Pierwszy zakup zrobiony. Nie, to nie misja na Marsa. To
zabezpieczenie przed islandzkim deszczem i wiatrem. Bo na Islandii albo pada,
albo wieje. Albo wieje, pada i jeszcze raz wieje. Islandczycy z parasolami
chyba nie są za pan brat, bo obawiam się, że liczba połamanych nie równa się
liczbie produkowanych. Zatem porządna kurtka i spodnie. Nie zmoknę!
Wiatr i deszcz to żywioły, z którymi można się mierzyć. Coś
wobec nich odczuwać, uczyć się pokory. Nie to co słońce. Ono może tylko spalić.
Kiedy dopieka, czuję się kawałkiem skwierczącego mięsa, które się poci. To
wszystko. Słońce to żadne wyzwanie, lecz udręka. Dlatego podoba mi się, że
Islandia często obywa się bez słońca. Natomiast wiatr ma podobno różne nazwy,
różne oblicza. Deszcz często pada poziomo. Liczę na to, że to odczuję.
Zestaw miał być przewiewny i ogólnie mało uciążliwy, ale jak się go przymierza w temperaturze pokojowej 25 st., to nieco uwiera. Na szczęście takich temperatur Islandia nie doświadcza.
Jeśli widzisz na Islandii kogoś z parasolem, to na bank turysta. Niedoinformowany :)
OdpowiedzUsuńBędę liczył, ilu takich spotkam i pomogę. :)
Usuńbardzo dobra inwestycja! tesknie za zimnym wiatrem, bo tu u mnie dzisiaj duchota przedburzowa ze nie da sie wytrzymać..
OdpowiedzUsuń