fot. Mauricio Amato |
Powinienem napisać o
islandzkiej przestrzeni. O jej kilku znaczeniach, bo to kraj, w którym można
żyć pełną piersią i zawsze, w każdym możliwym momencie, znaleźć warunki do
tego, by się odciąć, zwolnić, pooddychać w innym rytmie. Islandia to przede
wszystkim liczne równiny, na których nic nie kryje się przed naszym wzrokiem i
gdzie horyzont zwykle zasłaniają wzgórza, ale bywa i tak, że jesteśmy sam na
sam z przestrzenią, w której się ginie. Całe dotychczasowe życie upływało mi
tak, że ilekroć chciałem zostać naprawdę sam z jakimś miejscem, ktoś lub coś mi
je zasłaniało. To, że ludzi jest za dużo, wiemy nie od dziś. Jest ich za dużo
wszędzie, a przede wszystkim tam, gdzie chcielibyśmy poczuć się istotą
aspołeczną. Pewnie, wzmożona turystyka na Islandii powoduje, iż są miejsca,
gdzie chodzi się gęsiego i takie, gdzie trzeba się rozpychać łokciami, by
zdobyć świetne ujęcie. O ile jednak tysiące ludzi wgapia się w Strokkur,
czekając na wodne eksplozje, o tyle w innych rejonach - i nie mam tu na myśli
tylko Fiordów Zachodnich, skąd pochodzi dołączone zdjęcie - można znaleźć
wspólny rytm z przyrodą. Tak daleki od tego wystukiwanego przez obcasy innych czy
minuty na zegarze.
Islandia to świetny kraj,
żeby spojrzeć na ludzi z dystansem i jednocześnie bardzo dobre miejsce, gdzie więzi
międzyludzkie zacieśniają się bardziej, wbrew surowości klimatu stają się
bardzo serdeczne. Islandia to miejsce, gdzie można porozmawiać ze sobą, ale
przeżyć też inne od codziennych spotkania z drugim człowiekiem. Przestrzeń
działa na wyobraźnię, ale przede wszystkim uczy pokory. Umiejętności oswajania
własnej samotności, z którą tak wielu sobie nie może poradzić. Islandia to
niezwykłe miejsce, gdzie skały pochodzenia wulkanicznego zlewają się z zimnym
oceanem. Gdzie można się naprawdę zatrzymać, wyciszyć. Islandia w końcu odbiera nam tę
pewność, którą daje kontynent. Tę butę bycia w wielkiej zbiorowości, okazywania
innym wyższości, rozpychania się wszędzie i walkę o skrawek miejsca, świeże
powietrze. To takie miejsce, gdzie człowiek staje się mały i śmieszny, i gdzie
można z pokorą przyjąć perspektywę drobiny. Fajne jest to, że takie spotkania z
przestrzenią muszą uczyć też - paradoksalnie - szacunku dla innych, kiedy wróci
się do motłochu i mnogości. Każdy z nas potrzebuje przestrzeni dla siebie.
Islandia wychodzi tym potrzebom naprzeciw.
mądre i piękne słowa.
OdpowiedzUsuńOj, tak, oddech, przestrzeń - to konieczne dla higieny psychicznej, że tak niezbyt poetycko się wyrażę. Może z racji intensywniejszego niż Twoje obcowania z przyrodą nie mam aż takich tęsknot, ale nie wyobrażam sobie życia bez oglądania przynajmniej raz na kilka dni lasu czy kawałka otwartego pola wokół siebie.
OdpowiedzUsuńTwoja miejscówka to raj w porównaniu do mojej. Tydzień bez smogu tygodniem dzikiej radości. Ja nawet jak do Warszawy jadę, to wysiadam i wciągam w płuca inne powietrze. A w Gdyni to już w ogóle, wdychanie czegoś zupełnie innego i szok przez pierwszy kwadrans. Na Islandii pewnie zemdleję od tej czystości. :)
UsuńDasz rade,bedziesz musial..gleboko oddychac Jarek..hehehe:))
Usuń