sobota, 28 maja 2016

Fiordy Zachodnie

Dzisiaj będzie krótko o Fiordach Zachodnich. Nie odwiedzę ich podczas mojej podróży, ale zawsze zakładałem, że będzie to mój punkt docelowy, jeśli zdecyduję się na przeniesienie do Islandii na stałe. Fiordy Zachodnie odróżniają się linią brzegową od reszty wyspy i same niejako z niej wyrastają, odstając nieco. W tym rejonie mieszka około 3% Islandczyków, a skoro ich cała populacja to niewiele ponad 300 tysięcy - jest tam naprawdę odludnie. Najpiękniejsze i najbardziej magiczne są spotkania gór z oceanem. To wspaniałe połączenie określa cały ten rejon Islandii.

Największym skupiskiem ludności regionu jest Ísafjörður, rybackie miasto liczące niecałe 3 tysiące mieszkańców. Przyznam, że to właśnie tam chciałbym znaleźć swoją islandzką miejscówkę na zawsze. Jakiś wynajęty domek, praca (pewnie przy rybach, ale może jakaś inna) i długie wieczory na czytanie oraz prowadzenie stamtąd w dalszym ciągu "Krytycznym okiem". Wydawcy pewnie nie wysyłaliby książek tak daleko, ale dziś sprawę załatwiają e-booki i czytnik. I taki byłby prosty plan. Również dotyczący wtopienia się w lokalną społeczność. Bo te małe społeczności żyją w symbiozie, więc samotnicze życie (jakie lubię) musiałoby być też usankcjonowane przez innych. Północ wymusza stwarzanie silniejszych więzi międzyludzkich i zakładam, że są one dużo trwalsze niż te nasze, kontynentalne. Wiem, że to, o czym piszę, może brzmieć dość naiwnie, ale w prostocie jest siła i chociaż marzenia mogę mieć proste, skoro rzeczywistość wciąż się komplikuje.
Czy są tam Polacy? Pewnie, że są! Czytałem gdzieś, że w maleńkim Bolungarvíku jest jakaś polska szkółka. Być może byłaby okazja, żeby dorobić do rybnej pensji, dając lekcje polskiego dzieciakom Polonii. Ale to oczywiście dalekosiężne plany. Na razie bardzo ubolewam nad tym, że nie zobaczę latem tego rejonu. Jest specyficzny, bardzo surowy, jednocześnie hipnotyzujący widokami wzdłuż zatoki Ísafjarðardjúp i nie tylko. Nie mam tam żadnej bazy, nie jest też łatwo dojechać. Trzeba zdecydowanie odbić od krajowej jedynki oplatającej wyspę i ruszyć w trudną trasę objazdową. A może czyta mnie ktoś, kto tam mieszka? Zapraszam do kontaktu - mail podany po prawej stronie bloga albo Facebook - TUTAJ.

5 komentarzy:

  1. ja to mam przeczucie że Ty tam wrócisz na zawsze..:)nie wiem czy w te fiordy czy ogólnie, ale wrócisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też na to liczę, choć wiem, że życie może napisać różne scenariusze.

      Usuń
  2. Od jakiegoś czasu wychodzę z założenia, że życie mam jedno i nie chciałabym w chwili śmierci, czegoś żałować.
    Niegdyś marzyłam o zamieszkaniu na Alasce (tak, to po serialu "Przystanek Alaska", który nadawany był po raz pierwszy w piątkowe późne wieczory na tvp2, gdy kłaniała się szkoła średnia). Lubię odludne miejsca, nie odnajduję się zupełnie w tłumie i hałasie na dłużej. Cisza mi nie przeszkadza.
    Przede wszystkim spełnienia marzeń związanych z tym wpisem :)

    Wspaniale opowiadasz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja też bym może wpatrywał się latami w obrazki i sobie wzdychał, gdyby nie pojawiła się okoliczność, o której będzie w jutrzejszym wpisie. I tak, życie jest bardzo krótkie, trzeba korzystać. Nie obchodzi mnie, jak długo będę spłacał wyjazd - on jest ważny!

      A propos literackich zachwytów nad Alaską, polecam
      http://krytycznymokiem.blogspot.com/2016/03/barwa-ciszy-rosamund-lupton.html

      Usuń
  3. Oczywiście, że ważny!
    Dziękuję za polecenie książki, bo nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń