piątek, 3 marca 2023

Spokój

 

Zaczyna się tak zwana proza życia. Czas, kiedy nie tyle nie ma się czasu, by zapisać kilka refleksji, ile przede wszystkim nie odczuwa się konieczności robienia tego. Bo mam wrażenie, że potrzebne jest mi tu kilka dni, a może nawet tygodni, w których niczego nie będę analizował, podsumowywał, oceniał i określał. Tym bardziej że inni potrafią to robić zdecydowanie lepiej niż ja i przede wszystkim za mnie. Ukazał się w „Onet Podróże” wywiad, którego udzieliłem Karolinie Walczowskiej. Był tu i tam udostępniany, a ja przypadkowo podejrzałem komentarze do niego. I z niektórych wynikało, że ktoś taki jak ja, czyli osobnik żyjący na emigracji ledwie miesiąc, nie ma prawa wypowiadać się w mediach i robić wokół siebie szumu, bo nie ma tak naprawdę żadnej perspektywy, niczego o życiu emigracyjnym nie wie i nic ciekawego innym nie może przekazać. Ubawiłem się. Naprawdę niektórzy nie rozumieją, że w tym przekazie medialnym chodzi właśnie o to, by zaprezentować obecną, świeżą perspektywę kogoś, kto właśnie zaczyna nowe życie? Że celem tego wywiadu nie była omnipotencja w kwestii życia na Islandii, lecz pokazanie, iż można ze swoim życiem zrobić coś niezwykłego i że chodzi w tej rozmowie przede wszystkim o zainspirowanie niepewnych lub niezdecydowanych na zmianę? Bo tak się składa, że poza krytycznymi komentarzami pisanymi z wygodnych kanap i foteli pojawiły się w mojej skrzynce maile od ludzi, którzy tak jak ja mają te 40 plus i chcieliby coś zrobić ze swoim niesatysfakcjonującym życiem, jednak nie wiedzą, od czego zacząć. I ci ludzie dopytują, jak w szczegółach wyglądała moja droga. Wszystko tutaj w miarę na bieżąco opisywałem, zawsze jednak podkreślam, że mój lot w jedną stronę 29 stycznia to była już wisienka na torcie, zwieńczenie roku przygotowań i boksowania się z samym sobą i swoimi myślami. To, co zrobiłem, było z jednej strony piekielnie trudne, a z drugiej – naprawdę łatwe, kiedy uświadomiłem sobie, że wyjście z tak zwanej strefy komfortu własnych przyzwyczajeń i przede wszystkim wyobrażeń o sobie samym, wcale nie jest takie trudne.

Zatem celem mojej opowieści – tu na blogu czy gdziekolwiek w mediach – jest przede wszystkim inspirowanie do zmian. Do uświadomienia sobie w pełni własnych potrzeb i oczekiwań, które zawsze można zrealizować, jeśli zrozumie się, co jest priorytetem. I że ryzyko jest opłacalne. Ale naturalnie trzeba pokonać strach i zaryzykować. Ci, którzy mnie czytają regularnie, wiedzą dobrze, że w pierwotnym planie wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Miałem wyjechać z kraju dopiero z kapitałem sprzedanego mieszkania. Miało być bardziej bezpiecznie. I pewnie byłoby, ale nie dałem rady czekać w nieskończoność. Bo lokum nadal się nie sprzedało, a ja w międzyczasie zrozumiałem, że można poradzić sobie bez tego. Że może nie jest wygodnie i doskonale, ale zaczynam dostrzegać wartość każdej islandzkiej korony i tego, że postanowiłem wybrać trudniejszą drogę, inne rozwiązanie. Cokolwiek się wydarzy, wiem już na pewno, jakie są moje możliwości, i co jestem gotów poświęcić, by znaleźć się w miejscu, które obdarzyłem miłością. Tak więc jestem tu i nie żałuję ani jednego kroku. A także ani jednego słowa wypowiedzianego publicznie. Szczerze – mam gdzieś, jak inni mnie oceniają, co sobie o mnie myślą i co im się nie podoba w tym, jak działam i analizuję swoje działania. Mam to, co chciałem. I wiem, że jest możliwe przewrócenie życia do góry nogami w drodze ku szczęściu oraz spełnieniu.

A teraz jestem sobie zwykłym szarym emigrantem, który zaczął pracę na część etatu i rozgląda się za jego kolejną częścią, żeby spiąć miesięczny budżet. Jestem sprzedawcą w tutejszym sklepie Gjafaland. Cokolwiek wydarzy się dalej, dozgonnie będę wdzięczny właścicielom za to, że dali mi szansę, by zacząć tutaj życie z pominięciem pracy w przetwórni rybnej, która mimo wszystko wzbudzała moje niepokoje, bo nie byłem do końca przekonany, czy mój organizm dałby radę w tego typu miejscu. Nie wiem, gdzie będę pracował za pół roku czy później, ale bardzo doceniam to, co otrzymałem. Z moją tendencją do bycia perfekcyjnym we wszystkim, co robię, wciąż mam sobie wiele do zarzucenia. Że nie wymawiam jeszcze płynnie po islandzku liczebników złożonych, czyli cen dla klientów. Że nie obsługuję ich szybciej. Że pewne rzeczy trzeba mi powtórzyć dwa albo nawet trzy razy. Ale wiem, że nauczę się w nowej pracy wszystkiego, co muszę umieć, i już teraz daje mi to satysfakcję. Jak wspomniał jeden z moich znajomych – piekło zamarza, skoro facet robiący przez lata zakupy tylko z dostawą, staje się sprzedawcą i obsługuje klientów za ladą. Ano tak bywa. Wszystko można zmienić. Nauczyć się nowych rzeczy i zaakceptować siebie po zmianie. Bo naprawdę jest to intrygujące przyglądać się działaniom oraz reakcjom samego siebie w sytuacji, której do niedawna nie dopuszczało się nawet do myśli. Że można robić coś takiego, co się właśnie robi.

Tymczasem powoli finalizuję działania w zakresie zdobycia islandzkiego prawa jazdy. W najbliższy wtorek mam końcowy egzamin z teorii, więc powtarzam, powtarzam i jeszcze raz powtarzam. W sobotę odbędzie się ostatnia jazda z instruktorem, a potem mogę zacząć ćwiczenia jazdy z kimś, kto ma islandzkie prawo jazdy. Czyli swobodnie wyjechać na drogę, kierując autem. To naprawdę genialne rozwiązanie, które przydałoby się w Polsce. Zezwolenie na jazdę samochodem dla osoby, która jeszcze nie zdała egzaminu praktycznego, a chce poczuć się pewnie za kierownicą. Bez stresu i dodatkowych wydatków. To rozwiązanie, które wspiera młodych kierowców, jest popularne chyba we wszystkich krajach nordyckich. Tutaj mogę zbierać doświadczenia na drodze nawet do piętnastu miesięcy, zanim zdecyduję się podejść do ostatniego egzaminu. Myślę, że wystarczy mi miesiąc ćwiczeń, ale zobaczymy w praktyce. Chcę być najlepszym i najbezpieczniej jeżdżącym kierowcą na Fiordach Zachodnich. Dlatego wiem, że czeka mnie jeszcze sporo nauki. W terenie. Bo póki co, robię kolejne testy z teorii i zakuwam wykłady z sesji online. Mam nadzieję, że w następnym wpisie będę mógł się pochwalić kolejnymi osiągnięciami.

A z okazji dzisiejszego Dnia Pisarza życzę samemu sobie, abym znalazł tu czas na napisanie kolejnej książki. Bo wiem, że pierwsze dłuższe wolne, kiedy będę mieć wreszcie swój samochód i wymarzone prawo jazdy, zamierzam poświęcić na jazdę po Islandii. Przed siebie i z samym sobą. Spać na parkingach w aucie. Pojechać tam, gdzie jeszcze mnie nie było. Albo pojawić się znowu w odwiedzanych miejscach, które zobaczę z innej perspektywy, będę u siebie, nie będę już turystą. Magiczne jest wyobrażanie sobie tego, jaką wolność da mi prawo jazdy wraz z autem. Nigdzie ta wolność nie będzie smakować lepiej niż tutaj.

---

Jeśli podoba Ci się ten blog albo Cię inspiruje, możesz mnie wesprzeć finansowo na emigracji, stawiając wirtualną kawkę TUTAJ

6 komentarzy:

  1. Trzymam mocno kciuki. Rozmowę na onecie przeczytałam. Podziwiam. I mam jedną prośbę, pytanie....czy z tym paleniem nie da się nic zrobić? 😁

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem nieustająco pod wrażeniem i trzymam kciuki. Dasz radę, już to wiem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Życzę napisania fantastycznej książki o początkach nowego życia , o Islandii , o czym chcesz 💐

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozdrawiam serdecznie z północy Irlandii, pięč lat juž minęło...zachwyt trwa nadal.



    OdpowiedzUsuń
  5. Skrzydłą podcina zawsze ten, kto sam nie ma odwagi latać.
    Ja wierzę w Ciebie.
    mama Kasi T.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały opis, wspaniałe odczucia, wspaniałe dążenie do przodu. Jest zachwycające, że znalazłeś swoje miejsce na ziemi i że smakujesz życia począwszy od każdego najmniejszego szczegółu. Bardzo zachęcając zabrzmiało, że masz pomysły na kilka fabuł książkowych. Niech tak się stanie, a ja będę je czytać z wielkim zainteresowaniem, wiedząc co je zainspirowało. Kibicuję, pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń