piątek, 27 maja 2016

Najtrudniejszy pierwszy krok

Dzisiejsze rozważania są kompletnie nieislandzkie. Do Islandii czymś trzeba dotrzeć. I jest to, niestety, samolot. Pojęcie do tej pory dla mnie abstrakcyjne, bo przy moim monotonnym i ustabilizowanym trybie życia nawet przejazd pociągiem był niezwykłą wycieczką. A tu, cholera, samolot - i to nie na obrazku, trzeba do niego wsiąść.

Na początku pomyślałem sobie, że jakoś zacisnę zęby i przetrwam te dwie godziny. Ale to nie dwie godziny, bowiem czas islandzki jest o dwie godziny do tyłu w stosunku do środkowoeuropejskiego. W związku z tym przede mną całe cztery godziny w czymś, czego panicznie się boję.

Wiem, samolot to najbezpieczniejszy środek transportu. Najszybszy. Promem płynąłbym pewnie do momentu, w którym wypłynęłyby ze mnie wszystkie treści żołądkowe. A tu raz dwa, cztery godzinki i cel podróży. Tyle że strachu to nie niweluje. Lecę liniami WOW Air. To są podobno tanie linie, ale myślę, że Polak nie powinien ze sobą zestawiać słów "tanio" i "Islandia", bo one nie tworzą żadnego logicznego związku. Lot jest wow, bo kosztuje ponad osiem stów w jedną stronę. Od razu poczytałem w Wikipedii o tej linii lotniczej, a następnie o wszystkich katastrofach z modelami Airbusów, jakimi WOW Air dysponuje. Potem czytałem o innych wypadkach lotniczych oraz o tym, ile - wiele! - błędów pilota może doprowadzić do rozbicia samolotu, po czym pomyślałem, że mojego chciałbym przed lotem odwiedzić i poznać.


Aby się nieco znieczulić, internauci zdecydowanie polecają upicie się przed lotem. Ale po czterech godzinach chcę chłonąć rzeczywistość wszystkimi zmysłami, a nie leczyć kaca. Dobrą opcją jest mała dawka leku nasennego. Kto wie jednak, jak organizm zareaguje na to w nieco innym ciśnieniu? Ponieważ stewardesy nie proponują na pokładzie ogłuszania czymś ciężkim, na razie nie mam pojęcia, w jaki sposób przetrwam lot. Zna ktoś skuteczne sposoby pozbycia się lęku? Wiem, że czytanie czy słuchanie muzyki mi nie pomogą. A może po prostu boję się nieznanego? Wsiądę i potem będę chciał wszędzie latać, a nie jeździć? Wątpię. Obiecałem sobie, że przy lądowaniu nie będę klaskał jak typowy polski turysta, ale kto wie, czy nie obcałuję też załogi, gdy wszystko już się skończy. Póki co najtrudniejszy do Islandii jest dla mnie ten pierwszy krok.

13 komentarzy:

  1. :) nie znam tych linii ale znam Twoje obawy. Sama tak miałam przed pierwszym lotem. Dodatkowo choruję na nadciśnienie, biorę leki ale mimo wszystko bałam się jak zareaguje mój organizm.. i wbrew wszelkim obawom i strachom nie jest to nic strasznego. Fakt, że miewam zawroty głowy przy nabieraniu wyskości a potem przy obniżaniu pułapu do lądowania, ale da się to przeżyć. Mogą się również zatykać wtedy uszy - ale to mija, wystarczy żuć gumę, albo ziewać... :) Panika minie - zobaczysz. Najfajniejszy jest moment startu kiedy samolot odbija się od pasa startowego wcześniej nabierając prędkości! Wbija w fotel ale to mega fajne i dziwne uczucie :) które bardzo lubię. Sam lot, już po osiągnięciu wysokości, jest przyjemny, jeśli nie ma wiatrów, samolot jest dość duży (to wtedy nie telepie nim jakoś bardzo), suniesz se po niebie podziwiając widoki, chmury itp... nawet nie czuć że lecisz. Jest tak komfortowo uwierz, że ja panikara, podczas pierwszego w życiu lotu -poszłam do samolotowej toalety !!! :)) Najtrudniejszy pierwszy raz, potem już bedzie coraz lepiej. A katastrofy, wypadki itp... no tego nigdy się nie przewidzi. Dlatego zawsze trzeba myśleć nie o szczesliwym locie, ale o szczesliwym lądowaniu, które też, nie jest straszne.. :) spoko będzie :O)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moment startu, mówisz? To będzie początek prawdziwej paniki. :) Ale dzięki za pokrzepienie - lepiej czytać takie słowa niż notatki o katastrofach Airbusów (statystycznie wyjątkowo rzadkich).

      Usuń
    2. moment startu jest zajebisty ! powtarzam... ten taki kiedy już po kołowaniu, samolot sie ustawia na pasie i zaczyna nabierac predkosci. Ja sie oczywiscie trzymałam fotela, jakby to coś niby miało dać ;))) ale naprawde to fajna sprawa. Dasz radę. Jeśli nie jesteś pewien swoich emocji to może faktycznei wez sobie coś uspokajającego.. ale nie nasenne i nie alkohol, bo podejrzewam że może Cię za bardzo zmulić.. :)

      Usuń
    3. a lęku tak naprawdę się pozbędziesz , podejrzewam , jak już wylądujesz i stwierdzisz ze wcale nie było źle :)

      Usuń
  2. Jarek, bez paniki. Mój pierwszy raz samolotem był w 2015 r., jak leciałam do Irlandii. 3 h lotu. I wiesz co? Zero stresu, zero paniki. Było cudownie. Wrażenia niesamowite. Siedziałam przy oknie, a więc miałam możliwość obserwować maleńki świat poniżej. :)
    Drugi raz był całkiem niedawno, na przełomie marca i kwietnia znów odwiedziłam Irlandię. I nie boję się latania w ogóle. Uwierz mi, nie taki diabeł straszny, jak go malują. To przeżycie rewelacyjne. Będzie dobrze. Żadnych znieczulaczy! Uśmiech i tyle!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadnych znieczulaczy, mówisz? Czyli każde nowe doświadczenie życiowe brać na klatę i nie rozklejać się? Trzeba przemyśleć. :)

      Usuń
  3. Uwierzy mi, że to ogromna frajda. Bedzie Ci się podobało :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pocieszenie napiszę, że ja w swoim życiu nie leciałam samolotem. Nie polecam jednak ani promu ani jachtu na wzburzonym morzu. Ekstremalne - jak dla mnie - przeżycie zdrowotne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wsiadłbym choćby z tego względu, że z Polski bezpośrednio nie można się wydostać i że dłuuugo płynie.

      Usuń
    2. Mnie wystarczyła podróż do Szwecji. Jacht to zupełnie inna opowieść.

      Usuń
  5. Jarek, strach przed lataniem jest całkiem sexi, kobiety uwielbiają podtrzymywać na duchu chwilowo zalęknionych mężczyzn, może tego się trzymaj :)

    poza tym - słowo daję, to jest super frajda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jedną stronę będę mieć wsparcie w postaci znajomych, którzy ze mną lecą. Może z powrotem rozejrzę się za kimś, w kogo rękaw można się wypłakać. :)

      Usuń
  6. I jak było? Tak koszmarnie? Dla mnie jest to trochę niepojęte, bo ja uwielbiam latać.

    OdpowiedzUsuń