wtorek, 29 listopada 2022

Dwa miesiące

 

Dokładnie za dwa miesiące wszystko się zacznie. I dokładnie mówiąc, nie mam pojęcia, co się zacznie. Powoli zaczyna narastać niepokój, który towarzyszył mi zawsze, ale uznawałem go za oczywisty i nieodłączny element planu rewolucji życiowej, zatem staram się cały czas, by nie zamienił się w strach. Bo strach potrafi paraliżować bez względu na stopień zdeterminowania, by coś zrobić. Moja konformistyczna strona natury woła od kilku dni: jedź, masz na to środki, po prostu pomieszkaj sobie tam te dwa miesiące, na czas których wynająłeś mieszkanie, pracuj zdalnie z Polski, zrób sobie przygodę i na początku kwietnia wracaj. Ale wracaj do czego? Sprawa ze sprzedażą mieszkania mi się komplikuje i być może czekałoby na mnie, podobnie jak praca, bo przecież jestem formalnie w tej chwili na urlopie bezpłatnym i dopiero za kilka tygodni zaniosę podanie o rozwiązanie stosunku pracy.

Takie to myśli rozbijają mi się po głowie, jednak staram się je odpędzać. W ogóle niesamowite jest to, w jaki sposób na ostatniej prostej tak zwane racjonalizowanie usiłuje sprowadzić mnie na rzekomo właściwą drogę. Właściwą z jakiego punktu widzenia? Nie zostawiam w Polsce niczego, do czego byłbym przywiązany. Lęk wywołuje jedynie świadomość, że w wieku 44 lat na nowym rynku pracy ogólnie jestem nikim. Uczę się islandzkiego, ale na razie efektem tej nauki jest opanowanie około stu słów i kilku zwrotów. Wszystko potrwa, a ja muszę od 1 lutego dynamicznie rozglądać się za pracą.

Pierwsze kilka dni spędzę na półwyspie Reykjanes, gdzie muszę załatwić formalności związane z pobytem i mam nadzieję, że nie będę czekał długo na kennitalę. A potem – jeśli pogoda pozwoli i samolot wystartuje – przywitam się ponownie z lotniskiem w Ísafjörður, skąd pochodzi zdjęcie zrobione 30 lipca 2016 roku: w dniu, w którym wszystko się zaczęło. Początek tęsknot, marzeń, projekcji. Jak czuje się człowiek, który osiągnie wszystko, o czym w życiu marzył? Czy wtedy przestaje działać ta niesamowita adrenalina, która wyzwala wszystkie działania określane przez niektórych jako szalone?

I rozmyślam trochę nad tym, czy Islandia naprawdę chce u siebie więcej Polaków. Czy ta największa mniejszość na wyspie nie zagospodarowała już każdego jej obszaru, w którym potrzebne były ręce do pracy albo emigrancki potencjał? Jadę w miejsce, co do którego wyimaginowałem sobie, że mnie potrzebuje. To ja potrzebuję Islandii jak tlenu do oddychania. Tymczasem rezygnacja z pracy i kolejne miesiące po niej szybko uświadomiły mi, że każdy jest do zastąpienia. Nie wydarzyło się nic spektakularnego po tym, jak odszedłem ze szkoły. Nie zmieniło się zapewne nic ani tam, ani w polskim szkolnictwie, w którym nadal pracują sfrustrowani ludzie tracący codziennie pasję do zawodu. Zawodu jednego z najpiękniejszych na świecie, który w Polsce jest tak bezkompromisowo deptany.

Nie jestem pewien, czy na Islandii będę pracował w tym zawodzie. Mam przygotowane dokumenty i rekomendację w języku islandzkim, z pewnością roześlę to do szkół na Fiordach Zachodnich. Tymczasem muszę być gotowy na pracę za minimalną islandzką pensję krajową. Zauważcie, że w przeliczeniu na złotówki jest to około 10 tysięcy złotych, jednakże przy takich zarobkach wiedzie się egzystencję spełnionych tylko podstawowych potrzeb, czyli w sumie takie samo życie jak w Polsce. Wiem, że pejzaż i inny rodzaj mentalności ludzi wokół zrekompensują to być może gorzkie powtórzenie. I wiem, że jadę tam z pełnym przekonaniem wyboru miejsca. Nie ma zatem okoliczności, które miałyby mnie stamtąd wygnać. Nie będę wracał w kwietniu – nie ma to sensu i nie to było celem całego planu realizowanego w bieżącym roku. Czeka mnie miesiąc gruntownego czyszczenia mieszkania z różnego rodzaju rzeczy. Może po tym poczuję się swobodniej i z większym komfortem będę patrzył na to, co ekscytujące i wzbudzające dziś trochę wątpliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz