piątek, 29 lipca 2016

Dzień 6 - 26 lipca

Husavik
Wtorek powitał mnie deszczem i nisko powieszonymi chmurami. Zbyszek musiał iść do pracy, a ja w tym czasie postanowiłem pozwiedzać Husavik. W tym maleńkim rybackim miasteczku mieści się Muzeum Wielorybów. W nim interesujące okazy, szkielety tych ssaków, można przysiąść i pooglądać film na ich temat. Tuż obok dwie ekipy wyprawiające turystów w morze, by zobaczyli wieloryby w naturalnym środowisku. Kilka osób polecało mi tę wyprawę, mówiąc, że akurat na północy można je często zobaczyć. Było jednak tak chłodno, wilgotno i ponuro, że zrezygnowałem. Nie wiem zresztą, czy wyrobiłbym się w czasie, a zaraz po powrocie Zbyszka z pracy mieliśmy jechać w trasę objazdową po okolicy. Pozostało zatem muzeum i obiad w Salce - znanej husavickiej restauracji. Nie zobaczyłem, jak pięknie usytuowane jest miasto, którego okolice od miesięcy oglądałem na fotkach Zbyszka. Aura nie pozwoliła.
W brzuchu wieloryba
Nie byłem zły czy rozczarowany, bo liczyłem się z tym, że może tak być, aczkolwiek chmurzyska i deszcz dokuczały cały dzień, bez jakiejkolwiek zmiany. Biorąc pod uwagę to, co przeżyłem wczoraj, jadąc tutaj, ten pogodowy zastój był nieco zaskakujący. Popołudnie i wieczór w trasie. Najpierw kanion Asbyrgi. Chmury były łaskawe, podniosły się, zobaczyłem piękno tego miejsca. Ciszę zakłócały drące się gdzieś w okolicy dzieciaki, ale mimo tego dało się poczuć inny wymiar czasu w tym miejscu. Sporo drzew, skały mieniące się kolorami. Jedyne takie miejsce na wyspie. Chciałoby się tam posiedzieć dłużej. Musieliśmy jechać dalej. Kolejnym celem był Detifoss - największy islandzki wodospad. W jego pobliżu po raz pierwszy na Islandii zmarzłem. Sam Detifoss robi niesamowite wrażenie. Ogromne masy wody spadające w dół, potężna mgła wodna, wokół liczne drobne wodospady. Dość niebezpieczne otoczenie, śliskie kamienie - właściwie idealne miejsce dla kogoś, kto chciałby popełnić samobójstwo. To takie zderzenie mocy i huku z islandzką ciszą. Detifoss pokazuje, że rządzi. Zbyszek mówi, że były kiedyś plany zagospodarowania jego ogromnej energii i zbudowania obok elektrowni, ale takie zamiary tutaj nie przechodzą. Islandia dba o swą naturę na każdym kroku, Islandczycy są zdecydowanymi przeciwnikami tego typu ingerencji. Mój północny gospodarz i przewodnik jest wielbicielem fotografii i zrobił mi bardzo profesjonalną sesję zdjęciową, chwytając wszystkie ważne odcienie kolorystyczne miejsc, w których byliśmy.
Detifoss
W drodze powrotnej jeszcze kilka ciekawych ujęć. Chmury zasłaniały prawie wszystko. Islandia tego dnia była naburmuszona, nie pozwoliła się podziwiać. A ja? W tym wszystkim coraz bardziej zagubiony, coraz mniej pewny siebie, oszołomiony i zachwycony. Mnóstwo wrażeń, rozmaitych bodźców - czuje się to na każdym kroku, język jest zawodny, chyba nie da się opisać takich przeżyć. Wydaje mi się, że część przemyśleń ujawni się dopiero za jakiś czas. Aktualnie trzeba przyswajać. Piękna wycieczka po północnych rejonach wyspy. Nie udało nam się podjechać w okolice jeziora Myvatn, ale nie miałoby to sensu w takiej aurze. Mam zatem powód, by tu wrócić. Kto wie, co skryły przede mną deszczowe chmury.
Pogoda fatalna
W kanionie Asbyrgi
Detifoss zapiera dech w piersiach


1 komentarz:

  1. To już obowiązkowo musisz tam wrócić, żeby zobaczyć wieloryby w naturze... A jak reagujesz na pływanie łodzią?

    OdpowiedzUsuń