Nie ma to jak dzień pełen
emocji, których nie spodziewamy się, wstając rano z łóżka. Dzień tym bardziej
sympatyczny, że dziś wreszcie zaczął padać śnieg i choć czuję, że nie utrzyma
się długo, przypomniał o zimie. Tej, której islandzkie oblicze będzie wyglądać
zupełnie inaczej. Dzisiaj pożegnało się ze mną Wielickie Centrum Kultury, z
którym przez lata współpracowałem. I miałem takie wrażenie, jakby to też samo
miasto sprawiało mi pożegnalną niespodziankę. Sporo wzruszenia, którego po
sobie nie pokazywałem, ale teraz, wieczorem, ono daje o sobie znać, stoję
trochę na miękkich nogach. Uczę się od jakiegoś czasu, co to jest pogodne
pożegnanie. Takie wywołujące radość, nie smutek.
Założyłem sobie, że dzisiaj
podczas spaceru z kijkami pozałatwiam kilka ważnych spraw w Wieliczce. Nawiasem
mówiąc, to zaskakujące, jak te sprawy nagle się mnożą tuż przed samym wyjazdem.
Mam wrażenie, że w ostatni dzień roboczy w Polsce przypomnę sobie, że jeszcze
coś trzeba było zrobić. Tymczasem zbieram siły do wypełnienia online wniosku
meldunkowego A270 dla Islandii. Mam już wszystkie niezbędne dokumenty. Teraz
tylko przeklikać to w taki sposób, żeby system przyjął. Ale tymczasem jeszcze
są rzeczy do zrobienia w Polsce. I pośród mniej lub bardziej przyjemnych
działań spotkała mnie dziś przemiła niespodzianka.
Na to spotkanie umówiły się w
tajemnicy przede mną trzy najbardziej szalone i jednocześnie najbardziej
kreatywne wieliczanki, jakie znam. Bumistrzyni Wieliczki Agnieszka Szczepaniak.
Szefowa WCK Magda Kot. Prowadząca spotkania autorskie ze mną i prężnie
działająca w „Pulsie Wieliczki” Katarzyna Adolf. A wraz z nimi i ich
serdecznymi uśmiechami prezenty, które wprawiły mnie w osłupienie. Coś do powieszenia
na ścianę, do picia kawy (mam nadzieję, że pracownicy lotniska mi tego nie
rozwalą w transporcie) i do jedzenia, choć moja cukrzyca nie lubi tortów. Tort
jest fenomenalny. Spróbowałem, pyszny. Więcej jeść nie mogę. Poczęstuję
sobotnich gości. Tymczasem wpatruję się w niego jak w małe dzieło sztuki.
Pomysł na tę słodkość znakomity. Szkoda że nie można zachować na dłużej, zabrać
ze sobą na wyspę. Ostatnie rozmowy przed moim wyjazdem, trochę wspomnień,
wymiana doświadczeń w kwestii okularów (wymieniam sobie przed wylotem szkła w
moich ulubionych czerwonych oprawkach). I to poczucie, że kolejne zdarzenie z
mojego życia ma miejsce po raz ostatni. Że dziewczyny za chwilę będą daleko,
choć teraz są tuż obok mnie i przyjemnie spędzamy czas.
Z Wielickim Centrum Kultury współpracowałem wiele lat i nadal będę współpracował, bo przez cały rok mam w planie pisanie comiesięcznych recenzji do „Pulsu Wieliczki”. W WCK prowadziłem też sporo spotkań autorskich – między innymi z Sylwią Chutnik, Szczepanem Twardochem czy Marcinem Wichą. Sam dwukrotnie byłem autorem, który miał tam swój wieczór. Choć nie bywałem w Centrum często fizycznie, za każdym razem czułem dynamiczną i niepowtarzalną atmosferę tego miejsca. A także przyglądałem się temu, jak zmienia się okoliczny wielicki rynek. Dlatego dzisiejsza niespodzianka była dla mnie tak poruszająca. Sprytnie zaplanowane i zrealizowane działanie, które będę wspominał z wielką radością.
Tymczasem rezonuje we mnie to, co powiedziała Agnieszka. O świadomości wyboru, jego racjonalności, gotowości na zmianę i przekonaniu, że wszystko jest jak najbardziej słuszne. O umiejętności spakowania całego życia w dwie walizki. O tym, że można to zrobić właściwie w każdym momencie życia. To cenne, gdy rozumie cię ktoś, kto nie sugeruje, że powinieneś się jakoś zabezpieczyć (przed czym?), mieć do czego wrócić (w jakim znaczeniu?) albo raz jeszcze wszystko przemyśleć (przemyślałem już milion razy). Wraz z ekscytacją rośnie poziom strachu, to oczywiste. Ale nigdy nie będę żałował ani jednej rewolucyjnej decyzji z tych, które zacząłem podejmować od końca stycznia 2022 roku, kiedy wróciłem z północnej Norwegii. Bez względu na to, jak za jakiś czas będzie wyglądać moje islandzkie życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz