poniedziałek, 9 stycznia 2023

Nordic walking

 

Dziś o moim odkryciu, które nazywa się nordic walking. Wiem, że po tym, jak późno odnalazłem Spotify, jestem ogólnie w szybkości przyswajania tak zwanych nowości jak Internet Explorer pośród przeglądarek, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że odkryłem coś naprawdę znakomitego.

Kijki dobierałem dość długo. Kierowałem się nie tylko ceną, lecz również opiniami doświadczonych chodziarzy. Ostatecznie zdecydowałem się na kije trekkingowe Viking Spider S, ponieważ w islandzkich warunkach zimowych z pewnością przyda mi się coś mocniejszego i stabilniejszego. Najpierw przeżyłem gehennę w rozkminianiu, jak się je składa, ale ponieważ tam, gdzie czasem brakuje mi logicznego myślenia, nie brakuje samozaparcia, ostatecznie udało mi się rozpracować, jak mieć w całości kij składany w trzy części, co jest dla mnie komfortowym rozwiązaniem, jeśli chodzi o pakowanie się do samolotu na Islandię. Kije kupiłem w sklepie, któremu zaproponowałem zniżkę ceny w zamian za reklamę w moich mediach społecznościowych, lecz sklep reklamy nie chciał, zatem poszukajcie sobie sami w sieci, jeśli ten model Was zainteresuje.

Kije są przede wszystkim niesamowicie lekkie i bardzo dobrze trzymają się dłoni. Choć dziś – podczas pierwszej lekcji chodzenia z nimi w bardzo cieplarnianych polskich warunkach w wielickim parku – dowiedziałem się i zrozumiałem, że nie należy w żaden sposób kurczowo się ich trzymać. Przy kierowaniu dłoni do tyłu, one wręcz powinny z niej wypadać, a rączkę trzyma się dosłownie trzema palcami, bardzo delikatnie. Moją instruktorką nordic walkingu była osoba, która kiedyś jako dyrektorka przyjmowała mnie do pracy w mojej szkole. Tak samo pełna życzliwości jak przed dwudziestu laty, choć spotkaliśmy się w zupełnie innych okolicznościach, w innej relacji. Oboje z satysfakcją stwierdziliśmy, że to bardzo dobrze, iż mamy już codzienność polskiej szkoły za sobą. Jesteśmy po prostu zrelaksowani, bez stresu tej codzienności. Ale to naprawdę niesamowite, jak plotą się losy. Moja była szefowa staje się dobrą kumpelą do chodzenia z kijami i znakomitą instruktorką. Jak mi dziś napisała, ja też jestem nie najgorszym uczniem.


Zrobiliśmy dzisiaj wspólnie na rozgrzewkę 5000 kroków. Bardzo mi się podoba ten rodzaj ruchu. Nie przeszkadza mi w nim otyłość brzuszna. Nie sapię, jak przy wspinaniu się, i nie rozwalam sobie stawów jak wówczas, gdybym biegał. A tymczasem ruszam się, moje ciało pracuje, myśli są czyste i to naprawdę niesamowite uczucie, kiedy godzinę po łażeniu, już po prysznicu, czuje się nadal inny rytm tętna krwi. I to daje bardzo dużo satysfakcji. Kiedyś śmiałem się z tego, jak ktoś opowiadał, że chodzenie z kijami poprawia samopoczucie. W ogóle nie widziałem jednego z drugim razem. A dziś się przekonałem, że to prawda. Chcę więcej. I myślę, że też intensywniej, choć trochę jestem obolały po pierwszej lekcji, ale to przejdzie, od jakiegoś czasu robię sobie codziennie dziesięć minut treningu cardio, więc organizm przyzwyczaja się do ruchu. Zakwasów więc żadnych nie będzie.

Ten nowy zwrot oraz nowe doświadczenie to oczywiście w związku z Islandią i możliwością, a raczej koniecznością (bez własnego samochodu) poruszania się po terenach, które w zimie zdecydowanie będą wymagać wsparcia. Kolce na buty podczas trwającej do maja zimy na Fiordach Zachodnich to może być za mało. A nie sposób tam siedzieć w domu, skoro wokół jest tyle miejsca do codziennego chodzenia, tyle piękna do pochłaniania wzrokiem i tyle dobrego świeżego powietrza znad zimnego północnego Atlantyku. Jeśli więc uznać, że Islandia mnie zmieni, to mam wrażenie, że zmienia już teraz, jeszcze przed przylotem. Bardzo się cieszę, że znalazłem sposób na codzienną aktywność fizyczną, przy której nie będą cierpieć moje płuca palacza. Nordic walking to poza tym fajny sposób na wzmacnianie sylwetki wyprostowanej. Mojemu kręgosłupowi wyjdzie to tylko na dobre. Bo Islandia jest dobra i wszystko, co robię w związku z nią, również jest dobre.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz