sobota, 6 sierpnia 2016

Polacy na wyspie

Dziś pierwszy dzień od ponad dwóch tygodni, który spędzam sam. Ze swoimi myślami i przede wszystkim ze snem, bo odsypiam napięcie i emocje minionego czasu. Pierwsza książka od ponad dwóch tygodni. Nie wchodzi zbyt szybko, odzwyczaiłem się od czytania. Tak samo jak od ciemnych nocy. Gdy wylądowałem w środę w Warszawie, nie mogłem się napatrzeć na to ciemno wokół. Udało mi się dwa dni spędzić u koleżanki niedaleko stolicy i to był taki przyjemny czas przestawiania się na inne funkcjonowanie. Kraków i Wieliczka powitały mnie wczoraj upałem. Takim trochę drwiącym. Masz z powrotem to, od czego uciekałeś. Poza tym wciąż tkwię w stanie takiego dziwnego zawieszenia. Kadry islandzkie wyostrzają się w pamięci, wracają tej fragmenty rozmów, nad którymi się nie zastanawiałem. Choćby te dotyczące sytuacji Polaków na Islandii. Każdy Islandczyk (trzy osoby) reagował z polityczną poprawnością na wieść, że jestem z Polski i ze zdziwieniem, iż jednak nie pracuję, lecz zwiedzam. O samych Polakach było krótko. "Very nice people" i sztywny uśmiech. Na każdej islandzkiej twarzy. Wspominałem już o tym, że wielojęzyczne foldery reklamowe nie obejmują na wyspie języka polskiego.
Słyszałem, że Islandczycy są przeciwni temu, by pojawiały się etaty dla nauczycieli języka polskiego w islandzkich szkołach. Polacy traktowani są przede wszystkim jako tania siła robocza, wobec której jest ten chłodny dystans i przekonanie, że to jednak inni ludzie. Społeczność islandzka od wieków jest homogeniczna. Na pewno trudno się wkraść w jej łaski. Czasem się to w ogóle nie udaje. Przykra była rozmowa, którą przeprowadziłem ze współpasażerem podczas lotu do Warszawy. Z całą stanowczością stwierdził, że Islandczycy potrafią być rasistami. Wspomniał sytuację, w której był świadkiem naigrawania się w zakładzie pracy z Polaków. Robili to Islandczycy we własnym języku przekonani, że nie zostaną zrozumieni. Paskudne epitety za plecami pracujących. Mój rozmówca zareagował i powiedział, że nie życzy sobie takiego traktowania. Od dziesięciu lat wspiera PKB tego kraju, wciąż czując się w nim kimś gorszym. Właśnie z powodu takich sytuacji mimo wszystko rozważa powrót do kraju. Ta polska gorycz jest chyba obecna gdzieś na co dzień. Trudno jest mi określić, dlaczego Islandczycy trzymają dystans tak długo. Może robią to względem każdej obcej nacji. Jednak prawdą jest, że mówią o Polakach z uśmiechem, używają wyświechtanej formułki, a za plecami potrafią wyrazić swą opinię w sposób dosadny i przykry. Wszystko, o czym piszę, to relacje międzyludzkie. Nie myślę o wyjeździe na Islandię, by je specjalnie jakoś budować.
Chodzi mi o konkretne miejsce, konkretną przynależność. Pewnie będę tam jednym z tych obcych. Tych, którzy respektują prawa i dostosowują się do warunków życia, a jednocześnie są w islandzkich domach krytykowani. Myślę, że to jest bardzo skomplikowany problem - nie mogę wyciągać wniosków po wysłuchaniu kilku relacji. Nie wiem, na ile szczerzy byli moi rozmówcy, nie rozmawiałem też tak naprawdę z Islandczykami. Mimo wszystko przez dwa tygodnie czułem się dość specyficznie jako turysta z Polski. A dziś myślę o tym, że tak naprawdę ludzka przyzwoitość, otwartość i tolerancja nie zależą od kraju pochodzenia. Albo się jest po prostu dobrym człowiekiem, albo się nim nie jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz