poniedziałek, 2 stycznia 2023

Podróż

 

Zaczął się nowy rok. A ponieważ będzie to w kilku wymiarach rok dla mnie wyjątkowy, zamówiłem sobie kalendarz, na którym widnieją zdjęcia z moją cieszącą się mordą, z wyprawy na islandzkie Fiordy Zachodnie latem roku minionego. Ale dziś chciałem napisać kilka słów na temat samego przemieszczania się, podróży. Kiedy otrzymałem na Facebooku wpis od koleżanki, dyrektorki biblioteki publicznej w Połańcu, pomyślałem sobie o tym, że bez względu na to, jak bardzo chciałem się zatrzymać, zakotwiczyć w jednym miejscu i udawać, że to już na zawsze, stale przez te czterdzieści lat podróżowałem. Wyruszyłem jako straumatyzowany różnymi doświadczeniami i wściekły na cały świat nastolatek właśnie z Połańca. Uciekałem do nowego miasta, by uczyć się w średniej szkole i uciec od codzienności z matką, która wciąż dawała mi do zrozumienia, że dobrego życia u jej boku mieć nie będę. Sandomierz był pierwszym etapem mojej życiowej podróży. Sandomierz nauczył mnie także, co to znaczy dobra samotność i jak czuć się rewelacyjnie samemu ze sobą. Do dziś wspominam to miejsce z dużym sentymentem, bo nie tylko znalazłem tam ludzi, z którymi pozostałem już na lata w dobrych relacjach, ale i uświadomiłem sobie przede wszystkim, co to znaczy, że dobry nauczyciel może mieć kolosalny wpływ na świadomość oraz wybory życiowe nastolatka.

Bo Kraków i studia polonistyczne, kolejny etap podróży, to było niewątpliwie pokłosie tego, w jaki sposób traktowała mnie oraz jak rozmawiała ze mną moja licealna polonistka. Jak widziała we mnie człowieka i jak wychodziła naprzeciw moim edukacyjnym oczekiwaniom oraz wrażliwości na literaturę. Zatem zdarzył się Kraków, filologia polska, kolejne wartościowe i dobre relacje z ludźmi, a później dalszy etap podróży – tej zawodowej i tej związanej z dużą liczbą wynajmowanych w Krakowie mieszkań, aż w końcu sięgnięcie po to własne. Którego teraz usiłuję się pozbyć, bo zaczyna się zupełnie nowy, ten najważniejszy etap podróży. Czy to już jest tak, że całe to przemieszczanie się zakończy właśnie adres w małym mieście w Islandii? Czy to przypadkiem nie będzie się działo dalej? Jakaś forma przemieszczania się, która mimo wszystko będzie mnie definiować na nowo? Nie mam tu na myśli jeżdżenia samochodem po wyspie, o czym najbardziej marzę. Chodzi o wątpliwość, czy na pewno wrosnę jak drzewo w jedno miejsce i to już będzie koniec. Póki co, nie mam nic przeciwko temu, lecz nie jestem pewien, co się wydarzy.


Cały czas myślę o tym, w jak komfortowej sytuacji się znajduję, jak uprzywilejowanym człowiekiem jestem. Migruję na swoich zasadach, kierowany swoimi oczekiwaniami i planami. Ruch oraz przemieszczanie się to przez cały czas moje świadome wybory. Wolne wybory. Tymczasem spory procent ludzkości od wieków był w podróży i były to podróże, które stawały się ucieczkami – od wojen, klęsk żywiołowych, różnego rodzaju cierpienia doświadczanego w konkretnym miejscu, skąd trzeba było udać się w podróż, to było konieczne, nie było wymysłem, fanaberią, planem i wyborem. Ile wolności tkwi w tym, że wybieramy nasze miejsce zamieszkania? Ile pragmatyzmu? Ile nieuświadomionych kompromisów, na które nie zawsze chcemy iść? I kiedy naprawdę stajemy się wolni: pod jakimś konkretnym adresem czy w drodze do nowego? Bo przecież egzystencja ludzka to droga i jakkolwiek banalnie to brzmi, wciąż za mało w taki sposób myślimy o swoim życiu.

Podsumowując: właściwie cały czas przemieszczałem się, w mniejszym lub większym stopniu od czegoś uciekając. Stoję przed taką formą podróży, która właściwie nigdy mi się nie zdarzyła. Bo to nie jest sam wybór, ani konieczność, ani fantazja czy dziwactwo. To ruszanie w drogę kumuluje w sobie całego mnie z tych czterdziestu czterech lat, który zmieniał miejsca zamieszkania, bo zwykle się czegoś obawiał, a teraz obawia się nieznanego, jednocześnie będąc najbardziej w życiu pewnym dokonanego wyboru drogi. Zastanawiam się, czy to będzie tak, że Islandia to już mój ostatni przystanek. A jeżeli tak, co z tym zrobię dobrego. Bo przecież chcę żyć dalej, jak najdłużej, mam dziki apetyt na życie, i dalej będę znajdował się w jakiejś drodze. Wszystko zacznie się klarować w tym nowym, najbardziej niezwykłym ze wszystkich dla mnie roku. Kiedy w 2022 zacząłem pozbywać się rzeczy, które zbierałem latami, uświadomiłem sobie, że jest we mnie jakiś nomadyczny pierwiastek. Pięknie jest mieć dwie walizki i ruszać z nimi do przodu. Kiedy jako nastolatek uciekałem z domu do Sandomierza, miałem dużo mniej. I taką samą determinację jak teraz, by wszystko zmienić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz