czwartek, 28 lipca 2016

Dzień 5 - 25 lipca

Dziś przede wszystkim mogłem się wyspać, zrobić u Patrycji pranie (islandzkie suszarki to obok pralek niezbędnik domowy - trudno suszyć ciuchy na powietrzu, tak często wilgotnym), nadgonić sprawy w necie i spokojnie przepakować rzeczy do kolejnej podróży. Po południu wsiadłem do autobusu wiozącego mnie do Akureyri. To islandzkie wyluzowanie czasem jednak irytuje - kierowca najpierw wziął mi bilet w odwrotną stronę bez sprawdzania (dobrze, że się upomniałem, bo nie wiem, na czym bym wracał), a potem radośnie ruszał z otwartym bagażnikiem. Wielki autokar, a w środku - dwóch kierowców i poza mną tylko jeden pasażer. Islandczycy są naprawdę wyluzowani, skoro chce im się wykonywać taki kurs. Przecież to jest kompletnie nieopłacalne. Tym bardziej, że w Akureyri do powrotu szykowało się... aż troje pasażerów. Sześciogodzinna jazda pozwoliła mi przyjrzeć się nie tylko urozmaiconym krajobrazom, ale przede wszystkim szalenie zróżnicowanej pogodzie. Właściwie co 20 minut aura się zmieniała. Po mgle i obfitym deszczu nagle wychodziło słońce. Siedziałem obok kierowcy, więc miałem okazję zrobić kilka panoramicznych fotek. Różnica w krajobrazie polega przede wszystkim na tym, że im dalej na północ, tym więcej dużo wyższych niż na południu, majestatycznych gór.
Jeden postój na stacji benzynowej, potem niespieszna jazda. Nie wiedziałem, czy patrzeć prosto, w prawo czy na lewo. Dopadł mnie już pewien przesyt. Tego piękna wokół jest jednak za dużo. W zbyt krótkim czasie oglądam zbyt wiele. Sporo się przez to traci, jednak z drugiej strony - chcę z Islandii wydobyć jak najwięcej. W Akureyri czekał już na mnie Zbyszek. Wulkan energii, bardzo radosny człowiek - jeden z tych, których lubi się od samego początku i czuje się  w jego towarzystwie doskonale i swojsko. Żebym szybko nie zasnął z wrażenia, Zbyszek pokazał mi jeszcze po drodze wodospad Goðafoss wieczorową porą. Nocną właściwie. Chyba zakłóciliśmy spokój śpiącym w vanie turystom. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę te wszystkie cuda północy w dziennym świetle, choć zdaję sobie sprawę, że pogoda tym razem nie będzie na tyle uprzejma, by zobaczyć wszystko, co zobaczyć można.
Finał podróży. Ze Zbyszkiem na tle panoramy Akureyri.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz