieźle, jednakże u mnie na
prowincji nie jest za dobrze. To trochę eufemistyczne określenie. Byłem tu u
trzech różnych lekarzy. Wszyscy to młodzi ludzie z Danii, którzy nie mówią po
islandzku. Nie to, że bym z nimi w tym języku rozmawiał, ale nie wydaje mi się
komfortowe dla lokalnego starszego Islandczyka, który nie zna angielskiego, bo
wcale nie musi, a jest przecież u siebie, że przychodzi i opowiada o intymnych
problemach w towarzystwie osoby trzeciej, bo przecież potrzebuje tłumacza.
Ubezpieczenie zdrowotne na Islandii otrzymuje się od państwa dopiero po pół
roku. Mnie przyznano nieco wcześniej, to miło. Nie jest istotne, że na przykład
od samego początku mieszkania tutaj pracujesz i płacisz wszystkie należne
składki. Dopiero po pół roku jesteś oficjalnie w systemie jako pacjent. Mimo
tego i tak za każdą wizytę lekarską płaci się małą kwotę. Jeśli chodzi o leki,
które przyjmuję na stałe, nie ma żadnego problemu z ich otrzymaniem, jeśli
posiadam anglojęzyczne zaświadczenie, że zażywam to czy tamto. Zupełnie inaczej
przedstawia się sytuacja z lekami wspomagającymi sen. Wiele miesięcy walczyłem
tu o to, by normalnie spać. Pomógł mi online POLSKI lekarz, bo tutejsi nie
chcieli albo nie mogli wypisać mi leków, które pomagałyby mi zasnąć.
Proponowanie melatoniny i spacerów przed snem osobie, która mówi w wywiadzie,
że od trzydziestu lat praktycznie nie przespała żadnej nocy – trochę słabe,
prawda? Zostawiam ten temat. O islandzkiej służbie zdrowia wypowiem się
szerzej, jak dłużej tu pomieszkam, żeby nie było, że jest dopiero pół roku i
jakim prawem może coś krytykować. Jedno jest pewne: lepiej nie zachorować na
Islandii na nic poważnego.
Anita zapytała, czy
wulkaniczne wstrząsy są odczuwane w mojej okolicy. Nie, Fiordy Zachodnie, czyli
najstarsza część Islandii, wolne są od jakiejkolwiek aktywności wulkanicznej.
Nic nam się tu nigdy nie trzęsie. Nie mamy również źródeł geotermalnych, co ma
swój wielki plus – ciepła woda na Fiordach Zachodnich nie wydziela
nieprzyjemnego zapachu tak jak na przykład ta używana w rejonie stołecznym.
Zatem w Ísafjörður ani w okolicach nic nam raczej nie wybuchnie, mamy za to
ciszę, przepiękne i majestatyczne góry oraz daleko do każdej innej części
Islandii. Ale dlatego wybrałem właśnie ten rejon. Z powodu jego dzikości,
osobności i zapierających dech w piersiach krajobrazach dosłownie na każdym
kroku.
Kilka osób ciekawi, co się tu
je i co ja tu jem. Miałem przyjemność uczestniczyć w uroczystej islandzkiej
kolacji wielkanocnej. Jadłem wówczas pyszną baraninę z ziemniaczkami na słodko
i parę innych pysznych dodatków. Nie jestem wybitnym smakoszem, nie gotuję, w
Polsce obiady jadałem w szkole, a w domu zamawiałem. Także tutaj nie mam ani
czasu, ani ochoty na gotowanie. W marketach jest mnóstwo gotowych potraw firmy
1944 (rok uzyskania przez Islandię niepodległości), które wrzuca się do
mikrofalówki i są całkiem smaczne. Czy zdrowe – to już inna kwestia. Można
doprawić lub zjeść z jakimiś swoimi dodatkami. W Polsce nie ma aż takiego
wyboru potraw, które są możliwe do zjedzenia w trzy minuty po włożeniu do
mikrofali. Kiedyś bardzo smakowały mi burgery z frytkami na tutejszych stacjach
benzynowych, ale z przykrością muszę stwierdzić, że na przykład jakość tych dań
na stacji Olis w Borgarnes znacznie się pogorszyła. A to stamtąd wspominam
najpyszniejszy islandzki fastfood. Na Islandii jest też coś wspaniałego, czego
nie lubi moja cukrzyca – niesamowity wybór różnego rodzaju słodyczy. Od donutów
i przesłodkich gotowych ciast po cukierki lub wafle. Co ciekawe, odkąd tu
jestem, bardzo rzadko jadam ryby. Nie umiem się szerzej wypowiedzieć na temat
islandzkiej kuchni, ponieważ ten temat średnio mnie interesuje. Wiem, że często
jem szybko i niezdrowo, ale póki co, to się raczej nie zmieni.
Spotkanie z islandzkimi konikami, fot. Mariusz Zaworka
Pojawiło się także pytanie o
to, dlaczego tak lubię zimno i wybrałem ten kraj. Wyjaśniam od razu, że choć
uwielbiam zimno, również je odczuwam. Dlatego zakładam na siebie ciepłe ciuchy,
bo nie jestem morsem. Nie biegam w podkoszulku po śniegu. Mam za to absolutną
odporność na islandzką wełnę, bo swetry z niej zrobione, które tutaj
kolekcjonuję od jakiegoś czasu, mogę śmiało nosić na gołe ciało. Moje ciało
natomiast odczuwa zimno i je przed nim chronię. Ale jednocześnie wolę, by wokół
mnie było minus dwadzieścia stopni niż plus dwadzieścia. I wreszcie mieszkam w
kraju, w którym mogę nosić czapkę czy swetry przez cały rok. Podczas
islandzkiego lata bywa czasami naprawdę gorąco i w słońcu jest nawet 26 stopni,
ale sytuację ratuje jednak wiatr. Bardzo mi się podoba to, że nie ma tu
większych różnic temperatur między dniem a nocą, szczególnie zimą jest to
fantastyczne doświadczenie. Ogólnie na Islandii przez cały rok należy być
przygotowanym na jednocyfrowe temperatury, silny wiatr i intensywne opady. Jest
to idealne miejsce do życia dla kogoś takiego jak ja.
Ponieważ pytań nie pojawiło się zbyt wiele, a i sam zauważyłem, że wygasło nieco zainteresowanie blogiem osób, które doszły do wniosku, że pokazuję lub opisuję wciąż podobne rzeczy, na tym dzisiejszy post się zakończy. Choć w sumie powinienem pisać częściej, bo jest o czym. O tym, jak coraz silniej wrastam w tutejszy pejzaż, jak wiele codziennych spraw mnie tutaj irytuje i jak fantastycznie jest pozbywać się balastu jakichkolwiek negatywnych emocji w ciągu zaledwie kilku minut od momentu, kiedy wsiądzie się w ukochany samochód i ruszy przed siebie w pustkę. O tym, że zdobyłem tu już mnóstwo inspiracji na nową powieść i prawdopodobnie będzie to najmroczniejsza z książek ze wszystkich, jakie napisałem. Bo Islandia to wyspa mroczna w wielu wymiarach. Nie każdy może tu mieszkać. Nie każdy będzie się tu czuł dobrze – z bardzo wielu powodów, bo jako wyspa jest to raj na ziemi, ale jako państwo absolutnie nie. Jestem jednak we właściwym miejscu i pewnie we właściwym czasie. Być może musiałem poczekać te 44 lata, aby znaleźć miejscówkę, z której nie mam zamiaru się już nigdzie ruszać. Oczywiście poza wycieczką na Alaskę czy Grenlandię, bo te miejsca jeszcze MUSZĘ zwiedzić. Jeśli macie do mnie kolejne pytania, możecie je zostawić w komentarzu do tego wpisu. Na wszystkie odpowiem, choć nie mam pojęcia, kiedy to zrobię.
---
Jeśli podoba Ci się ten blog lub Cię inspiruje, możesz mi postawić wirtualną kawkę TUTAJ
Hej, wpisy są bardzo ciekawe i chętnie dowiaduję się, jak się żyje na Islandii (w Islandii?). Miałam zadać pytanie o najbardziej zaskakującą rzecz związaną z zamieszkaniem tam, jaka Ci wcześniej nawet nie przyszła do głowy. I czy tubylcy się chcą integrować z Polakiem? (obcokrajowcem?)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło (za ciepło tu..) z Poznania
Celowo i konsekwentnie piszę wciąż NA, nie W. Odpowiedź jest wyżej - kocham wyspę, nie państwo. Jarek
UsuńCzekam na rozwinięcie wątku o islandzkiej służbie zdrowia / z powodu wykonywanego zawodu / tym czasem pozdrawiam - Kanadyjczyk
OdpowiedzUsuń