sobota, 18 lutego 2023

Coraz bardziej u siebie

 

Ponieważ przez całe życie w polskim szkolnictwie otrzymywałem płatność z góry, przez pewien czas naiwnie myślałem, że jeszcze w marcu będę mieć środki na utrzymanie, bo przecież do tego czasu dostanę pierwszą wypłatę. Oczywiście działa to tutaj tak jak w większości krajów i zawodów – wynagrodzenie otrzymuje się dopiero po miesiącu pracy. Ale nie muszę się już martwić o to, że stan mojego islandzkiego konta stopnieje jak śnieg tutaj przed kilkoma dniami, ponieważ od 1 marca zaczynam pracę. Więcej będę na ten temat pisał później. Na razie uspokaja i buduje perspektywa względnego bezpieczeństwa finansowego. Z prawem jazdy to jeszcze trochę zejdzie, ale wszystko odbywa się zgodnie z planem (dziś spróbuję zdać pierwszy egzamin z teorii online i czeka mnie druga teoretyczna szkoła jazdy na platformie). Tymczasem poznaję, czym są, i jak ważne znaczenie mają na Islandii związki zawodowe. W Polsce należałem do ZNP, które działa w ten sposób, że pobiera jeden procent nauczycielskiego wynagrodzenia. Takie składki płaci się też tutaj. Tylko że na Islandii w przeciwieństwie do Polski ma się wsparcie związków zawodowych praktycznie w każdej pracy. Dzięki nim otrzymuje się też różne profity, rabaty, można sobie odliczać pewne wydatki. Na pewno napiszę więcej o tym, kiedy już się dokładnie dowiem, jak to działa. Dziś jestem już zapisany w związku zawodowym Verk Vest i jak wspomniałem wyżej – od marca do roboty. Normalnej, nie polegającej na tym, że siedzę sobie w domu i pracuję z komputerem. Mam nadzieję, że aura będzie pozwalać na piesze dotarcie do pracy. Zresztą nie mam wyjścia, trzeba się będzie mierzyć z każdymi warunkami pogodowymi, dopóki nie dorobię się tu samochodu.

Tymczasem czuję się już dużo bardziej komfortowo i powoli zaczynam odczuwać, czym jest ten prawdziwy islandzki luz. Małe miasto ma swoje charakterystyczne cechy. Po kilku tygodniach spotykasz w różnych miejscach te same osoby. Ale też wciąż poznaję kogoś nowego. Znajomych i sąsiada mojego gospodarza, który ma przeuroczego psa – witam się z nim czasem serdecznie, kiedy wychodzę przed mieszkanie zapalić, a zwierzak jest na spacerze. Biega po okolicy i już cieszy się na mój widok, choć gdy zobaczył mnie pierwszy raz, musiał trochę poszczekać. Ponieważ rozmawiam już z różnymi Islandczykami, widzę, że wcale nie można generalizować co do ich mentalności. Są tak samo różni jak ludzie w Polsce. Niektórzy mocno zamknięci w sobie i pragmatyczni, ale poznałem też Islandczyka, który opowiadał mi takie historie, że do dziś przepona boli mnie ze śmiechu. Jedno jest pewne: w sytuacji trudności czy zagrożenia oni działają automatycznie, każdy natychmiast ci pomoże, wybawi cię z opresji. Zwłaszcza jeśli spowodowana jest przez naturę, na przykład samochód nie może ci wyjechać z zaspy.

W Ísafjörður od kilku dni króluje cisza. Nie sądziłem, że mogą tu być aż cztery spokojne dni z rzędu. Cały czas z tyłu głowy miałem oczekiwanie na to, że trzeba mierzyć się stale z surowymi warunkami. A jest trochę inaczej. Niesamowity jest dotyk śniegu, który spadł świeżo i roztapia się w dłoni, dając wrażenie jakiegoś ciepła. Niesamowite jest również to, że wreszcie do kluczy od mieszkania mogę sobie przypiąć zawieszkę, która tkwiła przez sześć lat przy moich polskich kluczach, codziennie przypominając, gdzie jest mój prawdziwy dom. I choć nie są to klucze do własnego mieszkania, to jednak do islandzkiego. Dopiero wczoraj miałem śmiałość przywiesić sobie to, co widzicie na zdjęciu. Trudno wytłumaczyć, jak wzruszający to był moment.

Dzień jest już coraz dłuższy i to mnie zdecydowanie nie cieszy. Gotowy na przeprawę z białymi nocami mam tu zapas opasek na oczy, ale także mocne czarne rolety. Mam nadzieję, że jakoś to przetrwam. Czuję, jak ogromną przestrzeń wolności i swobody osobistej daje to miejsce mimo tego, że jest małym miasteczkiem. Takim, w którym w Polsce każda nowa osoba byłaby na lokalnym radarze. Pewnie tutaj też na nim jestem, lecz mam wrażenie, że otaczają mnie ludzie z samą pozytywną energią. Kto obserwuje, nie mam pojęcia. Ale pozdrawiam tych wszystkich ludzi, mając nadzieję na to, że kiedyś się poznamy. Nie spotkało mnie tu przez dwa tygodnie żadne przykre przeżycie. Nie ma tu też konieczności specjalnego utrzymywania ze sobą kontaktów. Żadnej serdeczności na siłę. Włażenia komuś do domu. Szantażu w stylu „dlaczego się od kilku dni nie odzywasz do mnie”. Ludzie mają dużo czasu po prostu na odpoczynek. I widzę, jak ważna jest tu rodzina. To znaczy nie rozumiem tego, bo jestem samotnikiem, ale umiem docenić, że wielu ludzi otacza się bliskimi, bo tak się czują komfortowo. Co jeszcze ciekawego? Za wszystkie nadgodziny oraz pracę w weekendy płaci się tu wyższą stawkę. Każdy wydaje się mieć swoje miejsce i mam nadzieję, że i jak będę już niebawem tym puzzlem, który się do pejzażu oraz społeczności dopasuje, a nie będzie odstawał.

Trochę odpuszcza bezsenność oraz wchodzi we mnie ten rodzaj luzu, który chciałem tutaj znaleźć. Wrażenie bycia ze sobą na swoich warunkach. W absolutnej ciszy. Z przepięknym widokiem za oknem, bo za każdym razem, gdy idę zapalić, nie mogę przestać wpatrywać się w to bajeczne otoczenie. Mam wrażenie, że właśnie tutaj oszczędzone mi zostały częste trudności, a może nawet upokorzenia polskiego emigranta. I cały czas próbuję przeanalizować moją roczną drogę przygotowania się do tego, żeby być tutaj. Wszystko było tak dokładnie zaplanowane, jak zawsze planowałem sobie pracę nauczyciela. Tymczasem udało mi się zarobić pierwsze islandzkie korony podczas lekcji z uroczą dziewczynką, która najwidoczniej chce ze mną pracować dalej i poprawiać swoje umiejętności z rodzimego języka. Powiem Wam, że to było naprawdę wspaniałe uczucie: po pół roku przerwy znowu uczyć. Ale myślę, że teraz czekają mnie zupełnie nowe wyzwania i nauczycielem tu raczej nie będę. Nie na etacie. Natomiast chcę w Islandii pisać następne książki. Nie ma lepszego miejsca do pisania. Oczywiście trzeba znaleźć na to czas. Ostatnie dni poświęciłem nowemu thrillerowi, którego redakcję robi moja islandzka siostra, genialna Wioletta Leśków-Cyrulik (także pisarka zresztą) i pokazała mi tę powieść z nowej, innej strony. Mam nadzieję, że przygotujemy dla Was wspólnie jeden z najlepszych polskich thrillerów drugiego półrocza. Książka ukaże się nakładem Wydawnictwa Zaczytani. A ja postaram się delektować ostatnimi dniami względnego spokoju przed podjęciem pracy zarobkowej. Wraz z kijkami będę tu szukać ciszy i pięknych pejzaży. Wszystko układa się dobrze, bo Islandia jest dobra. I to był dobry wybór, najlepszy.

---

Jeśli podoba Ci się ten blog albo Cię inspiruje, możesz wesprzeć mnie finansowo na emigracji, stawiając wirtualną kawkę TUTAJ

3 komentarze:

  1. Trzymam kciuki💪

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj jak ja Panu kibicuję🙂
    Ciekawa jestem Pana pracy i zazdroszczę, ale pozytywnie. Pozdrawiam. A z tym paleniem proszę uważać...😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez bardzo kibicuję i zazdroszczę cudownych widokow na co dzień. A palenie rzucić koniecznie (oszczędność zdrowia i kosztów) Powodzenia !

      Usuń