Dziś o tym, co jest podstawą
życia każdego z nas, czyli o zarabianiu pieniędzy. Porządkując, a właściwie
niszcząc tony papierów w mieszkaniu (spaliłem dwie niszczarki podczas tego
intensywnie trwającego od miesiąca procesu), zatrzymywałem się nad wszystkimi
świadectwami czy certyfikatami ukończonych kursów oraz szkoleń. Te
najcenniejsze zachowałem, zdecydowana większość została zniszczona. Bo tak
naprawdę co mi dadzą te dokumenty na Islandii? Kogoś zainteresuje to, w jaki
sposób doskonaliłem się zawodowo jako nauczyciel języka polskiego? Do dwóch
szkół w Ísafjörður przesłałem już swoją ofertę, załączając odpis dyplomu po
angielsku oraz dyrektorską rekomendację przetłumaczoną na islandzki przez
nieocenionego Jacka Godka. Szybko dostałem odpowiedź, że nie szukają
nauczyciela dla polskich dzieci ani w podstawowej, ani w średniej szkole.
Zdziwiłoby mnie, gdyby było inaczej. Wiem, że jak ktoś przejmuje taki etat w
takim miejscu, to raczej zostaje na Islandii na zawsze i z dużym
prawdopodobieństwem będzie na tym etacie stale pracował.
Zatem co mi zostaje? Tak
naprawdę niewiele, bo jedynie opcja prywatnych lekcji polskiego dla dzieci
Polonii będzie czymś, co pozwoli mi nadal pracować w zawodzie. A tym, co czeka
mnie chyba ze stuprocentową pewnością, jest praca fizyczna. Praca, której nigdy
nie wykonywałem. Praca, o której moja znajoma powiedziała, że jest znakomita,
bo nie obciąża umysłu, a po jej wykonaniu ma się po prostu czas dla siebie i
wolną głowę. Tak, to z pewnością zalety, niemniej jednak rośnie moja niepewność,
jak sobie z taką pracą poradzę. Nie chodzi o jakieś kwestie psychologiczne czy
psychiczne. Nie widzę żadnego problemu w tym, że będę mył toalety w hotelach
czy skrobał ryby przy taśmie. Zastanawiam się jedynie, jak to zniesie mój
organizm, który przecież młody nie jest, a jak wspomniałem wyżej, nigdy nie
zaznał pracy fizycznej. Zresztą przypominają mi się motywujące wpisy z jednego
forum, gdzie zdradziłem swoje plany: wow, kibicujemy ci i obserwujemy, taki
stary i taka zmiana/ w takim wieku coś takiego, będziemy obserwować. I tak
dalej.
Innej opcji niż praca fizyczna
nie ma. Moje polskie wyższe wykształcenie nic nie będzie znaczyć. Przybywając
tam, jestem na rynku pracy dokładnie tym, kim młody absolwent szkoły
podstawowej w Polsce, a może nawet jeszcze gorzej, bo nie znam języka – w miarę
komunikatywnie angielski, ale z islandzkim jeszcze bardzo, bardzo daleka droga
do jakichkolwiek sukcesów. Wiem to po kilku tygodniach mniej lub bardziej
udanego wkuwania słówek i coraz bardziej mnie frustrującego zapamiętywania
zwrotów, co w wielu przypadkach jest po prostu syzyfową pracą. Stąd też
świadomość, że trzeba będzie zasuwać fizycznie. Na pewno nie w wymiarze godzin,
które oferowała szkoła. Z jednej strony jestem mentalnie gotowy na taką zmianę
i takie wyzwanie, z drugiej jednak – tak naprawdę pierwszego dnia okaże się, co
potrafię i jak potrafię to robić.
Obejrzałem ostatnio wstrząsający film Érica Gravela „Na pełny etat”. Na mojej drodze nie staną trudności komunikacyjne, jakich doświadcza bohaterka filmu, próbując dostać się do pracy i z niej wrócić. Strajki z tego filmu zastąpią mi śnieżyce i sztormy. Do pracy trzeba będzie iść pieszo, gdziekolwiek będzie. Nie będę mieć również obciążenia w postaci dzieci, jednakże Gravel w znakomity sposób pokazał mi, jak zmieni się rytm mojego życia i jak bardzo kompulsywnie przyjdzie mi na co dzień funkcjonować po tym, jak przez dwie dekady żyłem oraz pracowałem w bardzo przewidywalnym schemacie. Na pewno nadal będę nauczycielem Pasji Pisania, bo chcę to zajęcie zachować, by mieć odskocznię od wszystkiego, co zakleszczy mnie pośród przyziemności na Islandii. Chciałbym nadal pisać recenzje, może kolejną książkę. A jeśli nie, to przynajmniej będę czytał próby literackie moich kursantów z Pasji Pisania. Wydaje mi się, że bardzo dużo czasu zajmie mi wejście w wygodny dla mnie rytm życia i pracy w nowym kraju. Bo przecież przez cały czas najważniejsze będzie, aby ta praca była i by można było ją utrzymać. Czym się zajmowaliście Wy, którzy przyjechaliście kiedyś do Islandii i stawialiście pierwsze kroki bez znajomości języka? Jak długo trwał okres, w którym pracowaliście za najniższą islandzką krajową? Czego w zasadzie mogę się spodziewać od potencjalnego pracodawcy na początku? Jestem pewien, że w tym zakresie będzie trudno. Prace zdalne z Polski przed komputerem mnie nie uratują, bo nimi w złotówkach to sobie zarobię na czynsz i może na dwa wyjścia po większe zakupy. Muszę na siebie zarabiać w koronach islandzkich. A to pewnie będzie oznaczało rytm życia przedstawiony tak sugestywnie w filmie Gravela. Trochę to dla mnie przerażające, a trochę ekscytujące. Cokolwiek się wydarzy i gdziekolwiek znajdę zatrudnienie, będę tam, gdzie powinienem być. I za niczym już nie będę tęsknił.
---
Jeśli chcecie wesprzeć mnie finansowo w moich planach emigracyjnych, możecie mi postawić wirtualną kawkę - TUTAJ
Moja siostra wyjechała będąc pielęgniarką i zanim dostała pracę w zawodzie harowała przy obróbce ryb , w chłodni , a mieszkała w jakimś baraku . Ale to było dwadzieścia lat temu , może Tobie pójdzie lepiej , czego Ci życzę 🤗
OdpowiedzUsuńJa na szczęście od razu ląduję w samodzielnym i funkcjonalnym mieszkaniu - co prawda na krótko - więc zakładam, że będzie ciut lepiej. :) Pozdrawiam. J.
OdpowiedzUsuń